piątek, 26 lutego 2016

Skrzydła3



-Nie mogę w to uwierzyć, Tess!- wykrzyknął Andrzej nagle pojawiając się tuż obok niej.
-Co?- zapytała z wyrzutem, bo przerwał jej rozmyślania. Mój Boże, miała tyle problemów.
-Jeszcze nie wiesz?- spytał przestraszony.-Tess, Szefu cię zwolnił!
-Co?!- wykrzyknęła. Teraz to ona nieźle się przestraszyła.-Ale… Chyba nie… Mówisz poważnie?
W odpowiedzi podał jej kartkę papieru, którą trzymał w ręku. Przeleciała wzrokiem po paru linijkach tekstu.
-Niezwłocznie- powiedziała cicho.-Dlaczego?
Andrzej pokręcił głową. Westchnęła. Nie mało miała kłopotów? Pacjent zbiegł…
-No to się zbieram.
Nim zdążył cokolwiek zrobić wybiegła z sali i pomknęła po swoje rzeczy. W pośpiechu nałożyła kurtkę i wygrzebała kluczyki z torby. To nadeszło tak szybko, niespodziewanie, ale wiedziała już, co zrobi. Nie ma czasu na użalanie się. Pojedzie do męża, do Niemiec. Zostawiła go tam właśnie dlatego, że miała tu tak dobrą i nieźle płatną posadę. A teraz wszystko to wyparowało. Nie miała tu nic do roboty. Znów zobaczy swoją córkę. Więc postanowiła, wyjeżdża. Jak najszybciej. Może uda się jej jeszcze dziś? Wystarczy się przecież tylko spakować. Która to godzina? Hm. Pierwsza trzydzieści. Może lepiej nie jechać teraz? Przecież jest już zmęczona, a to aż osiem godzin bezustannej jazdy. Tak, lepiej się jeszcze prześpi.
Z piskiem opon zahamowała przed małym domkiem jednorodzinnym znajdującym się na dużej zarośniętej chwastem działce. Emocje wreszcie zaczęły przepełniać jej serce. Trzasnęła drzwiami i zamknęła auto. Kipiąc ze złości weszła do domu. Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem. Rzuciła torbę na podłogę, zaraz za butami i kurtką. Ubrana w biały kitel lekarski usiadła na kanapie. Warknęła cicho sama do siebie. Była tak wściekła, ze z trudem hamowała łzy. W końcu jej uwagę przykuły stojące w idealnym rzędzie butelki wina. Przeniosła je na stolik.
-Walić kieliszki- mruknęła pociągając łyka z gwintu.
Nim się obejrzała opróżniła dwie kolejne butelki i siedziała upita na podłodze, koło kanapy, z do połowy pustą, ostatnia butelką, opierając głowę o stół i wymyślając na swojego szefa. Po chwili usnęła i flaszka wypadła jej w ręki, z głuchym brzdękiem upadła na podłogę, lecz nie rozbiła się. Jej zawartość rozlała się po podłodze plamiąc kitel Teresy. Ale ona już spała.

W zasadzie to, nie miał zbyt wiele do roboty. Gdy zasnęła ułożył się koło niej i zaczął myśleć. Każdy człowiek już dawno by zasnął, ale jego służba nie pozwalała mu na takie rarytasy. Wiec po prostu leżał i napawał się jej bliskością. Przez te parę lat wyrobił sobie o niej bardzo mocne zdanie. Była silną i niezależną dziewczyną, bardzo wrażliwą i uczuciową, ale starannie wszystko ukrywającą. Przeważnie była szczera i unikała kłamstw. Nie lubiła sprawiać niewinnym ludziom dodatkowej przykrości, ale kiedy ktoś zalazł jej za skórę potrafiła nieźle dopiec. Z reguły nie była mściwa, ani okrutna. Potrafiła jednak wydać się bardzo wredną i nieprzystępną osobą. W gruncie rzeczy Samael myślał, że to, czego naprawdę potrzebowała, to odrobina bezinteresownej miłości. Zastanawiał się właśnie, czy potrafiłby jej takową dać, gdy dziewczyna we śnie przewróciła się na drugie bok i wtuliła w jego ramię.
Przez chwilę był trochę zaskoczony. Tak naprawdę nigdy nie miał do czynienia z taką miłością, z takim kontaktem. Uświadomił sobie, ile ludzkich uczuć będzie musiał nadrobić. Ile będzie musiał zrozumieć.
I tak upłynęło mu pół nocy, jakie mieli na odpoczynek. Równo o szóstej w jego głowie odezwała się potrzeba obudzenia dziewczyny. To była taka jego Anielska moc. Jako Stróż znał rozkład jej dnia i wiedział, a raczej wyczuwał, kiedy powinna wstać, kiedy zjeść, jak zdążyć bez szwanku. Kiedy był jedynie głosem jej sumienia nie potrafił dosadnie jej tego przekazać. Teraz mógł spełniać lepiej tę rolę.
Zwlókł się z łóżka nastawiając się w miarę optymistycznie na nadchodzący dzień. Dziewczyna przebudziła się, gdy wstając odsunął ją lekko od siebie.
-Dzień dobry- stwierdziła ze szczerym optymizmem. Uśmiechnął się do niej szeroko.
Chwilę później zniknęła za drzwiami. Do łazienki nie zamierzał z nią iść. Tyle razy już tam był… Tym razem musi pamiętać, by zachować prywatność. Z resztą, już dawno nauczył się wczuwać się w jej duszę i widzieć świat dookoła niej jej własnymi oczami. To była druga z jego anielskich sztuczek. Nadal działała.
Przysiadł na kanapie i zastanawiał się, co będzie dalej? Z drugiej strony, to ciekawe, że te najtrudniejsze zadania spotykają właśnie jego. Jakby Bóg sądził, że tylko on poradzi sobie tak jak trzeba. Może tak właśnie było? Przecież Pan ma plan.

Gdy wyszła z łazienki on siedział na kanapie i widocznie nad czymś rozmyślał. Przez myśl przeszło jej, ze może to o niej myśli z taką miną. Zaraz potem skarciła się w duchu. On uśmiechnął się szczerze.
-Spakowałem rzeczy- oznajmił.- Idźmy już. Może zdążymy jeszcze na jakieś śniadanie na dworcu, nim pociąg odjedzie.
Uśmiechnęła się i sięgnęła po bluzę. Wyszli i zostawili klucz w recepcji. Ulice były opustoszałe, chłodne powietrze dawało się we znaki. Wiatr smagał po twarzy, a słońce nie zamierzało się pokazywać. Dawno już nie było tak nieprzyjemnej pogody. Bywały oczywiście straszliwe burze i inne katastrofy pogodowe, ale tego dnia otoczenie wydawało się pozbawione wszelkiej miłości i nadziei. Paskudny klimat.
Na peron dotarli kilkanaście minut później. Zostało im dobre paręnaście minut. Wstąpili do pobliskiej restauracji. Samael przez chwilę przyglądał się czemuś za kelnerką, a potem wyszeptał coś w dziwnym języku. Kelnerka nie zwróciła na niego uwagi. Ale Marcelina tak. Postanowiła jednak nie poruszać na razie tego tematu. Zamówiła jajecznicę i rozparła się na krześle. Nie były zbyt wygodne, ale lepsze to niż stanie na dworcu, w tym wietrze.
Zjedli śniadanie w milczeniu i wyszli z restauracji tuż przed przyjazdem pociągu. Bez pośpiechu kupili bilety i wsiedli do jednego z wagonów. Mieli piętnaście minut na zajęcie miejsca. Tyle czasu trwał tutaj postój. Znaleźli pusty przedział, nie było o to trudno. Dziewczyna wyjrzała przez okno i zaczęła ponurym wzrokiem lustrować wszystkich pasażerów, znajdujących się aktualnie w zasięgu jej wzroku. Czuła na sobie spojrzenie chłopaka. Troskliwy wzrok jej prywatnego Aniołka.  Chwilę później ludzie zaczęli z powrotem pakować się do pociągu. Wzrok Mary przykuła uwagę ubrana niedbale kobieta z dużą walizką w ręku, biegnąca w pośpiechu do kasy. Kupiła bilet i wbiegła do pociągu na chwilę przed ogłuszającym gwizdem. W ostatniej chwili dziewczyna dostrzegła jej twarz.
-Teresa- wyszeptała cicho nawet nie myśląc o tym, że mówi to na głos.
-Co?- spytał zaraz Samael.
-Twoja lekarka- odparła Mary.- Jest tutaj, w pociągu- odwróciła się do niego. Miał marsową minę. Wzruszył ramionami. Usiadła na siedzeniu obok niego.
-Co może mi zrobić?- spytał. Tym razem to ona wzruszyła ramionami. Zdziwiła ja jego arogancja. Czy Anioły nie powinny być pokorne i grzeczne?
Wtedy drzwi do przedziału otwarły się z hukiem. Doktorka weszła do przedziału.
-O- powiedziała, gdy dostrzegła przyglądającą się jej Marcelinę.- Cześć!- uśmiechnęła się słabo przenosząc wzrok na Samaela.- Też jedziecie do Berlina?- spytała wymijająco. Dziewczyna wymieniła spojrzenia ze swoim Stróżem.
-Można tak powiedzieć, choć nie zamierzamy się tam na dłużej zatrzymać- odparła po chwili Mary.
Kobieta wsunęła walizkę na półkę pod sufitem, upewniła się, ze nie wypadnie i zajęła miejsce naprzeciw Marceliny. Gdy przechodziła koło niej dziewczyna ze zdziwieniem zauważyła, ze od Doktorki czuć alkoholem. Samael też to zauważył, bo zerknął porozumiewawczo na podopieczną.
-Czy coś się stało, Doktor Sienkiewicz?- spytał delikatnie Anioł. Spojrzała na niego i przez chwilę jej oczy wydały się dziewczynie całkiem puste.
-Właściwie, to już nie Doktor- ostatnie słowo wręcz wypluła z pogardą ze swoich ust.- Tak, stało się, zwolnili mnie. Po ośmiu ciężkich latach pracy, gdy dawałam z siebie wszystko i wykonywałam obowiązki bez zarzutu, ot tak mnie wylali- oznajmiła gestykulując żywo, a na zakończenie prychnęła z irytacją. Przygryzła wargę, by zatamować łzy cisnące się jej do oczu.
Marcelinie nagle zrobiło się przykro z tego powodu. Znała dobrze wszystkie nieczyste zagrania Życia i wiedziała, jak ono potrafi dopiec. Taka kobieta, oddana całkowicie swojej pracy, musiała strasznie przeżyć taki cios. Nie dziwiła się więc temu, że sięgnęła po alkohol. O, nie, tu nie było czemu się dziwić.
Wcisnęła się głęboko w oparcie, o dziwo, wygodnego fotela. Podkurczyła nogi pod siebie i skuliła się na siedzeniu. Po chwili pociągiem lekko zarzuciło i przechyliła się w stronę Samaela. Chłopak objął ją ramieniem i odruchowo wtuliła się w jego pierś. Zdaje się, że Anioł rozmawiał o czymś z Teresą, ale Mary już tego nie dosłyszała, zapadła w sen.

Gdy kobieta weszła do przedziału zerknął na nią przeciągle. A potem zerknął na jej Stróża. Kiwnął mu głową. Tamten, jak i ten od kelnerki, nieźle się zdziwił. Zadał kilka standardowych pytań, dlaczego, jakim cudem, co się stało i jak to było? No a potem pogratulował. Samael nie czuł się jakoś szczególnie odznaczony w ten sposób. Mógł po prostu nadal wykonywać swój obowiązek i przy okazji być przy niej tak, jak każdy inny człowiek, namacalnie. Teraz już wiedziała, że  istnieje.
Zaraz potem dziewczyna osunęła się na jego ramię. Odruchowo objął ją, a potem patrzył jak zasypia. Wydawała mu się taka delikatna i krucha. Musiał utrzymać ją z dala od zła.
-Co tam słychać, w starym świecie?- zażartował zwracając się do Stróża Teresy w ojczystym języku Aniołów, po hebrajsku.
-No cóż, chyba po staremu. W Niemczech wciąż największe stężenie demonów- skrzywił się na te słowa.
-Jesteś pewny?- spytał.
-Mnie też nie podoba się, że Teresa chce koniecznie jechać do Fellbach, ale cóż…
-Też jedziecie do Fellbach? Zadziwiające są plany Pana.
-Taaa… Tak, czy siak, tam mieszka największy błąd życiowy i mąż Tessy- oznajmił Anioł.
-Skąd to wiesz, że największa porażka, Murielu?- spytał Samael.
-Och. Wyczuwam takie rzeczy na odległość. Zdradził ją już trzydzieści razy w ciągu tych paru ostatnich miesięcy, dwóch, może trzech…
-Smutne- orzekł krótko Samael. Muriel wzruszył ramionami.
-Będzie trochę rozczarowana, ale cóż, Pan poddaje nas jedynie takim próbom, którym jesteśmy w stanie podołać, nie?
Samael jedynie kiwnął głową.
-Słuchaj- odezwał się po chwili Stróż byłej pani doktor.- Wiesz, że jeżeli ona widzi ciebie, to widzi też wszystkie demony, które mają wobec NIEJ złe zamiary.
-Prawdę mówiąc nie- odpowiedział zgodnie z prawdą chłopak.- Coś jeszcze powinienem wiedzieć?
-Rozumie też wszystko co mówisz, język, ani odległość nie ma znaczenia. To taka transakcja wiązana. Twoje skrzydła, gdy od ciebie, powiedzmy… odpadły, dały wam nowe umiejętności. Polegają one głównie na wzajemnym zrozumieniu, sprawach związanych z bezpieczeństwem i takie tam, nie znam szczegółów.
-Skąd w ogóle tyle wiesz?- zainteresował się Samael. Tamten wzruszył tylko ramionami.
-Był kiedyś jeszcze jeden taki przypadek, dawno przed twoją służbą, oj dawno…- Anioł spojrzał gdzieś dalej, za okno.- Nazywał się Azachiel. Uratował swoją podopieczną od śmierci pod kopytami koni ciągnących jakiś wóz. Jasna rzeczy, szybko z tego wyszedł. Bronił ją potem przez dwanaście lat. W tym czasie zdążył odkryć wszystkie te umiejętność. Podobno gdzieś je zapisał, w jakimś dzienniku. Nie wiadomo nawet, czy te zapiski przetrwały, wiesz, czas. To było jakieś półtora tysiąca lat temu. Tak czy siak, jestem na tyle stary, że zdążyłem z nim o tym porozmawiać, zanim…
-Zanim, co?- zapytał Samael, gdy Muriel nagle przerwał wypowiedź.
-Stanął oko w oko z Behemotem- oznajmił smutno Anioł. Mina Stróża Marceliny zmarkotniała. – Nie miał szans,a kiedy zginął, umarła też ona. Podobno strasznie cierpiała, bo jej dusza była rozszarpywana, jak dusze wszystkich Aniołów, gdy zginą z rąk diabłów, lub potężniejszych demonów. To, boli… Strasznie boli…
Obaj umilkli. To nie był łatwy temat. Nikt nie lubił rozmawiać o kwestiach śmierci, gdy spotka się diabła.
Cisza pozostała więc dyrygentką tej smutnej orkiestry życia. Teresa wpatrywała się w okno nie zwracając w ogóle uwagi na chłopaka rozmawiającego z jej Aniołem. Mary spała oparta o ramię Samaela, a on sam nie wiedział co ma teraz zrobić. Chodziło nie tylko o nowo zdobyte informacje, które stawiały całą tę sytuację w zupełnie nowym świetle, ale też o sam fakt, że być może nie podoła zadaniu. Ta myśl była dla niego zbyt straszna, więc odpędził ją od siebie. Nie może się teraz o to martwić, bo inaczej dziewczyna od tak się zorientuje, ze coś jest nie tak.
Postanowił więc puścić na razie w niepamięć wszystkie rzeczy, które trochę mu wadziły, by zastanowić się nad ich powagą w późniejszym czasie. Teraz należało się skupić przede wszystkim na Mary. Była taka piękna, wyglądała na szlachetną wojowniczkę, ale jednocześnie byłą tak słaba i bezbronna względem jedynego zła, które tak naprawdę się teraz liczyło. A piekło nie śpi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz