Gdy weszłam do przedziału zaczęłam od rozejrzenia
się. Zaraz mieliśmy poznać naszego mentora. Nie wiem skąd oni go wzięli, bo
wszyscy zwycięzcy już nie żyją. Weszłam do przedziału pełniącego funkcję salonu
i jadalni i oniemiałam z zachwytu. Już wtedy wiedziałam, że matka nie byłaby ze
mnie dumna. Nie mogłam nic na to poradzić, to było po prostu piękne. teraz
zauważyłam, o jaki dom i jaki luksus będę walczyć, dla mojego brata. Usiadłam
na miękkim, obitym skórą fotelu i czekałam, aż przyjdą inni. Po chwili zjawiła
się Franceska wraz z Seanem, a zaraz za nimi Louis.
-Za chwilę zjawi się wasz mentor- odezwała się
Talicia, gdy już wszyscy siedzieliśmy wśród mahoniowych mebli i wielkich ilości
jedzenia, które w większości widziałam pierwszy raz w życiu.- Jest to jedna ze
zwycięzców, którzy przeszli na stronę Kapitolu. Powitajcie Enobarię!
Nie rozległy się brawa, mimo to
zwyciężczyni, zdrajczyni, weszła do przedziału z uśmiechem odsłaniającym
spiłowane złote zęby, na twarzy.
-Słuchajcie- zaczęła rzeczowym tonem.- Ja nie
muszę was lubić i wy nie musicie lubić mnie. Mam wam tylko pomóc wygrać,
znaleźć sponsorów, odnaleźć się w tej grze. Nie warto trzymać się dawnych
zasad, bo te igrzyska będą inne. Przypodobajcie się ludziom- zrobiła nacisk na
ostatnie zdanie i zabrała się do jedzenia jakiegoś ciasta.
Zajęłam się sobą i jedzeniem przysłuchując
się jednym uchem temu, o co pyta ją reszta i jak ona odpowiada.
-Musicie zawiązać sojusz. Zawodowcy, pierwszy,
drugi, czwarty dystrykt, oni zrobią to na pewno i będą silni. W pojedynkę nie
dacie im rady...
Miałam dość słuchania tych monologów i
poszłam w stronę sypialni. Enobaria zatrzymała mnie chwilę potem.
-Avo, wiem, że chcesz chronić Louisa, ale to nie
przejdzie...
-Co? Co ty w ogóle wiesz?
-Zrozum, on jest... nieostrożny, niespokojny...
nie chcę cię urazić, ale zginie przy pierwszej okazji. Nie możesz chronić
wszystkich...
-Jak śmiesz?!
-Avo- spojrzała na mnie.- Z nich wszystkich,
tylko ty masz szansę wygrać. Wiem, że się nie zgodzisz, ale jesteś niczym
zawodowiec...
-Nie prawda! Kłamiesz- nigdy nie chciałam być
niczym te sługusy Kapitolu, pionki zapewniające rozrywkę, umierające z własnej
woli.
-Słuchaj, jesteś uparta i silna. Twoja matka
specjalnie wychowała cię tak, byś mogła kiedyś wygrać. Potrafisz o siebie
zadbać, ukryć emocje. Jesteś jak zawodowiec!
-Obiecałam...
-Obiecałaś, że któreś z was wróci, wiem-
przerwała mi.- Ale jeśli nie zadbasz o siebie, to obydwoje zginiecie. Twoja
matka, by tego nie chciała.
-Skąd wiesz, czego chciałaby moja
matka!?-zbulwersowałam się.- Zdradziłaś ją!
-Nie wiesz o czym mówisz- odparła ona spokojnie.-
Weź sobie to do serca, tylko ty masz szansę mierzyć się z zawodowcami. Tylko ty
możesz wygrać!
Zostawiła mnie samą ze swoimi pytaniami, a
miałam ich tyle... Nie wiem o co jej chodziło, gdy mi to mówiła, ale wiem, że
mówiła to prosto z serca. Naprawdę sądziła, że mam jakieś szansę, chciałabym,
żeby tak było.
Weszłam do pokoju sypialnianego i nie
przyglądając się niczemu położyłam się na łóżku i zasnęłam.
Rano z objęć Morfeusza wyrwała mnie
Franceska. Potrząsnęła mną lekko, a ja nie przywykła do przerywania snów
odepchnęłam ją mocno. Dziewczyna była wątła i poleciała na ścianę.
-Au!- zawołała, a ja ocknęłam się.
Podbiegłam do niej i zaczęłam przepraszać,
w końcu to moja przyjaciółka. Ale po chwili odezwały się we mnie wczorajsze
słowa Enobarii. Nie mogłam zaprzyjaźniać się z innymi, jeśli miałabym ich
później... no cóż. Wyszłam zostawiając Franceskę samą. Przy stole siedziała już
nasza mentorka i mój brat. Skinęłam głową kobiecie i usiadłam koło Louisa.
-Wytłumaczyłam już Luiemu, że musi cię chronić-
powiedziała Enobaria. Czy ona naprawdę nazwała go Lui?
-Zrobię to- odezwał się chłopak.- Jeśli ktoś ma
wygrać, to ty.
I na tym zakończyła się rozmowa. Przyszła
Franceska, a za nią Sean. Dziewczyna, jak się spodziewałam, obraziła się na
mnie. Była urażona tym jak ją potraktowałam i to chyba lepiej dla niej.
-Zaczynasz się stawać taka jak oni- syknęła, a ja
dobrze wiedziałam, że chodzi jej o zawodowców.
W pewnym momencie w wagonie zrobiło się
strasznie ciemno, wjechaliśmy do tunelu. Za chwilę miałam ujrzeć Kapitol. Bałam
się trochę, jak mój organizm zareaguje na zdziesiątkowaną liczbę osób w stylu
Talicia, czy Effie.
Gdy tylko słońce znów zaczęło do nas
docierać szybko podbiegłam do okna. Przy torach stały tłumu ludzi podobnych do
malowideł. Mieli kolorowe skóry, jaskrawe stroje i włosy, machali do nas przyjaźnie
uśmiechając się szeroko. Odmachałam im i wykrzywiłam usta w uśmiechu. "
Przypodobaj się im!" Ktoś mi kiedyś powiedział i właśnie tą radę musiałam
teraz zastosować.
-Nim traficie na arenę, czeka was Parada
Trybutów, trening i ocena. Najpierw spotkacie się ze stylistami- mówiła Talicia
wyprowadzając nas z pociągu.
Przydzielili mi jakąś dwójkę, chyba
bliźniaków, i zaczęto wokół mnie skakać. Piłowali mi paznokcie, myli, czesali i
upinali włosy, wyrywali brwi itp. to wszystko miało uczynić mnie piękniejszą.
Nie rozmawiałam z nimi. Spokojnie czekałam na stylistę i jego propozycje.
trzynastka musi się wyróżniać, tak jak kiedyś zaistniała Dwunastka.
Chwilę po wyjściu bliźniąt do pokoju wpadła
jak burza młoda kobieta wyglądająca w miarę normalnie. Cmoknęła i zakasała
rękawy.
-Piękną masz buźkę, złotko- powiedziała i wyjęła
coś z torby, którą przyniosła.- Zobacz- trzymała w ręku lusterko.
-Jestem Verena Schluzt- przedstawiła się.
Wzięła do ręki cienie i zręcznie umalowała
mi twarz pozostawiając w niej jak najwięcej naturalności. Później wyjęła
jeszcze jedną rzecz z torby, sukienkę.
Oniemiałam z zachwytu, gdy ja zobaczyłam.
Niby czarny materiał a wyrażała tyle ile nie wyrazi żadna mina. Zmięte,
odrzucone pragnienie zmiany, rebelię.
Ubrana i uczesana, z ciemnym makijażem i
czarnym welonem na włosach wyszłam z pokoju, a Enobaria wraz z Talicią i innymi
trybutami zabrali mnie w miejsce, skąd wyjeżdżały rydwany. Ceaesar zaczynał już
mówić. Zanim wsiadłam podleciała do mnie jeszcze Verena.
-Tył i dół sukni zaczną się palić, gdy
wyjedziecie, tak samo jak welon- wyjaśniła. Jednak dodała coś na podobieństwo
stroju mojej matki.
Nie zdążyłam się nawet zastanowić, czy to
sztuczny, czy normalny ogień, bo trzynasty rydwan wyjechał i publiczność
zamarła wpatrując się we mnie. Posłuchałam Enobarii i zaczęłam uśmiechać się i
machać do ludzi. Prezydent Snow patrzył na mnie z wyrzutem, jakbym była
kolejnym Kosogłosem. Do białej marynarki przypiętą miał oczywiście białą różę,
a jego twarz nie traciła kamiennego wyrazu, gdy obserwował i, gdy przemawiał.
Po skończonej Paradzie zaczęłam się
wreszcie przyglądać trybutom. Szczególną uwagę zwracałam na zawodowców. Była
wśród nich smukła, drobna i szybka dziewczyna, około 14-letnia, nazywała się
Lottie Abernathof. Wypatrzyłam też wytatuowanego chłopaka, Vinciego Sommera,
oraz umięśnionego rozrabiakę i żartownisia z Dwójki, Cosmo Lustina.
Chwilę później Talicia zabrała ich do domu
trybutów, gdzie Trzynastka zajmowała poddasze. Był to bardzo luksusowy
Penthouse. Ściany były różnokolorowe i miały dużo okien, dywan ścielił każdy
skrawek podłogi, a na suficie namalowane były fluorescencyjną farbą kwiaty i
ptaki, które chyba metaforycznie ze sobą walczyły, jak kiedyś Snow i Katniss.
Róże na suficie wygrywały. Starałam sie na nie nie patrzeć.
Byłam zmęczona dniem i tym całym
zamieszaniem, więc po dużej sycącej kolacji od razy poszłam spać. Nikt mi nie
przeszkadzał.
Rano wstałam wypoczęta i Enobaria po
szybkim śniadaniu od razu wzięła mnie do sali treningowej. Było to duże
pomieszczenie znajdujące się w sąsiednim budynku. W środku kręcili się już
zawodowcy. Rozejrzałam się dookoła. Spojrzałam na mentorkę, a ona zaciągnęła
mnie na siłowy tor przeszkód pewna, że sobie poradzę. Tor składał się z
poziomych drabinek, lin, kładek i elementów do przesunięcia. Nim się obejrzałam
Enobaria zniknęła, by zająć miejsce wśród sponsorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz