środa, 9 grudnia 2015

Omega wśród Alf, czy Alfa wśród Omeg?- Wylosowana do lepszego życia.

-Blaise!- krótki, naprawdę głośny okrzyk wyrwał mnie z rozmyślań i powróciłam prosto do kiepskiej rzeczywistości.
 Siedziałam przy krzywym stole, w podartym ubraniu i jadłam suchą kromkę chleba. Mój obiad.
 To nie moja wina, że urodziłam się jako Omega. Nie moja wina, że moi rodzice zostali zmuszeni do koczowania w tej strefie. Nie moja wina, że prawo zakazuje zmiany strefy.  To nie moja wina, ale to ja nie mam szans na godne życie. Żadnych, prócz jednej. Ale tę uważam za kompletną bzdurę i zniżenie się do poziomu mniejszego niż kompletne zero.
 Aranżowane małżeństwo. Z nie byle kim. Z przyszłym królem. Jedyna tak naprawdę szansa. Ale ja jej nie chcę. Nie można pokochać kogoś, bo tak trzeba. A ja wierzę w miłość. Wierzę, ze tylko ona jeszcze trzyma nas tu przy życiu.
 Są cztery strefy. Alfa, Beta, Delta i Omega. I to właśnie my mamy najgorzej. Żyjemy na marginesie, ale nadal mamy szansę. I zgodziłam się chyba tylko dlatego, że nawet jeżeli mi się nie uda, nawet jeżeli odpadnę w pierwszym dniu, cała moja rodzina awansuje na Bety. To dla nich szansa, a przecież ja chcę dla nich jak najlepiej. 
 Jednak to nadal mało pewne. W naszym państwie jest około pół miliona dziewczyn w odpowiednim wieku. Tysiące z nich są piękniejsze ode mnie. Mam tak nikłe szanse, by w ogóle mnie wybrali. Ale zrobiłam to dla nich i dla nich mam nadzieję, że pojadę tam chociaż na jeden dzień. Nie po to, by poderwać księcia, nie po to, by zrobić coś szczególnego, nie po to, by wyjść za mąż, lecz po to, by rodzina miała lepiej.
-Blaise! Patrz!- krzyknęła raz jeszcze mama. Strefa Omega, czy nie i tak mieliśmy telewizor. To przez ten wielki ekran dowiadywaliśmy się, co dzieje się w pałacu, co w kraju. To taki komunikator, który ma każdy. O to dbają, by każdy znał ich zdanie. 
 Przeniosłam wzrok na TV. Prowadzący program Królestwo dla Każdego, Jack Tips, zaczął od przywitania. Głośno wypuściłam powietrze. Chyba wszyscy znali moje zdanie o nim, o jego programie i o królu. I w ogóle o całej tej farsie. Byłam znacznie bystrzejsza od reszty potulnego społeczeństwa. Wiedziałam dobrze, że oprócz siedzenia na tyłkach i grzania sobie miejsca przy korycie żaden z ministrów nie zrobi nic dla nas, odsuniętych nawet od głosowania. A król? Żenada. Zajmował się wszystkimi wokół siebie, na pokaz ułaskawiał morderców, a zwykłych biedaków proszących jedynie o trochę pieniędzy odsuwał z niczym. Dno.
 W końcu się zaczęło. Teraz Jack dostanie od każdego z książąt po pięć kopert. Kolejne pięć naprawdę będą losować. Na przód wystąpił Denis, młodszy z braci. Podał Jackowi pierwszą kopertę.
-Panna Maggie Kowalsky, lat 16, strefa Beta, rejon Popolski!- wykrzyknął uroczyście. Rozległy się brawa ze strony publiczności. Następna koperta.- Panna Evelyn Schmidt, lat 18, strefa Beta, rejon Poniemiecki! Panna Diana Szerbacky, lat 17, strefa Delta, rejon Posłowacki! Samantha Dolores Collins, lat 18, strefa Alfa, rejon Stoliczny!- no pięknie, pochodząca ze stolicy księżniczka. Nie muszę mówić, że nie lubiłam takich.- Oraz ostatnia kandydatka księcia Denisa! Sussie Martinez, lat 16, strefa Omega- starał się, by to słowo nie zabrzmiało dziwnie, by nie było czuć zdziwienia- rejon Pohiszpański!
 No tak, pierwsza tura za nami. I ani śladu mnie. Żeby was uświadomić może wam po prostu powiem coś o sobie, hm? Więc tak, nazywam się Blaise Aurelia Kochanowsky.
 Książę Henry zamienił się miejscem ze swoim młodszym bratem. 
 Mam 17 lat.
 Przyszły król odprowadził wzrokiem drugiego ze swoich młodszych braciszków aż pod samą kamerę.
 Tak jak i przyszły król mam dwoje braci i siostrę.
-Anabelle Luise Gansoline, lat 18, strefa Alfa, rejon Pobrytyjski.
 Nasze państwo ciągnie się prawie przez całą starą Europę, a ja pochodzę z rejonu Popolskiego. Mimo wszystko nasz kraj jest zamieszkany przez stosunkowo niewielu ludzi.
-Bianca Le'Krone, lat 19, strefa Beta, rejon Stoliczny.
 Pracuję od trzech lat, jako mistrzyni swojego fachu. Nie wszyscy uznają to za zawód, a już na pewno nikt ci nie powie, że to, co robię jest legalne.
-Ana Michelle Mayer, lat 17, strefa Omega, rejon Poniemiecki.
 Znalazłam się w strefie Omega z pewnego powodu. Ten powód ciąży na mnie jak piętno. I właśnie dlatego, nie sądzę, bym się dostała.
-Natalie Dashkov, lat 18, strefa Omega, rejon Stoliczny.
 Tak, on się nie pomylił. Nawet w przeklętej stolicy jest cała masa Omeg. Żyją pod nosem króla, a on tylko kręci, że coś mu śmierdzi. Śmieć.
-Ccenia(czyt. Kcenia) Adrowsky, lat 16, strefa Beta, rejon Porosyjski.
 Teraz przyszły król, książę Jasper, wstał ze swojego krzesła z plikiem pięciu kopert w ręku. Gdy podchodził do prezentera, mijał się z bratem, zastanowiłam się, czy gdzieś tam jest moje nazwisko.
 Uśmiechnął się szeroko i promiennie do kamery. Jack poprosił go o kilka słów, ale ja nawet nie wysiliłam się, żeby posłuchać. Miałam dość tego paplania.
-Święte słowa, książę, miłość powinna być najważniejsza- te słowa wytrąciły mnie z rozmyślań. Nagle pożałowałam, ze nie słuchałam wypowiedzi tego palanta. A nuż powiedział coś ciekawego? Ale nie było jak cofnąć się do straconego czasu. Jack zaczął otwierać koperty.- Esmeralda Sztos, lat 19, strefa Omega, rejon Popolski.
 Znałam tę dziewczynę. Zawsze o tym marzyła. Była dobrze wychowana, mądra. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, zę przez przypadek trafiła nie do tej strefy co trzeba. Urodzona Alfa. Cóż, złożę jej gratulacje.
-Fatia Antonella Gonzales, lat 18, strefa Beta, rejon Powłoski.
 Z drugiej strony, to będą ciekawe eliminacje. Które trzy z tych  pięknych dziewcząt doświadczą królewskiego życia? Dziwicie się, że trzy? Jest trzech książąt, będą trzy zwyciężczynie.
-Hellen Kirova, lat 17, strefa Beta, rejon Porosyjski.
 Wśród tych trzech na 99% nie będzie Omegi. Takie rzeczy się nie zdarzają i to nie przez przypadek.
-Iga Kreiss, lat 18, strefa Delta, rejon Poniemiecki.
 Spojrzałam na jej zdjęcie, które wyświetliło się na ekranie zaraz po słowach prezentera. Była przepiękna. Duże niebieskie oczy, czarne włosy opadające falami na smukłe ramiona, cudowna figura. Jedyne co trochę przerywało jej wizerunek księżniczki, to blizna na prawym policzku. Mnie ona nie przeszkadzała. Była dowodem walki o lepsze życie. Ale dlaczego on ją wybrał? Najgorsze co przychodziło mi na myśl to, że pojedzie tam tylko po to, by móc od razu odpaść.
-Lucia Violetta Espadro, lat 16, strefa Omega, rejon Pohiszpański.
 Zauważyliście pewnie, że w każdym zestawie znalazła się co najmniej jedna Omega? Niby nie mają szans, ale pojawić się muszą. To taki trik. Żeby lud myślał, że król myśli o każdym, nie tylko o swoich, i każdemu daje szansę.
-I ostatnia kandydatka księcia Jaspera, panna America Smith, lat 19, strefa Alfa, rejon Pobrytyjski!
 Przez chwilę zastanawiałam się, co członkini rodu książęcego robiła aż na ruinach Brytanii, ale doszłam do wniosku, że do niczego nie dojdę bez żadnych informacji. Skupiłam się więc na ostatniej desce ratunku dla mojej rodziny, na losowaniu. Ostatnie pięć z dwudziestu kandydatek jest losowanych ze wszystkich zgłoszeń. Kogokolwiek wylosują, muszą go przyjąć. Więc teraz już moja przeszłość nie grała takiej roli. Musimy wszyscy zdać się na los.
 Choć w głębi duszy tego nie chciałam, to wiedziałam, że będzie dla wszystkich nas lepiej, jeśli mnie wylosują. Niech więc to zrobią.
 Do kamery podeszła szesnastoletnia, najmłodsza z rodzeństwa, księżniczka Melisa Natasha. Służący wnieśli kosze z resztą zgłoszeń i kamera skupiła się na nich. Księżniczka z uśmiechem na twarzy podeszłą do nich. Pięć koszy, po jednym zgłoszeniu z każdego. Dziewczyna zanurzyła rękę w kopertach. Wyciągnęła jedną z nich.
-Dragona Dracjano, lat 16, strefa Beta, rejon Pochorwacki.
 Przeczytała wyraźnie i odrzuciła kartkę w bok. Kamera tego nie ujęła, ale wiedziałam, że Jack złapał ją w locie.
-Seelena Grabowsky, lat 18, strefa Delta, rejon Posłowacki.
-Tamara Drake, lat 19, strefa Beta, rejon Pobrytyjski.
 Jeszcze tylko dwie osoby. Kątem oka zarejestrowałam dłonie rodziców zaciskające się w pięści. Zależało im na tym. Nieziemsko bardzo.
-Joanna Nimfadora Szewczyk, lat 16, strefa Omega, rejon Popolski.
 Odjęło mi mowę. Moja najlepsza i jedyna przyjaciółka, Joaśka, dostałą się do eliminacji! Moich uszu dobiegły krzyki. Krzyki radości. Dochodziły z sąsiedniego domu. Tak się ciszą ludzie, którzy dostali szansę. Moja matka zagryzła zęby. Z jej twarzy czytałam, że była trochę zazdrosna. O mój Panie! Nawet ja przez chwilę byłam ździebko ukłuta. Chciałabym być na jej miejscu. Zapewnić rodzinie spokój.
 Wtedy księżniczka przemówiła po raz ostatni:
-Blaise Aurelia Kochanowsky, lat 17, strefa Omega, rejon Popolski!
 Zaniemówiłam. Ja... ja mogę dać rodzinie nowe życie!
 Zanim zdążyłam cokolwiek wykrztusić mama porwała mnie w swoje przepracowane ramiona i przytuliła mocno. W jednej chwili całe emocje opadły ze mnie i przyjęłam swoją kamienną maskę. Taka już byłam. Nie dopuszczałam do siebie nikogo. I teraz też nie zamierzałam robić wyjątku.
~
-Zawalcz o lepszy kraj, kotku- wyszeptała mi do ucha mama, gdy po raz ostatni przez wyjazdem znalazłyśmy się sam na sam.- Zrób to lepiej, niż moja siostra...
 Tak powiedziała, a potem nie widziałam jej aż do przyjazdu limuzyny. Ojciec pożegnał się ze mną krótko, po żołniersku, bracia też nie wylewali uczuć. Tylko Ana, moja siostrzyczka, przywarła do mnie i zaczęła cicho szlochać.
-Niedługo wrócę, An- powiedziałam cicho. Pokręciła głową.
-Nie chcę, żebyś szybko wracała, chcę żebyś wygrała- spojrzała na mnie pełna powagi i uciekła do mamy. Słodka, mała dziewięciolatka. Bracia się nią zaopiekują. Już teraz robili to lepiej, niż ja. Ale ona zawsze wolała mnie, mimo że byłam często oschłą i zimną dziewczyną. Była naiwna i rozczulająca. Ale wiedziałam, że sobie poradzi. Uśmiechnęłam się słabo patrząc po raz ostatni na całą rodzinę. Ojciec stał sztywno, matka uśmiechała się przez łzy tuląc do siebie Anę, Michał i Karol stali trochę bardziej z boku. Byli wychowani podobnie jak ja, w czasie, gdy mamy nie było w domu, a nami zajmował się jedynie tata, dobrze ukrywali emocje. Mimo wszystko też uśmiechnęli się do mnie. Wyglądali jak dwie krople wody, choć dzieliło ich pięć lat. Będzie mi ich brakowało. Schowałam napływający smutek w najdalszy kat duszy.
 Uwaga stolico, zbliżam się.
 Wcześniej mnie wyrzucili, a teraz muszą przyjąć mnie z otwartymi ramionami. Nikt nie będzie tam zadowolony z goszczenia przestępczyni.
~
Podoba się? No mam nadzieję. Tak mi przyszło do głowy. Historia inspirowana Rywalkami. Polecam tę książkę i całą serię!

czwartek, 3 grudnia 2015

Złamana zasada- Psychokinetyczka[WYZWANIE]

Mam już tego coraz bardziej dość, ale cóż... Waszej chęci do współpracy sobie najwidoczniej nie wywalczę, więc mam tylko nadzieję, ze to opowiadanie się wam spodoba.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Krwawy księżyc wznosił się tej nocy na Doliną Meadery. Nad drewnianymi chatami, w których mieszkało zazwyczaj po pięć osób, unosiła się gęsta mgła o nie do końca białym odcieniu. Co jakiś czas słychać było nerwowe powarkiwanie zaniepokojonych psów, głośne miauknięcia kotów starających się jak mogą, by zwrócić na siebie uwagę, czy rżenie nerwowych kobył należących do bogatszych mieszkańców. Z domków dochodziły ciche pochrapywanie i dźwięk przesuwanych pod wpływem ruchu łóżek. 
Nie było tam cicho, ale też nie była to zwykła noc. Samotny wędrowiec, który znikąd pojawił się w środku nocy u wejścia do Wielkiego Kanionu, bez trudu to wyczuwał. Może to dlatego, że w głębi duszy nie był taki, jak ci wszyscy śpiący tu ludzie z Ludu Mokki? On sam pochodził z dużo ważniejszego ludu, Ludu Argentum, inaczej zwanego Srebrem Świata. Nie był to najważniejszy lud, ale mało kto wiedział, że należy on do najsilniejszych. Wędrowiec wiedział o tym znakomicie i teraz wyraźnie na coś czekał. Na coś niedobrego.
~
 Szalejący ogień zbudził ze snu już chyba połowę wioski Meadera, bo gdy tylko zbudziłam się zanosząc kaszlem, do moich uszu dobiegły przeraźliwe krzyki i nawoływanie o pomoc. Mimo otaczającego mnie ognia, który ledwo dostrzegałam przez grubą warstwę mgły zmieszanej z dymem nadal było mi przeraźliwie zimno. Tyle, że mi zawsze było chłodno, nie było więc w tym nic dziwnego.
-Lory!- dobiegł mnie piskliwy głos mojej matki.
 W pośpiechu chwyciłam za nóż i torbę na pasku z najpotrzebniejszymi rzeczami. Zawiesiłam ją w pasie, złapałam ostrze w zęby i wyskoczyłam przez okno znajdujące się za kładką udającą moje łóżko. Pokój w którym sypiałam znajdował się na poddaszu, ale nie robiło to różnicy, bo tuż za ścianą znajdował się o całe piętro niższy budynek. Wylądowałam bezpiecznie na jego dachu, a potem zeskoczyłam na ziemię. Schowałam nóż do kieszeni i rozejrzałam się.
 Ogień panoszył się po całej wiosce. Był nawet tam, gdzie przy normalnym pożarze nie powinno go być. Było więc dla mnie jasne, że to nie był naturalnie wytworzony ogień. Za jego rozproszeniem stał najprawdopodobniej ktoś z Ludu Argentum, z Rodu Ognia. Paskudna sprawa.
 W ostatnim czasie wśród Ludów Argentum, Aurum i Mercurius wykształciła się Organizacja pod oficjalną nazwą Formidabilis Trinitas, która za cel wzięła sobie zniszczenie Ludów Ferrum, Cadmiae i Dolor, które uważali nie tyle za słabsze, co za zupełnie nie potrzebne. Oczywiście pozostali starali się temu zapobiegać, ale wiele nie mogli zrobić. Następowały kolejne ataki, ginęli kolejni ludzie, a ci, którzy przeżyli uciekali z Patriae. Być może koronie się to nie podobało, bo tracił siłę roboczą, ale jak na razie zacny król nie zrobił nic.
 W pół mroku wywołanym przez dym odnalazłam swoją rodzinę. Ojciec stał koło matki, trzymał ją za rękę i wpatrywał się w dom. Giny, moja młodsza, ukochana siostrzyczka, uwiesiła się na jej drugim ramieniu. Stojący za nią Seth wyciągnął rękę nad jej ukrytą pod chustą głową i podał mi jakieś ubranie, być może jego własną koszulkę. Wiedziałam, co trzeba robić. Przyłożyłam tkaninę do ust, by zapobiec przedostania się szkodliwego dymu do płuc. Nie była to wystarczająca ochrona, ale lepsze to, niż nic.
-Gdzie jest, Maero?- spytałam po chwili. Matka odwróciła wzrok. Ojciec spojrzał na mnie ze smutkiem, a Gin nagle wybuchła płaczem. Już wiedziałam. Seth nie musiał się nawet odzywać.
 Ogień był wytrawnym zabójcą. A ogień pochodzący z rąk innych niż Natury, był także cichym i okrutnym mordercą. Mogło się wydawać, że był inteligentnym stworzeniem. Zaczynał od gardła, wypalał struny głosowe, nie pozwalał na krzyki. Potem stopniowo, powoli doprowadzał do agonii trawiąc kolejne narządy wewnętrzne. Wysysał człowiekowi duszę, pozostawiał jedynie pustą skorupę. 
 Zdławiłam krzyk i nie pozwoliłam sobie na nawet jedną łzę. Za pierwszą poleciałyby następne. Nie mogłam być słaba. Trzy lata w zawodzie sprawiły, że potrafiłam dobrze zapanować nad emocjami. Odrzuciłam obraz nieżywego brata, który cisnął mi się na oczy.
-Musimy iść, uciekać stąd, puki jest jeszcze czas- oznajmiłam twardo, głos nie zadrżał mi ani razu. Wytężyłam wzrok w stronę najpierw jednego, a potem także i drugiego kanionu. To były jedyne wejścia do położonej między dwiema górami o dziwnej naturze Doliny Meadery. I tylko tamtędy można było się wydostać z szalejącego pożaru.
 Zaczęłam biec. Matka była kiedyś służącą w domu Złotego, tam musiała biegać od świtu do nocy. Ojciec był zapomnianym przez innych, jak każdy Tleniak, bohaterem wojennym, potrafił długo i szybko biegać. Siostra dostała przydział u Frazowskiego, właściciela jednej z dwóch stajni, gdzie biegała po pastwiskach, łapała konie i nosiła im jeść. Brat pracował w tym samym zawodzie, co ja. Wszyscy więc mieliśmy więc duże szanse, by uciec. Ta jedna myśl utrzymywała nadzieję w moim sercu. Gdy jednak dotarliśmy do wejścia do kanionu, ostatnie promyczki nadziei zgasły. Nie chodziło nawet o tą małą armię terrorystów zbliżającą się w stronę wioski, lecz bardziej o wielką ścianę ognia odgradzającą wszelkie drogi ucieczki. Nie było mowy, by iść drugą stroną. Nawet, jeśli terroryści by nas nie dopadli, z pewnością zrobiłyby to dzikie bestie mieszkające w drugim kanionie.
 Mimo wszystko zawróciliśmy. Dobiegliśmy do rynku znajdującego się w samym środku miasta i przystanęliśmy. Mama, tata i Giny zaczęli gwałtownie nabierać powietrza, co nie było łatwe zważywszy na tkaniny, które cały czas musieliśmy trzymać przy twarzy. Tylko ja i Seth staliśmy wyprostowani i bacznie obserwowaliśmy sytuację. Przy takim obrocie spraw bardzo trudno było to przyznać, ale tylko my mieliśmy jakiekolwiek szanse na przetrwanie. I tak wynosiły one około zera, bo ogień i armia nie należą do najłatwiejszych przeciwników. Nawet praca na Czarnym Rynku nie dawała przygotowania na takie okoliczności. Nawet ta najgorsza, w której ja byłam mistrzem, nie dawała gwarancji na przeżycie, nawet umiejętności płatnego zabójcy nie dawały mi żadnych szans.
 Powiedzmy to sobie szczerze. Wszyscy mieszkańcy Meadery to Tleniaki, bądź Cyniaki, nie było tu nawet żadnych Żeleźców. A w starciu z około setką Srebrnych, Złotych i Rtęciaków tylko nadprzyrodzone moce mogły nam pomóc, a takowe posiadali tylko nasi przeciwnicy. I dlatego uważali się za lepszych. Bo Kasta Platinum, jaką tworzyły wszystkie te trzy ludy, była od nas, Kasty Populo, o niebo lepsza i według nich także ważniejsza. Wiecie, jak to jest, są równi i równiejsi, zawsze tak było. 
 Ogień zaczął nagle przygasać i cofać się pod zbocza góry. Potem nagle zawrócił i rozległy się ciche okrzyki. Ludzie zaczęli się zastanawiać, ale większość po prostu się bała. Ja wiedziałam o co chodzi i mój brat chyba też. Wymieniliśmy z Sethem porozumiewawcze spojrzenia. Król wysłał Gwardię, by walczyła z Formidabilis Trinitas. Wreszcie coś w ogóle w tej sprawie uczynił. Mimo że dawało to nam wszystkim większe szanse, nie wiedziałam, czego się spodziewać, czy już się cieszyć, czy lepiej się bać.
 W końcu dym opadł całkowicie, a ogień zaczął gasnąć pod najdalszymi skałami. Z przerażeniem ukrytym głęboko w sercu zauważyłam, że nad doszczętnie spaloną wioską pełną dymiących jeszcze trupów, zawisły trzy Gwardyjskie sterowce. W ułamku sekundy rozpoczęła się bitwa. Terroryści przeciwko Legionowi Wartowników, co stwierdziłam po kolorze mundurów żołnierzy. Gdy skończyłam przyglądać się otoczeniu z ulgą stwierdziłam, że Seth zdążył już usunąć całą rodzinę z pola walki. Całą... oprócz mnie. Dotarło to do mnie z podwójną siłą, gdy jedna z ognistych kul śmignęła tuż koło mojego ucha. Krzyknęłam cicho i rzuciłam się biegiem do tyłu. Nigdzie nie mogłam dostrzec rodziny, wszędzie za to pełno było walczących. Przez pewien czas walka była bardzo wyrównana i mało krwawa, ale gdy tylko o tym pomyślałam martwy Gwardzista padł pod moimi stopami. Jego przeciwnik rzucił się na mnie. Szybkim ruchem wyciągnęłam nóż i przeciągnęłam nim pod gardłem przeciwnika. Ten jednak zamiast upaść na ziemie i już nigdy nie wstać, zaśmiał się jedynie szyderczo. Przeklęłam w myślach. Uzdrowiciel. Magicis z Rodu Uzdrowicieli potrafili uzdrawiać innych i siebie. Nie dało się ich zabić w normalny sposób. A mnie akurat wypadło z głowy, jak można to zrobić.
 Jedyne co mogłam zrobić, to walczyć, bo przed nim nie było jak uciec. Robiłam więc co mogłam korzystając z tych wszystkich lekcji, jakie dostałam, zanim stałam się najlepsza w swoim fachu, a także z całego doświadczenia, jakie zebrałam. Udało mi się go zranić niezliczoną ilość razy, ale to przecież na nic. Liczył może na to, że się zmęczę, ale to też na nic. Moja kondycja nie pozostawiała nic do życzenia. Trzeba było więc czekać, aż on znów popełni błąd i będzie mógł go znów naprawić, albo tym razem to ja go zrobię i wszystko się skończy.
 Pchnięcie, sparowanie, kontratak, cios.
 Nawet nie sądziłam, że to stanie się tak szybko. To był głupawy błąd. Podłoże. Kamienie cały czas się przemieszczają podczas bitwy. Ktoś coś kopnie, przesunie. Trzeba nieustannie sprawdzać podłoże. Głupia ja. Upadłam i zaczęłam się zastanawiać nad śmiercią. Wcześniej sądziłam, ze jest nieuchronna, ale teraz nagle zaczęła mnie przerażać. Spojrzałam w oczy mężczyźnie, który nachylał się nade mną odchylając rękę, przed ciosem, który za chwilę zada i zupełnie nagle przed moimi oczami zaczęły pojawiać się jakieś obrazy. Jakby urywki niezbyt ciekawego filmu. Zmieniały się co chwilę. Jakaś walka, krwawa. Potem chyba jakieś przedstawienie, może cyrk, dużo zwierząt na arenie i jeden człowiek ze szpicrutą w ręku. Następnie przepiękna dziewczyna o blond włosach, bladej twarzy i zielonych oczach, zapewne Srebrna, z uśmiechem na twarzy. A później ta sama kobieta, tyle, że martwa. Jej oczy są otwarte i tępo wpatrują się we mnie. Coś mi mówią, jakbym je znała. A potem konferencja u króla i władca odmawiający pomocy w związku z jakąś zabitą ukochaną. A potem ciemność i znów widzę ciemne oczy mężczyzny, który zaraz mnie zabije. I wtedy to do mnie dociera. Właśnie przejrzałam jego wspomnienia, ale... Jak. To. Możliwe? Przecież nie mam platynowej krwi, jestem non magicis, zwykłym Tleniakiem, marną zabójczynią, która tylko do tego się nadaje... Wtedy przed oczami staje mi ostatnie zlecenie. Młoda Srebrna, blada cera, blond włosy i zielone oczy, które nawet po śmierci świdrowały mnie wzrokiem. Ukochana tego mężczyzny, jego powód, dla którego w ogóle tu jest. Jeszcze nie wie, że to właśnie mnie szuka. Ale nie może się dowiedzieć. Patrzę raz jeszcze w jego oczy, może czegoś się dowiem? W sercu jednak chcę tylko, żeby to on zginął. 
 I wtedy mężczyzna nagle wstał, uniósł rękę dzierżącą sztylet i... wbił go sobie prosto w pierś. Nie może się już uratować. Sam zadał sobie śmierć, bo ja tego chciałam, bo mu to nakazałam. Nagle uświadomiłam sobie, co zrobiłam, weszłam do jego głowy i rozkazałam mu, a on mnie usłuchał.
 Po chwili dotarło do mnie, że to umiejętności Psychokinetyków, tych bardziej wykwalifikowanych. Bez wysiłku odsunęłam od siebie wydarzenia, które właśnie przeżyłam, przyszło mi to z taką łatwością, że zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadkiem nie kolejna specjalna umiejętność. Podniosłam się z ziemi i uniosłam wzrok. W ostatniej chwili dostrzegłam pędzącą w moją stronę ognistą kulę. Czyli jednak śmierć spodziewa się mnie dzisiaj. Czy ta kula nie mogłaby się zatrzymać? Wtedy ona nagle ustała w swoich morderczym biegu i opadła na ziemię. Ogień rozszedł się po skamieniałym podłożu.
 Psychokinetycy tak potrafią.
 To jedno zdanie pobrzmiewało w moim umyśle. Czy to możliwe? Przecież widziałam swoją krew tyle razy. Jest brudnoczerwona, jak wszystkich non magicus.
 Potem do głowy przyszło mi coś jeszcze. Mogę się teraz przydać, mogę pomóc pokonać Organizację. Nie myśląc o konsekwencjach ratowałam kolejnych gwardzistów od niechybnej śmierci nakazując ich przeciwnikom popełniać wyrafinowane samobójstwa. Po chwili reszta jeszcze żywych terrorystów zaczęła się wycofywać. Nie potrafią mnie pokonać. Zaśmiałam się w duchu. Powoli zaczęłam wyczuwać ich emocje, ich umysły, ich zamiary. Nowe, niezbyt przyjemne uczucie. Jakby w twoim umyśle znajdowało się kilkadziesiąt innych. Odwróciłam się, gdy ktoś zaczął się do mnie zbliżać od tyłu. Gwardzista, a raczej kilku. Studiując ich taktykę spodziewałam się szarży, ale oni otoczyli mnie w milczeniu. Strach zaczął kiełkować w moim umyśle, ale odrzuciłam go. Poradzę sobie.
-Lory!- krzyknął Seth. Wiem, że to on. Nagle ktoś go uciszył, powalił na ziemię.
-Zostawcie go!- krzyknęłam z całych sił. Chciałam, żeby go zostawili. Gwardziści popatrzyli na mnie zlęknieni. Ci, którzy znęcali się nad moim bratem pomogli mu się podnieść. Inni byli tym zdrowo zaniepokojeni. Uśmiechnęłam się w duchu, ale patrzyłam na nich twardo. Ani razu nie zerknęłam w stronę rodziny, choć wiedziałam, gdzie byli. To sprawiło, że Gwardziści zaczęli się bać. Po chwili jednak zeszło się ich tak dużo, ze ich myśli zaczęły się zlewać w moim umyśle. Nie potrafiłam wytypować sobie jednego, bo ich przywódca leżał wśród trupów. Naradzali się szeptem, ale to na nic. Słyszałam ich głośno i donośnie. Nawet mnie to trochę przerażało.
-Ma moce Psychokinetyka.
-Jej krew jest czerwona.
-Zabijała terrorystów siłą woli.
-Jest niebezpieczna.
-Zgadzam się, nie można jej tu zostawić.
 Głośno przełknęłam ślinę. Nie poradzę sobie z tak dużą ilością ludzi na raz. To... za dużo. Dopiero odkryłam co potrafię, to się nie może udać.Nie będę się przeciwstawiać, to może nie pocierpię.
~
  W towarzystwie czterech Wartowników przeszłam ze sterowca do pałacu. Zabrali mnie do stolicy, do Urbem. Zaraz zobaczę króla i królową. I nie sądzę, by była to przyjacielska pogawędka. Zastanowiłam się, czego mogliby ode mnie chcieć?
 Nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Wprowadzili mnie do wielkiej komnaty o bogatym wystroju. Spodziewałam się dwóch złotych tronów, ale moim oczom ukazały się dwie elegancko ubrane postacie siedzące w ogromnych fotelach, przy stoliczku, na których stała tacka z herbatą. Gdy tylko przekroczyliśmy próg zerknęli w naszą stronę. Skinęli głowami, gdy Wartownicy skłonili się głęboko. I ja dygnęłam, choć nie było tam gracji. Strażnicy podprowadzili mnie do trzeciego fotela, królowa gestem nakazała usiąść, a gdy zajęłam miejsce Gwardzisci rozpierzchnęli sie po kontach komnaty.
-Uprzedzono nas wcześniej, że się zjawisz- powiedziała królowa odpowiadając na moje przemyślenia.- Jestem Psychikiem- oznajmiła chwilę potem, gdy zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadek.-A ty Psychokinetykiem. Rzadko spotykane połączenie- ciągnęła. Król nie odzywał się słowem, jedynie wpatrywał się w we mnie w milczeniu.- Musimy zadecydować co zrobimy z twoim interesującym przypadkiem. Nie masz krwi. Powinnaś być non magicus, a tymczasem praktycznie samodzielnie zmuszasz prawie setkę osób do popełnienia samobójstwa i ratujesz życia moich ludzi zawracając pociski i ogniste kule. Osobliwe.
-Och, ujmijmy rzecz po imieniu, jestem dziwakiem- powiedziałam spokojnie.
-Ależ nie, moja droga- oznajmiła królowa.- Jesteś naszym wybawieniem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zastanawiacie się już, co może być dalej? Pięć komentarzy i pomyślę nad kolejną częścią!

poniedziałek, 26 października 2015

Rock

Hej Wam!
Ja jestem waszą Autoreczką, a to jest kolejny post typu Słucham-Polecam. Było juz coś podobnego z piosenkami Reggae. Czas na Rocka!

Po pierwsze, kocham ten zespół, przed Wami Linkin Park!



Po drugie, tego zespołu nie można nie znać przynajmniej z nazwy, a mowa oczywiście o Nirvanie!



Kolejny niezapomniany Boss z czasów moich rodziców, czyli AC/DC!


I na koniec niezastąpiony towarzysz moich długich podróży, zespół Bon Jovi!

 Uff... Prawie zapomniałam! Skleroza nie boli, a Wam zbyt wiele dobrej muzyki na pewno nie zaszkodzi! Zapraszam na przesłuchanie największych hitów Guns 'n Roses!


No teraz to już koniec spotkania! Niestety muszę was pożegnać! Widzimy się nie długo! Miłego słuchania muzyki!

Przed nami wiele przeszkód

 Postanowiłam zaufać. Może nie był to najlepszy pomysł mojego życia, ale nie zamierzałam gnić w igrzyskach i co dzień narażać swoje życie na straty. A także życie kolegów. Każde z nas było warte więcej niż jakakolwiek śmierć.
-Słuchajcie- powiedziałam, gdy rankiem wszyscy już się zbudzili. No, prawie wszyscy... Wcześnie, jeszcze przed świtem, Hektor zbudził mnie i ze smutkiem na twarzy oznajmił, ze Em nie żyje. Nie udało mu sie przetrwać... Nie zobaczy naszego zwycięstwa. Teraz, gdy już znałam treść kartki zaczęłam mieć nadzieję na tak wiele. Nawet na to, ze może przeżyć więcej niż jedna osoba.- Jeśli będziemy tu siedzieć, to nic nie zdołamy zrobić- oznajmiłam prosto z mostu. Siedzieliśmy w ciasnym kółku na drugiem pietrze. Mówiłam przyciszonym głosem.- Znalazłam tu kamery- wszyscy zamarli.- Nie ma ich tylko na drugim piętrze. Nie potrafią śledzić obiektów, mają bardzo ograniczone pole widzenia, ale są wyczulone na dźwięk. Uważam, ze nie możemy tu zostać, bo w końcu Snow'owi to się znudzi i zapragnie nas stąd wypędzić bardzo drastycznymi środkami. Jeśli wyjdziemy w las, to nawet jeżeli natkniemy się na jakichś trybutów, będziemy mieli dużo większe szanse- tłumaczyłam spokojnie.
 Fatia zamyśliła się. Lara wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Erwinem. Hektor zagryzł wargę. Orick podrapał się po nosie, a Aaron zaplótł palce na karku i ze świstem wypuścił powietrze.
-Myślę, że ona już wie- powiedział w końcu Hektor. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Niby co wiem?- spytałam.
-Dobra, jednak nie wie- oznajmił on.

Witamy nowego ucznia- Epilog historii

 Salon w dormitoriach Slytherinu nie był najprzyjemniejszym miejscem na ziemi, ale robił wielkie wrażenie swoim wystrojem i surową elegancją wnętrza. A przecież znajdował się w lochach. Mimo wszystko zrobił on na Thomasie wrażenie. Szczególnie zaskakujące były ruszające sie postanie na portretach. Ale one robiły wrażenie na każdym, kto nie był od małego związany z czarodziejstwem.
 Rozsiedliśmy się na kanapie i zaczęliśmy rozmowę o wszystkim i o niczym, która toczyła się głównie wokół różnic pomiędzy światem mugoli, a światem czarodziejów. Thomas słuchał z zaciekawieniem i z zapałem zadawał około stu pytań na minutę. Razem z Pansy nie nadążałyśmy z odpowiedziami. Potem to my wypytywałyśmy go o świat mugoli. Mój ojciec przez jakiś czas zajmował stanowisko w dziale do spraw kontaktu z mugolami, dlatego wiedziałam coś nie coś na ten temat. Ale nie miałam pojęcia, ze aż tak wiele nas różni.
 Właśnie docieraliśmy do tematu różnic kulturowych i rasizmu wśród mugoli, gdy drzwi do salony otwarły się z hukiem.
-Nie będę tolerował kłamstwa, Albusie!- krzyczał ktoś. Wytężyłam umysł i przypasowałam głos do ministra magii. Westchnęłam ciężko. Nie było czasu na nic, na żadną dywersję, dosłownie nic.

czwartek, 17 września 2015

Welecome Everybady!

Cześć i czołem!
Zapewne zastanawiacie sie, dlaczego nie ma postów? Cóż, możecie to uznać za zawieszenie, ale ja po prostu chwilowo przerzuciłam sie na inną historie, bo do tej nie mam na razie weny! Nie martwcie się! Wrócę. Tym,czasem zapraszam na
https://www.wattpad.com/story/49280619-wojowniczka-dw%C3%B3ch-%C5%9Bwiat%C3%B3w

PS. Na zdjęciu Ben Barnes i Sophie Turner w obsadzie mojej historii, jako Melisa i Wil.

poniedziałek, 7 września 2015

W drogę...

 Gdy tylko Atena zniknęła wszyscy zaczęli między sobą szeptać i zrobił się chaos. Chejron spróbował uciszyć towarzystwo, ale w końcu to Niko wydarł się porządnie i kazał wszystkim spadać do spania. Została tylko Jaesemine i Helena. Także Chejron gdzieś zniknął. 
-Ładna z tego będzie blizna- mruknęła Helena stając między mną a Niko, naprzeciw córki Afrodyty. Ta zmarszczyła brwi zniesmaczona. 
-Musimy sie zbierać- wtrąciłam.
-Jest późno- zauważyła Jaes.
-Każda minuta sie liczy- powiedziałam.- Mojry są przebiegłe. Mogą kierować tym co stanie nam na drodze, ale nie nami. Nie każdy heros jest obdarzony taką mocą, ale każdy bóg ja posiada i może sie nią dzielić. Mojry nie będą mogły kontrolować waszych decyzji, nawet obserwować waszych wahań, czy rozmyślań. Ale tylko waszych. Mogą zadecydować o tym, co stanie wam na drodze. Pamiętajcie, ze tylko nasza czwórka jest w tym momencie godna zaufania. Każda inna osoba może być szpiegiem lub wrogiem podstawionym przez Mojry. Ale nie działajcie pochopnie. To działa jak klątwa. Nie można być tego świadomym- wytłumaczyłam najlepiej jak mogłam wszystko, co wiedziałam.
 Wszyscy powoli pokiwali głowami.
-Kidy to zacznie działać?- spytała Helena.
-Już- odparł Niko.- Spakujcie się i za piętnaście minut zbiórka w Sali Jadalnej- to powiedziawszy biorąc przykład z ojca zniknął z miejsca w którym stał.`
 Ja także przeniosłam się do domku Hadesa używając boskich środków transportu. Zmaterializowałam się przed plecakiem, który podniosłam z ziemi, a zauważywszy w nim sporą dziurę odrzuciłam go z powrotem na ziemię. Rozejrzałam się po domku i skierowałam w stronę czarnej skrzyni. Otworzyłam ją, a ciężkie wieko oparłam o ścianę. W środku znajdowało się sporo śmieci, ale także dużo potrzebnych rzeczy. Między innymi atlas samochodowy Europy, większa mapa Polski i Niemczech, notes, kilka długopisów, lina długości dobrych parunastu metrów, koc termiczny, śpiwory, mały namiot, jakieś ciuchy i dużo innych rzeczy, których nie zauważyłam na pierwszy rzut oka. Wyciągnęłam spod swojego łóżka spory plecak podróżny i zaczęłam do niego pakować potrzebne rzeczy. Gdy już wszystko znalazło się na swoim miejscu zadbałam także o zapas wody i coś do jedzenia. Do plecaka przywiązałam zwinięty koc i jeden ze śpiworów. Drugi zamierzałam oddać Jaesemine.
 Stanęłam przed lustrem i zastanowiłam sie nad swoim strojem. Zamieniłam go na bojówki moro, glany, sportową bieliznę, wygodny T-Shirt i bluzę w odcieniach zieleni. Ruszyłam w stronę drzwi gdy przypomniałam sobie o jeszcze jednej rzeczy. Wyobraziłam sobie, jak w moim plecaku materializuje się przeciwdeszczówka, trampki na zmianę i radiostacja. Po chwili poczułam, ze plecak zrobił sie trochę cięższy.
 Nie było już czasu na pieszy spacer więc przeniosłam się do Sali Jadalnej w inny, szybszy sposób. Jedynie Niko już tam był. Siedział przy stoliku Hadesa i wpatrywał się w niebo.
-Jakież one są wolne- zauważył z przekąsem. Uśmiechnęłam sie pod nosem i usiadłam koło brata.
-Skąd wziąłeś rzeczy, które masz w plecaku?- spytałam.- Nie było cię w domku Hadesa.
-Stworzyłem je- oznajmił Niko nie odrywając smętnego wzroku od bezkresnego granatu nocnego nieba, które jeszcze nie usiało się gwiazdami.
 Także i ja zaczęłam się mu przyglądać. Zdawało się nie mieć dna i wciągać obserwatora coraz dalej, wgłąb siebie. Miałam wrażenie, zę mogłabym siedzieć tam godzinami i po prostu patrzeć. Do rzeczywistości wrócił mnie ciężki oddech biegnącej w pośpiechu Jaesemine.
-Ches!- krzyknęła, gdy mnie dostrzegła.- Chejron pozwolił nam zabrać konie!
 Na jej słowa Niko automatycznie wstał i zarzucił na plecy plecak.Ja także wstałam. Muszę przyznać, zę wyjątkowo spodobał mi się ten pomysł.
 Razem z córką Afrodyty ruszyliśmy do stajni, gdzie czekała juz na nas Helena siodłająca swoją bojową klacz, Armenię.
 Zadowolona podeszłam do boksu Wesemiry, gdzie na specjalnym stojaku leżał już jej sprzęt. Zajęłam sie czyszczeniem jej, a potem siodłaniem i kiełznaniem. Kątem oka zauważyłam Jaes wyprowadzającą już z boksu Tiarę i Niko pakującego szczotki Telmara do torby przytroczonej do jego siodła. 
 Wyprowadziłam klacz przed boks i zdjęłam plecak. Odczepiłam od niego koc i śpiwór i specjalnymi rzemieniami przytroczyłam do siodła, za tylnym łękiem. Do toreb przytroczonych po bokach, za puśliskami, powkładałam szczotki, zapas owsa, uwiąz z kantarem i kilka smakołyków. Dodatkowo po obydwu stronach przyczepiłam do siodła bukłaki z wodą dla klaczy.
 Inni podobnie uzbroili swoje zwierzęta i kilka minut później byliśmy gotowi do drogi. Wskoczyłam na konia i odwróciłam go przodem do ściany lasu.
-Ktoś wie, gdzie jedziemy?-spytała Helena rzeczowym tonem.
-Teoretycznie- oznajmił Niko po czym spiął konia i ruszył galopem do lasu. Pogoniłam Wesemirę i zaczęłam go gonić.

sobota, 25 lipca 2015

Prorocze sny

 Razem z Orickiem zaniosłam Em do rogu, naszej bazy. Reszta trybutów, z tych którzy przeżyli, uciekła jak najdalej. Na horyzoncie dostrzec można było początki lasu otaczającego nasz tor przeszkód. Można było spokojnie założyć, że ci, którzy go dostrzegli, właśnie tam zwiali. Zakładałam także, ze już założyli drugi sojusz i trzymają się razem.
 Ułożyliśmy Emeralda na jednym z łóżek polowych. Fatia natychmiast założyłam mu opatrunek i podała tabletki przeciwbólowe. Lara przyniosła butelkę z wodą. podziękowałam jej skinieniem głowy i wzięłam ja od niej. Odkręciłam i przystawiłam Em do ust, a on zaczął pić.
-Powinien się przespać- powiedziała Fatia. Aaron od razu jej przytaknął. Kiwnęłam głową niezdecydowana.
 Lara zeszła na dół, gdzie Erwin i Orick rozmawiali o czymś głośno. Uciszyła ich. Fatia Pociągnęła Aarona za rękę w stronę schodów, ale on wyrwał się i usiadł na łóżku leżącym obok posłania Em. Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie. Nie zainteresowało mnie to tak bardzo, by się nad tym zastanowić. Hektor złapał ją za rękę i zaprowadził do innych.
 Westchnęłam cicho przypatrując się śpiącemu koledze. Przez myśl zaczęły mi przepływać wspomnienia dotyczące naszych wspólnie spędzonych chwil. Te wieczory przy ognisku, w lesie. Popołudnia nad jeziorem, upływające na łowieniu ryb i urządzaniu wyścigów w pływaniu. Te poranki na treningach, gdy razem śmialiśmy się z nieudolnych początkujących i krytykowaliśmy nauczycieli. Te wszystkie mile spędzone momenty, których nie zapomnę sprawiły, że po policzku spłynęły mi łzy. Aaron przypatrywał mi się bez słowa. Szybko otarłam je i głośno wciągnęłam powietrze.
-W porządku?- spytał dwuznacznie Aar. Sama nie wiedziałam, czy to było bardziej stwierdzenie, czy pytanie?

piątek, 24 lipca 2015

"Zło" ujęte

-Jakim cudem udało ci się opierać takiemu zaklęciu?- spytałam z niedowierzaniem.- Nawet czarodziejom czystej krwi przychodzi to z ogromnym trudem. Jest zaledwie kilka osób, które potrafią się temu oprzeć przez kilka pierwszych chwil. A później...
-Ty też potrafisz- odparł on ignorując kompletnie moje pytanie.
-Taaak, ale ja jestem czarownicą, a ty...
-Tia, najlepszą z najlepszych, nie?- spytał z ironią.
-Inaczej by mnie tu nie było- mruknęłam z sarkazmem.
-Weź, bo się przestraszę- mruknął on.
-Zaczynasz mi działać na nerwy- warknęłam.- Jakby nie było uratowałam cię i całą tą szkołę!
 W tym momencie do klasy wpadła reszta mojej ekipy. Fred zatrzymał się jak zamurowany kilka kroków przede mną i Alchemikiem.
-No nieźle- mruknęła Hermiona.
-Zamknij się!- krzyknęłam do niej. Draco zrobił skwaszoną minę.
 Odwróciłam się tyłem do Thomasa.
-Trzeba coś z tym zrobić.
-To proste, Oblivate i po sprawie- zasugerował Harry.
-Co? A, tak... Ja mówiłam o niej- ruchem głowy wskazałam na sparaliżowaną nauczycielkę.- Śmierciożerczyni. Dość zaciekła.
-Ale sobie poradziłaś- wtrącił Thomas.
 Fred i George w tym samym momencie zagwizdali z uznaniem.
-Zamknij się- poprosiła go Pansy.- Tobą też się zajmiemy- obiecała mu. Westchnęłam ciężko.

piątek, 17 lipca 2015

Misja dla córki Hadesa

-Wstawaj, Chester!- ryknął ktoś tuż obok mojego ucha. Znajomy głos. Jak ja się w ogóle znalazłam na ziemi?
 Nie pamiętam... Zaraz... Pamiętam! O mój Boże!
-Co się dzieje?- spytałam zaaferowana otwierając oczy. Szybko przywykłam do jasnego światła sączącego sie z nieba.- Czy my w ogóle żyjemy?- spytałam, gdy dostrzegłam Hadesa, ramię w ramię z przystojnym Tanatosem. 
-Być może moja obecność wyda ci sie myląca, ale tak... Wszyscy jeszcze żyjecie. Chyba...- odparł Tanatos podając mi rękę i pomagając wstać.
-Zawsze podobało mi się twoje poczucie humoru- mruknęłam, choć raczej nie miałam prawa tak sądzić, rozmawiałam ze Śmiercią po raz pierwszy. Raczej nie był to powód do dumy, choć może... w obecnej sytuacji...- Co sie stało?
-Zupełnie przypadkiem zgraja potworów znajdująca sie zupełnie przypadkiem w okolicy zupełnie przypadkiem dostała się do obozu i zaatakowała was...
-... zupełnie przypadkiem- dokończyłam za ojcem.- Gdzie Nico?
-Wezwał nas na pomoc, a potem gdzieś się rozpłynął- Hades wzruszył ramionami.- Walczysz z nami?- spytał.- Wiesz, Atena dobrze sobie radzi, ale wolałbym jej pomóc... Tak dla pewności.
 Czasem zastanawiam się, czy poczucie humoru jest w podziemiu dziedziczne... Nie wiem w jaki sposób, ale takie wrażenie utrzymuje się przy mnie cały czas, gdy tylko stykam się z ojcem, bratem, lub jakimś krewnym. Atena natomiast nie grzeszy jakimkolwiek poczuciem humoru, jak się dowiedziałam po chwili, gdy stanęłam do walki ramię w ramię z boginią.
-Mądrość zawodzi?- spytałam z uśmiechem odparowując szybki cios jednej z harpii, która chciała zaatakować Atenę od tyłu.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Troche nie fair

 Wieża nie była duża. Miła trzy poziomy o wymiarach około 4x4m. Tak mi sie przynajmniej zdawało, bo znajdujące sie dosłownie wszędzie półki i wieszaki z bronią utrudniały znacznie oszacowanie wielkości obiektu, który zdobyliśmy. 
 Szybko weszliśmy do środka. Aaron znalazł jakiś przełącznik i nacisnął go. Wieża rozbłysła światłem halogenów wiszących pod sufitem.
-Energooszczędne- mruknął Orick.
 Hektor i Em zatrzasnęli za nami drzwi i znaleźliśmy sie w bezpiecznym miejscu. Erwin i lara oglądali po kolei broń. Wspięłam sie po schodach. Na drugim pięterku znajdowało się jedzenie i ekwipunek. Na trzecim mieliśmy idealny punkt obserwacyjny z kilkoma łóżkami polowymi.
-Idealne miejsce- szepnęła Fatia. Uśmiechnęłam się pod nosem, tak idealne. Mogliśmy zostać tu tak długo jak chcieliśmy, a jednocześnie prowadzić akcje typu Zabić wszystko, co się rusza. Tak, to zdecydowanie idealne miejsce.
 Usiadłam na jednym z łóżek, a ból znów zaczął napływać. Zaczęłam ciężej i trudniej oddychać.
-Znalazłem to z jednym z plecaków- powiedział Aar siadając obok mnie.- To tabletki przeciwbólowe- dodał czytając nalepkę na opakowaniu. Podał mi trzy kapsułki. Połknęłam szybko. 
 Chwilę później ból zaczął się cofać ustępował nudzie.
-Co będziemy teraz robić?- spytałam zerkając przez okno. Inni trybuci jeszcze walczyli. Zawiązały sie nowe sojusze. Trzy wielkie sojusze i kilku samotników.- Dołączmy do walki. Mamy broń, mamy wszystko.
 Korciło mnie, żeby wbrew temu, co mogą powiedzieć moi towarzysze, porwać jakąś broń i rzucić sie w wir walki.
-Czemu nie- poparł mnie Em.- Zostawmy Fatię na straży i idźmy sie zabawić- dodał.
 Fatia spojrzała na niego spod zmrużonych oczu, ale nic nie odpowiedziała. Nie protestowała. Erwin poruszył sie niespokojnie i szepnął coś do Lary.
-Idźmy- powiedziała dziewczyna.
-Jestem za- oznajmił Orick, a Hektor kiwnął głową popierając kolegę. Uśmiechnęłam się i skierowałam do Aarona.
-Jak chcesz, to możesz z nią zostać- powiedziałam i ruszyłam do stojaka z bronią.
-Chyba żartujesz- mruknął Aar i poszedł za mną.

Śmierciożerczyni

-Systematyka- oznajmiła po chwili nauczycielka, mierząc pasierba przenikliwym wzrokiem. Surowe spojrzenie jej niebieskich oczu zza prostych oprawek i grubych szkieł wydawało się nie pozostawiać wątpliwości. Pani Kukulska nie darzyła Thomasa jakimkolwiek uczuciem związanym z rodzicielstwem, ani nawet matczyną troską, o miłości nie wspominając.
-Gardzi mną- mruknął Thomas pod nosem uprzedzając moje pytanie.
 Nauczycielka zajęła się wyznaczaniem tematu kolejnej grupie. Nie musiałam przysłuchiwać się jej kolejnym pomysłom, żeby wiedzieć, że dostaliśmy najbardziej rozbudowany i chyba najbardziej skomplikowany temat do opracowania. 
-Dwa tygodnie na jak najbardziej szczegółowe i estetyczne przedstawienie zagadnień, które wam przydzieliłam. Rodzaj prezentacji zależy od was, a oceniać będę estetyczność, rodzaj zawartych informacji i sposób, w jaki je przedstawicie.
 Westchnęłam ciężko i osunęłam się lekko na krześle. Chyba musiałam zacząć brać przykład z Thomasa i nauczyć się mieć większość rzeczy gdzieś. A przecież zabawa dopiero się zaczyna.
 Nauczycielka zaczęła dość szczegółowo rozwijać dzisiejszy temat lekcji jakim były komórki. Spodziewałam się bardziej skomplikowanych tematów, ale najwidoczniej zawsze trzeba wrócić do początków, nim zacznie się wkraczać w trudniejsze sfery takiej nauki jaką jest biologia. 
 Przymknęłam oczy i jednym uchem słuchałam nudnych jak flaki z olejem wypowiedzi pani Kukulskiej. Nie wiem czemu, ale przez myśl przewinęło mi się wyobrażenie prawdziwej matki Thomasa. Jak bardzo była podobna do syna zanim... no właśnie, zanim co? Co sie z nią właściwie stało?

piątek, 26 czerwca 2015

Ognisko gwiazd

 Gdyby ktoś mnie spytał, co o tym wszystkim sądzę, to zamiast odpowiadać, chyba przywaliłabym mu w twarz i właśnie to miałam ochotę zrobić, gdy takie pytanie padło z ust Chejrona. Tak, czy siak, Chejron pozostanie zawsze Chejronem, czyli starym, szanowanym centaurem, a do takich nawet ja mam szacunek. Powiedziałam więc mu grzecznie, że sądzę o tym tyle, co o zeszłorocznym śniegu i zaczęłam się gapić w płatki topiące się w zimnym mleku. Była, jak można słusznie wywnioskować, pora kolacji. Kiedy chwilę wcześniej powiedziałam zaskoczonemu Nico, że idę spać, nie żartowałam i na prawdę miałam na to ochotę, ale w drodze do domu usłyszałam gong zapraszający mnie na ostatni poza ogniskiem nocnym, posiłek za dnia.
 Chcąc nie chcąc, udałam się do jadalni. Teraz siedziałam przy stole naprzeciw brata i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nico siedział zgarbiony w rozpiętej dżinsowej koszuli nałożonej na biały bawełniany podkoszulek i ciemnozielone szorty odsłaniające umięśnione łydki, czym wywoływał ochy i achy wśród córek Afrodyty i nie tylko. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc rozanieloną minę Jaesemine. Nico zauważył to i jeszcze bardziej pochylił się nad miską z płatkami.
-To nie sprawi, że staniesz się mniej atrakcyjny w ich oczach- rzuciłam z wymuszonym uśmiechem.
-W ogóle się nie zmieniłaś, wiesz?- mruknął pod nosem. Nagle stał się taki cichy, jakby już sie nie cieszył, że mnie widzi, że znów jest w obozie, że jest bogiem... Sama nie wiem, z czego miałby sie tak martwić?
 Ja na przykład miałam bardzo dobry powód. Właśnie dowiedziałam się, że jestem pieprzoną boginią i muszę na własną rękę szukać Mojr, które najprawdopodobniej spowodowały moje jeszcze bardziej pieprzone zniknięcie i są sto razy silniejsze od bogów, cholernie groźne i najprawdopodobniej wrogo nastawione do mojej skromnej osoby. Szlag by to!
-Uznam to za komplement- stwierdziłam i wstałam. Wierzchem dłoni trąciłam miskę i rozlałam mleko. Bezsilnie patrzyłam jak moja nowa bluzka brudzi się białą cieczą. Powstrzymałam się od wyrzucenia z siebie kolorowej wiązanki godnej Hadesa i spytałam jak najbardziej spokojnym głosem.- Powiedz, czy to, ze jestem boginią, sprawia, że mogę na przykład stwarzać różne rzeczy?
 Nico spojrzał na mnie z nagłym zainteresowaniem. Spojrzał na plamę na stole i mleko kapiące powoli na ziemię. Nagle tuż obok pojawiła się góra chusteczek higienicznych ze wzorem w słoniki. Nie żartuję, słoniki...
-Tak- odparł wyraźnie zadowolony.

czwartek, 25 czerwca 2015

Pogodzona z myślami

-Kłódka- powiedziałam powoli.- Tu jest kłódka.
 Odwróciłam się powoli do moich towarzyszy i pokręciłam głową ze smutkiem.
-Tam jest okno- zauważył Aaron, po chwili milczenia. Spojrzałam we wskazanym kierunku z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby zastanawiał się, czy ono coś zmienia. Rzeczywiście. Było tam i miało całkiem słuszny rozmiar. Był jednak jeden problem.
-Ono znajduje się prawie pięć metrów nad ziemią, nie uda ci się- oznajmiłam sucho, choć w głębi żałowałam, że tak jest.
-Nie ja- odparł Aaron.
-Ty- powiedziała z uśmiechem Fatia. Spojrzałam na nią z ukosa.- Jedyna się na tym nie zabijesz.
 Głośno wciągnęłam powietrze.
-Nie sama, nie dam rady- oznajmiłam po kilku długich sekundach wciąż wpatrując się w otwór w wieży. Co tam znajdę?
 Rozejrzałam się po twarzach kumpli. Nikogo z nich nie chciałam wystawiać na śmierć, jaką jest upadek z wysokości i połamanie kręgosłupa. Choć oni raczej skrupułów nie mieli przed wystawieniem mnie.
 Rozejrzałam się dookoła. Ktoś powinien pójść ze mną, dla zaspokojenia pojęcia bezpieczeństwa. Choć wiedziałam dobrze, że z tą, czy inną osobą będzie tak jakbym była sama. Wspinaczka była częścią toru przeszkód, a tor przeszkód to mój żywioł, nikt inny nie jest tak dobry... No, prawie nikt.
-Aaron- odezwałam się po chwili bezsensownego patrzenia na wieżę.- Będziesz mnie asekurował.
 Fatia skrzywiła się. Nie chciałam wiedzieć, co sobie wyobraziła.
 Aaron skrzywił się
 Emerald skrzywił się, ale nic nie powiedział, wiedział, że to konieczne. Zawsze trzeba minimalizować ryzyko. Nawet jeżeli jest ono śmiesznie małe, bo nie sądzę, abym miała spaść.
-Idźmy- zgodził się Aar.

wtorek, 23 czerwca 2015

Siara, nie?

 Raz jeszcze powtórzyłam w myśli nazwy pierwiastków, które powinnam pamiętać. Złoto, srebro, miedź, rtęć, platyna, antymon i bizmut. Okej. Na pewno nie zapomnę do wieczora.
 Siedziałam na swoim miejscu, na samym końcu klasy. Do dzwonka zostało jeszcze parę minut. Cała moja paczka rozsiadła się już po klasie, w miejscach, na których będą pracować. Zaczynał się język polski. Większość uczniów była jeszcze na korytarzach i wesoło rozmawiała o głupotach. Nie czułam się tam zbyt dobrze. 
 Podskoczyłam na krześle, gdy drzwi zamknęły się z hukiem za Alchemikiem. Chłopak zajął miejsce obok mnie. tym razem ławki były podwójne, a jemu najwyraźniej nie odpowiadała żadna inna, jak ostatnia. Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. Misja pójdzie do przodu.
 Ostry dźwięk dzwonka rozległ się chwilę później, gdy do klasy wszedł wysoki blondyn z dziennikiem pod pachą. Dariusz Sikora, nasz nauczyciel języka polskiego. 
-Witam wszystkich- powiedział z uśmiechem, gdy wszystkie miejsca zostały zajęte.- Jak zapowiadałem wcześniej, dziś zajmiemy się pracą w parach. Mam nadzieję, że na każdej ławce jest egzemplarz wybranej przez was książki?- spytał. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.- Zaczynamy!- zaklaskał i usiadł za biurkiem. Zaczął czytać listę obecności.
-Mam powieść...- zaczął Thomas.
-Ja też- uśmiechnęłam się przekornie. Wyciągnęłam z torby egzemplarz powieści Jestem numerem cztery i położyłam go na ławce. Thomas zerknął na swoją książkę.
-Bierzemy twoją- powiedział.

niedziela, 14 czerwca 2015

Boskie w stu procentach- Bogini Hadesu

-Chester!
 Odwróciłam głowę w stronę w stronę Chejrona i Nico.
-Ziemia do żywych- brat pomachał mi ręką przed oczami. Co jak co, ale te słowa brzmiały dziwnie w jego ustach.- O czym ty myślisz?
-O tej tajemnicy... Nie mam pojęcia, o co chodzi?
 Chejron zadreptał w miejscu.
-Myślę, że może chodzić o to, dlaczego zniknęłaś...- zaczął.
-To jasne!- przerwałam.- Ale jak niby mam do tego dojść?!- zirytowałam się.
-Widać od razu, że córka swojego ojca- mruknął centaur. Prychnęłam.
 Siedziałam w Wielkim Domu już od około trzech godzin. Wszyscy inni poszli dawno do domków. Nawet pan D. opuścił nasze towarzystwo. Ja także miałam ochotę zwiać.
-Idę spać- powiedziałam po chwili. Wstałam i wyszłam.
 Temperatura na dworze spadła natychmiastowo. Na rękach pojawiła mi się gęsia skórka. Gdy przechodziłam koło miejsca, gdzie rozpalano ognisko przeszły mnie dreszcze. Minęłam je w grobowej ciszy. Odwróciłam się jeszcze stronę Wielkiego Domu, gdy spalone drewno wybuchnęło czarno- czerwonym płomieniem. Zdusiłam krzyk, który cisnął mi się na usta.
-Ojca się boisz?- zapytał twardy, szorstki głos. Dostrzegłam Hadesa wyłaniającego się z płomieni. Cofnęłam się zaskoczona, a bóg strzepnął popiół z rękawa czarnej bluzy.- Nie cierpię teleportacji!- mruknął pod nosem.

sobota, 13 czerwca 2015

Arena idealna

-Wstawaj Rubinie!
 Natychmiast poderwałam się do pozycji siedzącej. Lekko rozmytym jeszcze wzrokiem przebiegłam po pomieszczeniu i dostrzegłam Emeralda.
-Nie nazywaj mnie tak więcej- powiedziałam tylko i wróciłam do przerwanej czynności, spania.
-Hej, też bym sobie chętnie pospał, ale wypieprzają nas na arenę za dosłownie kilka godzin- oznajmił ciepło Em i wyszedł trzaskając drzwiami.
  Zerwałam się na równe nogi i spojrzałam w czarny ekran telewizora. Miałam tyle do ogarnięcia, a przy tym stres po prostu pożerał mnie od środka. Jak wypadnę? Czy od razu zginę? Czy w ogóle zginę? Może wygram... A może nie. Polubią mnie? Będę mogła liczyć na jakąkolwiek pomoc?
 Czemu ja w ogóle zaprzątałam sobie tym głowę? Przecież idę tam jedynie dla ich rozrywki.

środa, 27 maja 2015

Ręce pełne roboty...

 Pierwszy dzień w szkole. Nigdy nie lubiłam tego uczucia. Podjechaliśmy pod budynek szkoły nowym mercedesem. Ja, Fred, George, Pansy i Zabini. Na czas misji każdy z nas przybrał nowe nazwiska. Przekazali nam je razem z naszymi historiami, dopiero przed wyjazdem. Ja byłam na ten czas Natalią Kraśnicką. Fred i George to tym razem Maciek i Tomek Słupscy. Pansy jest od dziś Moniką Hersińską, a Blaise Nathanem Dębickim. Wszystko się pozmieniało i teraz często myli mi się, co powinnam powiedzieć ciekawskim osobom.
 Pod szkołą czekali już na nas Harry, Ron, Draco i Hermiona. Harry na kilka dni stał się Jakubem Wolskim, Ron Damianem Gońcem, Draco Michałem Smolińskim, a Hermiona Hanką Jasińską. Wszyscy pochodziliśmy z tego samego miasta, Krakowa. Łączyło nas wspólne mieszkanie u rodziców Hermy, teraźniejszej Hanki. Wyprowadziliśmy się tu z racji szkoły. Mieszkamy w dwóch dużych mieszkaniach na pierwszym piętrze kamienicy przy ulicy Sosnowieckiej 3. Nic więcej nie musicie wiedzieć. I my nic nie wiemy.

sobota, 16 maja 2015

Spotkanie po latach- Bogini Hadesu

-Jak to możliwe?- to zasadnicze pytanie nie dawało mi spokoju już od dwóch dni, a dokładnie od kiedy nagle obudziłam się w Obozie Pół-krwi. 
-Znalazłaś się 211 lat temu, a odnalazł cię sam Nico, gdy Persefona wyjawiła mu w końcu, że ma jeszcze jedną siostrę, ukrywaną. Szukał, szukał i znalazł cię. Byłaś niezła. Udałaś się z nim na kilka misji. Ale potem znów w niewyjaśnionych okolicznościach nagle zniknęłaś. pamiętam jaki Nico był wtedy załamany...- powiedział w końcu Chejron. Już kilka razy próbowałam zacząć ten temat, ale dopiero teraz centaur raczył mi odpowiedzieć.
-A teraz?- spytałam zamyślona.

sobota, 9 maja 2015

Dwunastka dla Jedynki!

 Ostatnie dnie, te dwa mega długie dni po pokazie przed sponsorami wyglądały dość podobnie. Pierwszego siedzieliśmy razem z mojej sypialni. Na stoliku leżały w nieładzie opakowania po chipsach i butelki po napojach. Szklanki walały się dosłownie wszędzie, a na dywanie pełno było okruchów. Ja, Emerald, Orick, Hektor, Fatia i Aaron siedzieliśmy w rzędzie na krawędzie mojego łóżka i patrzeliśmy w telewizor jak zahipnotyzowani. Mimo dobrego nastroju i trwającej cały czas zabawy przerwaliśmy by obejrzeć wyniki wczorajszych konkurencji.
-Robimy zakłady?- spytał z łobuzerskim uśmiechem Hektor. 
-Dobra- odezwał się Orick.- Zakład...- zamyślił się.- Zakład, że Rose zdobędzie dwunastkę!
-Nazywam się Ruby- mruknęłam cicho, ale wszyscy mnie zignorowali.
-Według mnie będzie miała 11- odezwał się Aaron. Fatia uśmiechnęła się.
-Dołączam się- oznajmiła.
-Ja stawiam na 10.
-Dzięki, Em, że we mnie wierzysz!- wyszczerzyłam się do niego. 
-A ty, Hek?- spytał Orick używając przezwiska, które ostatnio nadałam Hektorowi.
 Chłopak wzruszył ramionami.
-11?- odpowiedział pytająco.
-O co się zakładacie?- wtrąciłam.
-O ciebie- palnął Orick, a reszta wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
 Spojrzałam w telewizor. Prowadzący skończył gadać. Dopiero teraz zauważyłam, że to nie Caesar. Gdzie się podział Flickerman?
-A teraz przechodzimy do wyczekiwanych wyników wczorajszych starć. Zaczniemy jednak niezbyt tradycyjnie, bo od końca- powiedział młody mężczyzna z zielonymi włosami postawionymi na żel.- Dystrykt 12- Luxuria Otton, 3 punkty, Sten Ailes, 2 punkty. Dystrykt 11- panny Innocence, Ava- 6, Ana- 5. Dystrykt 10-  Fatia Andera- 7, Aaron Dorus- 10 punktów!- Aaron uśmiechnął sie pod nosem.- Dystrykt 9- Tanya Olsen- 5, Sam Konnor- 7. Dystrykt 8- Hektor Anders- 9, Orick Marvel- 9. Dystrykt 7- Luissane Midnight- 4, Cornel Digger- 3 punkty. Dystrykt 6- Katherine Aladus- 4, Felix Made- 5. Dystrykt 5- Connor Moody- 7, Alastor Brave- 6. Dystrykt 4- Lara Alter- 8 punktów! Erwin Mike- 9 punktów! Dystrykt 3- Livon Tetriss- 6, Korrie McCulghy- 5. Dystrykt 2- Panny Ruff!- po 8 punktów! I dystrykt 1- Emerald Votary- 10 punktów! Oraz prześliczna Ruby Rebel- 12 Punktów, czyli najwyższy wynik!
 W pierwszej chwili im nie uwierzyłam, potem odczułam panujące w pokoju zaskoczenie. Jedynie Orick uśmiechał się łobuzersko, pewny siebie.
-Wygrałem!- wykrzyknął i wskoczył mi na plecy. Zgięłam się lekko pod jego ciężarem.
-Hej!- krzyknęłam i zrzuciłam go z siebie.- To, że wygrałeś, nie znaczy, że możesz sobie pozwalać- wysiliłam się na jak najbardziej chłodny ton głosu, ale tak naprawdę miałam ochotę sie roześmiać. Chłopacy byli tacy infantylni. -Em, Aaron, gratulacje- powiedziałam.- Dziesięć punktów, łał.
-Taa..- skomentował moje gratulacje Aaron. Fatia uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że taka będzie reakcja jej dystryktowego partnera. Prawda, która znana jest wszem i wobec, jest taka, że Aar lubi być zawsze pierwszy.
 Miła atmosfera gdzieś wyparowała i do końca dnia mieliśmy się tak omijać. Mieliśmy, ale tak się nie stało, bo wpadła Cashmere i oznajmiła, że osoby z ocenami powyżej dziesięć włącznie są proszone na wywiad z nowym prowadzącym, Gordonem Greenem. Zerwałam sie z miejsca i podbiegłam do szafy. Wyjęłam z niej pierwszą lepszą sukienkę i ubrałam się w nią. Miałam serdecznie gdzieś, że w pokoju nadal siedzi czwórka chłopaków. Obejrzałam w lustrze swoją kreację i stwierdziłam, że ciemnozielona sukienka z rozcięciem po prawej stronie sięgającym pępka, jest dobrym wyborem, choć może posiada trochę za duży dekolt. Mimo tego podjęłam już decyzję i zabrałam się za makijaż. Choć nie był on moją mocną stroną, dziś musiałam się z nim uporać i muszę przyznać, że efekt końcowy pochwaliła nawet moja stylistka. Była też trochę naburmuszona, że nie wzięłam jej do pomocy, ale w końcu jej przeszło.

 Gdy Em i Aar przygotowywali się do wystąpienia, ja czekałam już przy wyjściu. Sama nie wiem, jak zdążyłam uwinąć się przed nimi.
Wszyscy razem weszliśmy do studia i zajęliśmy miejsca naprzeciw prowadzącego. Gordon Green był niewysoki, rysy jego twarzy były ostre i chłodne. Nie uśmiechał się do nas tak jak Caesar. ten wesoły był nawet poza kamerami. Tym większe było nasze zdziwienie, że usunęli go z anteny w trakcie igrzysk.
 Kamerzyści dali nam znak i weszliśmy na wizję. Green okręcił sie na fotelu w stronę jednej z kamer i zaczął program.
-Dzień dobry! Czas na wyczekiwaną rozmowę ze zwycięzcami rozgrywek przed igrzyskowych!- uśmiechnął się szeroko i sztucznie. Boże, jaka tandeta.- Oto nasze złote trio. Przed wami Ruby Rebel, Emerald Votary i Aaron Dorus!
 Rozejrzałam się spokojnie po studiu. Zgromadziła się w nim spora grupa mieszkańców Kapitolu i teraz wszyscy bili brawo. Uśmiechnęłam się pod nosem modląc za razem, by żadna kamera tego nie uchwyciła.
-Ruby, jak się czujesz uzyskawszy tyle punktów?- spytał Gordon. Odwróciłam się do niego łaskawie.
-Jak wszyscy- odparłam.- Nie jestem przecież lepsza. Po prostu zrobiłam lepsze wrażenie. Może się jeszcze zaskoczycie- dodałam.
 Em spojrzał na mnie krzywo, a potem odpowiedział lakonicznie na kolejne pytanie Greena. Zignorowałam jego reakcję. Z całej siły pragnęłam pokazać ludziom, że igrzyska są nie są jedynie rozrywką. Przypadkowi ludzie, którzy znajdą się na arenie też mieli rodzinę, znajomych i pasje. A teraz zostali oderwani od rzeczywistości by zginąć dla uciechy ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia, co to jest poświęcenie, wysiłek i praca dla innych, bardziej potrzebujących. Fakt. Nasz dystrykt jest jednym z bogatszych i nie zmagamy się tam z taką biedą jak w dwunastce, a daleko nam do wygód Kapitolu.
 Aaron spojrzał na mnie wyczekująco.
-Pytałem, czy jesteś zadowolona ze swej popularności?- powtórzył niecierpliwie Gordon. Miałam ochotę się roześmiać. Zadowolona z popularności? To tak, jakby zapytał się świnię, czy cieszy się, że idzie na rzeź.
 W odpowiedzi wzruszyłam jedynie ramionami.
-Nic mi po popularności, jeśli zginę. Wolałabym coś bardziej pomocnego- odparłam z uśmiechem. Em i Aar pokręcili głową załamani. Natomiast reakcja publiczności była zupełnie odmienna. Wszyscy zaczęli klaskać, jakbym właśnie powiedziała, że zamierzam wygrać. Może i tak było, w końcu jeśli potrzebuję pomocy, znaczy, że jednak chcę przeżyć.
 Rozparłam się w fotelu i zaczęłam nudne odliczanie do końca wywiadu. Ten jednak zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Gdy w końcu skończyliśmy czułam się wyczerpana. Powłócząc nogami wróciłam do pokoju, gdzie czekali sojusznicy. Nie zwracając uwagi na ich pytania rzuciłam się na łóżko tuż obok Oricka i przykryłam twarz poduszką. Słyszałam jak przez mgłę, jak Aaron i Emerald opowiadają o wywiadzie. Gdy w końcu ktoś zapytał mnie o zdanie odsunęłam poduszkę i powiedziałam:
-Żenada. Gdzie sie podział Caesar? On był przynajmniej znośny.
 Rozpoczęła się dyskusja o tym, gdzie i dlaczego może być nasz stary dobry prowadzący. Trwała do wieczora, aż do kolacji, którą zjedliśmy wszyscy razem w salonie naszego apartamentu.
 Zapadła spokojna noc, a potem zaczął się kolejny, jeszcze gorszy dzień. Dzień ostatniej z parad. Jak powiedziała Cashmere, podczas parady publiczność oceni poparcie dla poszczególnych osób poprzez wiwaty i oklaski. Słaby sposób, ale przynajmniej dowiem się na jak dużą pomoc mogę liczyć.
-Czyj to był pomysł?- spytałam, gdy mentorka wyjawiła mi tę nowinkę.
-Na pewno nie mój- odparła ona.- Okropny.
 Ale mino wszystko od razu po śniadaniu moja stylistka porwała mnie do swojego małego królestwa i pokazała nowe suknie. Wybrałam granatowo- fioletową z częściowo odsłoniętym brzuchem i przebrałam się w nią. Byłą uszyta ze sztywnego materiału. Potem Johanna zrobiła mi makijaż i uczesała włosy. Przejrzałam się w lustrze podziwiając jej dzieło.
 Następnie Cashmere zabrała mnie i Emeralda do miejsca, w którym odbywała sie pierwsza parada. Znów mieliśmy wsiąść do rydwanów. Nim zajęłam swoje miejsce przyjrzałam się Emeraldowi. Wydawał się spięty. Jego granatowy garnitur opinał się lekko na umięśnionych ramionach. Chłopak patrzał przed siebie. Miał zaciśniętą szczękę i pięści. Mrugał nerwowo co chwilę. Dziwne, zawsze wydawało mi się, ze był spokojny.
 Wspięłam się na rydwan i stanęłam obok niego. Wyjechaliśmy. Duża arena i trybuny pełne ludzi nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak pierwszym razem. Uśmiechnęłam sie jak najbardziej naturalnie i zaczęłam machać do publiczności. Potem wzięłam Em za rękę i unieśliśmy splecione dłonie do góry. Wiwatujący tłum szalał. Zatrzymaliśmy sie i czekaliśmy na resztę rydwanów, które pon chwili dołączyły. Snow znów wygłosił nudne przemówienie, w którym oznajmił ważność dzisiejszej parady. Potem mikrofon przejął Gordon Green i mimowolnie się skrzywiłam. Wciąż ani słowa o zniknięciu Caesara.
-Droga publiczności! Znamy już zasady dzisiejszej konkurencji! Proszę o oklaski, Dystrykt Pierwszy Ruby Rebel!- gdy po błogiej ciszy znów rozległy się wiwaty mimowolnie się skrzywiłam, a uszy zapiekły mnie przeraźliwie. Zaraz jednak zreflektowałam się i ignorując ból zaczęłam się uśmiechać i machać.- Dziękuję, dziękuję, a teraz jej towarzysz z dystryktu, Emerald Votary!- i znów zaczęło się klaskanie i gwizdanie, choć tym razem słabsze, co nie uszło niczyjej uwagi, a już na pewno nie mojej, czy Snowa.
 Padały kolejne nazwiska  oklaski słabły, aż doszliśmy do Dystryktu Ósmego i zawiwatowano dla Oricka, a potem dla Hektora. Równie duże oklaski mieli też Aaron i Fatia. Wszyscy wiedzieli już o naszym sojuszu i chyba bardzo nam sprzyjano. Nie powiem, żebym się nie cieszyła, ale nieustannie dołowało mnie to, ze ci ludzie za nic mają naszą śmierć, więcej, będą się nią emocjonowali.

środa, 6 maja 2015

Strata

 Przelałam wrzącą substancję do próbówki i odniosłam profesorowi. Skinął głową, co w jego języku oznaczało pochwałę. Już dawno zauważyłam, że przez tę całą sprawę z Lily ze Snapem trzeba rozmawiać w jego języku.
 Teraz podeszłam do Freda i uśmiechnęłam się zadowolona. Skończyłam mój przyśpieszony kurs chemii. Gdy bliźniacy i Luna dokończą swoje eliksiry, wszyscy wreszcie będziemy mieli to za sobą. Jedyny problem, jest taki, że teraz przed nami okropnie trudna misja, której miejscem będzie świat mugoli. Od Dumbledora dowiedziałam się, ze dawno już nie prowadzono takich działań i zwykle są one niebezpieczne. Nie poprawiło to mojego humoru.
-Tak!- zakrzyknął wesoło Fred i poderwał się z miejsca mało nie przewracając kociołka z wywarem, który właśnie przygotował. Profesor Snape przyjrzał mu się dokładnie. Chyba dobrze. mruknął coś i powrócił do pracy. Sprawdzał właśnie nasze sprawdziany z wiedzy teoretycznej ze wszystkich sześciu lat podczas których mugole uczą się chemii.
-Pansy, 4- oznajmił. Postanowił oceniać nas po mugolsku. W skali od 1 do 6. Czwórka była oceną dobrą.- Harry- 4 z małym plusem- mruknął profesor. Pochylił się nad pracą Luny.- Cztery. Neville -trzy. George- zamilkł na chwilę.- Mimo tego uroczego obrazka. cztery z dużym minusem. Fred pięć- skrzywił się, gdy to mówił. Natomiast Fred złapał mnie za rękę i ścisnął mocno.- Ginny, też pięć- my mieliśmy dobre oceny, a Snape nie miał humoru.- Naomi... chyba coś źle przeliczyłem- mruknął.- Sześć... minus.
 Wrzasnęłam z zachwytu. Fred zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, a Pansy pogratulowała z uśmiechem.

-Jesteś pewien, ze niczego nie zapomnieliśmy?- spytałam chyba po raz setny, a Fred po raz setny pokręcił głową przecząco.
-Daj spokój Naomi, sprawdzałaś to chyba dziesięć razy- dodała lekko zmęczona już moim gadaniem Pansy. Obruszyłam się. No, ale dziewczyna miała rację. Zostałam tak wychowana, że ktoś stojący z boku musiałby dobrze się przyjrzeć, by zrozumieć, dlaczego jestem Ślizgonką. Wszyscy zawsze uważali mnie za poukładaną, inteligentną i oczytaną dziewczynę, która wie czego chce i nie boi się ryzyka i odrobiny niepewności związanych z upartym dążeniem do określonego celu. Tak naprawdę byłam zwykłą nastolatką, co chwilę coś wypadało mi z głowy, o czymś zapominała. Byłam też strasznie zazdrosna i opryskliwa, nie ukrywam, że często zdarzało mi się obmyślać plan upokorzenia osoby, która mi dopiekła. Ostatnimi czasy była to głównie Hermiona.
 W końcu zamilkłam i wzięłam bagaże. Razem z całą paczką ruszyliśmy przed szkołę. Tam mieliśmy spotkać się z resztą drużyny. Nie mogłam doczekać się ponownego spotkania z Tonks i Remusem, ale obawiałam się trochę towarzystwa Dracona i Hermy.
 Gdy dotarliśmy na kamienny dziedziniec, większość osób już czekała.  Zauważyłam brak Zabiniego i Ginny. Natychmiast przywitałam się ze starszymi czarodziejami. Profesorowie Dumbledore, McGongall i Snape stali z boku i przyglądali się nam. Po chwili Minerwa zamieniwszy kilka słów z Severusem, podeszła do Harrego i zaczęli rozmowę. Standardowo, wskazówki i pomocne rady. Profesor McGongal była dla Gryfonów niczym druga matka.
 Fred szeptał o czymś z Georgem, Neville rozprawiał z Harrym, a Luna zajęta była pogaduszkami z Pansy. Draco, Hermiona i Ron trzymali się z dala.  Z nudów postanowiłam wyjąć książkę z torby podręcznej, ale nim to zrobiłam zdyszany Blaise wybiegł na dziedziniec. Dopiero po kilku chwilach zdałam sobie sprawę, ze po policzkach chłopaka spływają łzy. Zabini podbiegł do Dumbledora i pokrótce coś mu wyjaśnił. Natychmiast wszyscy profesorowie wraz z Tonks i Lupinem pobiegli z powrotem za Zabinim. Nie mogłam się powstrzymać i ruszyłam za nimi, zostawiając przyjaciół. Usłyszałam tylko, jak Fred woła mnie i wpadłam do szkoły. Podążyliśmy do lochów.
 Przeraziłam się, gdy zobaczyłam to, co oni. Ginny leżała na ziemi, cała we krwi. Na ścianie nad nią widniał krwawy napis: Trzymajcie się z dala od Alchemika! Albo ktoś jeszcze pożałuje!
 Zobaczyłam jak profesorowie spoglądają po sobie z przestrachem, a potem Snape zerknął na mnie. Osunęła się na ziemię, lecz przed bliskim spotkaniem z nią ochroniły mnie ręce Freda. Zemdlałam w jego ramionach. Kompletna ciemność przed oczyma zdała się trwać sekundę.
 Gdy się obudziłam, znajdowałam się w jakimś powozie. Obok mnie siedzieli bliźniacy, Pansy i Zabini. Przed nami, na koźle siedziała Tonks, w ręku trzymała wodze. Siedzieliśmy w powozie ciągniętym przez testrale. Więc nie zaniechali wyprawy przez ten incydent? Nie zdziwiło mnie to szczególnie. Dumbledore zawsze przejmował się tylko swoimi zamierzeniami i zadaniami. Nie winiłam go za to. Alchemik na pewno jest większym złem. Ale mógłby czasem mieć na względzie nasze uczucia. Ginny była naszą przyjaciółką, a teraz nie żyła.
 Zajechaliśmy pod nasz nowy dom i pod osłoną wieczora zanieśliśmy bagaże do mieszkań. Snape odleciał do Hogwartu razem z testralami, zaraz po tym, jak zostawił mi ostatnie wskazówki dotyczące chemii. Zaczął się nowy rozdział w moim życiu. Rozdział pod tytułem Misja.

Sorry, że krótkie. Mam nadzieję, ze się podobało. Komentować mi tu! No, a teraz czekajcie jeszcze na kolejną część igrzysk, buźki!

wtorek, 5 maja 2015

Zagubiona ze wspomnieniami- Bogini Hadesu

 Otworzyła oczy i od razu spostrzegła, że nie poznaje tego miejsca. Przecież powinna teraz... właśnie, co powinna? Rozgląda się dookoła i z przerażeniem uświadamia sobie, że nie tylko nie wie, gdzie jest, kim są ci ludzie, którzy siedzą obok niej, ale też nie ma pojęcia, im ona jest? Jak się nazywa, ile ma lat? 
 Spogląda z niepokojem na twarze siedzących wokół mnie dziewczyn. Wszystkie są przepiękne, mają jasną cerę, zero pryszczy i cudowny makijaż podkreślający oczy. Wszystkie w jednym kolorze, niebieskie. Dziewczęta rozmawiają ze sobą przyciszonym głosem, nie są tu same. Zgromadziły się na jednej z ławek ustawionych wokół ogniska. Dalej dziewczyna dostrzega też inne osoby. Każda czymś zajęta i nikt nie zwraca na nią uwagi.
-Hej, Chester!- jakaś blondynka o delikatnych rysach twarzy w kształcie serca pomachała jej ręką przed oczyma.- Ziemia do Chester, usnęłaś?
 Dziewczyna w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Dalej przyglądała się lasowi roztaczającemu się po jednej stronie ogniska i skupisku domków mieszczącemu sie po drugiej stronie.
 Więc nazywa się Chester, ładnie. nie wiedzieć czemu to imię skojarzyło jej się z ryzykiem. Ciekawe kto je wymyślił, kto je jej nadał, matka, czy ojciec?
 Dziewczyna, która wcześniej odezwała się do Chester, teraz wstała i pociągnęła ją za ramię. Odeszły kilka kroków w stronę lasu. 
-Wszystko w porządku, Chess?- spytała.
-Ja... ja po prostu nie wiem- powiedziała Chester.- Nie wiem, co tu robię, nie wiem kim jestem, nie mam pojęcia co to za miejsce i kim są ci wszyscy ludzie. Nie wiem, kim ty jesteś?
-Czy to żart, Chess?- spytała dziewczyna.- Przecież jesteś tu odkąd ja tu przyjechałam. Pamiętam, jak jedyna ze mną gadałaś, gdy przeżywałam swój pierwszy dzień.
-Przepraszam- westchnęła Chester.- Ja naprawdę nic nie wiem. gdyby nie ty, nie miałabym pojęcia, jak się nazywam.
 Dziewczyna spojrzała na nią przestraszona.
-I nie żartujesz sobie ze mnie?- upewniła się, ale Chess pokręciła ze smutkiem głową.- Chejron będzie wiedział, co robić- zawyrokowała w końcu dziewczyna.
 Złapała Chester za rękę i pociągnęła w stronę domków. Kilka osób obejrzało się za nimi, gdy znikały pomiędzy drewnianymi budynkami. Ich wygląd stwarzał niesamowity klimat i Chester czuła się tu jak w domu. Może naprawdę to był jej dom?
 Klucząc pomiędzy mniejszymi i trochę większymi chatami dziewczyny dotarły do największego, murowanego domu, który otoczony był wysokimi tujami tworzącymi coś w rodzaju płotu oddzielającego go od reszty tego magicznego miejsca.
-Chejronie!- zawołała blondynka. Chess odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki kruczoczarnych falowanych włosów.
 Westchnęła gdy zza domu wybiegł przepiękny centaur. Mimo braku pamięci Chess intuicyjnie nazwała ten cud natury. Zdaje się, że niektóre rzeczy pamiętała aż za dobrze.
-Witaj Jeasemine- odezwał się centaur o imieniu Chejron. - Kim jest ta dziewczyna, którą przyprowadziłaś?- spytał z zainteresowaniem.
 Jaesemine zrzedła mina. Czy tylko jej zdawało się, że zna Chester.
-Przecież to Chester, przyjaźni się ze mną od początku mojego pobytu- zauważyła zmieszana. Chejron zmarszczył brwi i potruchtał w miejscu. Zdaje się, że zamruczał coś pod nosem.
-Cóż, Jaesemine, tak się składa, że chciałbym porozmawiać z Chester. Możesz już wracać na przyjęcie- powiedział po chwili. Blondynka zawiedziona odbiegła do ogniska.
 Chejron ruchem głowy nakazał jej podążać za nim. Ruszyła posłusznie, lecz długie kroki centaura były dla niej zbyt szybkie. Po chwili centaur zauważył to i znacznie zwolnił.
-I pewnie nic nie pamiętasz, Chester?- spytał. Dziewczyna tylko pokiwała głową.
-Dlaczego?- zainteresowała się.
-Cóż. Mam pewne podejrzenia, ale nie sądzę, by Hera nabrała się na to już trzecie raz.
-Ale Jaesemine twierdzi, że dobrze mnie zna- zauważyła Chester.
-Tak działa Mgła, jeśli się nie mylę, to wiesz, co to jest- odparł centaur. W zadumie spoglądał w horyzont i kroczył wolno przed siebie.
-Złudzenie- powiedziała instynktownie.- Aż tak silne?- spytała.
-Jaesemine jest córką Afrodyty...- zatrzymała się nagle. Bardziej niż sama świadomość, że mówią o półbogach, zdziwiło ją to, że jeszcze sie nie domyśliła. Wszystko przecież podane było jak na tacy. Te symbole na domkach, sama obecność satyrów przy ognisku i centaura przed nią. Tak jakby to wszystko nagle wyparowało z jej pamięci i ktoś musiał opowiedzieć o tym na głos, by sobie przypomniała.- Dzieci tej bogini zawsze tworzą dużo więcej wspomnień niż potrzeba- mruknął Chejron.
-Więc jesteśmy w Ameryce?- spytała Chess. Chejron pokręcił głową. Dziwne. Czemu wydawało sie jej, że ostatnim razem źródła mocy znajdowały się nad Ameryką i dlatego Olimp znajdował się na Empire State Building.
-Moc znów zmieniła miejsce swojego skupienia. Znów jesteśmy w Europie- odparł Chejron.- W chyba najmniej oczekiwanym miejscu...
-W Grecji?
-...w Polsce- dziewczyna westchnęła mimo woli. Jedyne jej wspomnienia związane z tym krajem nie były zbyt dobre. Kiepska polityka, korupcja w rządzie. Nic miłego. Nie chciałaby tam wracać.- Trzeba przyznać, że przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat ten kraj przeszedł wielkie zmiany- dodał centaur.
-I nie ma już wysokich podatków?
-Nie.
-A wiek emerytalny?
-Zmniejszony?
-Korupcja w rządzie?
-Wygnana razem z rządem- oznajmił Chejron.
-Jak to?- zdziwiła się. Polska była przecież państwem demokratycznym.
-Korona Królestwa Polskiego jest znów świetnie rządzona przez królów.
 To zmusiło dziewczynę do zastanowienia. Pamiętała Polskę. Niezbyt dobrze, ale jednak. Pamiętała dno, na którym ten kraj się znalazł. Który teraz musi być rok, że aż tyle poszło w górę?
 Spojrzała na Chejrona, ale ten nie zwracał na nią uwagi. Patrzył cały czas w niebo. Ona też chciałaby znaleźć tam parę odpowiedzi.
-Więc, który jest dzisiaj?- spytała Chester po chwili milczenia.
-2 września 2225 roku- odparł cicho centaur.
 Tego już za wiele. Wokół jej głowy zaczęły nagle bez ładu i składu latać jakieś daty. Przy każdej z nich znajdowały się urywki jakichś filmów, jak wspomnienia.
 31 lipca 2015 roku. Jakaś zabawa. Wszędzie pełno było balonów. Może czyjeś urodziny.
 1 września 2015 roku. Pełno ubranych na galowo osób. Początek roku szkolnego.
 24 września 2015 roku. Surowo wyglądająca i sztywno ubrana osoba wydzierająca sie na nią. Wyleją ją ze szkoły, znowu. Przypomniała sobie coś jeszcze. Każda szkoła, każda jej próba uczenia się z innymi kończyła się fiaskiem, bo Chester zachowywała się niedorzecznie. Była opryskliwa i wyczulona na punkcie obrażania innych. Zawsze kończyło się awanturą, bo ona zrobiła coś nie tak. Skrzywdziła kogoś, bo on skrzywdził jakąś osobę. Chess tego nienawidziła. Nienawidziła, jak jej rówieśnicy nabijają się ze słabszych i gorzej ubranych. Serce i instynkt mówiły jej, wołały, a często wręcz wrzeszczały, obroń go! Nie pozwól na to! To twój obowiązek! I zawsze wychodziło tak jak wychodziło. Tak już było, bo Chess miała po prostu ADHD. I dysleksję. Słowa zamazywały się jej przed oczyma.
 25 września 2015 roku. Coś jej zaświtało. Czy to nie wtedy uciekła od matki? Tak, to na pewno ten czas. Uciekła i ktoś ją znalazł. Tylko kto? Wspomnienia zdawały się uciekać jej przez palce, gdy próbowała je przy sobie zatrzymać. przeciekały jak piasek. Pamiętała takiego ciemnoskórego chłopaka. Mocno opalonego. Miał kędzierzawe włosy i łobuzerski uśmiech. Chodził chyba o kulach, albo tak dziwnie kuśtykał? Powiedział, że zaprowadzi ją do domu, a dy się sprzeciwiła, odparł, że do innego domu, do tego prawdziwego... i wtedy z nim poszła. Co było potem? To wspomnienie już uciekło i nie pojawiło się żadne inne.
 Chester otworzyła oczy i nagle uświadomiła sobie, że leży na trawie. Wilgotne od rosy źdźbła kuły ja delikatnie w policzek. Powoli podniosła się i usiadła. Chejron stał przed nią z rękoma założonymi na piersi przykrytej starą zbroją.
-I co?- spytał, jakby dokładnie wiedział, co przed chwilą się stało.
-Ja... ja byłam tu, ale 210 lat temu- jęknęła.
 Dwieście dziesięć lat to strasznie dużo, ale gdzie one się podziały? Czy zniknęły razem z jej pamięcią?
-Tak mi się wydawało- orzekł smętnym głosem centaur.
-Co to znaczy?
-Nazywasz się Chester di Angelo i jesteś zaginioną siostrą Nico do Angelo, córką Hadesa.

Witam ponownie! Powinnam sie na Was obrazić. Oglądacie, a nie komentujecie, mimo moich próśb!! No ale cóż. Jestem z powrotem. Nie zdecydowaliście się jeszcze co do rywalek, ale ja zdecydowałam się co do historii związanej z greckimi bogami i obozem Percy'ego Jacksona.  Pewnie większość fanów wie, że siostra Nico di Angelo była łowczynią i zginęła na jednej z wypraw, ale BUM! Nico ma jeszcze jedną siostrę. Czekajcie na wyjaśnienie i komentujcie!!!!!!!!!!!!!!!!

środa, 29 kwietnia 2015

Zmiany

Zaszło już kilka zmian. Mam jeszcze jedną. Od dzisiaj, jeżeli ktoś chciałby wykazać się własnym pomysłem na kolejne rozdziały niedokończonych przeze mnie historii, może to zrobić! Napisz opowiadanie, a ja zamieszczę je na blogu z dopiskiem, że to od Ciebie! Koniecznie wymyśl swój oryginalny pseudonim artystyczny, a potem bierz się do dzieła! Czekam! No i proszę o opinie, jeśli o chodzi o pomysł historii związanej z Rywalkami. Na to czekam jeszcze tydzień, a potem sama podejmę decyzję. Wolałabym jednak, żebyście mi pomogli! Błagam Was, przecież komentarze nie są płatne, one nawet nie zabierają dużo czasu!

I pioseneczka na poprawę humoru! Może się wam spodoba
Bay!

wtorek, 28 kwietnia 2015

Uwaga!

Kolejne mega ważne info! Moze niektórym nie przypadnie to do gustu, ale postanowiłam zmniejszyć liczbę historii i usuwam (na razie odwołalnie) opowieść o Eileen i opowieść o Annie Nigeli. Sorry. Nie mam teraz serca pisać o tym i te serie już mi nie podchodzą. Jeśli jesteście innego zdania, to może uda się Wam przekonać mnie w komentarzach, ale jeśli chodzi o teraz, to zajmuję się Harrym Potterem, Igrzyskami Śmierci i Dziećmi Światła i Mroku (ale to dopiero od wakacji- patrz wcześniejszy post). Jeżeli chcecie może dojść także historia oparta na świecie z Rywalek. Wasza w tym głowa. Czekam. Możecie w komentarzach dawać kolejne wyzwania, może to nadal będzie wypalać, choć chyba wolicie ankiety. Nie ma, komentować!
Pozdrowionka i miłego tygodnia!

PYTANKO- ODPOWIADAĆ W KOMENTARZACH!

Tak więc, mam do Was, Szanowni Czytelnicy tego bloga, pytanie. Jest ono dość ważne, więc proszę, odpowiedzcie na nie! Komentarz to tylko chwila! Dla mnie to serio dużo znaczy!

Czy na pewno chcecie Bonda? BO szczerze mówiąc nie mam na razie do niego weny. Jeśli jednak wam się podoba to specjalnie dla was mogę go kontynuować. Jeżeli jednak nie robi to Wam różnicy, bo po prostu tego nie czytacie, to chyba go pozostawię.

Jest też druga kwestia. Mogę tę historię zastąpić inną. Czy ktoś czytał Rywalki? Powiedzcie, co o tym sądzicie. Mam do tego całkiem niezły pomysł, ale jeżeli ma się Wam nie podobać, to lepiej nie będę zaczynać.

Pozdrawiam wszystkich, którzy to przeczytali i, BŁAGAM!, komentujcie!!!!!!!!!!!

czwartek, 2 kwietnia 2015

Recenzja serii książek- Rywalki, Elita, Jedyna

Są w wielu księgarniach, przetłumaczone na wiele języków, o czym mowa? Oczywiście o trzech książkach Kiery Cass!

RYWALKI
ELITA
JEDYNA

Poruszająca opowieść o Americe, dziewczynie, która żyje w państwie, gdzie społeczeństwo oznakowane jest numerami. Rodzina królewska- Jedynki, dla swego syna szuka żony poprzez Eliminacje.
Dla wielu dziewcząt są one drogą do nowego, lepszego życia, które toczyć sie będzie koło króla, ale nie dla Ami. Ona ma chłopaka, z którym spotyka się potajemnie w domku na drzewie. Razem zbierają na swój ślub, razem jest im dobrze. Gdy przychodzi oficjalny list dziewczyna nie chce jechać. W końcu do podjęcia tej decyzji popycha ją nie namowa matki, lecz słowa Aspena. Słowa te ranią bohaterkę, bo oznajmiają jej bardzo dotkliwie, że jej związek nie jest dobry i już nie istnieje. Dziewczyna zgłasza więc swoje zdjęcie do Eliminacji i o dziwo zostaje zakwalifikowana do trzydziestu pięciu dziewcząt, które wyruszą do pałacu, by starać sie o rękę księcia Maxona.
America przyjeżdża tam niepocieszona i od samego początku mimo zawarcia nowych znajomości, pragnie jedynie się stamtąd wyrwać. Robi wszystko i przy pierwszej okazji krzyczy na księcia. O dziwo nie spotyka się to z jego decyzją odesłania od domu. Ami odkrywa w księciu przyjaciela.Później do zamku jako gwardzista przyjeżdża Aspen. Sprawy komplikują się, bo nastolatka nie jest już do końca pewna co chce zrobić.
Książki Kiery opowiadają o trudnych decyzjach podejmowanych przez bohaterkę, o jej zmiennych uczuciach, o tym, ze nie można nikogo oceniać po okładce, po wyglądzie. Są to powieści o miłości, przyjaźni i poświęceniu. Polecam je wszystkim miłośnikom takich historii.