poniedziałek, 3 listopada 2014

Annie Nigela

 Annie Nigela to zwykła 16-latka. Ma długie czarne włosy, brązowe oczy i kilka pryszczy na twarzy. Na co dzień przejmuje się takimi rzeczami, jak wygląd, makijaż, czy ostatnia randka, sprzed dwóch miesięcy. Rzadziej obchodzi ją nauka. Ma średnie stopnie w szkole, tróje, czwóry, zdarza jej się gadać na lekcji. Jej matka jest biznesmenką, a ojciec pokerzystom, któremu szczęście sprzyja rzadziej niż pech. Rodzice często wyjeżdżają, a nastolatka nocuje u babci, która ma obsesję na punkcie jedzenia i jest lekką dziwaczką, jak twierdzi jej sąsiadka. 
 Nic więc dziwnego, że gdy rodzice Annie giną w wypadku samochodowym, zrozpaczona i niepogodzona ze stratą dziewczyna zostaje dodatkowo zmuszona do zamieszkania u swojej Buni. Nie zrozumcie tego źle. Dobrze, że chociaż ma gdzie mieszkać, ale od jakiegoś czasu paniom nie układa się zbyt dobrze. Większość osób uważa skrycie, lub nie, że staruszka dziwaczeje. Annie z dnia na dzień upewnia się w tych poglądach.
 Tak wyglądało życie dziewczyny zanim w jej życiu pojawiła się Anabeth. Tylko może najpierw wyjaśnię, jak to się stało.
 Babcia dziewczyny miała ponad 70 lat i chore serce. Pewnego pięknego dnia, gdy leżała na tarasie, w cieniu topoli, zeszła na zawał. Annie została zaatakowana kolejną stratą. Jej opiekunką została właśnie Anabeth Cortez. 35-letnia kobieta lubująca się w pisaniu opowiadań do gazet dla nastolatków. 
 Po dwóch tygodniach pobytu Annie mimo woli stwierdza, że wolała mieszkanie z babcią.

***
 Słońce praży, wiatr przestał wiać, deszcz ani myśli wychylić się zza chmurek, smutna, długonoga i długowłosa dziewczyna zmierza ulicą. Głowę ma spuszczoną, włosy tańczą na jej twarzy, smutne oczy wpatrzone są w chodnik.  Patrzę w jej stronę i nagle nie widzę świata poza nią. Spogląda na mnie i uśmiecha się nieśmiało, przyjaźnie. Muszę podejść, zagadać, zapytać, dlaczego tak się smuci?
-Zrobiłam coś złego- odpowiada.
-Komu?
-Tobie- szepcze wptrując mi się przepraszająco w oczy. Stoję zdezorientowany.
-Ale ty mi nic...- nagle nie wiadomo skąd wyskakuje pięciu wielkich jak byki facetów. Zakładają mi worek na głowę i gdzieś prowadzą. Próbuję się wyrwać, ale jedyna odpowiedź, jaką otrzymuję, to cios w głowę. Nim tracę przytomność do moich uszu dobiega urwany szloch dziewczyny.

***
 Siedzę w pokoju i płaczę. Anabeth każe mi nie schodzić na dół pod żadnym pozorem. Dobiegają mnie stłumione krzyki, jęki, płacz... Torturują go.
 Dlaczego ja to zrobiłam? Czemu się nie postawiłam? Nie potrafię powiedzieć nie kryminalistce. To musi się skończyć. Tyle w życiu nasłuchałam się o asertywności i odmawianiu. Jestem słaba. Z moich oczu spływają kolejne łzy. Jakiś głos w sercu mówi mi, że powinnam uratować chłopaka od niechybnej śmierci. Tylko jak? Mogłabym powiedzieć, że tylko to pytanie stoi mi na drodze, ale byłoby to kłamstwo, stoi za tym o wiele więcej moich lęków.
 Chwile ciągną się niemiłosiernie wypełnione wrzaskami przystojnego chłopaka, którego dałam pojmać. Jedna, druga i trzecia sekunda... Postanawiam nieodwołalnie wyciągnąć go z bagna, do którego go wrzuciłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz