sobota, 1 listopada 2014

Harry Potter- Gdzieś pomiędzy lekcją eliksirów i OPCM

Jako, że wiem iż zanim dostatecznie dużo osób wejdzie by zagłosować wstawiam opowiadanie 0. Będzie ono o Harrym Potterze. na pewno wiele osób czytało tę książkę, jestem otwarta na krytykę, choć jej nie lubię. ;)  Komentujcie, wyrażajcie swoje zdanie i przede wszystkim czekam na wasze opowiadania. Więcej info na stronie twórczość czytelnika.


Lekcja skończyła się, zanim Snape skończył oceniać przygotowane eliksiry. Na szczęście. Czułam, że to nie był mój dzień, mimo, że Snape mnie lubił. Profesor miał to do siebie, że wydawał się nie czuły i obojętny na świat, a przy tym starał się nudę i pustkę w życiu wypełnić docinkami o uczniach i wytykaniem ich wad. Ile złego potrafi z człowiekiem uczynić utracona miłość.
-Naomi- Draco złapał mnie za ramię, gdy wychodziłam uśmiechnięta z gabinetu znajdującego się w lochach.- Będziesz jutro na meczu z Gryfonami?- jakże mogłabym sobie odpuścić?
-Przecież wiesz, że Quidditch, to moja pasja, za nic nie opuszczę tak ważnego meczu- mrugnęłam do niego porozumiewawczo. Od zawsze kibicowałam Ślizgonom we wszystkich meczach, ale nigdy nie chciałam sama grać. Wolałam książki i zwierzęta.
Nikt chyba także nie wiedział dlaczego, ale często przesiadywałam z Hermioną, mimo, że była ze znienawidzonego przez innych domu i zawsze złagadzałam kłótnie Harrego z Draconem. 
Szłam właśnie do biblioteki, by pouczyć się Hermą do OPCMu, gdy natknęłam się na Ginny.
-Hej-przywitała się, a ja kiwnęłam jej głową.- Widziałaś Blaise'a?
Kiwnęłam znów głową i wskazałam w kierunku, w którym odszedł razem z Draco.
Blondyn kochał się we mnie od pierwszej klasy, mimo, że byłam szlamą. Ja też go kochałam. Dużo osób mówi, że go zmieniłam. Ja? Nie, raczej sam się zmienił. Dla mnie. Już na początku pierwszego roku powiedziałam mu, że musi choć trochę zaniechać dręczenia moich pierwszych przyjaciół w Hogwarcie. Co dziwne, przystał na ten warunek. Teraz, gdy o tym myślę, sądzę, że on zawsze był sympatyczny, tylko ukrywał to, ze względu na ojca.
Znalazłam Hermionę tam gdzie zawsze i tak jak zawsze, czyli przy stole, między stertami książek, zaczytaną.
-Cześć- przywitałam się, a ona mruknęła coś niezrozumiałego, dopiero po chwili odrywając wzrok od czytanej strony.
-O, Naomi, hej, znalazłam ciekawe książki opisujące użycie poszczególnych zaklęć- wskazała na dwie leżące samotnie po lewej stronie opasłe księgi. 
Mimo niechęci zabrałam się od razu do wertowania ich. Znalazłam kilka ciekawszych i skupiłam się na nich. Sama nie wiem, kiedy przerwa minęła i przyszedł po mnie Draco, w towarzystwie Ginny i Blaise'a. Podziękowałam Hermionie i zostawiwszy ją z Weasley'ówną poszłam razem z chłopakami na lekcję Wróżbiarstwa, nielubianą przez wszystkich Ślizgonów, nawet przeze mnie.
Nie wiem do końca co robiłam na lekcji z panią profesor Dziwaczką(nazwa wymyślona przez Dracona), ale zostałam kilka razy poproszona o cichsze zachowywanie się. Pewnie, jak zwykle gadałam. Gdy już minęła ostatnia minuta męki, po prostu sfrunęłam po schodach wieży. Ani Malfoy, ani Blaise nie mogli za mną nadążyć. Zatrzymałam się dopiero na dole, niedaleko gabinetu Umbridge, ale tylko dlatego, że ją zauważałam. Na szczęście patrzyła w inną stronę i nie widziała mojego wniebowzięcia. 
Za chwilę miałam mieć z nią lekcję OPCM. Lubiłam te zajęcia przed jej przybyciem, przed jej dyktaturą, gdy uczyliśmy się stosowania zaklęć w praktyce. Teraz studiowanie podręcznika nie kojarzyła mi się zbyt dobrze, ale i tak miałam wysokie noty, prawie takie, jak Hermiona. 
Weszliśmy do klasy i miła atmosfera panująca na korytarzu zniknęła zastąpiona przez chłodną dyscyplinę utrzymującą się w klasie Landryny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz