wtorek, 23 czerwca 2015

Siara, nie?

 Raz jeszcze powtórzyłam w myśli nazwy pierwiastków, które powinnam pamiętać. Złoto, srebro, miedź, rtęć, platyna, antymon i bizmut. Okej. Na pewno nie zapomnę do wieczora.
 Siedziałam na swoim miejscu, na samym końcu klasy. Do dzwonka zostało jeszcze parę minut. Cała moja paczka rozsiadła się już po klasie, w miejscach, na których będą pracować. Zaczynał się język polski. Większość uczniów była jeszcze na korytarzach i wesoło rozmawiała o głupotach. Nie czułam się tam zbyt dobrze. 
 Podskoczyłam na krześle, gdy drzwi zamknęły się z hukiem za Alchemikiem. Chłopak zajął miejsce obok mnie. tym razem ławki były podwójne, a jemu najwyraźniej nie odpowiadała żadna inna, jak ostatnia. Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. Misja pójdzie do przodu.
 Ostry dźwięk dzwonka rozległ się chwilę później, gdy do klasy wszedł wysoki blondyn z dziennikiem pod pachą. Dariusz Sikora, nasz nauczyciel języka polskiego. 
-Witam wszystkich- powiedział z uśmiechem, gdy wszystkie miejsca zostały zajęte.- Jak zapowiadałem wcześniej, dziś zajmiemy się pracą w parach. Mam nadzieję, że na każdej ławce jest egzemplarz wybranej przez was książki?- spytał. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.- Zaczynamy!- zaklaskał i usiadł za biurkiem. Zaczął czytać listę obecności.
-Mam powieść...- zaczął Thomas.
-Ja też- uśmiechnęłam się przekornie. Wyciągnęłam z torby egzemplarz powieści Jestem numerem cztery i położyłam go na ławce. Thomas zerknął na swoją książkę.
-Bierzemy twoją- powiedział.
 Uśmiechnęłam się machinalnie, choć wcale tego nie chciałam. Spojrzał na mnie spod rzęs. Odwróciłam wzrok i bezsensownie przekartkowałam książkę.
-Poszukaj roku wydania- powiedział patrząc w swoją kartkę, na której napisane miał, jakie informacje powinniśmy zgromadzić. Wpisał szybko tytuł, autora i wydawnictwo.
-2010- powiedziałam zerknąwszy na pierwszą stronę powieści. Odłożyłam książkę na bok i sięgnęłam po kartkę w linie formatu A4. Tymczasem Thomas bez pytania wziął mój zeszyt i przewertował kilka stron. Było  tam już zapisane kilka przypadkowych tematów z podstawy programowej, by zostawić jakiś ślad mówiący, że na prawdę uczyłam się w Krakowie.
 Skrzywiłam się i sięgnęłam ręką, by wyrwać mu zeszyt. Thomas szybko cofnął rękę jak najdalej ode mnie. Westchnęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę tablicy. kątem oka widziałam, jak Alchemik wraca do poprzedniej pozycji. Jednym szybkim ruchem wyciągnęłam zeszyt z jego dłoni. 
-Piszesz- powiedział tylko. 
 Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam ręką w poszukiwaniu długopisu. Westchnęłam raz jeszcze gdy go nie znalazłam. Wystawiłam rękę w stronę Alchemika nawet na niego nie spojrzawszy. Chłopak głośno wciągnął powietrze.
-Prawa ręka- powiedziałam.- Za plecami- dodałam nadal nie zaszczyciwszy go spojrzeniem. Mogłam się założyć, że wytrzeszczył oczy zdumiony.
-Skąd?- zapytał krótko i położył mi długopis na dłoni. Wzruszyłam tajemniczo ramionami. On pokręcił głową w zadumie.- To nie twój styl pisania- powiedział patrząc uważnie jak zapisuję pierwsze zdanie na kartce.- Ten w zeszycie- dodał.
 Słysząc to wyprostowałam się sztywno i pociągnęłam po kartce długą prostą linię. Szlag. Thomas przypatrywał mi się z zainteresowaniem.
-Mój- wycedziłam przez zęby, chodź dobrze wiedziałam, że on wie iż ja kłamię. Ginny napisała to za mnie zanim ją... zabili.
 Thomas wzruszył ramionami i zlustrował wzrokiem to, co zdążyłam napisać.
-Wczoraj- powiedział.
-Co?
-Pisze się wczoraj, a nie dzień wcześniej. Tak lepiej brzmi- prychnęłam pod nosem i zapisałam na podsuniętej przez niego kartce.
 Przez całą lekcję spieraliśmy się o to, co będzie lepiej brzmiało i jak to zapisać. Thomas więcej nie wspomniał o moim zeszycie, a ja na chwilę zapomniałam o tym incydencie. Pod koniec oddałam pani kartkę i wróciłam do ławki, by spakować swoje rzeczy.
-Jaka jest następna lekcja?- spytałam Thomasa, który w skupieniu wrzucał wszystkie swoje rzeczy do plecaka.
- Nie znam twojego planu na pamięć- mruknął.
-A swój znasz?- spytałam z przekąsem. Drgnął na te słowa. Powoli odwrócił się w moją stronę.
-Znam- powiedział powoli, jakby ważył wszystkie słowa.
-To jaka jest kolejna lekcja?
-Biologia- powiedział.- Ostatnie miejsce jest moje- mruknął i wybiegł z klasy.
-Kto pierwszy ten lepszy- szepnęłam pod nosem.
 Gabinet do tego przedmiotu znajdował się dokładnie piętro wyżej. Zerknęłam do góry. Nikogo tam nie było. Nie wyczuwałam żadnej żywej osoby. Ta klasa też już opustoszała. Minie parę chwil, nim Thomas dotrze do gabinetu. Pstryknęłam palcami i teleportowałam się.
 W gabinecie było dużo roślin. Ławki były podwójne i dobrze wiedziałam, że znów będziemy siedzieć razem. Mimo to sprawiło mi wielką przyjemność patrzeć, jak Alchemik próbuje ukryć zdumienie, gdy mnie dostrzegł. Siedziałam w swojej- ostatniej- ławce z nogą założoną na nogę. Nie było po mnie widać ani śladu zmęczenia. Bo nie miałam powodu się męczy. Ale on tego nie wiedział.
-Diablica- syknął z chytrym uśmiechem na twarzy. Wyglądał jakby wszystkiego się domyślał.Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
-Spóźniłeś się- powiedziałam i oparłam nogi na drugim krześle.
-Chyba żartujesz- powiedział, choć ton jego głosu sprawił, że zabrzmiało to jak pytanie. Zupełnie jakby się bał usiąść gdziekolwiek indziej. Zaśmiałam się serdecznie.
-Tym razem masz rację- powiedziałam i zdjęłam nogi z siedzenia pozwalając mu usiąść.- Będziesz tu siedział całą przerwę?- spytałam wgryzając się łapczywie w drożdżówkę, którą właśnie wyjęłam z plecaka.
-Jak zawsze- odparł wzruszając ramionami.- Nie potrzebuję siedzieć wśród ludzi.
-Mimo wszelkich wątpliwości, też nim jestem- zauważyłam. Mogłabym przysiąść, że mruknął pod nosem coś w stylu "Czasem odnoszę inne wrażenie". Ale może tylko się przesłyszałam.
 Dzwonek zadzwonił, gdy tylko przełknęłam ostatni kęs. Przez cały ten czas Thomas wpatrywał się we mnie nieobecnym spojrzeniem bawiąc się rzemykiem, który trzymał w dłoni. Miałam wrażenie, jakby miał zaraz spojrzeć wgłąb mnie i wygarnąć wszystkie moje odczucia, dobre i złe uczynki, oszustwa i kłamstwa. Z trudem przełknęłam ślinę.
 Do klasy z wielkim jazgotem wpadli uczniowie. Mimowolnie zakryłam uszy rękoma. W Hogwarcie była większa dyscyplina, a co za tym idzie- cisza.
-Co robicie na biologii?- spytałam cicho Thomasa ignorując przy tym nienawistne spojrzenie jakiejś dziewczyny.
-To czas projektów- odparł on. Westchnęłam ciężko.
-Jaki temat?
-Dopiero się dowiemy.
-Mam nadzieję, zę wysili się na coś lepszego niż pary z ławek- szepnęłam.
-Nic z tego. Jesteś na mnie skazana. Moja macocha zawsze tak rozdziela tematy...
-Macocha?- wymknęło mi się, nim zdążyłam ugryźć się w język. Szlag, tego nie było w aktach, nikt mi tego nie powiedział!
-No, siara nie?- zdawał się nie zauważyć pretensji w moim głosie. 
-Nie...-powiedziałam cicho, zastanawiając się, dlaczego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz