piątek, 30 stycznia 2015

Adelajda, Córka Mroku

 Ukucnęłam za śmietnikiem i z przerażeniem spojrzałam na swoje ręce. Były całe we krwi i zaczynały powoli jakby się rozpływać w powietrzu. Wyglądało to jakby wiatr wykruszał kolejne ich cząstki niczym piasek z wydm. Zaczęłam trząść się ze strachu. Nerwowo wyjrzałam zza kubła, by sprawdzić, czy ktoś nie idzie. Najpierw świecące oczy, potem palące się dłonie, a teraz znikanie? Co się do cholery dzieje? Z oczu pociekły mi łzy. Skóra pod nimi parzyła. Zerknęłam jeszcze raz na ręce. Paznokcie zaczęły się powoli przemieniać się w długie szpony. Wrzasnęłam żałośnie. 
 Nagle przede mną pojawiła się mroczna kobieta w czerni. Miała oczy otoczone czarnymi cieniami, czarną pomadkę na ustach, na sobie skąpą, postrzępioną sukienkę i czarne buty z wysokimi cholewami. Jedynie jej włosy miały biały kolor. uśmiechała się upiornie, choć zadawało się, że chciała być miła.
-Witaj, Córo Ciemności!- powiedziała donośnym głosem.- Nie martw się swoim stanem, Towarzyszko Mroku. Oto zostajesz po raz pierwszy zmieniona!
-C-co?- wyjąkałam.
 Kobieta złapała mnie za rękę i podźwignęła z ziemi. Machnęła ręką zakończoną takimi samymi pazurami, jak moje i w powietrzu utworzyły się czarne misternie rzeźbione drzwi. Nacisnęła klamkę i otworzyła magiczne wrota. Za nimi znajdował się zupełnie inny świat. Przekroczyłyśmy próg, drzwi zatrzasnęły się za nami i zaczęły znikać.
 Byłyśmy w jakimś starym budynku, a dokładniej na korytarzu, długim, szerokim, oświetlonym pojedynczymi kryształowymi żyrandolami. Podłoga wyłażona była miękkim dywanem, a chodzenie po nim dawało wytchnienie moim zmęczonym, bosym stopom. Kobieta pociągnęła mnie za sobą wgłąb korytarza. Otworzyła jakieś drzwi. Sala, która się za nimi znajdowała miała białe ściany i wyposażenie w tym kolorze. Wyglądała sterylnie i szpitalnie. Na końcu pomieszczenia kręciło się kilka osób. Jedna z nich podeszła do nas. Nie zauważyłam jak wyglądała, bo przed oczyma pojawiły mi się mroczki. Mózg rozsadzał mi czaszkę pulsując tępo. Czułam potworny ból w klatce piersiowej.
 Położyli mnie na jednym z łóżek. Otworzyli buzię i wlali do gardła gorzki płyn. Syknęłam. Mój język spłaszczył się i rozdwoił na końcówce, wyglądał niczym język węża.
-Wygląda...demon...
-Nie... hybryda...
-... weteranka?
 Dobiegały mnie różne przytłumione głosy. W głowie miałam tylko jedno. Krwi! Stawałam się czymś odmiennym od tego, czym byłam. Wcześniej się tego bałam, teraz byłam przerażona, ale i zafascynowana. gdy ból ustępował pojawiały się nowe umiejętności, rozwinięte zmysły i szybsze myślenie i reagowanie. otworzyłam oczy, które nawet nie wiem, kiedy zamknęłam. Przyszykowałam się na oślepienie światłem, ale nic takiego nie nastąpiło. Zupełnie jakby moje oczy były zespolone ze światłem. Jakbym cała była zjednoczona ze światem, z tym co mnie otacza, martwą i żywą materią. Jakbym była życiem i śmiercią, tym, kto daje i zabiera najważniejsze rzeczy.
 Kobieta i jakiś chłopak przyglądali mi się uważnie. Odsłoniłam ostre zęby i syknęłam ostrzegawczo niczym wąż.
-Hybryda- powiedzieli zgodnie.
-Że co?- spytałam.
-Jesteś hybrydą.
-Bardzo skomplikowanym przypadkiem.
-Potężnym.
-Niezbadanym.
-Hybrydą, czyli kim?- zadałam kolejne pytanie przerywając ich licytację.
-Hybryda to inaczej po prostu mieszaniec. Zlepka kilku gatunków, najczęściej dwóch. Bardzo niebezpieczne stworzenie. Przez swoje złożone pochodzenie mają często problemy z pogodzeniem osobowości bywającej czasem bardzo wybuchową i nieokrzesaną. gdy jednak opanuje się tę przypadłość, hybryda staje się jednym z najniebezpieczniejszych dzieci mroku- wyjaśniła kobieta, a potem dodała.- Ty jestś o wiele bardziej niebezpieczna, bo tworzysz zlepkę czterech potworów. Weteran, wampir, demon i widmo.
-A kim jest weteran?- spytałam uważnie przysłuchując się jej słowom.
-To osoba magiczna o małych właściwościach mocy, ale dużej sprawności fizycznej i umysłowej. Coś jak wampir, tylko nie żywi się krwią, oddycha i jest człowiekiem.
-A ja? Czy jestem człowiekiem?
 Oboje pokręcili głową.
-Więc kim jestem?
-Więc... łatwiej będzie powiedzieć, jakie masz cechy. Bo jesteś osobą bardzo inną. Nie masz krwi w żyłach, jeśli jej sobie nie dostarczysz. Potrzebujesz jej mniej niż normalny wampir. Twój kolor skóry wskazuje na przewagę cech demona i wampira- spojrzałam na wręcz biały odcień mojej skóry.- Ostre zęby i wężowy język wskazuje również na demona. Umiejętność znikania, to cecha typowa dla widma. Wyostrzone zmysły, przyśpieszony ruch, myślenie na wysokim poziomie, to podsuwa nam wampira i weterana, tak jak twoja nowa zwinność, skoczność i refleks. Świecące oczy to znów cecha widma, a skrzydła, które potrafisz już wytworzyć to własność demona.
 Powróciłam do pozycji leżącej. Zbyt dużo informacji sprawiło, że rozbolała mnie głowa. Wplotłam palce z długimi pazurami we włosy, które były koloru czerwonego. Wyczułam na czubku głowy dwa odstające punkty, rogi. Szlag! Co jeszcze?
-Jako istota tak potężna, masz zapewne dodatkowe moce- wtrącił chłopak. Zamknęłam oczy.
-Kim wy w ogóle jesteście?- spytałam, bo właśnie uświadomiłam sobie, ze jeszcze nawet nie znam ich imion.
-Jestem Monika, weteranka. Odnajduję nowo przemienionych- powiedziała skłaniając się z szacunkiem.
-Jestem Karol, czarownik. Zajmuję się opieką nowo przemienionych w Cadaverous School- powiedział on, również kłaniając się. Zastanowiłam sie sekundę.
-Ale... to znaczy Trupia Szkoła- powiedziałam. Skrzywiłam się machinalnie.
-Złotko, ty już prawie jesteś trupem- powiedziała Monika.
-To mnie pocieszyłaś- mruknęłam.- Gdzie jestem? Co to, to Cadaverous School?
-Szkoła dla Dzieci Mroku. Taka szkoła z internatem dla specjalnie uzdolnionych i pod taką nazwą znają ją zwykli Śmiertelnicy. Szkoła dla Specjalnie Uzdolnionych- wyrecytowała kobieta.- Tu nauczysz się panować nad swoimi umiejętnościami i rozwijać je. Powinnaś iść teraz do Madame Béatrice Lawson, naszej dyrektorki. Ona odpowie na resztę pytań- powiedziała.
 Wstałam i skierowałam sie do jedynych drzwi.
-Po prostu pomyśl, gdzie chciałabyś iść i naciśnij klamkę- krzyknęła Monika. A potem szeptem odezwała się do Karola.- Będzie dobrą studentką.
-Będzie dobrą bronią- odszepnął jej Karol. Chyba nie powinnam tego słyszeć.
 Otworzyłam drzwi i odwróciłam się po raz ostatni. Monika i Karol całowali się namiętnie. Szczerze? Błeee!
 Weszłam do dużego pomieszczenia, gabinetu, w którym znajdowało się dziesięć biurek, w tym jedno na podwyższeniu. Za nim na obrotowym czarnym krześle siedziała młoda kobieta o francuskich rysach twarzy. Była to zapewne Madame Lawson. Miała długie zielone (nie kłamię) włosy i kolorowe tęczówki, była widmem. Wyczytałam to z jej oczu, gdy na mnie spojrzała. W jej źrenicach ujrzałam małe szare duszki.
-Dzień dobry- powiedziałam, a ona spojrzała na mnie. gdy już ogarnęła kim jestem, na jej twarzy zagościł uśmiech.
-Bonjour- odezwała się z francuskim akcentem.- Nowa, jak sądzę?- tylko kiwnęłam głową. Czułam się niepewnie w obliczu jej nieudawanej radości, ale po chwili zaczęła ona dodawać mi pewności siebie.- Jestem tu po to, by ci wszystko wyjaśnić. Zacznijmy więc może od tego, kim jesteś- powiedziała.- Na samym początku był jedynie Bóg. Miał on także swoje sługi. Anioły wychwalały go. Stworzył on świat, rośliny, zwierzęta, noc, dzień, wody, lądy i człowieka. Podzielił on Aniołów, ze względu na zadania. Jedne były bliżej Boga, inne usługiwać miały człowiekowi. Niestety, większość z nich zbuntowała się i Bóg zesłał ich do piekła. Tam żyły one w odwiecznych męczarniach, a przewodził im Diabeł, imieniem Lucyfer. Po niedługim czasie diabły nauczyły się wydostawać z Piekła, na Ziemię. No i teraz są dwie wersje. Nikt tak naprawdę nie wie co się stało. Jedni twierdzą, że rozgniewany Bóg zmutował upadłe Anioły, inni, że to diabeł dał im dodatkowe zdolności. Tak, czy siak, a może nawet i inaczej, Diabły, które przedostały się na Ziemię, nie mogły już z niej powrócić. Zamiast tego stawały się jednymi z kilku potworów, stworzeń, prościej Ludzi Mroku. Były to pierwsze takie istoty. Ale i one się rozmnażały. Ich dzieci nazwano Dziećmi Mroku. Teraz z pokolenia na pokolenie w dniu siedemnastych urodzin stajemy się tym, kim tak naprawdę prze cały czas byliśmy.
-Jakie są..rasy?- spytałam.
-Wampiry, wilkołaki, weterani, demony, widma, czarodzieje i zmiennokształtni. Ci jednak występują po obu stronach...
-Jakich stronach?
-Och... Zapomniałam. Bóg widząc ewolucję diabłów, zesłał na ziemię Anioły. Są to Dzieci Światła. Bóg sądzi, że dzięki temu ochroni ludzi przed nami. Nie wie on jednak jednego... my nie krzywdzimy ludzi.
-Nie?
-Nie. Oddzieliliśmy się od Lucyfera, gdy ten przedstawił nam swój paskudny plan zniszczenia boskiego świata. Wiedzieliśmy, że Bóg nie zechce nas już w Niebie, więc znaleźliśmy sposób, by przedostać się na Ziemię i móc zapobiec ziszczeniu planu Lucyfera. Sprzeczne sygnały. Źle odczytane intencje. Zawarliśmy układ z większością rodzin Anielskich, ale część klanów nadal uważa, że jesteśmy do cna źli i trzeba nas wytępić.
-A jakie rasy mają Dzieci Światła?- zapytałam ciekawa.
-Z tego, co wiem, to Zmiennokształtni, czyste Anioły, wróżki, weterani chyba też... no i łowcy.
-Łowcy?
-Łowcy demonów i Hybryd. Zdarzają się przeważnie jedynie w staroświeckich Klanach Światła. Są to weterani z domieszką krwi Anioła, czystego, lub upadłego, czyli defakto demona. Polują, na takich, jak ty.
-Jak ja...- zastanowiłam się chwilę. Ta cała przemiana ma dużo słabych punktów.- Czemu ja jestem tym, czym jestem, skoro moi rodzice są normalnymi ludźmi?
-Ci śmiertelnicy, to nie twoi rodzice, zresztą dobrze wiem, że nie chciałabyś takich rodziców. Dlatego uciekłaś w dzień swoich urodzin...
-Co z moimi prawdziwymi rodzicami?- wyszeptałam, a w moim gardle pojawiła sie magiczna gula nie pozwalająca mi wykrztusić słowa. Nie moi rodzice, więc co z prawdziwymi?
-No...nie żyją... Zginęli podczas potyczki z Klanem Zamoyskich...To była honorowa śmierć- wykrztusiła dyrektorka.- Byli Demonami- dodała.
-Więc, jak tak naprawdę się nazywam?- spytałam. -Pamiętałam, że w dawnym domu zwracali się do mnie Marlena.
-Tak, Marlena. Marlena Adelajda Konieczna.

1 komentarz:

  1. Opowieść wciąga od samego początku, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :-)

    OdpowiedzUsuń