sobota, 5 marca 2016

Test

 Obudziło mnie światło  padające na moją twarz. Podniosłam się lekko i rozejrzałam po pokoju. Ala kręciła się koło szafy. Zasłony były rozsunięte i słońce swobodnie przedostawało się do pokoju. Jęknęłam niezbyt jeszcze wyspana i roztarłam kark jedną ręką. Drugą odrzuciłam kołdrę. Wstałam i podeszłam do okna.
-Zaraz śniadanie, pani- odezwał się ktoś. Wtedy zauważyłam drugą z przysługujących mi pokojówek wychodzącą z łazienki.- Za dwadzieścia minut.
 No rzeczywiście wielkie mi zaraz. 
 Wyminęłam ją bez słowa w drzwiach do łazienki. Wzięłam krótki orzeźwiający prysznic i wróciłam do pokoju. Ala złapała mnie za rękę i podprowadziła do szafy. Pokazała kilka sukienek i kazała wybierać. Nie zastanawiałam się długo i wskazałam długą, zieloną sukienkę. Ta z kwiecistym motywem na trenie poszła niestety w odstawkę.
 Szybko się przebrałam i pozwoliłam Ali zatroszczyć się o mój makijaż. Na tej dziewczynie nie da się zawieść. Zielone cienie ładnie rozświetliły mi oczy, a czerwona pomadka świetnie współgrała z klejnotami, którymi wysadzana była sukienka.
 Moje włosy zostały ekspresowo wyprostowane i spięte z tyłu na jedną stronę.
 Nowa pokojówka wyciągnęła z szafy płaskie, zielone baleriny.
 Tym razem wiedziałam, że żaden książę nie zapuka do moich drzwi. Zdziwiłam się natomiast, gdy w wejściu stanęła księżniczka Melisa. Zieleń jej sukienki była podobna do mojej i zdecydowanie podkreślała barwę jej oczu.
-Już ubrana?- dziewczyna wydawała się zdziwiona.- Świetnie. Myślałam, że przez pomysły mojego brata będzie was trzeba usprawiedliwiać, ale jak widać...- zamachała chaotycznie rękami- Jak widać, nie.
 Nawet nie skomentowałam jej słów. Uśmiechnęłam się jednak nieznacznie.
-Wciąż nam nie ufasz, co?- spytała lekko zasmucona. Wzruszyłam ramionami.
-Sama wiesz, jak jest, nie da się wierzyć we wszystko, nawet jeśli to słowa księcia.
 Zaśmiała się.
-Choć, jeszcze zdążymy przed moją matką- powiedziała, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
Szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie widziałam księżniczki biegającej w szpilkach z taką prędkością. Do tego naprawdę trzeba mieć talent. Nie próbujcie tego w domu.
-Jeśli jeszcze raz wejdę do sali w waszym towarzystwie, to pozostałe kandydatki zjedzą mnie żywcem- oznajmiłam Melisie, gdy zatrzymałyśmy się przed drzwiami.
-Masz rację- odparła ona.- Życzę powodzenia na teście.
-Jakim teście?-zapytałam.- Jasper też o nim wspominał.
-Nie wiesz? Najprawdopodobniej nie będziesz chodziła na normalne lekcje, jak inne dziewczęta, oficjalna wersja jest taka, że nie ma potrzeby przerabiać z tobą tego, co już i tak wiesz, ale ja wiem, że chodzi o odizolowanie cię od innych- uśmiechnęła się pokrzepiająco.- Tak, czy siak, leć już, będę trzymać kciuki!
 Otworzyła mi drzwi i wepchnęła do sali. Spokojnym krokiem podeszłam do swojego miejsca, obok Joaśki, która już siedziała równo przy stole. Nigdzie nie widziałam Dragony. Miejsca trzech dziewczyn, które już wczoraj się z nami pożegnały też świeciły pustką. Asia była jakoś dziwnie milcząca.
 Po chwili drzwi się otworzyły i królowa z całą swoją godnością, która ledwo zmieściła się w drzwiach weszła do sali. W krok za nią podążał król. Za nimi Jasper, ze swoją siostrzyczką pod rękę. Na końcu szli Denis i Lucia. Henrego i Dragony nadal nie było. Zdziwiło mnie to, choć nie tak bardzo by zaprzątać sobie tym głowę przed śniadaniem. Wszystkie wstałyśmy.
 Władczyni podeszła do swojego krzesła.
-Zanim zaczniemy, życzę wszystkim miłego i owocnego w szczęście dnia. Widzicie pewnie, że nie jesteśmy dziś przy stole wszyscy razem. Książę Henry i panna Dragona wybrali się na polowanie, które niestety koliduje z naszym śniadaniem- upozorowała zbolałą minę i zasiadła do stołu.- Smacznego.
 Odpowiedziało jej chóralne Smacznego i wniesiono potrawy. Zawsze myślałam, że tego się życzy tuż przed rozpoczęciem posiłku, a nie przed zobaczeniem, co w ogóle będzie można zjeść.
 Zjadłam pośpiesznie trochę jajecznicy na boczku i kromkę chleba z całkiem smacznym serem i czekałam na wiadomości dotyczące lekcji etykiety, kultury, historii i tego wszystkiego, co trzeba było wiedzieć będąc księżniczką.
 Już chwilę później królowa znów zabrała głos.
-Od dnia dzisiejszego każda z was będzie pobierać nauki od guwernantek. Etykieta, kultura, maniery, historia i rachunki, to tylko część potrzebnego wam wykształcenia. Pierwsza z lekcji odbędzie się o godzinie dziesiątej. Zacznie się tutaj, a potem guwernantki wskażą wam dalsze loka. Preferujemy indywidualny tok nauczania, bo wiadomo, że każdy uczy się inaczej. Panna Blaise Kochanowsky jest wyjątkowo zwolniona z udziału w lekcjach. Zapoznała się już ona dawno z całym materiałem. Test pozwoli jej odświeżyć tę wiedzę. Moja ukochana córka, księżniczka Melisa, obiecała zapoznać ją z całą resztą tradycji obowiązujących w naszym pałacu i dokształcić w razie jakichś braków. Oczywiście, gdyby poziom panny Blaise prezentował się wyjątkowo słabo, zostanie ona oddelegowana do normalnych lekcji. Możecie się rozejść kochane.
 Skrzywiłam się na te słowa. Dzięki wielkie za dyskrecję i wiarę w moje umiejętności.
 Do testu zostało paręnaście minut wiec wróciłam do pokoju. Melisa dogoniła mnie w połowie drogi. Nie odzywała się.
-Wiesz, ona nie zawsze taka jest- powiedziała patrząc na mnie poważnie, gdy zatrzymałyśmy się na końcu korytarza. Uniosłam jedną brew, a potem obydwie się roześmiałyśmy.- Czasem naprawdę trudno z nią wytrzymać.
 Weszłyśmy do pokoju. Melisa już w progu oznajmiła, że w takiej sukni na byle test nie pójdę, wiec poszperała w mojej szafie i wyciągnęła zwykłą czarną sukienkę z gorsetem sznurowanym na plecach i trenem do kostek. Sukienka nie miała rękawów, więc na rzuciłam na ręce zielono czarną chustę.
-Na pewno sobie poradzisz. Widziałam te kartki. To tylko trzy strony z pytaniami, na które uczyłam się odpowiadać jeszcze w kołysce- zażartowała, nim pożegnałyśmy się znów przed tymi samymi drzwiami.
 Chwilę później podeszła do mnie guwernantka, która towarzyszyłam mi w podróży.
-Zapraszam- otworzyła drzwi do jadalni.
 Duży stół stał teraz pod ścianą. Kolorowe parawany oddzielały stanowiska pracy. Dostałam test, pióro i kazano mi pisać. melisa miała całkowitą rację. Nie było tam nic trudnego. Historię naszego państwa i jego problemów z sąsiadami znałam od a do z, a etykieta, choć jej stosowanie sprawiało mi trudność, miała specjalne miejsce w moim ośrodku pamięci. Oddałam wypełniony sprawdzian po jakichś dwudziestu minutach, zadałam sobie nawet trud, by pisać czytelną, kaligraficzną czcionką.
 Dostałam pozwolenie na opuszczenie sali zaraz po tym, gdy poinformowano mnie, że wynik dostanę po kolacji. Gdy wychodziłam drzwi same sie przede mną otworzyły i prawie zderzyłam się z Dragoną.
-Przepraszam- mruknęła dziewczyna.
-Jak było?- zapytałam nie zwracając uwagi na jej szept.
-Dobrze, świetnie... Dziękuję- powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. No i fajnie, wyminęłam już w drzwiach i tym razem się z kimś zderzyłam.
-Au- mruknęłam bardziej z zaskoczenia, niż bólu.
-No tak- odezwał się ktoś. Spojrzałam w górę.- Chyba oboje powinniśmy bardziej uważać, księżniczko- ostatnie słowo zabrzmiało niezbyt naturalnie w ustach księcia Henrego. Wyciągnął rękę w geście pomocy.
 Zignorowałam jego szczere chęci i wstałam o własnych siłach.
-Zadziwiająco arogancka jak na księżniczkę- stwierdził chłopak przypatrując mi się.
-Spójrz w lustro- mruknął ktoś za moimi plecami. Chwilę później Jasper objął mnie ręką w tali. Jego brat zarejestrował ten gest w dość dwuznaczny sposób.
 Przez minutę wszyscy troje w milczeniu mierzyliśmy się wzrokiem.
-Nie zapomnij przekazać matce- odparł w końcu Jasper i odszedł ciągnąc mnie za sobą.
-Gdzie...
-Niespodzianka- uciął on. Ton jego głosu był dość oschły i zimny, bym zaniechała sarkastycznych uwag.



Więcej chyba na razie nie będzie, bo mam poważne problemy z internetem! Zapowiada się na prawdę ostra rozmowa o dostęp! :D Tak, czy siak życzę miłej przerwy w czytaniu moich wypocin, zajmijcie się może jakąś lepszą lekturą! :D Bonda, Jo Nesbo, Charlotte Link, serdecznie polecam!

piątek, 4 marca 2016

NW Dzieci Światła i Mroku- Rozdział Siódmy



Czekała, jak zwykle. Nigdy nie było tak, ze to ja ją znajdywałem. To ona odnajdywała mnie.
Teraz siedziała na pochylonym mocno pniu kasztanowca, w towarzystwie trzech podobnych do niej dziewcząt i uśmiechała się ciepło. Gdy tylko ją ujrzałem, rozpogodziłem się lekko. Gniew na rodziców i dziadka wyparował.
-Cześć!- odezwałem się podjeżdżając do drzewa. Jej towarzyszki zaniepokoiły się i wspięły szybko na wyższe partie drzewa, zdziwiony odprowadziłem je wzrokiem. Miały ciemną karnację, długie brązowe włosy i zielone oczy.- Co robisz w towarzystwie demonów?- zainteresowałem się. Wiedziałem, że dziewczyna lubi towarzystwo Mrocznych, ale jeszcze żadnych przy niej nie spotkałem.
-Ach, one?- spytała głosem jakby wyrwano ją właśnie ze snu.- Ojciec kazał mi się nimi zająć. Bo są już na tyle dorosłe, by zacząć poznawać las, bla, bla, bla… Ale nie o tym chciałam z tobą porozmawiać. Wiem, ze jedziesz w stronę granicy- szybko zmieniła temat. Przytaknąłem.- Twój dziadek zwykle trzymał się prawa, wyczuwam w tobie coś znajomego, wiec zakładam, że jedziesz na tą misję, z której nie masz szans powrócić…
-Jak zwykle szczera, aż do bólu- zauważyłem z przekąsem. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Nie rób tego- powiedziała tylko.
-Czego?- spytałem dobrze wiedząc, o co jej chodzi.
-Nie zabijaj mojej rodziny…
-Rodziny?!
-Miałam wizję, jeżeli się zdecydujesz, to pierwszą osobą, która ci się nawinie, oprócz mnie, będzie któraś z moich siostrzyczek- spojrzała w górę i kontynuowała nie dając mi nic powiedzieć.- Nawet, jeśli uda ci się ją zabić, to mój ojciec albo cię znajdzie i zabije, albo najedzie na wasz gród. Jeśli by cię zabił, to Stefan najechałby na nas. Z tego wynika, że jeżeli się zdecydujesz tak, czy siak zginiesz i przyspieszysz nadejście bitwy między Światłymi, a Mrocznymi. Nie jest to więc pod żadnym względem dobra opcja…
-Czekaj!- krzyknąłem w końcu, przerywając jej monolog. Spojrzała na mnie surowym wzrokiem.- Jak to rodziny i jakim cudem wizję? Przecież…
-Tak wiem- przerwała mi.- Wizje maja tylko Mroczni. A ty nigdy nie założyłeś, ze jestem jedną z nich?
Zatkało mnie. Sięgnąłem pamięcią jak najdalej wstecz. Rzeczywiście, nigdy nawet o tym nie pomyślałem.
-A… A jesteś?- spytałem w końcu. Kiwnęła jedynie głową.
-Cecylia Kościuszko- dodała po chwili.- Następczyni Szkarłatnego tronu Mrocznych.
-Następczyni- mruknąłem trawiąc powoli informacje.- To żeśmy się spotkali.
Zapadła ciężka, krępująca cisza. Patrzałem pod nogi starając się jakoś pogodzić to wszystko ze swoim starym życiem. Cecylia bawiła się włosami, a jej siostry ośmielone moim skonsternowaniem zeskoczyły na ziemię i schowały się za plecami dziewczyny.
-To może nas przedstawisz- wykrztusiłem w końcu. Uśmiechnęła się
-Adrianie, to są Adrianna, Kornelia i Melisa- dziewczyny po kolei skłoniły się lekko. Były prawie nie do odróżnienia. Ona też niezbyt się od nich różniła. Była może trochę wyższa, szczuplejsza i miała niebieskie oczy. Wszystkie one jednak miały na sobie brązowe, proste, krótkie sukienki na ramiączkach, włosy związane w warkocz i paznokcie pomalowane na czerwono. Tkwiła w tym pewnie jakaś symbolika, ale nie chciałem się w nią zagłębiać.
-No dobrze- rzekłem po chwili.- Wiec co, według ciebie, mam teraz zrobić?
-Zrezygnuj- odparła, a ja prawie zachłysnąłem się powietrzem.
-A gdzie mój honor? Miałbym od tak… Czekaj, a z czego zrezygnować?- spytałem.
-Z zabijania- odparła. Zawahała się chwilę.- Albo ze swojej krwi…
-Co?
-Zrezygnuj z bycia Światłym, przejdź na naszą stronę. Ona tak zrobiła…
-Jaka ona i niby jak miałbym to zrobić?- prawie się zaśmiałem. Prawie, bo to jednak był jej pomysł, a tej dziewczyny nie należy lekceważyć.
-Diana Poniatowska- oznajmiła od razu Cecylia. W jej głosie dosłyszeć można było jakiś nowy zapał do opowiadania. Jakby to był jej ulubiony temat.- Była…
-Łowcą?
-Aniołem.
-Więc jest diabłem?
-Upadłą- odparła.- Diabłów na ziemi już prawie nie ma. Wszystkich wybiliście…
-Zasłużyły sobie- mruknąłem.
-A co ty możesz o tym wiedzieć?- zirytowała się. Wzruszyłem ramionami.- ledwo odrosłeś od ziemi. A poza tym już wtedy mieliśmy zupełnie inne intencje niż wy wciąż myślicie.
-Więc nie jesteście, jakby to ująć… źli do szpiku kości?- parsknęła śmiechem na te słowa.
-Ci, którzy zostali w Piekle- tak, ale nie my. My właśnie po to uciekliśmy na Ziemię, by pokazać, ze jesteśmy inni, że popełniliśmy największy błąd i chcemy go naprawić.
-Wróćmy może do rezygnacji- poprosiłem szybko widząc, że ma na ten temat sporo do powiedzenia.- Jest jakaś reguła, obrzęd, coś?- spytałem. Pokręciła głową.
-Nie, musisz po prostu złożyć przysięgę przed radą i przed Bogiem. Ale zastanów się, bo jest wiele odmiennych klanów, które są Światłe, a pomagają nam i wspierają- dodała. Tym razem to ja parsknąłem.
-Myślisz, zę mógłbym tak żyć w moim klanie? Znając dziadka, jeżeli tylko się dowie, ze nie wykonałem jego polecenia i pomagam jego wrogom potraktuje mnie jak jednego z nich, jak zagrożenie. A co się z takimi robi? Jego zdaniem, eliminuje. Więc wybacz, ale wolę skończyć to co i tak muszę zrobić. Zrobić to do końca.
-Jak szaleć, to szaleć- mruknęła cicho Cecylia. Adrianna, a może Kornelia, nachyliła się i szepnęła jej do ucha coś w innym języku. Może po włosku.
Rozejrzałem się po lesie czekając, aż skończą rozmawiać. Zastanowiłem się, gdzie się teraz podzieję?
-Zabiorę cię do Akademii- powiedziała dziewczyna. Spojrzałem na nią zaskoczony.- Tam najłatwiej jest o przysięgę. Ale najpierw jadę do domu, do Pałacu Kościuszków- powiedziała ostrożnie.- Jeśli nie chcesz, nie musisz tam ze mną jechać.
Wzruszyłem ramionami.
-Jak szaleć, to szaleć, tak?- spytałem przekornie. Uśmiechnęła się i gwizdnęła przeciągle. Z zarośli wychyliły się trzy kare głowy końskie okiełznane w stylu klasycznym.
Trzy siostrzyczki dosiadły swoich wierzchowców.
-A ty?- spytałem. Ona uśmiechnęła się łobuzersko i odsunęła się od nas i drzew. Spojrzała w ziemię, a za jej plecami rozwinęły się rdzawo-czerwone smocze skrzydła.
-A ja polecę- uśmiechnęła się po raz drugi i wzbiła w powietrze. Widziałem już kilka Aniołów z podobnymi zdolnościami. Ich skrzydła były piękne, smukłe i delikatne. Te sprawiały wrażenie mocnych, twardych i drapieżnych. Budziły fascynację i podziw. Może trochę też strach, ale raczej nie we mnie.
Adrian

czwartek, 3 marca 2016

New Story



Rozdział Czwarty
Jasper


Odprowadziłem ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła za drzwiami garderoby. Po co ja ją w ogóle ratowałem z tego domu? Czemu zabrałem ją tu ze sobą? Po jaką cholerę bronię jej przed oczami dostojników państwowych? Co ja w ogóle sobie myślałem?
Ale mimo tych wszystkich wątpliwości, które mnie naszły, jedno musiałem przyznać. Ta dziewczyna działa na mnie jak żadna inna. Miała w sobie coś pociągającego, co sprawiało, że mój zdrowy, wszystko chłodno kalkulujący rozsądek ustępował miejsca sercu i jego szalonym decyzjom.
Ironiczna, niezależna i zabójcza dziewczyna. Co mnie w niej pociągało? Dałbym wiele, by się dowiedzieć, co tak naprawdę zapoczątkowało naszą bliższą znajomość. Może nawet zbyt wiele.
Wszedłem do łazienki, otworzyłem okno, zasunąłem zasłony i ściągnąłem brudne ubranie. Było coś czego na pewno potrzebowałem, bez względu na targające mną emocje. Prysznic. Od czasu wybuchu w ogóle nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz brud w postaci piachu i kurzu, który osiadł na całym moim ciele i ubraniach wreszcie dał się we znaki.
Rzuciłem ręcznik na podłogę i mając do wyboru dwie opcje wślizgnąłem się pod prysznic, zasłoniłem kotarę, a potem puściłem duży strumień gorącej wody z górnej słuchawki. W pierwszym odruchu wzdrygnąłem się, gdy krople wody zetknęły się z moją skórą. Z każdą sekundą temperatura wzrastała i w końcu H2O zaczęło parzyć moją skórę. Ale ja po kilku sekundach przestałem zwracać na to uwagę. Jak zawsze w tym czasie wyciszyłem czujność, choć nie wyłączyłem jej na dobre, i odpłynąłem w świat swoich uczuć.
Wiedziałem jednak, że Blaise, mimo iż kobieta, nie będzie siedziała w garderobie zbyt wiele czasu. Pospieszyłem się więc i zmyłem resztę brudu z ciała.  Potem ręką sięgnąłem po ręcznik, przewiązałem się nim w pasie i jeszcze mokry wyszedłem z pod prysznica.
Doszedłem do umywalki po drugiej stronie pomieszczenia, gdy zorientowałem się, że nieproszona osoba znalazła się w pokoju.
-Zostawiłeś uchylone drzwi- powiedziała z dość irytującym w tej sytuacji uśmiechem numer pięć. Całkiem onieśmielającym uśmiechem. Nie dałem po sobie poznać zaskoczenia.
Dziewczyna z lekkim, ale dostrzegalnym rozbawieniem lustrowała całą moją sylwetkę. Jestem pewny, że na kilka sekund zawiesiła wzrok na każdej z blizn. Odwróciłem się do niej tyłem i obserwując ją ostrożnie w lustrze umyłem zęby jedną ze świeżych szczoteczek podstawionych przez pokojówki. Nie było najbardziej higieniczne wyjście, ale zdecydowanie potrzebne.
Potem znów odwróciłem się w jej stronę. Stała w drzwiach. Miała na sobie piękną sukienkę, która podkreślała jej kształty i typ urody. Czerwień igrająca z pomarańczą idealnie oddawała jej ognisty charakter. Pewnie dlatego ją wybrała.
-Zamierzam się ubrać- powiedziałem zerkając na leżący w kacie garnitur, który spostrzegłem gdy tylko wszedłem do łazienki.- Wyjdziesz, czy miałaś nadzieję coś zobaczyć?
Prychnęła i zniknęła za drzwiami. Szybko ubrałem przygotowany strój i wyszedłem z łazienki. Blaise leżała w poprzek łóżka z nogami zwisającymi po jednej stronie. Wpatrywała się w jakiś punkt nad sobą. Gdy drzwi zaskrzypiały przy zamykaniu odwróciła głowę w moją stronę. Zerknąłem przelotnie na jej usta, a potem zupełnie odwróciłem wzrok. Znalazłem w szafie wypastowane czarne buty i założyłem je.
Zerknąłem na kieszonkowy zegarek i westchnąłem.
Spóźnialstwo nie jest mile widziane, zwłaszcza w pałacu, ale cóż.
-Musimy…- zacząłem, ale ona mi przerwała.
-Nie, nie musimy. Przed chwilą była tu ta miła dziewczyna w czepku i powiedziała, że kolacja opóźni się o pół godziny.
Odetchnąłem z ulgą. A potem zaniepokoiłem się, bo to jednak oznaczało pół godziny sam na sam z kobietą, która chciała mnie zabić. Moja słabość do niej nagle jakby osłabła. Ostrożnie usiadłem na łóżku.

NW Dzieci Światła i Mroku- Rozdział Szósty



Przez chwilę nie wiedziałam  co robić. Dziewczyna tak nagle straciła przytomność i tylko mój wyćwiczony refleks uchronił ją przed spotkaniem z twardym gruntem.
Postanowiłam jak najszybciej wynieść ją z tego tunelu. Zostało nam paręnaście metrów do drzwi prowadzących na peron.
Podniosłam ją z wysiłkiem i ruszyłam do przodu. Na pamięć znałam tą drogę. Ile już osób przeprowadziłam tędy do szkoły? Zbyt wiele, by liczyć.
Światło przebiło się przez ciemność i dostrzegłam lampkę wiszącą nad drzwiami na peron. Łokciem utorowałam sobie drogę. Zawsze były otwarte. Podeszłam do najbliższej ławki i ułożyłam na niej dziewczynę. Spojrzałam na wielki zegar wiszący pod sufitem. Zostało nam sporo czasu.
Nie miałam zbytnio pojęcia o alergiach, więc nie pozostało mi nic prócz czekania, aż nastolatka się ocknie. Przez pierwsze kilka minut chodziłam bez celu wzdłuż torów. Nasłuchiwałam cichego brzęczenia zwiastującego zbliżanie się pociągu. Nic. Cisza zdawała się wedrzeć w każdy zakątek tego miejsca.
W końcu, gdy zostało może parę minut do końca oczekiwania, dziewczyna poruszyła się. Podbiegłam do niej szybko i gdy tylko otworzyła oczy, pomogłam jej usiąść. Przez chwilę wydawała się zdezorientowana moją obecnością, ale potem wszystkie jej wspomnienia powróciły i bez słowa odwróciła się ode mnie. Wzruszyłam ramionami i przysiadłam na brzegu ławki.
Ze dwie minuty później na peron, przez prowadzące do tunelu drzwi, wlało się kilkudziesięciu uczniów i opiekunów. Wszyscy oni rozsypali się po całym pomieszczeniu. Nim przyjechał pociąg dołączyło jeszcze parę zadyszanych osób.
Potem zamęt i echo rozmów zostało zagłuszone przez gwizd nadjeżdżającego pociągu. Ekspres rdzawo-brązowej barwy wjechał na stację hamując z piskiem. Gdy maszyna stanęła, a silnik został wyłączony, otworzyły się po kolei wszystkie drzwi i na podłogę zeskoczyło trzech konduktorów. Mieli na sobie czerwone mundury, na ramionach złote pagony, a na głowach bordowe rogatywki. Stali z dumą przed pociągiem i nadzorowali „załadunek” pociągu.
-Idziemy?- spytała Kalina niepewnym głosem. Kiwnęłam głową i podniosłam się z ławki.
Chwyciłyśmy swoje bagaże. Ruszyłam przodem, dziewczyna podążała za mną. Wsiadłam do przedostatniego wagonu, jednego z dwóch pierwotnie przeznaczonych dla nowicjuszy. Po kolei zajrzałam do każdego przedziału, a potem wkroczyłam do ostatniego. Był wolny, nie licząc młodej dziewczyny siedzącej w kącie, odwróconej do okna.
Ulokowałam bagaże na półce pod sufitem i rozsiadłam się na siedzeniu. Było wygodne, miękkie i lekko odchylone do tyłu. Wyciągnęłam słuchawki i telefon z kieszeni płaszcza, odłożyłam je na siedzenie obok, a potem zdjęłam nakrycie wierzchnie i uformowałam z niego poduszkę. Włożyłam słuchawki do uszu, znalazłam na telefonie lubianą piosenkę i zamknęłam oczy. Wsłuchałam się w kolejne słowa płynące z ust wokalistki Nightwish i czekałam na odległy jeszcze koniec podróży. Droga wiodła z początku przez tunele, więc na razie nie miałam nic do roboty. Z bólem przypomniałam sobie książkę, którą skończyłam czytać nim jeszcze spotkałam po raz pierwszy Kalinę.
Natalia

NW Dzieci Światła i Mroku- Rozdział Piąty



-Dworzec przy ulicy Nieistniejącej, Peron Jedyny- przeczytałam.- Czy ty sobie ze mnie kpisz?- spytałam.
Pokręciła głową odgryzając z apetytem dwie kostki czekolady od swojej dopiero co kupionej tabliczki.
-Przecież to śmieszne- pokręciłam głową.- Skąd to masz?- spytałam.
-Od dyrektorki- powiedziała przeżywając.- Każdy opiekun dostaje takie dwa. Dla siebie i dla Podopiecznego- wytłumaczyła z pełnymi ustami. Wykrzywiłam się z obrzydzeniem. Gdzie jej kultura?
Podźwignęłam plecak z chodnika.
-Dobra- orzekłam.- To gdzie to jest?- spytałam.
Natalia spojrzała na mnie ze spokojem, a potem zerknęła na zegarek.
-Mamy jeszcze trzydzieści minut, ale możemy już ruszać- oznajmiła po chwili i wstała z ławeczki. Zarzuciła sobie torbę na ramię podążyła sprężystym krokiem wzdłuż ulicy. Był to w zasadzie długi, ślepy zaułek kończący się wejściem do jakiejś obskurnie wyglądającej gospody.
Dotarłyśmy przed wejście i zaczęłam się zastanawiać, czy Natalii przypadkiem nie odbiło. Ta jednak pewnym krokiem weszła do lokalu. Chcąc nie chcąc podążyłam za nią dziewczyna stanęła przy  barze i zawołała barmana. Rozejrzałam się dookoła. Jak na tak odpychająco wyglądające miejsce było tu sporo dobrze ubranych osób. Większość z nich nie przerwała zajęć, gdy weszłyśmy.
-Natalia!- zawołał ktoś.- Долго мы не видели!- odezwał się po rosyjsku. Skrzywiłam się.
-Dimitri!- zawołała Natalia ucieszona.
Od stołu wstał młody chłopak.
-Znów nas pomyliłaś- zauważył ze śmiechem.- Brat jest w okolicach Regnerito- uśmiechnął się do mnie, a potem znów odwrócił do Rosjanki.
-Siergiej?- spytała zaskoczona dziewczyna.- Tym razem byłam pewna!- zirytowała się Natalia. Chłopak roześmiał się.
-Świeżyna?- spytał wskazując na mnie ruchem głowy. Kiwnęła potakująco. Do lady podszedł znudzony barman.
-Klucz do tuneli na dworzec- poprosiła Natalia nie odrywając wzroku od rozbawionego kolegi. Westchnęłam ciężko. Starałam się przypomnieć sobie, gdzie już słyszałam te nazwę, Regnerito? Czy to nie było to osiedle minionych epok w…
-Idziemy, Kalino- odezwała się Natalia machając mi kluczami przed oczyma. Przerwałam swoje rozmyślania.
Oderwałam się od blatu na którym się opierałam i podążyłam za dziewczyną do drzwi znajdujących się w kącie lokalu. Otworzyła je i ukazały się strome schody prowadzące w dół. Natalia zaczęła po nich schodzić.
-Idziesz?-spytała. Czy to żart? Miałam ochotę jej odparować. Najpierw zabiera mnie z pociągu, potem wręcza nierealny bilet tłumacząc się jakąś dyrektorką, a teraz każe schodzić do jakiejś ciemnicy znajdującej się nikt nie wie ile metrów pod ziemią.
Mimo wszystko zaczęłam iść za nią.
Schody były strome, śliskie i miejscami pokryte pajęczyną. Nie było poręczy, a chropowata ściana zdawała się być siedliskiem wszelkiego rodzaju plugawego robactwa. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, co może się tam czaić.
Nie od dziś nie lubiłam owadów. Wszelkiego rodzaju pająków, żuków, robaczków, stawonogów, mrówek, much, os, czy latającego obrzydlistwa. To nie było tak, ze się ich bałam. Nie. Mogłabym podejść, dotknąć… tyle, że potem musiałabym przez pół godziny myć ręce. Byłam nieprzyzwyczajona i wyczulona na to, że robaki oznaczają bród, kurz i zaniedbanie. A na jedną z tych rzeczy byłam uczulona i nie wspominałam dobrze ataków alergii.
Jednych wiec nie lubiłam z oczywistych powodów, a inne po prostu mnie wkurzały lub obrzydzały. Proste.
Schody nie ciągnęły się w nieskończoność jak się to wydawało z góry. Skończyły się kilkanaście sekund po tym, jak zniknęło światło. Po omacku dotarłam do w miarę równej podłogi tunelu. Coś uniosło się do góry, gdy zeskoczyłam z przedostatniego schodka.
-Mam nadzieję, że to nie kurz- powiedziałam lekko zaniepokojona.
-Dlaczego?- spytała zainteresowana Natalia. W ciemności nie widziałam jej twarzy, ale jej głos dobiegał z bliska.
Jak na zawołanie, w ramach odpowiedzi, dostałam ataku kaszlu, a mojej płuca zaczęły się na przemian kurczyć i nadymać. Wytrzeszczyłam oczy z bólu i starałam się przestać kaszleć, zagryźć zęby, nie dało się. Poczułam jak skóra zaczyna się zmieniać pod wpływem kontaktu z alergenem. Całe ciało zaczęło mnie swędzieć i boleć niemiłosiernie. Po chwili nieprzerwanego kasłania zakrztusiłam się śliną, a potem wyplułam ją razem z krwią. Ból nasilił się i, mimo że byłam już nań przygotowana, i tak zaskoczył mnie i zemdlałam.
Momentalnie odpłynęłam, a ciemność przed oczyma wydała mi się jakby głębsza. Straciłam kontakt z rzeczywistością.
Z daleka dobiegły mnie ostanie słowa Natalii, które rozmyły się w powietrzu i dotarły do moich uszu jako nieskładny bełkot.
Kalina