środa, 19 listopada 2014

Mogę wygrać Igrzyska



Gdy weszłam do przedziału zaczęłam od rozejrzenia się. Zaraz mieliśmy poznać naszego mentora. Nie wiem skąd oni go wzięli, bo wszyscy zwycięzcy już nie żyją. Weszłam do przedziału pełniącego funkcję salonu i jadalni i oniemiałam z zachwytu. Już wtedy wiedziałam, że matka nie byłaby ze mnie dumna. Nie mogłam nic na to poradzić, to było po prostu piękne. teraz zauważyłam, o jaki dom i jaki luksus będę walczyć, dla mojego brata. Usiadłam na miękkim, obitym skórą fotelu i czekałam, aż przyjdą inni. Po chwili zjawiła się Franceska wraz z Seanem, a zaraz za nimi Louis.
-Za chwilę zjawi się wasz mentor- odezwała się Talicia, gdy już wszyscy siedzieliśmy wśród mahoniowych mebli i wielkich ilości jedzenia, które w większości widziałam pierwszy raz w życiu.- Jest to jedna ze zwycięzców, którzy przeszli na stronę Kapitolu. Powitajcie Enobarię!
 Nie rozległy się brawa, mimo to zwyciężczyni, zdrajczyni, weszła do przedziału z uśmiechem odsłaniającym spiłowane złote zęby, na twarzy.
-Słuchajcie- zaczęła rzeczowym tonem.- Ja nie muszę was lubić i wy nie musicie lubić mnie. Mam wam tylko pomóc wygrać, znaleźć sponsorów, odnaleźć się w tej grze. Nie warto trzymać się dawnych zasad, bo te igrzyska będą inne. Przypodobajcie się ludziom- zrobiła nacisk na ostatnie zdanie i zabrała się do jedzenia jakiegoś ciasta.
 Zajęłam się sobą i jedzeniem przysłuchując się jednym uchem temu, o co pyta ją reszta i jak ona odpowiada.
-Musicie zawiązać sojusz. Zawodowcy, pierwszy, drugi, czwarty dystrykt, oni zrobią to na pewno i będą silni. W pojedynkę nie dacie im rady...
 Miałam dość słuchania tych monologów i poszłam w stronę sypialni. Enobaria zatrzymała mnie chwilę potem.
-Avo, wiem, że chcesz chronić Louisa, ale to nie przejdzie...
-Co? Co ty w ogóle wiesz?
-Zrozum, on jest... nieostrożny, niespokojny... nie chcę cię urazić, ale zginie przy pierwszej okazji. Nie możesz chronić wszystkich...
-Jak śmiesz?!
-Avo- spojrzała na mnie.- Z nich wszystkich, tylko ty masz szansę wygrać. Wiem, że się nie zgodzisz, ale jesteś niczym zawodowiec...
-Nie prawda! Kłamiesz- nigdy nie chciałam być niczym te sługusy Kapitolu, pionki zapewniające rozrywkę, umierające z własnej woli.
-Słuchaj, jesteś uparta i silna. Twoja matka specjalnie wychowała cię tak, byś mogła kiedyś wygrać. Potrafisz o siebie zadbać, ukryć emocje. Jesteś jak zawodowiec!
-Obiecałam...
-Obiecałaś, że któreś z was wróci, wiem- przerwała mi.- Ale jeśli nie zadbasz o siebie, to obydwoje zginiecie. Twoja matka, by tego nie chciała.
-Skąd wiesz, czego chciałaby moja matka!?-zbulwersowałam się.- Zdradziłaś ją!
-Nie wiesz o czym mówisz- odparła ona spokojnie.- Weź sobie to do serca, tylko ty masz szansę mierzyć się z zawodowcami. Tylko ty możesz wygrać!
 Zostawiła mnie samą ze swoimi pytaniami, a miałam ich tyle... Nie wiem o co jej chodziło, gdy mi to mówiła, ale wiem, że mówiła to prosto z serca. Naprawdę sądziła, że mam jakieś szansę, chciałabym, żeby tak było.
 Weszłam do pokoju sypialnianego i nie przyglądając się niczemu położyłam się na łóżku i zasnęłam.

 Rano z objęć Morfeusza wyrwała mnie Franceska. Potrząsnęła mną lekko, a ja nie przywykła do przerywania snów odepchnęłam ją mocno. Dziewczyna była wątła i poleciała na ścianę.
-Au!- zawołała, a ja ocknęłam się.
 Podbiegłam do niej i zaczęłam przepraszać, w końcu to moja przyjaciółka. Ale po chwili odezwały się we mnie wczorajsze słowa Enobarii. Nie mogłam zaprzyjaźniać się z innymi, jeśli miałabym ich później... no cóż. Wyszłam zostawiając Franceskę samą. Przy stole siedziała już nasza mentorka i mój brat. Skinęłam głową kobiecie i usiadłam koło Louisa.
-Wytłumaczyłam już Luiemu, że musi cię chronić- powiedziała Enobaria. Czy ona naprawdę nazwała go Lui?
-Zrobię to- odezwał się chłopak.- Jeśli ktoś ma wygrać, to ty.
 I na tym zakończyła się rozmowa. Przyszła Franceska, a za nią Sean. Dziewczyna, jak się spodziewałam, obraziła się na mnie. Była urażona tym jak ją potraktowałam i to chyba lepiej dla niej.
-Zaczynasz się stawać taka jak oni- syknęła, a ja dobrze wiedziałam, że chodzi jej o zawodowców.
 W pewnym momencie w wagonie zrobiło się strasznie ciemno, wjechaliśmy do tunelu. Za chwilę miałam ujrzeć Kapitol. Bałam się trochę, jak mój organizm zareaguje na zdziesiątkowaną liczbę osób w stylu Talicia, czy Effie.
 Gdy tylko słońce znów zaczęło do nas docierać szybko podbiegłam do okna. Przy torach stały tłumu ludzi podobnych do malowideł. Mieli kolorowe skóry, jaskrawe stroje i włosy, machali do nas przyjaźnie uśmiechając się szeroko. Odmachałam im i wykrzywiłam usta w uśmiechu. " Przypodobaj się im!" Ktoś mi kiedyś powiedział i właśnie tą radę musiałam teraz zastosować.
-Nim traficie na arenę, czeka was Parada Trybutów, trening i ocena. Najpierw spotkacie się ze stylistami- mówiła Talicia wyprowadzając nas z pociągu.
 Przydzielili mi jakąś dwójkę, chyba bliźniaków, i zaczęto wokół mnie skakać. Piłowali mi paznokcie, myli, czesali i upinali włosy, wyrywali brwi itp. to wszystko miało uczynić mnie piękniejszą. Nie rozmawiałam z nimi. Spokojnie czekałam na stylistę i jego propozycje. trzynastka musi się wyróżniać, tak jak kiedyś zaistniała Dwunastka.
 Chwilę po wyjściu bliźniąt do pokoju wpadła jak burza młoda kobieta wyglądająca w miarę normalnie. Cmoknęła i zakasała rękawy.
-Piękną masz buźkę, złotko- powiedziała i wyjęła coś z torby, którą przyniosła.- Zobacz- trzymała w ręku lusterko.
 -Jestem Verena Schluzt- przedstawiła się.
 Wzięła do ręki cienie i zręcznie umalowała mi twarz pozostawiając w niej jak najwięcej naturalności. Później wyjęła jeszcze jedną rzecz z torby, sukienkę.

 Oniemiałam z zachwytu, gdy ja zobaczyłam. Niby czarny materiał a wyrażała tyle ile nie wyrazi żadna mina. Zmięte, odrzucone pragnienie zmiany, rebelię.
 Ubrana i uczesana, z ciemnym makijażem i czarnym welonem na włosach wyszłam z pokoju, a Enobaria wraz z Talicią i innymi trybutami zabrali mnie w miejsce, skąd wyjeżdżały rydwany. Ceaesar zaczynał już mówić. Zanim wsiadłam podleciała do mnie jeszcze Verena.
-Tył i dół sukni zaczną się palić, gdy wyjedziecie, tak samo jak welon- wyjaśniła. Jednak dodała coś na podobieństwo stroju mojej matki.
 Nie zdążyłam się nawet zastanowić, czy to sztuczny, czy normalny ogień, bo trzynasty rydwan wyjechał i publiczność zamarła wpatrując się we mnie. Posłuchałam Enobarii i zaczęłam uśmiechać się i machać do ludzi. Prezydent Snow patrzył na mnie z wyrzutem, jakbym była kolejnym Kosogłosem. Do białej marynarki przypiętą miał oczywiście białą różę, a jego twarz nie traciła kamiennego wyrazu, gdy obserwował i, gdy przemawiał.
 Po skończonej Paradzie zaczęłam się wreszcie przyglądać trybutom. Szczególną uwagę zwracałam na zawodowców. Była wśród nich smukła, drobna i szybka dziewczyna, około 14-letnia, nazywała się Lottie Abernathof. Wypatrzyłam też wytatuowanego chłopaka, Vinciego Sommera, oraz umięśnionego rozrabiakę i żartownisia z Dwójki, Cosmo Lustina.
 Chwilę później Talicia zabrała ich do domu trybutów, gdzie Trzynastka zajmowała poddasze. Był to bardzo luksusowy Penthouse. Ściany były różnokolorowe i miały dużo okien, dywan ścielił każdy skrawek podłogi, a na suficie namalowane były fluorescencyjną farbą kwiaty i ptaki, które chyba metaforycznie ze sobą walczyły, jak kiedyś Snow i Katniss. Róże na suficie wygrywały. Starałam sie na nie nie patrzeć.
 Byłam zmęczona dniem i tym całym zamieszaniem, więc po dużej sycącej kolacji od razy poszłam spać. Nikt mi nie przeszkadzał.
 Rano wstałam wypoczęta i Enobaria po szybkim śniadaniu od razu wzięła mnie do sali treningowej. Było to duże pomieszczenie znajdujące się w sąsiednim budynku. W środku kręcili się już zawodowcy. Rozejrzałam się dookoła. Spojrzałam na mentorkę, a ona zaciągnęła mnie na siłowy tor przeszkód pewna, że sobie poradzę. Tor składał się z poziomych drabinek, lin, kładek i elementów do przesunięcia. Nim się obejrzałam Enobaria zniknęła, by zająć miejsce wśród sponsorów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz