wtorek, 1 marca 2016

New Story



Rozdział Drugi
Jasper

Skok to było pierwsze co przyszło mi do głowy. Na szkoleniu często powtarzali. Instynkt może uratować ci życie w kryzysowej sytuacji. Czy jakoś tak, nie będę przecież przytaczał całych cytatów.
Tak, czy siak, gdy nastąpił wybuch po prostu złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę najszybszego wyjścia, okna. Super pomysł, czyż nie?
No właśnie okazuje się, że nie. Dlaczego w wojsku nie uczą jak skakać z drugiego piętra, a na kursie dla zabójców, tak? Dziewczyna wylądowała gładko i zaraz czmychnęła ode mnie. Ja miałem mniej szczęścia. Założę się, że to chrupnięcie, to złamana kończyna.
A potem ściana nagle zawaliła się i zatrzymała tuż nad nami. Ona wbrew swojej woli znów przywarła do ziemi tuż obok mnie. Była zwinna i szybka. Gdy budynek skończył się walić wypełzłem szybko spod gruzu i z ulgą stwierdziłem, że mam wszystkie kończyny całe i zdrowe.
-Co to, do diaska było?!- zawołałem pomagając dziewczynie podnieść się z ziemi. Ta otrzepała swoje czarne jak noc ubranie i rozejrzała się dookoła z cynicznym uśmiechem na twarzy.
-Nasza przyszłość i nadzieja- powiedziała ironicznie.- Laboratorium.
Zapadła cisza. Nie mogę powiedzieć, że nie było to niemożliwe. Skomplikowane badania zawsze groziły jakimś niespodziewanym wybuchem. Tyle, że tam pracowała prawie cała moja rodzina. Ojciec, matka, jeden z braci i siostrzyczka. I wszyscy oni byli teraz na zmianie.
-Bum- mruknąłem pod nosem tylko do siebie. Nie chciałem w to wierzyć. Bóg nie zrobiłby mi czegoś takiego.
-Tak stary… Kabum, no!- zażartowała. Zrozumiałem aluzję. Znałem kreskówkę, do której nawiązywała, lubiłem ją, ale mimo wszystko potrafiłem jedynie spojrzeć na nią z żałosną zapewne miną.-Czy tam…
-Wszyscy, ojciec, matka, siostra i jeden z braci- z trudem przełknąłem ślinę.
Oblicze jej twarzy zmieniło się diametralnie. Chyba się tego nie spodziewała.
Zagryzła wargę i przez dobre pięć minut wyglądała, jakby była się z myślami.
-Jestem Blaise- powiedziała w końcu.
-Jasper- odparłem krótko.
-Tak wie… Powiedzmy, że w obecnej sytuacji powinieneś założyć, iż wiem o tobie dużo więcej niż myślisz- rzekła tylko. Obrzuciłem ją zaciekawionym spojrzeniem. Chyba nie powinienem się dziwić, jest zabójczynią na zlecenie.
-A, tak… Skrytobójczyni. Spotykasz się nocami z innymi takimi Assasinami?- spytałem siląc się na żart. Podjąłem szybką decyzję. Przeszłość nie może mi przeszkadzać. Ojciec na pewno by tego nie chciał.
Ona parsknęła śmiechem.
-Nie- zaprzeczyła, a z jej twarzy mnie schodził śliczny, lekko sarkastyczny uśmiech. Po chwili jednak spoważniała.- Musimy dostarczyć wiadomość do zamku- powiedziała.
-Niby jaką?
-Chłopie, mieszkasz na odludziu, nikt inny nie ma zielonego pojęcia o tym, co tu zaszło. A labo jest przecież jednym z ważniejszych miejsc w kraju, król musi się jak najszybciej dowiedzieć o tej stracie!
-A ja myślałem, że ty nie masz sumienia, ani nie respektujesz prawa, a król jest dla ciebie… No, powiedzmy, że nikim.
Zaśmiała się wymuszenie.
-Jasne. Jeśli chcesz wiedzieć, to mylisz się o sto osiemdziesiąt. Jestem kim jestem, bo mam obowiązek wobec tego cholernego państwa. Gdyby nie ja osoby, które zlikwidowałam zniszczyłyby swoją głupotą i niesprawiedliwością całą Nową Europę!
-Och, a ty to niby jesteś sprawiedliwa?- jej wypowiedź zirytowała mnie.- Przestań bawić się w Boga!
-Gdyby Bóg nie miał na mnie ochoty w swoim popieprzonym świecie, to by mnie zlikwidował!
Zacisnąłem zęby i spuściłem wzrok.
-Zresztą nie ważne- powiedziała po chwili. Wiedziałem, że przyglądała się, jak walczę ze sobą.
-Bóg nie ingeruje w naszą wolną wolę, a teraz chodź, skoro tak bardzo ci na tym zależy- warknąłem i podążyłem w stronę piaszczystej drogi prowadzącej do stajni. Miałem wielką nadzieję, ze przynajmniej kilka koni jeszcze nie uciekło.
Dobrze, że w duchu modliłem się do Pana, bo przy ruinach stajenki stały dwa kare ogiery, należały do ulubionych mojego ojca i zdecydowanie nie bały się wielu rzeczy. O dostępie do siodła, czy uzdy nie było mowy, więc po prostu złapałem jednego z nich i wsiadłem. Nie sądziłem, żeby Blaise miała z tym jakikolwiek problem i nie pomyliłem się. Wychowała się pewnie na wsi, więc znała się na zwierzakach i chyba nawet je lubiła.
-Musimy pojechać do miasta, tą drogą- ręką wskazałem kierunek, w którym znajdowała się ścieżka.- Potem już będzie łatwiej. Stąd jest całkiem nie daleko do stolicy.
Kiwnęła głową i popędziła konia we wskazanym kierunku.
Nie spodziewałem się krótkiej, prostej drogi prosto do celu, ale kręte drożyny zwykle pokonywane w trymiga samochodem, teraz wydawały się niezwykle długie i nużące. Koń rytmicznie poruszał się do przodu. Wpadł już chyba w ciąg rutynowy i tylko wystawiał do przodu odpowiednie nogi. Miałem wrażenie, że kręcimy się bez sensu, że droga nie ma końca, że nigdy nie dojedziemy do celu.
Tylko Blaise była dziwnie zadowolona. Koń, którego dosiadała parł żwawo do przodu, a ona pogwizdywała w rytmie jakiejś melodii, którą pewnie dobrze znałem, ale w tamtej chwili za nic nie mogłem powiedzieć co to jest.
-Dlaczego tu wszystko wygląda tak samo?- zirytowałem się w końcu. Dziewczyna zmarszczyła nos.
-Wcale nie- odparła pewnie.
-Och daj spokój, po prostu przyznaj, że kręcimy się w kółko.
-Widzisz to drzewo?- spytała tylko. Spojrzałem we wskazanym kierunku.
-Takie samo widziałem już trzy razy- odparłem.- Wysoka, lekko pochylona na prawo sosna…
-Świerk, gamoniu- przerwała mi z uśmiechem.-Przechylona na prawo. A tamte były przechylone na lewo. I jedna z nich nie miała w ogóle szyszek, drugiej brakowało połowy igieł, a trzecia miała rzadziej rozstawione gałęzie.
Otworzyłem buzię, żeby coś powiedzieć, ale zaraz ją zamknąłem. Nie chodzi o to, ze jej argumenty były nie do pobicia. Każden jeden mógł to sobie wymyślić. Chodziło o to, że widać było, że ona to wszystko zapamiętała, że wcale nie łże. Nie będę ukrywać, że byłem wtedy pod wrażeniem.
No i niepotrzebnie się złościłem, bo dosłownie chwilę potem wyjechaliśmy na ogromny, równiutki trakt prowadzący prosto do majaczącej na horyzoncie stolicy. Minęły już jakieś dwie godziny od wybuchu i zaczynało się powoli ściemniać, słońce uciekało nam, by schować się za horyzontem.
-Po zachodzie nie wjedziemy do stolicy!- zakrzyknęła nagle Blaise. No tak, zupełnie wyleciało mi to z głowy. Pogoniłem konia do cwału i zacząłem ścigać się z czasem.
Dziewczyna nie zostawała w tyle. Drzewa rosnące wzdłuż drogi migały mi przed oczyma, a mury miasta przybliżały się coraz szybciej. Niestety, jak na złość słońce też nie zwalniało.
Gdy już dostrzegłem wyraźnie bramę prowadzącą do zamku zauważyłem też, że strażnicy powoli szykują się do zamknięcia jej. Gdy w obłokach kurzu zatrzymałem swojego konia przed jednym z mundurowych było już niemal za późno. Niemal.
-Lordzie Highsmith- wydusił zaskoczony gwardzista.- Witamy w Suntown.
-Tak, dzięki- mruknąłem.- Muszę się widzieć z królem- oznajmiłem. Blaise spojrzała na mnie zaciekawiona.- I ona też musi- dodałem szybko.
Bez słowa sprzeciwu jeden gwardzista zaprowadził nas pod same drzwi Komnaty Tronowej. Potem zapukał, otworzył i przepuścił nas w drzwiach. Pozwoliłem Blaise wejść pierwszej.
Potem skinieniem głowy podziękowałem gwardziście. Jednak, gdy ten odwrócił się, by odejść rozległ się zduszony krzyk dziewczyny. Odwróciłem się i potem wszystko zadziało się dla mnie zbyt szybko.
Zauważyłem martwego staruszka wpół leżącego na tronie. Korona leżała na jego kolanach i ociekała krwią płynącą z głębokiej rany na szyi. Potem dostrzegłem ubraną podobnie do Blaise osobę uciekającą przez drugie drzwi i dziewczynę pędzącą za nią. Nim zdążyłem za nią zawołać strażnik złapał mnie za ramię i wyciągnął z pokoju.
Potem… Potem tak naprawdę nie wiedziałem, co robić. Szkoliłem się na żołnierza, a w kryzysowej chwili wszystko ze mnie uciekło. Gdy już się trochę pozbierałem postanowiłem pobiec za zabójczynią. Nie wątpiłem, że poradzi sobie z królobójcą, ale wolałem, żeby miała jakieś dobre poparcie, gdy przyjdzie do wyjaśniania sprawy. Albo po prostu chciałem znów zobaczyć, jak walczy? Nieważne.
Pobiegłem.
Znalazłem ją, a raczej ich, w długim korytarzu łączącym Komnatę Tronową z sypialnia królewską. Normalnie ten korytarzyk jest tajny, zabójca musiał mieć dobre źródła, a co za tym idzie potężnego pracodawcę.
Walka nie była aż tak równa, jak ta u mnie w domu, pomiędzy mną, a Blaise. Dziewczyna miała tu zdecydowaną przewagę. Złapała przeciwnika za rękę i pchnęła w stronę okna. Szkło zbiło się z brzdękiem. Królobójca złapał się ramy, by uchronić się przed upadkiem z jedenastu metrów. Odepchnął się i znów znajdował się w korytarzu. Blaise machnęła ręką i zwaliła go z nóg ciosem w plecy. Przygniotła go kolanem do ziemi i mruknęła coś pod nosem. Natychmiast do niej podbiegłem.
-Łał- rzuciłem tylko.
-Jakie łał, przegryzł pigułkę- pociągnęła nosem.- Cyjanek o ile się nie mylę.
Zakląłem cicho pod nosem.
Do ciasnego „tajnego” korytarza wbiegli strażnicy. Wyprosili nas i zaczęli dyskutować między sobą.
-Ci to mają refleks- mruknęła znów dziewczyna.
Ruszyła korytarzem z powrotem do Sali tronowej. Niewiele myśląc poszedłem jej śladem. Szliśmy zaciemnioną częścią, gdy nagle ktoś mnie potrącił. Odwróciłem się do tyłu i zauważyłem twarz najbliższego z doradców króla. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mężczyzna usilnie próbował zamaskować pół uśmieszek ciążący mu na ustach. Chociaż jakby się tak zastanowić, to on zawsze chytrze się uśmiechał.
Porzuciłem więc podejrzenia i dogoniłem Blaise.
-Muszę stąd jak najszybciej uciec- oznajmiła nawet się do mnie nie odwracając.- Chcesz pomóc?
-Hm…- zastanowiłem się.- A cofniesz mój wyrok?
Roześmiała się.
-Nie- odparła poważnie.- Ale mogę go odroczyć.
Spojrzałem na nią ze smutkiem. Było mi trochę smutno, bo przez te kilka godzin dziewczyna naprawdę mi zaimponowała i nawet ją polubiłem.
-Sprawiedliwość musi być, Jasper. Inni ludzie się jej domagają, a ja z pewnością będę jeszcze potrzebowała pieniędzy- odparła ze słabym uśmiechem.
Zapadła krępująca cisza.
-No… dobra- przerwałem milczenie.- Mogę pomóc. Z resztą teraz nie będzie to jakieś trudne. Król nie żyje, więc zrobił się niezły bajzel.
Uśmiechnęła się pod nosem.
Poprowadziłem ją do wrót zamku, ale tam już natknęliśmy się na strażników. Nie było szans, żeby nas od tak przepuścili.
-Ja to załatwię- szepnęła do mnie Blaise i wyminęła mnie szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz