Rozdział Drugi
Jasper
Skok to
było pierwsze co przyszło mi do głowy. Na szkoleniu często powtarzali. Instynkt
może uratować ci życie w kryzysowej sytuacji. Czy jakoś tak, nie będę przecież
przytaczał całych cytatów.
Tak,
czy siak, gdy nastąpił wybuch po prostu złapałem ją za rękę i pociągnąłem w
stronę najszybszego wyjścia, okna. Super pomysł, czyż nie?
No
właśnie okazuje się, że nie. Dlaczego w wojsku nie uczą jak skakać z drugiego
piętra, a na kursie dla zabójców, tak? Dziewczyna wylądowała gładko i zaraz
czmychnęła ode mnie. Ja miałem mniej szczęścia. Założę się, że to chrupnięcie,
to złamana kończyna.
A potem
ściana nagle zawaliła się i zatrzymała tuż nad nami. Ona wbrew swojej woli znów
przywarła do ziemi tuż obok mnie. Była zwinna i szybka. Gdy budynek skończył
się walić wypełzłem szybko spod gruzu i z ulgą stwierdziłem, że mam wszystkie
kończyny całe i zdrowe.
-Co to,
do diaska było?!- zawołałem pomagając dziewczynie podnieść się z ziemi. Ta
otrzepała swoje czarne jak noc ubranie i rozejrzała się dookoła z cynicznym
uśmiechem na twarzy.
-Nasza
przyszłość i nadzieja- powiedziała ironicznie.- Laboratorium.
Zapadła
cisza. Nie mogę powiedzieć, że nie było to niemożliwe. Skomplikowane badania
zawsze groziły jakimś niespodziewanym wybuchem. Tyle, że tam pracowała prawie
cała moja rodzina. Ojciec, matka, jeden z braci i siostrzyczka. I wszyscy oni
byli teraz na zmianie.
-Bum-
mruknąłem pod nosem tylko do siebie. Nie chciałem w to wierzyć. Bóg nie
zrobiłby mi czegoś takiego.
-Tak
stary… Kabum, no!- zażartowała. Zrozumiałem aluzję. Znałem kreskówkę, do której
nawiązywała, lubiłem ją, ale mimo wszystko potrafiłem jedynie spojrzeć na nią z
żałosną zapewne miną.-Czy tam…
-Wszyscy,
ojciec, matka, siostra i jeden z braci- z trudem przełknąłem ślinę.
Oblicze
jej twarzy zmieniło się diametralnie. Chyba się tego nie spodziewała.
Zagryzła
wargę i przez dobre pięć minut wyglądała, jakby była się z myślami.
-Jestem
Blaise- powiedziała w końcu.
-Jasper-
odparłem krótko.
-Tak
wie… Powiedzmy, że w obecnej sytuacji powinieneś założyć, iż wiem o tobie dużo
więcej niż myślisz- rzekła tylko. Obrzuciłem ją zaciekawionym spojrzeniem.
Chyba nie powinienem się dziwić, jest zabójczynią na zlecenie.
-A,
tak… Skrytobójczyni. Spotykasz się nocami z innymi takimi Assasinami?- spytałem
siląc się na żart. Podjąłem szybką decyzję. Przeszłość nie może mi
przeszkadzać. Ojciec na pewno by tego nie chciał.
Ona
parsknęła śmiechem.
-Nie-
zaprzeczyła, a z jej twarzy mnie schodził śliczny, lekko sarkastyczny uśmiech.
Po chwili jednak spoważniała.- Musimy dostarczyć wiadomość do zamku-
powiedziała.
-Niby
jaką?
-Chłopie,
mieszkasz na odludziu, nikt inny nie ma zielonego pojęcia o tym, co tu zaszło.
A labo jest przecież jednym z ważniejszych miejsc w kraju, król musi się jak
najszybciej dowiedzieć o tej stracie!
-A ja
myślałem, że ty nie masz sumienia, ani nie respektujesz prawa, a król jest dla
ciebie… No, powiedzmy, że nikim.
Zaśmiała
się wymuszenie.
-Jasne.
Jeśli chcesz wiedzieć, to mylisz się o sto osiemdziesiąt. Jestem kim jestem, bo
mam obowiązek wobec tego cholernego państwa. Gdyby nie ja osoby, które
zlikwidowałam zniszczyłyby swoją głupotą i niesprawiedliwością całą Nową
Europę!
-Och, a
ty to niby jesteś sprawiedliwa?- jej wypowiedź zirytowała mnie.- Przestań bawić
się w Boga!
-Gdyby
Bóg nie miał na mnie ochoty w swoim popieprzonym świecie, to by mnie
zlikwidował!
Zacisnąłem
zęby i spuściłem wzrok.
-Zresztą
nie ważne- powiedziała po chwili. Wiedziałem, że przyglądała się, jak walczę ze
sobą.
-Bóg
nie ingeruje w naszą wolną wolę, a teraz chodź, skoro tak bardzo ci na tym
zależy- warknąłem i podążyłem w stronę piaszczystej drogi prowadzącej do
stajni. Miałem wielką nadzieję, ze przynajmniej kilka koni jeszcze nie uciekło.
Dobrze,
że w duchu modliłem się do Pana, bo przy ruinach stajenki stały dwa kare
ogiery, należały do ulubionych mojego ojca i zdecydowanie nie bały się wielu
rzeczy. O dostępie do siodła, czy uzdy nie było mowy, więc po prostu złapałem
jednego z nich i wsiadłem. Nie sądziłem, żeby Blaise miała z tym jakikolwiek
problem i nie pomyliłem się. Wychowała się pewnie na wsi, więc znała się na
zwierzakach i chyba nawet je lubiła.
-Musimy
pojechać do miasta, tą drogą- ręką wskazałem kierunek, w którym znajdowała się
ścieżka.- Potem już będzie łatwiej. Stąd jest całkiem nie daleko do stolicy.
Kiwnęła
głową i popędziła konia we wskazanym kierunku.
Nie
spodziewałem się krótkiej, prostej drogi prosto do celu, ale kręte drożyny
zwykle pokonywane w trymiga samochodem, teraz wydawały się niezwykle długie i
nużące. Koń rytmicznie poruszał się do przodu. Wpadł już chyba w ciąg rutynowy
i tylko wystawiał do przodu odpowiednie nogi. Miałem wrażenie, że kręcimy się
bez sensu, że droga nie ma końca, że nigdy nie dojedziemy do celu.
Tylko
Blaise była dziwnie zadowolona. Koń, którego dosiadała parł żwawo do przodu, a
ona pogwizdywała w rytmie jakiejś melodii, którą pewnie dobrze znałem, ale w
tamtej chwili za nic nie mogłem powiedzieć co to jest.
-Dlaczego
tu wszystko wygląda tak samo?- zirytowałem się w końcu. Dziewczyna zmarszczyła
nos.
-Wcale
nie- odparła pewnie.
-Och
daj spokój, po prostu przyznaj, że kręcimy się w kółko.
-Widzisz
to drzewo?- spytała tylko. Spojrzałem we wskazanym kierunku.
-Takie
samo widziałem już trzy razy- odparłem.- Wysoka, lekko pochylona na prawo
sosna…
-Świerk,
gamoniu- przerwała mi z uśmiechem.-Przechylona na prawo. A tamte były
przechylone na lewo. I jedna z nich nie miała w ogóle szyszek, drugiej
brakowało połowy igieł, a trzecia miała rzadziej rozstawione gałęzie.
Otworzyłem
buzię, żeby coś powiedzieć, ale zaraz ją zamknąłem. Nie chodzi o to, ze jej
argumenty były nie do pobicia. Każden jeden mógł to sobie wymyślić. Chodziło o
to, że widać było, że ona to wszystko zapamiętała, że wcale nie łże. Nie będę
ukrywać, że byłem wtedy pod wrażeniem.
No i
niepotrzebnie się złościłem, bo dosłownie chwilę potem wyjechaliśmy na ogromny,
równiutki trakt prowadzący prosto do majaczącej na horyzoncie stolicy. Minęły
już jakieś dwie godziny od wybuchu i zaczynało się powoli ściemniać, słońce
uciekało nam, by schować się za horyzontem.
-Po
zachodzie nie wjedziemy do stolicy!- zakrzyknęła nagle Blaise. No tak, zupełnie
wyleciało mi to z głowy. Pogoniłem konia do cwału i zacząłem ścigać się z
czasem.
Dziewczyna
nie zostawała w tyle. Drzewa rosnące wzdłuż drogi migały mi przed oczyma, a
mury miasta przybliżały się coraz szybciej. Niestety, jak na złość słońce też
nie zwalniało.
Gdy już
dostrzegłem wyraźnie bramę prowadzącą do zamku zauważyłem też, że strażnicy
powoli szykują się do zamknięcia jej. Gdy w obłokach kurzu zatrzymałem swojego
konia przed jednym z mundurowych było już niemal za późno. Niemal.
-Lordzie
Highsmith- wydusił zaskoczony gwardzista.- Witamy w Suntown.
-Tak,
dzięki- mruknąłem.- Muszę się widzieć z królem- oznajmiłem. Blaise spojrzała na
mnie zaciekawiona.- I ona też musi- dodałem szybko.
Bez
słowa sprzeciwu jeden gwardzista zaprowadził nas pod same drzwi Komnaty
Tronowej. Potem zapukał, otworzył i przepuścił nas w drzwiach. Pozwoliłem
Blaise wejść pierwszej.
Potem
skinieniem głowy podziękowałem gwardziście. Jednak, gdy ten odwrócił się, by
odejść rozległ się zduszony krzyk dziewczyny. Odwróciłem się i potem wszystko
zadziało się dla mnie zbyt szybko.
Zauważyłem
martwego staruszka wpół leżącego na tronie. Korona leżała na jego kolanach i ociekała
krwią płynącą z głębokiej rany na szyi. Potem dostrzegłem ubraną podobnie do
Blaise osobę uciekającą przez drugie drzwi i dziewczynę pędzącą za nią. Nim
zdążyłem za nią zawołać strażnik złapał mnie za ramię i wyciągnął z pokoju.
Potem…
Potem tak naprawdę nie wiedziałem, co robić. Szkoliłem się na żołnierza, a w
kryzysowej chwili wszystko ze mnie uciekło. Gdy już się trochę pozbierałem
postanowiłem pobiec za zabójczynią. Nie wątpiłem, że poradzi sobie z
królobójcą, ale wolałem, żeby miała jakieś dobre poparcie, gdy przyjdzie do
wyjaśniania sprawy. Albo po prostu chciałem znów zobaczyć, jak walczy?
Nieważne.
Pobiegłem.
Znalazłem
ją, a raczej ich, w długim korytarzu łączącym Komnatę Tronową z sypialnia
królewską. Normalnie ten korytarzyk jest tajny, zabójca musiał mieć dobre
źródła, a co za tym idzie potężnego pracodawcę.
Walka
nie była aż tak równa, jak ta u mnie w domu, pomiędzy mną, a Blaise. Dziewczyna
miała tu zdecydowaną przewagę. Złapała przeciwnika za rękę i pchnęła w stronę
okna. Szkło zbiło się z brzdękiem. Królobójca złapał się ramy, by uchronić się
przed upadkiem z jedenastu metrów. Odepchnął się i znów znajdował się w
korytarzu. Blaise machnęła ręką i zwaliła go z nóg ciosem w plecy. Przygniotła
go kolanem do ziemi i mruknęła coś pod nosem. Natychmiast do niej podbiegłem.
-Łał-
rzuciłem tylko.
-Jakie
łał, przegryzł pigułkę- pociągnęła nosem.- Cyjanek o ile się nie mylę.
Zakląłem
cicho pod nosem.
Do
ciasnego „tajnego” korytarza wbiegli strażnicy. Wyprosili nas i zaczęli
dyskutować między sobą.
-Ci to
mają refleks- mruknęła znów dziewczyna.
Ruszyła
korytarzem z powrotem do Sali tronowej. Niewiele myśląc poszedłem jej śladem.
Szliśmy zaciemnioną częścią, gdy nagle ktoś mnie potrącił. Odwróciłem się do
tyłu i zauważyłem twarz najbliższego z doradców króla. I nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie to, że mężczyzna usilnie próbował zamaskować pół uśmieszek
ciążący mu na ustach. Chociaż jakby się tak zastanowić, to on zawsze chytrze
się uśmiechał.
Porzuciłem
więc podejrzenia i dogoniłem Blaise.
-Muszę
stąd jak najszybciej uciec- oznajmiła nawet się do mnie nie odwracając.- Chcesz
pomóc?
-Hm…-
zastanowiłem się.- A cofniesz mój wyrok?
Roześmiała
się.
-Nie-
odparła poważnie.- Ale mogę go odroczyć.
Spojrzałem
na nią ze smutkiem. Było mi trochę smutno, bo przez te kilka godzin dziewczyna
naprawdę mi zaimponowała i nawet ją polubiłem.
-Sprawiedliwość
musi być, Jasper. Inni ludzie się jej domagają, a ja z pewnością będę jeszcze
potrzebowała pieniędzy- odparła ze słabym uśmiechem.
Zapadła
krępująca cisza.
-No…
dobra- przerwałem milczenie.- Mogę pomóc. Z resztą teraz nie będzie to jakieś
trudne. Król nie żyje, więc zrobił się niezły bajzel.
Uśmiechnęła
się pod nosem.
Poprowadziłem
ją do wrót zamku, ale tam już natknęliśmy się na strażników. Nie było szans,
żeby nas od tak przepuścili.
-Ja to
załatwię- szepnęła do mnie Blaise i wyminęła mnie szybko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz