-Dworzec przy ulicy Nieistniejącej,
Peron Jedyny- przeczytałam.- Czy ty sobie ze mnie kpisz?- spytałam.
Pokręciła głową odgryzając z apetytem
dwie kostki czekolady od swojej dopiero co kupionej tabliczki.
-Przecież to śmieszne- pokręciłam
głową.- Skąd to masz?- spytałam.
-Od dyrektorki- powiedziała
przeżywając.- Każdy opiekun dostaje takie dwa. Dla siebie i dla Podopiecznego-
wytłumaczyła z pełnymi ustami. Wykrzywiłam się z obrzydzeniem. Gdzie jej
kultura?
Podźwignęłam plecak z chodnika.
-Dobra- orzekłam.- To gdzie to jest?-
spytałam.
Natalia spojrzała na mnie ze spokojem, a
potem zerknęła na zegarek.
-Mamy jeszcze trzydzieści minut, ale
możemy już ruszać- oznajmiła po chwili i wstała z ławeczki. Zarzuciła sobie
torbę na ramię podążyła sprężystym krokiem wzdłuż ulicy. Był to w zasadzie
długi, ślepy zaułek kończący się wejściem do jakiejś obskurnie wyglądającej
gospody.
Dotarłyśmy przed wejście i zaczęłam się
zastanawiać, czy Natalii przypadkiem nie odbiło. Ta jednak pewnym krokiem
weszła do lokalu. Chcąc nie chcąc podążyłam za nią dziewczyna stanęła przy barze i zawołała barmana. Rozejrzałam się
dookoła. Jak na tak odpychająco wyglądające miejsce było tu sporo dobrze
ubranych osób. Większość z nich nie przerwała zajęć, gdy weszłyśmy.
-Natalia!- zawołał ktoś.- Долго мы не
видели!- odezwał się po rosyjsku. Skrzywiłam się.
-Dimitri!- zawołała Natalia ucieszona.
Od stołu wstał młody chłopak.
-Znów nas pomyliłaś- zauważył ze
śmiechem.- Brat jest w okolicach Regnerito- uśmiechnął się do mnie, a potem
znów odwrócił do Rosjanki.
-Siergiej?- spytała zaskoczona
dziewczyna.- Tym razem byłam pewna!- zirytowała się Natalia. Chłopak roześmiał
się.
-Świeżyna?- spytał wskazując na mnie
ruchem głowy. Kiwnęła potakująco. Do lady podszedł znudzony barman.
-Klucz do tuneli na dworzec- poprosiła
Natalia nie odrywając wzroku od rozbawionego kolegi. Westchnęłam ciężko.
Starałam się przypomnieć sobie, gdzie już słyszałam te nazwę, Regnerito? Czy to
nie było to osiedle minionych epok w…
-Idziemy, Kalino- odezwała się Natalia
machając mi kluczami przed oczyma. Przerwałam swoje rozmyślania.
Oderwałam się od blatu na którym się
opierałam i podążyłam za dziewczyną do drzwi znajdujących się w kącie lokalu.
Otworzyła je i ukazały się strome schody prowadzące w dół. Natalia zaczęła po
nich schodzić.
-Idziesz?-spytała. Czy to żart? Miałam
ochotę jej odparować. Najpierw zabiera mnie z pociągu, potem wręcza nierealny
bilet tłumacząc się jakąś dyrektorką, a teraz każe schodzić do jakiejś ciemnicy
znajdującej się nikt nie wie ile metrów pod ziemią.
Mimo wszystko zaczęłam iść za nią.
Schody były strome, śliskie i miejscami
pokryte pajęczyną. Nie było poręczy, a chropowata ściana zdawała się być
siedliskiem wszelkiego rodzaju plugawego robactwa. Wzdrygnęłam się na samą myśl
o tym, co może się tam czaić.
Nie od dziś nie lubiłam owadów.
Wszelkiego rodzaju pająków, żuków, robaczków, stawonogów, mrówek, much, os, czy
latającego obrzydlistwa. To nie było tak, ze się ich bałam. Nie. Mogłabym
podejść, dotknąć… tyle, że potem musiałabym przez pół godziny myć ręce. Byłam
nieprzyzwyczajona i wyczulona na to, że robaki oznaczają bród, kurz i
zaniedbanie. A na jedną z tych rzeczy byłam uczulona i nie wspominałam dobrze
ataków alergii.
Jednych wiec nie lubiłam z oczywistych
powodów, a inne po prostu mnie wkurzały lub obrzydzały. Proste.
Schody nie ciągnęły się w nieskończoność
jak się to wydawało z góry. Skończyły się kilkanaście sekund po tym, jak
zniknęło światło. Po omacku dotarłam do w miarę równej podłogi tunelu. Coś
uniosło się do góry, gdy zeskoczyłam z przedostatniego schodka.
-Mam nadzieję, że to nie kurz-
powiedziałam lekko zaniepokojona.
-Dlaczego?- spytała zainteresowana
Natalia. W ciemności nie widziałam jej twarzy, ale jej głos dobiegał z bliska.
Jak na zawołanie, w ramach odpowiedzi,
dostałam ataku kaszlu, a mojej płuca zaczęły się na przemian kurczyć i nadymać.
Wytrzeszczyłam oczy z bólu i starałam się przestać kaszleć, zagryźć zęby, nie
dało się. Poczułam jak skóra zaczyna się zmieniać pod wpływem kontaktu z
alergenem. Całe ciało zaczęło mnie swędzieć i boleć niemiłosiernie. Po chwili
nieprzerwanego kasłania zakrztusiłam się śliną, a potem wyplułam ją razem z
krwią. Ból nasilił się i, mimo że byłam już nań przygotowana, i tak zaskoczył
mnie i zemdlałam.
Momentalnie odpłynęłam, a ciemność przed
oczyma wydała mi się jakby głębsza. Straciłam kontakt z rzeczywistością.
Z daleka dobiegły mnie ostanie słowa
Natalii, które rozmyły się w powietrzu i dotarły do moich uszu jako nieskładny
bełkot.
Kalina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz