środa, 2 marca 2016

Północ na balkonie

 Cierpliwie czekałam do wyznaczonej godziny. W tym czasie Ala zdążyła mnie odwiedzić i zebrać miary na jakieś kolejne stroje. Oczywiście stwierdziłam, że na pewno ich nie potrzebuję, a ona ma lepsze rzeczy do roboty, ale jak to ona, nie chciała słuchać. Pozwoliłam jej więc robić swoje.
 Około dwudziestej drugiej do mojego pokoju wślizgnęła się Aśka. Od razu zapytała skąd mam większą od niej wiedzę na temat eliminacji. Nie owijałam w bawełnę.
-Pamiętasz, jak ci mówiłam, że pochodzę ze Stolicy, z Alfy?- przytaknęła, więc kontynuowałam utrzymując cichy ton głosu, by nikt nie mógł nas podsłuchać.- I co wtedy myślałaś? Pewnie, że byłam jakąś zwyczajną damulką kręcącą się po pałacu jak wiele innych, prawda? Otóż nie. Byłam kimś więcej, byłam córką króla- sama wyczułam lekką zmianę w swoim głosie.
-Tego, który dziś siedzi na tronie?- spytała ona z wyrazem zaskoczenia wypisanym na twarzy czarnym markerem.
-Nie, głuptasie- zaprzeczyłam z uśmiechem.- Tego, którego zamordowano przed moją ekstradycją.
-Nie rozumiem- powiedziała ona.- Zabili ci ojca, a królowa kazała ci się wynosić?
-Och, ona do dziś nie wie, że byłam jego córką. To tajemnica. Jego, mojej matki, ojca i moja. Nawet moi bracia o tym nie wiedzą.
-Czuję się wyróżniona, ale nadal nie wiem, dlaczego cię wywalili?
-Bo to ja go zabiłam.
Minuty ciszy dłużyły się i dłużyły. Aśka patrzała na mnie wielkimi oczami. Przygryzała wargę rozstrzygając, czy mi wierzyć, czy nie.
-Własnego ojca?- wykrztusiła w końcu.
-Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam- skwitowałam. 
-Jak możesz mówić o tym z takim spokojem?- podniosła lekko ton. Uciszyłam ją wzrokiem.
-Zasłużył na to. Dobrze o tym wiesz. Wszystkie Omegi wiedzą o tym najlepiej.
-O czym ty gadasz?
-To on w czasie zamieszek podsunął swojemu ojcu ostatnią deskę ratunku- Strefy.
Nie odezwała się ani słowem.
-Kto jeszcze o tym wie, że go... zlikwidowałaś?
 Wzruszyłam ramionami.
-Nikt żywy w zasadzie, oprócz zleceniodaw...czyni.
-Zleceniodawczyni?
-Kto to taki.
 Wzruszyłam ramionami, choć dobrze wiedziałam.
-Nie ujawnił swojej postaci- mruknęłam tylko.- Chyba powinnaś już iść- dodałam patrząc wymownie na zegar.
 Także zerknęła. potem przeniosła na mnie swoje smutne spojrzenie. Wiedziałam, że nigdy nie zapomni, ale też nigdy nikomu nie powie.
-Tak, masz rację- oznajmiła i wstała z łóżka, na którym obie siedziałyśmy. Odprowadziłam ją wzrokiem. Zamknęła cicho drzwi.
 Była dwudziesta trzecia czterdzieści pięć.
 Piętnaście minut. 
 Piętnaście bardzo długich minut.
 Sięgnęłam po serce leżące na szafce nocnej. Większość dziewczyn pewnie leżało teraz na wznak na łóżku i nie mogło przestać się stresować pierwszą nocą. Ale nie ja.
 23:50
 Zeszłam z łóżka i z sercem w ręku podeszłam do drzwi balkonowych. Rozchyliłam zasłony i pozwoliłam księżycowi oświetlić wnętrze pokoju. Żadna inna dziewczyna nie miała balkonu wychodzącego na tę stronę pałacu.Usytuowanie dwóch wieży po obu jego stronach sprawiało, że był osłonięty przed wzrokiem niechcianych i nieupoważnionych osób. 
 Nie potrafiłam zliczyć, ile tajnych narad się tutaj odbyło.
 00:00
 Otworzyłam drzwi i bezszelestnie wydostałam się na balkon. Chłodne powietrze orzeźwiło mnie. Wiatr wtargnął do pokoju i zasłony zaczęły z nim tańczyć. Rozejrzałam się dookoła. Pałacowe ogrody ułożyły się już do snu. Sekunda, za sekundą czas płynął nieubłaganie, a ja wypatrywałam jakiegoś znaku. Czegoś, co mi powie, że to serce miało należeć do mnie od samego początku.
 Po paru kolejnych minutach odwróciłam się z powrotem w stronę mojego pokoju. W drzwiach stał książę Jasper.
-Zapomniałaś, by pilnować tyłów- uśmiechnął się.
-Czyżby? A kto powiedział, że nie zastawiłam na ciebie żadnej pułapki?- spytałam z przekąsem.
-Cóż, nadal tu stoję i nie czuję się ani trochę skrępowany.
-Człowiek nie potrzebuje więzów, by być zniewolonym- uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-W sumie racja- podszedł do mnie i złapał za ręce. Zdziwiłam się, że nawet w pierwszym odruchu nie próbowałam ich wyrywać.
 Ale jego uścisk był lekki i nie dawał powodu do obaw. Czułam się trochę, jakby ojciec złapał mnie za rękę podczas drogi do szkoły. Wyswobodziłam jedną dłoń i odwróciłam się w stronę księżyca. Bezgłośnie pokonał dzielące nas trzy kroki i poczułam, jak puszcza mą rękę i obejmuje mnie w tali.
-Twoja obecność dziwnie na mnie działa- wyszeptał tuż koło mojego ucha. Nawet nie wspomniałam o tym, jak mnie zmieniła jego obecność. Jego usta musnęły moją szyję i prawie rozpłynęłam się w uczuciu, którego nigdy wcześniej nie czułam.
-Właśnie po to zaprosiłeś mnie na balkon o tak nieziemskiej godzinie?- wymruczałam z zamkniętymi oczami. Natychmiast odsunął się. Odwróciłam się w jego stronę zirytowana.
-Musisz się zdecydować- oznajmił sucho.- Najlepiej już. Za jakieś dwa dni będę musiał wyrzucić któreś z wybranych, a wtedy one będą musiały ukryć się w pałacu. Do tego czasu musimy zdążyć przygotować pierwszą akcję. To bardzo mało czasu i bez ciebie nie dam rady- wyrzucił na jednym tchu ściskając znów moje ręce.
-W porządku Jasper. Tylko...
-Wiem.
-Wiesz?
-Potrzebujesz dowodu, żeby móc mi ufać.
-Przeczytałam dużo książek, wiesz? W żadnej takie sytuacje nie kończyły się fajnie. Nie chcę przekonywać się na własnej skórze- zabrałam dłonie i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Jutro po teście. Znajdę cię- powiedział on tylko i dosłownie wybiegł z pokoju. Zrobił to jednak bezszelestnie i bezgłośnie, nawet nie zdążyłam się pożegnać. 
 Weszłam do pokoju, zamknęłam drzwi i położyłam się do łóżka.
 Potem znów wstałam, bo zorientowałam się, że wypadałoby się przebrać w pidżamę.
 Zasnęłam przed pierwszą wciąż myśląc o tych wydarzeniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz