Czekała, jak zwykle. Nigdy nie było tak,
ze to ja ją znajdywałem. To ona odnajdywała mnie.
Teraz siedziała na pochylonym mocno pniu
kasztanowca, w towarzystwie trzech podobnych do niej dziewcząt i uśmiechała się
ciepło. Gdy tylko ją ujrzałem, rozpogodziłem się lekko. Gniew na rodziców i
dziadka wyparował.
-Cześć!- odezwałem się podjeżdżając do
drzewa. Jej towarzyszki zaniepokoiły się i wspięły szybko na wyższe partie
drzewa, zdziwiony odprowadziłem je wzrokiem. Miały ciemną karnację, długie
brązowe włosy i zielone oczy.- Co robisz w towarzystwie demonów?-
zainteresowałem się. Wiedziałem, że dziewczyna lubi towarzystwo Mrocznych, ale
jeszcze żadnych przy niej nie spotkałem.
-Ach, one?- spytała głosem jakby wyrwano
ją właśnie ze snu.- Ojciec kazał mi się nimi zająć. Bo są już na tyle dorosłe,
by zacząć poznawać las, bla, bla, bla… Ale nie o tym chciałam z tobą
porozmawiać. Wiem, ze jedziesz w stronę granicy- szybko zmieniła temat.
Przytaknąłem.- Twój dziadek zwykle trzymał się prawa, wyczuwam w tobie coś
znajomego, wiec zakładam, że jedziesz na tą misję, z której nie masz szans
powrócić…
-Jak zwykle szczera, aż do bólu-
zauważyłem z przekąsem. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Nie rób tego- powiedziała tylko.
-Czego?- spytałem dobrze wiedząc, o co
jej chodzi.
-Nie zabijaj mojej rodziny…
-Rodziny?!
-Miałam wizję, jeżeli się zdecydujesz,
to pierwszą osobą, która ci się nawinie, oprócz mnie, będzie któraś z moich
siostrzyczek- spojrzała w górę i kontynuowała nie dając mi nic powiedzieć.- Nawet,
jeśli uda ci się ją zabić, to mój ojciec albo cię znajdzie i zabije, albo
najedzie na wasz gród. Jeśli by cię zabił, to Stefan najechałby na nas. Z tego
wynika, że jeżeli się zdecydujesz tak, czy siak zginiesz i przyspieszysz
nadejście bitwy między Światłymi, a Mrocznymi. Nie jest to więc pod żadnym
względem dobra opcja…
-Czekaj!- krzyknąłem w końcu,
przerywając jej monolog. Spojrzała na mnie surowym wzrokiem.- Jak to rodziny i
jakim cudem wizję? Przecież…
-Tak wiem- przerwała mi.- Wizje maja
tylko Mroczni. A ty nigdy nie założyłeś, ze jestem jedną z nich?
Zatkało mnie. Sięgnąłem pamięcią jak
najdalej wstecz. Rzeczywiście, nigdy nawet o tym nie pomyślałem.
-A… A jesteś?- spytałem w końcu. Kiwnęła
jedynie głową.
-Cecylia Kościuszko- dodała po chwili.-
Następczyni Szkarłatnego tronu Mrocznych.
-Następczyni- mruknąłem trawiąc powoli
informacje.- To żeśmy się spotkali.
Zapadła ciężka, krępująca cisza.
Patrzałem pod nogi starając się jakoś pogodzić to wszystko ze swoim starym
życiem. Cecylia bawiła się włosami, a jej siostry ośmielone moim skonsternowaniem
zeskoczyły na ziemię i schowały się za plecami dziewczyny.
-To może nas przedstawisz- wykrztusiłem
w końcu. Uśmiechnęła się
-Adrianie, to są Adrianna, Kornelia i
Melisa- dziewczyny po kolei skłoniły się lekko. Były prawie nie do odróżnienia.
Ona też niezbyt się od nich różniła. Była może trochę wyższa, szczuplejsza i
miała niebieskie oczy. Wszystkie one jednak miały na sobie brązowe, proste,
krótkie sukienki na ramiączkach, włosy związane w warkocz i paznokcie
pomalowane na czerwono. Tkwiła w tym pewnie jakaś symbolika, ale nie chciałem
się w nią zagłębiać.
-No dobrze- rzekłem po chwili.- Wiec co,
według ciebie, mam teraz zrobić?
-Zrezygnuj- odparła, a ja prawie
zachłysnąłem się powietrzem.
-A gdzie mój honor? Miałbym od tak…
Czekaj, a z czego zrezygnować?- spytałem.
-Z zabijania- odparła. Zawahała się
chwilę.- Albo ze swojej krwi…
-Co?
-Zrezygnuj z bycia Światłym, przejdź na
naszą stronę. Ona tak zrobiła…
-Jaka ona i niby jak miałbym to zrobić?-
prawie się zaśmiałem. Prawie, bo to jednak był jej pomysł, a tej dziewczyny nie
należy lekceważyć.
-Diana Poniatowska- oznajmiła od razu
Cecylia. W jej głosie dosłyszeć można było jakiś nowy zapał do opowiadania.
Jakby to był jej ulubiony temat.- Była…
-Łowcą?
-Aniołem.
-Więc jest diabłem?
-Upadłą- odparła.- Diabłów na ziemi już
prawie nie ma. Wszystkich wybiliście…
-Zasłużyły sobie- mruknąłem.
-A co ty możesz o tym wiedzieć?-
zirytowała się. Wzruszyłem ramionami.- ledwo odrosłeś od ziemi. A poza tym już
wtedy mieliśmy zupełnie inne intencje niż wy wciąż myślicie.
-Więc nie jesteście, jakby to ująć… źli
do szpiku kości?- parsknęła śmiechem na te słowa.
-Ci, którzy zostali w Piekle- tak, ale
nie my. My właśnie po to uciekliśmy na Ziemię, by pokazać, ze jesteśmy inni, że
popełniliśmy największy błąd i chcemy go naprawić.
-Wróćmy może do rezygnacji- poprosiłem
szybko widząc, że ma na ten temat sporo do powiedzenia.- Jest jakaś reguła,
obrzęd, coś?- spytałem. Pokręciła głową.
-Nie, musisz po prostu złożyć przysięgę
przed radą i przed Bogiem. Ale zastanów się, bo jest wiele odmiennych klanów,
które są Światłe, a pomagają nam i wspierają- dodała. Tym razem to ja
parsknąłem.
-Myślisz, zę mógłbym tak żyć w moim
klanie? Znając dziadka, jeżeli tylko się dowie, ze nie wykonałem jego polecenia
i pomagam jego wrogom potraktuje mnie jak jednego z nich, jak zagrożenie. A co
się z takimi robi? Jego zdaniem, eliminuje. Więc wybacz, ale wolę skończyć to
co i tak muszę zrobić. Zrobić to do końca.
-Jak szaleć, to szaleć- mruknęła cicho
Cecylia. Adrianna, a może Kornelia, nachyliła się i szepnęła jej do ucha coś w
innym języku. Może po włosku.
Rozejrzałem się po lesie czekając, aż
skończą rozmawiać. Zastanowiłem się, gdzie się teraz podzieję?
-Zabiorę cię do Akademii- powiedziała
dziewczyna. Spojrzałem na nią zaskoczony.- Tam najłatwiej jest o przysięgę. Ale
najpierw jadę do domu, do Pałacu Kościuszków- powiedziała ostrożnie.- Jeśli nie
chcesz, nie musisz tam ze mną jechać.
Wzruszyłem ramionami.
-Jak szaleć, to szaleć, tak?- spytałem
przekornie. Uśmiechnęła się i gwizdnęła przeciągle. Z zarośli wychyliły się
trzy kare głowy końskie okiełznane w stylu klasycznym.
Trzy siostrzyczki dosiadły swoich
wierzchowców.
-A ty?- spytałem. Ona uśmiechnęła się
łobuzersko i odsunęła się od nas i drzew. Spojrzała w ziemię, a za jej plecami
rozwinęły się rdzawo-czerwone smocze skrzydła.
-A ja polecę- uśmiechnęła się po raz
drugi i wzbiła w powietrze. Widziałem już kilka Aniołów z podobnymi
zdolnościami. Ich skrzydła były piękne, smukłe i delikatne. Te sprawiały
wrażenie mocnych, twardych i drapieżnych. Budziły fascynację i podziw. Może
trochę też strach, ale raczej nie we mnie.
Adrian
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz