Siedzieliśmy razem w jego domu. Była szósta trzydzieści, gdy drzwi otworzyły się ze zgrzytem i do środka weszła matka chłopaka. On podbiegł do niej lekko utykając na prawą nogę i przytulił się. Podążyłam za nim. Przywitałam się z wysoką kobietą i wyszłam z domu.
Wiał silny porywisty wiatr. Moja cienka bluzka i bluza nie wystarczały. Adrenalina opadła i zaczęłam odczuwać chłód. Mimo wszystko ruszyłam ulicą przed siebie. Nie miałam co zrobić. Nie miałam na bilet. Uświadomiłam sobie, że o niczym nie pomyślałam. Szłam z rękami w kieszeni i wzrokiem wbitym w chodnik. Gdy spojrzałam przed siebie dostrzegłam staruszkę liczącą pieniądze. Dostrzegłam swoją szansę. Nie chciałam tego robić, ale musiałam zdobyć jakieś pieniądze. Przechodząc obok niej wyrwałam jej kopertę z rąk. Starsza pani krzyknęła na mnie i wyjęła telefon, gdy uciekałam dosłyszałam, jak szczegółowo mnie opisuje. Musiałam się gdzieś ukryć.
Poszłam do parku. Okazało się to moją najgorszą decyzją. Przekroczyłam bramę i doszłam do pierwszego rozwidlenia i zobaczyłam parę osób z Gangu opiekunki. Weszłam w tę drugą ścieżkę i zaczęłam biec. Błąd! Zaczęli mnie gonić. Nie zauważyłam dwóch osób przed sobą, bo obracałam się by sprawdzić jak daleko są przeciwnicy.
Wpadłam prosto w ręce policji. Policjantka złapała mnie za ramiona i przyjrzała mi się. Gdy już zobaczyła we mnie kogo chciała wyjęła kajdanki i razem z kolegą zaprowadzili mnie do samochodu. Ja jednak nie potrafię kraść. Oddałam im pieniądze nim dojechaliśmy na komisariat.
Posadzili mnie na krześle przed komisarzem, ale ja już obrałam swoją taktykę. Powiem im wszystko. Dokładnie wszystko.
-Czemu to zrobiłaś?- spytał starszy facet w okrągłych okularach i marynarce w kratkę, stylu to on nie miał.
-Musiałam, jak miałam wyjechać bez hajsu?- spytałam retorycznie.
-Uciekłaś?- pokiwałam głową w odpowiedzi na to pytanie.- Dlaczego?
-A chciałby pan pracować dla przywódczyni gangu?
I dalej wszystko potoczyło się samo. Wypytywał mnie o opiekunkę i o członków, o ofiary. Powiedziałam mu prawdę, a on obiecał mi dom. Super. Najpierw trafię do domu dziecka.
Zabrała mnie tam Anetta Cherry. Domek był ładny i sympatycznie urządzony. Było tam około dziesięcioro dzieci. Dwóch chłopaków w moim wieku, jedna rok młodsza dziewczyna i sami malcy. Wiedziałam, że na ten wymarzony dom trochę poczekam.
Dwa miesiące przebiegły mi przed oczyma nim zdążyłam trochę z nich wyłapać. Były dzień w dzień takie same. Byłam autorytetem tego domu, a moje historie robiły furorę wśród dziesięciolatków. Starsi słuchali mnie z zaciekawieniem. Anetta była wiecznie miła i chyba odrobinę przesłodzona. Zdarzyło się dwa razy, że przyszli potencjalni rodzice, ale nikogo nie zabrali.
Trzeci raz był już inny.
Anetta zaprosiła do domu dwójkę młodych ludzi, którzy ubrani byli w zimowe futra i mieli ze sobą dużo bagaży. Zachowywali się bardzo stosownie, sprawiali wrażenie dostojnych, wręcz arystokratycznych i nie zgadniecie kim się zainteresowali. Mną. Ładną, mądrą, przebiegłą nastolatką po przejściach. Jechali do swojego domu w Wielkiej Brytanii i po zapoznaniu się ze mną stwierdzili, że chętnie mnie "przygarną".
Wsiadłam z nimi do samochodu zabierając jedynie małą walizeczkę z ciuchami. Arletta stwierdziła, że zaraz po przylocie kupią mi nowe stroje.
W Berlinie wsiedliśmy do samolotu. pierwszy raz takim leciałam. Był nieduży, prywatny, zamiast rzędów siedzeń było kilka kanap, trzy łóżka i stoły. Znajdował się też na nim bar z drinkami. Usiadłam wygodnie na jednej z kanap, a Arletta i Michael zajęli miejsca naprzeciw mnie. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach przez około dwie godziny lotu. Czułam się świetnie opowiadając o mojej śp. matce.
Samolot wylądował na Heathrow. Stamtąd limuzyną pojechaliśmy do domu. Była to piękna, duża willa. jej ściany były białe i miejscami oplecione bluszczem. Na drugim i trzecim piętrze znajdowały się balkony. Dach był koloru granitu, a na ogrodzie znajdował się basen. Zieleń wypełniała powierzchnię między czterema ścianami muru. Zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno zasługuje na taką zmianę.
W Berlinie wsiedliśmy do samolotu. pierwszy raz takim leciałam. Był nieduży, prywatny, zamiast rzędów siedzeń było kilka kanap, trzy łóżka i stoły. Znajdował się też na nim bar z drinkami. Usiadłam wygodnie na jednej z kanap, a Arletta i Michael zajęli miejsca naprzeciw mnie. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach przez około dwie godziny lotu. Czułam się świetnie opowiadając o mojej śp. matce.
Samolot wylądował na Heathrow. Stamtąd limuzyną pojechaliśmy do domu. Była to piękna, duża willa. jej ściany były białe i miejscami oplecione bluszczem. Na drugim i trzecim piętrze znajdowały się balkony. Dach był koloru granitu, a na ogrodzie znajdował się basen. Zieleń wypełniała powierzchnię między czterema ścianami muru. Zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno zasługuje na taką zmianę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz