Biegła przed siebie. Uciekała nie wiedząc nawet przed czym. Prawą ręką kurczowo trzymała jego dłoń. Gnała przed siebie. Ledwo łapała powietrze między kolejnymi krokami. On cały czas doganiał ją, a i tak nie nadążał. Gubił rytm szybkich susów dziewczyny i potykał się o własne nogi. Ciemna ulica ciągnęła się przed i za nimi. Jej ledwo oświetlony kraniec znikał za linią horyzontu między potężnymi gmachami wieżowców tworzących miejską betonową dżunglę. Przemykając pod kolejnymi latarniami nastolatka czuła się obserwowana mimo, że na ulicy nie było żywej duszy, ani ludzkiej, ani zwierzęcej, nawet rośliny pochowały się w najgłębsze zakamarki korzeni pozostałych po drzewach, które ścięto kilka dni temu.
Pierwsza minuta może być ostatnią
Dlatego ceń jak ostatnią, dlatego wiedz, że ostatnią
Ostatnia minuta może być pierwszą
I szczerze ch** w to bo rozumieją to gdy już jest za późno... /Sulin
Chłodna atmosfera zżerała ją od środka. Zawsze pragnęła miłości, a nigdy nie dostała jej zbyt wiele. Wychowana na ulicy przez bandę gangsterów pod wodzą panienki z opieki społecznej. Jej uroda ściągała na nią same kłopoty i kolejne grzechy, a jedyna muzyka jaka rozbrzmiewała czasem w jej uszach to smutny, aczkolwiek prawdziwy rap, który swoimi specyficznymi wersami i bitem podtrzymywał ją na duchu i przy życiu. Do niedawna nie wiedziała, że mogłaby zrobić coś ze sobą, zmienić swoje tragiczne położenie, nakierować się na lepszą przyszłość.
Powiew wiatru rozwiał jej włosy i oczy rozbłysły w świetle latarni. Zerknęła na chłopaka, którego uratowała przed męczeńską śmiercią, która w ogóle nie pojawiłaby się w jego życiu, gdyby nie ona. Jego twarz wyrażała najwyższe skupienie nad oddechem. Miał słabą kondycję. Spojrzała w bok w poszukiwaniu nazwy ulicy którą teraz biegli. Dostrzegła niebieską tabliczkę na wysokiej sylwetce górującego nad innymi budynku. Domańska 126. Mogli już zwolnić, bo znajdowali się prawie na drugim krańcu miasta.
Stanęła nagle nie uprzedzając. On nie wiedząc o niczym odbiegł kilka kroków dalej, po czym zatrzymał się nagle, bo ona nadal trzymała jego dłoń. Dyszał ciężko łapiąc łapczywie oddech.
-Spokojnie, bo nam powietrza nie starczy- powiedziała uśmiechając się do niego przyjaźnie. On odwzajemnił się słabym uśmiechem, albo raczej jego imitacją.
-Dzięki- wydukał wpatrując się w ziemię.-Za ratunek.
-Spoczko- chciała być miła, udać tą radosną, pokazać mu, że nic się nie stało, teraz po prostu będziemy żyć dalej.
-Ałłł!- pisnął, gdy klepnęła go przyjacielsko w ramię. Najwyraźniej miał tam jakąś sporszą ranę.
Dalsza konwersacja nie miała większego sensu więc jej zaniechała.
Razem ustalili, że pójdą do jego domu i tam przenocują, a potem on zadzwoni po swoją matkę. Nadal byli nastolatkami. On typowym chłopakiem, którego życie opierało się na grach komputerowych i poleceniach rodziców wykonywanych niechętnie, ale bez szemrania. Ona była doświadczona przez los mimo młodego wieku i wiedziała, że co najmniej dziesięć decyzji podjęłaby inaczej, żeby nie siedzieć teraz w tym szajsie.
Gdy zasypiała ustaliła jeszcze jedno. Nazajutrz pójdzie na policję i wniesie oskarżenie na gang opiekunki. Wtuliła się w miękką kołdrę, którą on jej wyjął z szafy w pokoju jego matki będącej aktualnie na zebraniu w innym mieście. Sen nadszedł szybko i był miłą odskocznią od rzeczywistości, z którą walczyła jeszcze wczoraj, jeszcze godzinę temu. Odpłynęła w objęcia Morfeusza.
Jeszcze będzie czas,
zobaczysz odwróci się karta,
każdy dobry człowiek w życiu w końcu musi mieć farta,
jeszcze będzie dobrze, uwierz ja to wiem!/ Bezczel
Przepraszam, że takie krótkie, ale nie miałam weny :(
Czy będzie kolejna część ? :)
OdpowiedzUsuń