czwartek, 3 marca 2016

NW Dzieci Światła i Mroku- Rozdział Piąty



-Dworzec przy ulicy Nieistniejącej, Peron Jedyny- przeczytałam.- Czy ty sobie ze mnie kpisz?- spytałam.
Pokręciła głową odgryzając z apetytem dwie kostki czekolady od swojej dopiero co kupionej tabliczki.
-Przecież to śmieszne- pokręciłam głową.- Skąd to masz?- spytałam.
-Od dyrektorki- powiedziała przeżywając.- Każdy opiekun dostaje takie dwa. Dla siebie i dla Podopiecznego- wytłumaczyła z pełnymi ustami. Wykrzywiłam się z obrzydzeniem. Gdzie jej kultura?
Podźwignęłam plecak z chodnika.
-Dobra- orzekłam.- To gdzie to jest?- spytałam.
Natalia spojrzała na mnie ze spokojem, a potem zerknęła na zegarek.
-Mamy jeszcze trzydzieści minut, ale możemy już ruszać- oznajmiła po chwili i wstała z ławeczki. Zarzuciła sobie torbę na ramię podążyła sprężystym krokiem wzdłuż ulicy. Był to w zasadzie długi, ślepy zaułek kończący się wejściem do jakiejś obskurnie wyglądającej gospody.
Dotarłyśmy przed wejście i zaczęłam się zastanawiać, czy Natalii przypadkiem nie odbiło. Ta jednak pewnym krokiem weszła do lokalu. Chcąc nie chcąc podążyłam za nią dziewczyna stanęła przy  barze i zawołała barmana. Rozejrzałam się dookoła. Jak na tak odpychająco wyglądające miejsce było tu sporo dobrze ubranych osób. Większość z nich nie przerwała zajęć, gdy weszłyśmy.
-Natalia!- zawołał ktoś.- Долго мы не видели!- odezwał się po rosyjsku. Skrzywiłam się.
-Dimitri!- zawołała Natalia ucieszona.
Od stołu wstał młody chłopak.
-Znów nas pomyliłaś- zauważył ze śmiechem.- Brat jest w okolicach Regnerito- uśmiechnął się do mnie, a potem znów odwrócił do Rosjanki.
-Siergiej?- spytała zaskoczona dziewczyna.- Tym razem byłam pewna!- zirytowała się Natalia. Chłopak roześmiał się.
-Świeżyna?- spytał wskazując na mnie ruchem głowy. Kiwnęła potakująco. Do lady podszedł znudzony barman.
-Klucz do tuneli na dworzec- poprosiła Natalia nie odrywając wzroku od rozbawionego kolegi. Westchnęłam ciężko. Starałam się przypomnieć sobie, gdzie już słyszałam te nazwę, Regnerito? Czy to nie było to osiedle minionych epok w…
-Idziemy, Kalino- odezwała się Natalia machając mi kluczami przed oczyma. Przerwałam swoje rozmyślania.
Oderwałam się od blatu na którym się opierałam i podążyłam za dziewczyną do drzwi znajdujących się w kącie lokalu. Otworzyła je i ukazały się strome schody prowadzące w dół. Natalia zaczęła po nich schodzić.
-Idziesz?-spytała. Czy to żart? Miałam ochotę jej odparować. Najpierw zabiera mnie z pociągu, potem wręcza nierealny bilet tłumacząc się jakąś dyrektorką, a teraz każe schodzić do jakiejś ciemnicy znajdującej się nikt nie wie ile metrów pod ziemią.
Mimo wszystko zaczęłam iść za nią.
Schody były strome, śliskie i miejscami pokryte pajęczyną. Nie było poręczy, a chropowata ściana zdawała się być siedliskiem wszelkiego rodzaju plugawego robactwa. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, co może się tam czaić.
Nie od dziś nie lubiłam owadów. Wszelkiego rodzaju pająków, żuków, robaczków, stawonogów, mrówek, much, os, czy latającego obrzydlistwa. To nie było tak, ze się ich bałam. Nie. Mogłabym podejść, dotknąć… tyle, że potem musiałabym przez pół godziny myć ręce. Byłam nieprzyzwyczajona i wyczulona na to, że robaki oznaczają bród, kurz i zaniedbanie. A na jedną z tych rzeczy byłam uczulona i nie wspominałam dobrze ataków alergii.
Jednych wiec nie lubiłam z oczywistych powodów, a inne po prostu mnie wkurzały lub obrzydzały. Proste.
Schody nie ciągnęły się w nieskończoność jak się to wydawało z góry. Skończyły się kilkanaście sekund po tym, jak zniknęło światło. Po omacku dotarłam do w miarę równej podłogi tunelu. Coś uniosło się do góry, gdy zeskoczyłam z przedostatniego schodka.
-Mam nadzieję, że to nie kurz- powiedziałam lekko zaniepokojona.
-Dlaczego?- spytała zainteresowana Natalia. W ciemności nie widziałam jej twarzy, ale jej głos dobiegał z bliska.
Jak na zawołanie, w ramach odpowiedzi, dostałam ataku kaszlu, a mojej płuca zaczęły się na przemian kurczyć i nadymać. Wytrzeszczyłam oczy z bólu i starałam się przestać kaszleć, zagryźć zęby, nie dało się. Poczułam jak skóra zaczyna się zmieniać pod wpływem kontaktu z alergenem. Całe ciało zaczęło mnie swędzieć i boleć niemiłosiernie. Po chwili nieprzerwanego kasłania zakrztusiłam się śliną, a potem wyplułam ją razem z krwią. Ból nasilił się i, mimo że byłam już nań przygotowana, i tak zaskoczył mnie i zemdlałam.
Momentalnie odpłynęłam, a ciemność przed oczyma wydała mi się jakby głębsza. Straciłam kontakt z rzeczywistością.
Z daleka dobiegły mnie ostanie słowa Natalii, które rozmyły się w powietrzu i dotarły do moich uszu jako nieskładny bełkot.
Kalina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz