piątek, 17 lutego 2017

New Story

Rozdział Piąty
Blaise

 Widziałam zdenerwowanie zagubione w kącikach jego ust, gdy dowiedział się, że będziemy musieli spędzić ze sobą kolejne pół godziny. Mnie to było nawet na rękę. Miałam więcej czasu na odświeżenie sobie jakichkolwiek reguł etyki, czy dobrego zachowania. Musiałam przecież coś pamiętać z czasów, gdy jeszcze próbowałam chodzić do szkoły. Szkoda, że skończyło się tylko na nauce pisania, czytania, matematyki, fizyki i chemii, jakbym jeszcze choć trochę uważała na lekcjach etyki, kursach dobrego zachowania i wychowaniu do życia w nowym społeczeństwie to może miałabym łatwiej.
 A tak pamiętałam jedynie, że posiłek należy spożywać przy użyciu sztućców. 
 Tak to jest, gdy się większość życia spędza w samotności, bądź wśród trupów. Ani w jednym, ani w drugim środowisku niczego przydatnego do normalnego życia się nie nauczysz.
 Podniosłam się z łóżka. Jasper siedział na jego krawędzi. Wcześniej nie był taki ostrożny.
 Nawet nie wiem, czemu o tym pomyślałam. 
 Obserwowałam go przez chwilę. Siedział spięty i wpatrywał się w swoje ręce. Ale nie denerwował się zbyt mocno. Był tylko... Czujny. Nie chciał zostać zaskoczony. A ja w sumie nie miałam ochoty go teraz zaskakiwać.
 Jego wyrok był odroczony. W końcu chciał pomóc, nie? 
 A może po prostu po ostatnich zdarzeniach nie mogłabym zabić go z czystym sumieniem? 
 Zakładając, że w ogóle mam sumienie. 
 Chyba mam i ostatnio jakoś coraz częściej je czuję...
 Tak, czy siak, moje stanie nad nim i obserwowanie robiło się powoli dziwne, więc podeszłam do biurka, usiadłam na krześle przed nim i zaczęłam przeglądać papiery, którymi było zawalone. Zdaje się, że od śmierci królowej nikt tego nie ruszał. 
-Co robisz?- spytał zapewne zirytowany moim zachowaniem. Wzruszyłam ramionami.
-Patrzę- odparłam.- Skoro mnie tu wpuścili, to raczej nie mają nic przeciwko.
 Stary, lekko już pożółkły papier zapisany był drobnym maczkiem. Pochyłe litery z zawijasami skutecznie utrudniały odczytanie zapisków. W dodatku ich wielkość. Ten tekst należałoby czytać z lupą w ręku. Przebrnęłam przez cały stos takich świstków zanim natknęłam się na coś, co zdolna byłam bez większego trudu odczytać. Czyjś akt urodzenia.
 01.12.2100
 Nawet nie zwróciłam uwagi, że i ja urodziłam się tego dnia. 
 Królewska córka. Wydało się po przeczytaniu reszty informacji. Tylko, że na zamku nigdy nie było księżniczki. 
 A przynajmniej ja o takowej nie słyszałam. A jeżeli ja kogoś ze szlachty nie znałam, to znaczy, że on nie istnieje. 
 Zostawiłam akt w spokoju i złapałam za notes. Ostatni wpis:

01.12.2102
Zniknęła.
Nie ma jej.
Gdy rano usłyszałam jej płacz, porządnie zmęczona wstałam i poszłam do sąsiedniej komnaty. Okno otwarte na oścież wpuszczało zimne powietrze. Zastanowiłam się nawet przez chwilę, czy to nie ja je tak zostawiłam. W końcu byłam tak zmęczona.
Podeszłam do łóżeczka i zamarłam. Myślę, że zemdlałam, bo następne co pamiętam, to wiele pochylających się nade mną twarzy.
Zniknęła.
Nie ma jej.
Moja córka została porwana.

 Przestałam dziwić się istnieniu królewskiej córki. Zniknęła, gdy miałam dwa lata, jak mogłabym o tym wiedzieć.
 Chyba zbyt długo pochylałam się nad tym wpisem, bo Jasper zauważył moje zainteresowanie i podszedł. 
-Księżniczka Aurelia- skinął głową, jakby mógł pamiętać tamte wydarzenia. A przecież on też miał wtedy ledwie kilka lat.
-Masz na drugie Aurelia- stwierdził.
 Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na zegar.
-Chodźmy już- rzekłam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Nie rwij tak- zastopował mnie.- Sama i tak nie trafisz.
 Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę z chytrym uśmieszkiem.
-Zdziwisz się- oznajmiłam i zniknęłam za drzwiami na tyle szybko na ile pozwalały mi wysokie buty.
 Jeszcze pamiętałam, gdzie była jadalnia. Ruszyłam długim korytarzem, a potem schodami w dół. Odnalazłam pomieszczenie bez większego trudu. Chłopak dotarł tam tuż po mnie.
 W pamięci wciąż miałam pochyłe pismo królowej, gdy zasiadałam do stołu. Wszyscy inni także zaczęli się schodzić.
 Mówiąc wszyscy, mam na myśli królewskich dostojników, doradców i ważniejszych dworzan. Na samym końcu wszedł Minister, którego już wcześniej widzieliśmy.
 Stanął on za królewskim miejscem i zaczął gadać. Już miałam się wyłączyć, gdy usłyszałam:
-... rada wybrała jednogłośnie, iż moja kandydatura jest niezgorszą na to stanowisko i z racji braku innych chętnych oraz przez zaistniałą sytuację koronacja odbędzie się już jutro w zamkowym klasztorze równo w południe...
 No nie. Serio? Czy tylko mi tu ewidentnie coś nie gra. A może jestem przewrażliwiona. Może ten jego chytry uśmieszek tylko mi się przywidział?
-Wznieśmy toast za przyszłego króla Drake'a!- zakrzyknął ktoś i wszyscy wznieśli kielichy.
 Zaczęłam jeść nie wiedząc, ze moje kłopoty dopiero się zaczynają.

piątek, 20 stycznia 2017

Muzeum Sekretów Jaspera cz.II Uratowana- Alfa i Omega

 Szłam wolno pomiędzy regałami. Ręką przesuwałam po rzędzie książek i luźno wetkniętych tam kartek. 
 Pomieszczenie było wielkości domu w strefie Omega, a półki sięgały niemal sufitu.
-To całkiem dużo informacji- stwierdziłam ostrożnie.
-Nie wszystkie dotyczą Ciebie- uśmiechnął się.- Ale większość tak. 
 Zapadła chwilowa cisza. Rozejrzałam się dookoła. 
- To książki historyczne, pamiętniki, zeznania i moje własne obserwacje.
 Zaprowadził mnie do ostatniego regału. Tam przeważała ilość różnej wielkości kartek. Część z nich powyrywana była z notesów.
- To- kiwnął ręką.- twoja ściana.
 Prawie otworzyłam buzię ze zdziwienia. Prawie, bo bardzo dobrze ukrywam emocje. 
- Zaskoczona?
 Kiwnęłam głową z półuśmiechem na twarzy.
-Czego szukam?
-Tego, co ci udowodni, że możesz mi zaufać- odparł i zaczął mi się przyglądać.
 Prychnęłam i zaczęłam przeglądać.
 Zerknęłam na tytuły paru z książek, a potem przejrzałam teczki z zeznaniami. Znalazłam sporo informacji o większości moich zleceń. 
 Natknęłam się na kartkę z podpisem: Upadek Korony. 
 Przełknęłam ślinę z niemałym trudem. Sprawa z moim ojczulkiem. Skąd on to wytrzasnął?!
 Zanim uporałam się z tym, jak wiele chłopak o mnie wie i potwierdziłam moje przypuszczenia co do tożsamości zleceniodawcy, minęło sporo czasu. Upłynęło kolejne dobre półtora godziny zanim wreszcie znalazłam to czego, jak sądzę, szukałam. 
-Czy to o to ci chodziło?- spytałam lekko znudzona przeglądaniem papierów. Pomachałam mu przed nosem książką o tytule Katastrofalne decyzje książąt. Na stronie 217 znajdował się obszerny artykuł o tym jak to młody książę Jasper przyczynił się do nieuchwycenia seryjnej płatnej morderczyni o pseudonimie Korona, mnie.
 Rzucił okiem na trzymaną przeze mnie książkę. Było w niej kilka takich zapisków.
-Więc uratowałeś mój tyłek te parę razy. Już ci ufam!- moja sarkastyczna uwaga nie przypadła mu zbytnio do gustu.
 Obserwowałam zmiany zachodzące na jego twarzy. Chyba go nieźle zdenerwowałam. 
-Słuchaj, możesz sobie nie wierzyć, że zrobiłem to specjalnie. Możesz sobie myśleć co chcesz, ale do cholery! Myślałem, ze ta paląca niesprawiedliwość kuje w oczy przede wszystkim ciebie, Koronę- Sprawiedliwą Zabójczynię. Jako jedna z niewielu znasz standardy życia z obydwóch skrajnych stref. Więc może odstaw tą swoją paranoję na bok i zacznij myśleć o tych, czyje życie możesz zmienić, a nie odebrać! 
 Uśmiechnęłam się.
-Mówi się Tę paranoję- stwierdziłam krótko.- I kto jak kto, ale nie jestem chora psychicznie- posłałam mu pokrzepiający uśmiech i już chciałam się skierować do wyjścia.
-Wszyscy tak mówią- odezwał się. Odwróciłam się na pięcie. Uśmiechał się chytrze. Chciał być sprytniejszy. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej sztucznie i wyszłam.
-I już wybrałam- rzuciłam na odchodne. 
 Dogonił mnie na dworze.
-Jedziesz już?- spytał.
-Głupie pytanie. Chcę zdążyć na kolację nie zamęczając przy tym konia.
 Parsknął śmiechem i pomógł mi dosiąść zwierzęcia.
 Gdy wróciliśmy do pałacu, cały czas śmiejąc się z coraz to głupszych żartów, które w żadnym razie nie przystoją księżniczkom, czy książętom, dochodziła pora kolacji. Zostałam odprowadzona pod same drzwi pokoju, gdzie już czekała na mnie Ala. Zastanawiałam się, czy ona nie ma nic lepszego do roboty, ale potem przypomniałam sobie, że przecież jest moją dwórką, czy jak tam, więc bycie w pobliżu mnie i pomaganie to jej jedyne zadanie.
 Dziewczyna włożyła mi do ręki mój test i odeszła w kierunku przyszykowanej wcześniej sukni, która leżąc na łożu wyglądała jak zwitek nieobrobionego materiału. 
 Obrzuciłam moją pracę krótkim spojrzeniem. Wybitnie. Czego innego miałabym się spodziewać?
 Potem Ala zaczęła całe przedstawienie z ubieraniem mnie. Okazało się, że sukienka składa się z trzech części. Ciemnoczerwona obcisła spódnica z wysokim stanem wykonana była z miękkiego materiału i sięgała mi do kolan. W tym samym kolorze był nowoczesny top odsłaniający ramiona, lecz z długim rękawem, który przez swoją niewielką długość zostawiał pas nagiej skóry pod piersiami. Na to Ala pomogła mi założyć czerwoną, półprzezroczystą sukienkę stworzoną zdaje się z paru oddzielnych pasm materiału schodzących się przy szyi. całość prezentowała się cudownie z upiętymi wysoko włosami, w które wetknęła srebrną tiarę i przepięknym makijażem obfitującym w czerwień i czerń. 
 Spodziewałam się, że po tym, jak spędziłam tyle czasu w towarzystwie księcia, na kolację udam się w swoim własnym towarzystwie. Ale życie jest od tego, zęby nas zaskakiwać!
 Nim zdążyłam nacisnąć klamkę rozległo się pukanie. Za drzwiami stał Denis. Przez chwilę patrzał się na mnie z otwartymi ustami. Potem odchrząknął.
-Kurczę, że też mu obiecywałem, że cię zostawię w spokoju- roześmiałam się serdecznie.- Braciszek ma pogadankę z matulą, więc dzisiaj ja dotrzymam ci towarzystwa.
-Lucia...
-Lucia nie ma nic przeciwko- uciął on i podał mi ramię.
 I znów zebrałam 14 zawistnie zazdrosnych spojrzeń. Niektóre byłyby pewnie skuteczniejsze w zabijaniu niż ja sama.
 Rytuał przed jedzeniem z wcześniejszych dni został powtórzony i zaczęła się kolacja właściwa. Potem królowa jak zwykle zajęła głos.
-Mam nadzieję, że każda z Was miło spędziła ten dzień i jest zadowolona ze swojej guwernantki. Test panny Blaise wypadł bardzo pomyślnie, więc nie ma potrzeby, by powtarzała ona swoją wiedzę. Życzę wszystkim miłej nocy.
 A potem wstała i wyszła w towarzystwie naszego milczenia. 
 Gdy tylko zniknęła za drzwiami Melisa zerwała się z miejsca i podeszła do mnie.
- Pogadamy u ciebie, po północy- szepnęła mi do ucha, a potem obydwie roześmiałyśmy się w głos, jakbyśmy właśnie podzieliły się ze sobą jakąś niepoprawną plotką.
 I kolejna noc, której w całości nie prześpię.

wtorek, 10 stycznia 2017

Reacher, Haker z Powołania

 Jednostrzałowiec

Reacher, Haker z Powołania

 W biurze Policji Miejskiej nigdy nie było cicho. Wiele osób krzątało się między biurkami, przekazywało sobie informacje, rozprawiało zawzięcie. Mimo wszystko było tam spokojnie. Inaczej niż w dotychczasowym miejscu pracy młodej funkcjonariusz  Natalii Gawędy. 
 Okno otwarte na oścież tuż obok jej biurka wpuszczało sporo świeżego, aczkolwiek ciepłego powietrza. Dziewczyna dopiero co ukończyła studia, a zaraz po nich Akademię. Teraz siedziała przed komputerem, starym gratem, i wpisywała akta ostatniej sprawy swojego zwierzchnika, któremu nieodłącznie wtedy towarzyszyła. Baza danych Policji Miejskiej nie byłaby trudna do... Stop! Nie wolno jej było o tym myśleć. Nie po to męczyła się tyle czasu z uciekaniem, nie po to studiowała, a potem wkładała morderczy wysiłek w treningi na Akademii. Musiała o tym zapomnieć, nigdy do tego więcej nie wracać, inaczej znów ściągnie na siebie kłopoty.
 A tego przecież nie chciała.
 Wklepała ostatnie dwa zdania i zamknęła program.
-Wszyscy wolni funkcjonariusze do sali zebrań!- wrzasnął komendant.- Ty też Pogawędka- skinął na nią głową, a ona skrzywiła się słysząc nielubiane przez nikogo przezwisko nadane jej przez jej zwierzchnika, Komendanta Józefa Poniewierskiego.- Potrzebujemy wszystkich.
 Lekko zaskoczona, ale też niezmiernie podniecona swoją pierwszą prawdziwą sprawą, ruszyła w ślad za przełożonym. Zajęła jedno z miejsc z tyłu sali. Miała dobry widok na wszystkich współpracowników obecnych na zebraniu. 
-Proszę o uwagę! Sytuacja nadzwyczaj nadzwyczajna!- zakrzyknął komendant Poniewierski.- Budynek Archiwum Miejskiego oraz jeden z budynków rządowych przy ulicy Mieszka I zostały dziś, dokładnie przed kwadransem wysłane w powietrze. Zginęło ponad 40 osób. W tym wicepremier Kwiatkowska i Minister do Spraw Wewnętrznych! Żadnych nagrań z kamer, Żadnych świadków. Żadnych śladów prócz dwóch kartek zwykłego papieru z drukarki laserowej zapisanego dziwnym szyfrem.
-To kod- wyrwało jej się. Wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Wpadła.
-Wyjaśnijcie, posterunkowa Gawędo- odezwał się w końcu podkomendant Zmaczyński. Spojrzała na komendanta, a ten skinieniem głowy nakazał jej kontynuować.
-To zapis pliku źródłowego kodu komputerowego w języku...- zamilkła i przyjrzała się wersom wypisanym na kartkach.- To język C++. 
-Jest pani pewna?- komendant wpatrywał się w nią w zamyśleniu. Kiwnęła głową.- Funkcjonariusz Gawęda oraz sierżant Błaszczykowski, zajmiecie się rozszyfrowaniem tych zapisków.
 I ich odprawił.
 Natalia wstała z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia. Kątem oka zarejestrowała wstającego i podążającego za nią chłopaka, lat może 26. Miał rozczochrana, za długie jak na standardy dzisiejszej mody, brązowe, kręcone włosy i okulary na nosie.
-Mam nadzieję, że jesteś tu chociaż informatykiem- mruknęła ni to do niego, ni to do siebie.
-Najlepszym w całym mieście- dodał dosłyszawszy jej słowa. Uśmiechnęła się pod nosem. Tak mu się tylko wydaje. Odkąd Natalia pozyskała nowe papiery to ona była w tym mieście niedościgniona. Tylko, że nikt miał o tym nie wiedzieć. Zbyt wiele strasznych rzeczy przydarzyło jej się w poprzednich miastach, by teraz dopuścić do tego samego rozwoju wypadków. Ale jak widać specjalne cele wymagają specjalnych środków. A ona te środki posiada.
 Dotarli do pracowni informatycznej Komendy Policji i dziewczyna się załamała. 
-Brak środków, tak?- spytała przekornie. Sierżant nie wydawał się poruszony. Może nie zrozumiał żartu.
 Chłopak już zasiadał do jednego z komputerów sprzed ostatniej dekady, gdy dziewczyna w końcu się zdecydowała.
-Sierżancie...
 Sierżant zerwał się na nogi.
-Gdzie moje maniery- uśmiechnął się szeroko.- Jestem Jacek Błaszczykowski, główny informatyk w tej dziurze- podał jej rękę. Potrząsnęła nią z uniesioną lekko jedną brwią. Jego brązowo-zielone oczy obiegły wzrokiem jej sylwetkę. Nie omieszkała zarejestrować, jak na ułamek sekundy zatrzymał się na jej dekolcie, a potem dłużej na naszywce.- Nie jesteś stąd, co?
-Natalia Gawęda, mnie również miło poznać- uśmiechnęła się przekornie.- Ty też nie, ale jakoś ci tego nie wypomi...- przerwała i zatkała usta dłonią. Rozpoznanie kodu było małym podwinięciem, ale to już była prawdziwa wpadka.
 Chłopak zlustrował ją wzrokiem.
-Naprawdę pracujesz na takich gratach?- spytała zmieniając szybko temat.
-Są całkiem niezłe- wzruszył ramionami, a ona zachichotała.
-Nie chrzań- poprosiła.- Skoczę po moje cudeńko. Chcesz, to mogę ci pożyć jednego laptopa- dodała raz jeszcze obrzucając niedbałym spojrzeniem przestarzały sprzęt.
-Nie powinniśmy się zająć sprawą?
-Do odtworzenia projektu potrzebujemy komputera Loczku. A ja mieszkam dosłownie za rogiem, no chodź.
 Za rogiem było odpowiednim określeniem. Natalia wynajmowała mieszkanie na parterze jednego z nowych bloków wybudowanych w pobliżu komendy. Ich cena była dość wygórowana, ale osiedle uchodziło za najbezpieczniejsze w całym mieście, było pod stałą obserwacją glin.
 Kluczem zawieszonym na kółku z breloczkiem otworzyła grube drzwi z litego drewna. Zazwyczaj nie wpuszczała żadnych gości. Nie zdziwiła się więc zbytnio cichą, ale dostrzegalną reakcją Jacka na sześć zamków, surowy wystrój luksusowego mieszkania, wiele walających się po podłodze rzeczy związanych bardziej z surwiwalem niż miejskim życiem oraz siedem stojących rzędem najnowszych laptopów z ulepszonymi procesorami i zwiększoną pamięcią RAM. Wszystkie były srebrne i stały w salonie na stole w stanie czuwania, czekając na dalsze rozkazy. 
 Bo choć dziewczyna tyle razy obiecywała sobie w końcu przestać, to tak na prawdę tylko bez tego nie potrafiła żyć, bez zabawy wśród liczb i kolejnych wersów niezrozumiałych dla normalnego śmiertelnika poleceń.
 Natalia byłą urodzona programistką z rozległą wiedzą na temat informatyki, teleinformatyki, psychologii, medycyny, lingwistyki i kryminologii, ze znajomością 6 języków świata i 8 języków programistycznych, z ambicją i, co najważniejsze, z ogromnym doświadczeniem w obyciu z najgorszymi przestępcami. Dlatego, gdy znów musiała zmienić miejsce zamieszkania, postanowiła wstąpić do policji.
 Jacek rozglądał się po obszernym, dobrze oświetlonym salonie w którym oprócz stołu stała jeszcze kanapa i regał z książkami. Większość z nich była kryminałami, część kompletną fantastyką. Ale znajdował się tam tylko niewielki odsetek zbiorów dziewczyny, która w tym samym czasie przeglądała fachową literaturę informatyczną w sypialni. Po wybraniu kilku tomów przeniosła się do salonu. Zamknęła trzy laptopy, odłączyła zasilacze i spakowała cały sprzęt. Gdy już stali przed wyjściem cofnęła się jeszcze po jakiś drobiazg. Wychodząc z sypialni wsunęła do kieszeni zwitek papieru, później miało się okazać, czy będzie przydatny.
 Wrócili na komendę i pełni trochę większego już zapału do pracy zorganizowali sobie w pracowni informatycznej Komendy prawdziwą pracownię dla komputerowców. Ustawili biurka w rzędzie. Położyli na nich trzy laptopy w szeregu, podłączyli je do zasilania. Natalia rozłożyła stos książek na biuru obok jej stanowiska, zwinięty świstek trzymała w kieszeni. Zabrała się do pracy nad pierwszą kartką z kodem. Jacek zasiadł nad drugim komputerem. Ten po środku pozostał wolny. Zabezpieczenie- stwierdziła Natalia.
 Minęło jakieś pół godziny nim Natalii jako pierwszej udało się rozszyfrować zapiski i nanieść je do edytora kodów. Z głośno bijącym sercem i masą myśli w głowie nacisnęła Ctrl a potem f9. Przepisując prawie nie czytelne zapiski nie zwracała zbytnio uwagi  na poprawność instrukcji. Mogło się okazać, że to tylko niewartościowy śmieć, a wtedy cała praca na nic.
 Jacek spojrzał jej przez ramię. Kompilator sprawdzał poprawność pliku. 
-Tak!- gest zwycięstwa, gdy tylko w okienku wyświetliło się 0 errors. Przybili sobie piątkę.
-Skończyłeś już?- spytała Natalia. Chłopak z uśmiechem dopisał ostatnie słowo return 0. 
 Drugi kod również był poprawny. Ale były różne, więc dziewczyna postanowiła połączyć oba kody. To by było logiczne, jeśli chodzi tu o atak terrorystyczny tej samej grupy, prawda?
-Jak myślisz?- spytała trzymając palec na przycisku funktion, niezdecydowana, czy to dobra decyzja. Jacek uśmiechnął się zawadiacko i nacisnął klawisz f9.
 Serce dziewczyny na chwilę zwolniło, a potem przyśpieszyło, jakby co najmniej uprawiała właśnie jakieś sporty ekstremalne. Wszystko inne natomiast jak na złość zwolniło. Po kolejnym, niemiłosiernie długim skompilowaniu kodów w okienku pojawił się zbawienny napis errors 0, warnings 0. Potem na ekranie pojawiło się czarne okienko programu z białym napisem na środku: Martwa Róża. Podaj kod dostępu:. Natalia prawie zachłysnęła się powietrzem. Odruchowo spięła wszystkie mięśnie, zacisnęła pięści i zaczęła rozglądać się wokół jakby ktoś mógł ją obserwować.
-Martwa Róża... Osobliwa nazwa. Widzę, ze coś ci ona mówi- stwierdził w końcu Jacek.
 Natalia głęboko wciągnęła powietrze. Czas na prawdę.
-Martwa Róża to nazwa amerykańskiego gangu- odpowiedziała cicho, ale pewnie. Nie bała się. Była zawiedziona tym, ze znów się nie udało, ale nie przestraszona. Ona nigdy się przecież nie bała. Młodsza siostra Reachera mówili na nią, gdy jeszcze byli jej przyjaciółmi.
-Polska nazwa amerykańskiego banku?- Jacek uniósł brwi w niedowierzaniu.
-Kod przetłumaczył ich bazę danych na wasz język, głupolu. Po sześciu latach w końcu mnie znaleźli- westchnęła.
-Jak to znaleźli?- teraz chłopak był już bardzo zdziwiony.- Zdaje się, że czeka nas dłuższa pogawędka...
-O tak, załatw kawę i jakiś kocyk. Jeśli chcesz usłyszeć całą moją historie musielibyśmy tu chyba nocować- uśmiechnęła się z przekąsem.
-Sarkastyczna, jak miło- mruknął Jacek pod nosem, ale dziewczyna najzwyczajniej zignorowała zaczepkę.
- Słuchaj Jacek...
-Jackie.
-Co?
-Wszyscy mówią mi Jackie, albo Reacher- oznajmił. Zmierzyła wzrokiem.
-Poza tym jeszcze jakieś specjalne życzenia, sir?- spytała zirytowana tym, ze jej przerwano.
-Po prostu dziwnie się czuję słysząc to imię w nieoficjalnym tonie.
 Dziewczyna parsknęła śmiechem pod nosem.
-Oprócz tego, że czytamy te same książki, chciałbyś jeszcze coś dodać, czy przejdziemy do historii mojego życia?
 Tym razem to on się zaśmiał.Pokręcił przecząco głową i rozsiadł się na krześle. Zaczęła mówić.
 Urodziła się w Nowym Jorku, na Manhattanie. Jej rodzice podobno byli bardzo bogaci, ale niestety zmarli, nim zdążyła zarejestrować w pamięci choćby jedno związane z nimi wspomnienie. Na jej koncie widniała od zawsze spora, okrągła sumka, ale i tak wylądowała w domu dziecka. Tam zaczęła interesować się technologią komputerową. Na dwunaste urodziny dostała pierwszego laptopa, a z uzbieranego kieszonkowego kupiła książki o programowaniu. C był jej pierwszym językiem. potem uczyła się Delphi, następnie Javy, a potem wróciła do nadzbiorów języka C, czyli zorientowanego obiektowo C++. Gdy w wieku trzynastu lat opanowała tajemnice sieci komputerowych, baz danych i systemów operacyjnych, zaczęły ją ciekawić bardziej ryzykowne rzeczy. Rok później została adoptowana przez jednego z mafiosów Martwej Róży. Wielki mężczyzna wtedy już po czterdziestce, zaprowadził ją do bazy, gdzie mieszkała jego córka. Dziewczyna bez przyjaciół, jak to mówili. Ta, której brakowało towarzystwa. Więc Natalia miała jej towarzyszyć. Dopiero później na jaw wyszła sprawa z pieniędzmi. Niezła sumka bardzo kusiła gangsterów, więc postarali się, by dziewczyna zaczęła dobrze czuć w ich środowisku. I w końcu dopięli swego. Natalia w zasadzie już jako 15-latka zadomowiła się wśród niebezpiecznych typów. Potem się okazało, że ma charakterek. Nauczyli ją strzelać, bić się i znikać. A ona sama w między czasie nauczyła się jeszcze jednego, hakowania. Na początku dla zabawy włamała się do bazy danych własnego gangu. Potem wykradała dane FBI i CIA. Zabezpieczenia tych potężnych organizacji służb specjalnych były dla niej dziecinie proste. Jako szesnastolatka zaczęła szukać swoich rodziców. Wiedziała o nich niewiele, ale dla niej to było dużo. Nauczyła się języków obcych, zapoznała nawet z pewnymi zagadnieniami medycyny, głównie patologią i antropologią. Gdy miała 18 lat odkryła prawdę. I uciekła, bo nie mogła żyć pod jednym dachem z mordercami jej rodziców. 
 Wyrobiła sobie fałszywe papiery, zabrała najważniejsze gadżety i wyjechała. Wpierw do Kanady, ale tam dość szybko wpadli na jej trop. Potem skierowała się do Europy. Najpierw mieszkała we Włoszech, ale tam też natrafiła na mafię. Znów dała się wplątać. Uzależnienie od adrenaliny sprawiło, ze wpadła w jeszcze większe kłopoty. Ale potem udało jej się rozwiązać i znów uciec. Jak najdalej na wschód i trafiła do Rosji. To był zły pomysł. Z deszczu pod rynnę trafiła do najbardziej niebezpiecznego państwa. Pracowała trochę dla rządu, trochę na lewo i znów okazało się, ze musi wiać. Bez pomysłu wróciła na południe i osiadła na dłuższe dwa lata w Grecji. Potem, gdy już znudziły jej się wieczne upały i przeważające we florze cytrusy, pojechała do Niemiec. A stamtąd, po roku przeniosła się do Polski, do kraju, z którego pochodzili jej rodzice.
 Wszystkie te miejsca jej zamieszkania łączyła jedna rzecz. Jej studia. Jakimś cudem udało jej się napisać aż siedem doktoratów: z psychologii, antropologii sądowej, medycyny sądowej, informatyki, kryminalistyki, lingwistyki i balistyki. Potem ukończyła Akademię Policyjną z najwyższym dotychczasowym wynikiem i skończyła jako posterunkowa w Komendzie Miejskiej. 
-Nazywali mnie wtedy młodszą siostrą Reachera- wspomniała z uśmiechem. On też się uśmiechnął.- Czytałam te książki po dziesięć razy- stwierdziła.
 Chłopak przyglądał się jej wciąż siedząc na krześle, a ona już po raz piąty wstawała i zaczynała kolejną przechadzkę wzdłuż gabinetów. Opowiadała szybko, nie zgłębiając szczegółów. Jakby coś ukrywała. Może tak było. Znając ją, pewnie tak. 
 W końcu Reacher złapał ją za łokieć.
-Masz jeszcze kody dostępu do tej bazy?- spytał patrząc jej w oczy.
-Czy je mam? Znam je na pamięć.
-A tamta kartka?- przypomniał sobie świstek papieru w jej kieszeni. Wyjęła go.
-To moje karty przetargowe- uśmiechnęła się chytrze i znów zasiadła przed komputerem. Szybko wklepała hasło. Odrzuciło ją i na ekranie pojawił się napis:
-Przyjaciele się za tobą stęsknili Reacher Jr. Nie powinnaś ich tak zostawiać- przeczytał Jackie na głos.- Wiesz to chyba będzie trudniejsze niż myślałem. Mam na myśli, teraz mamy dwoje Reacherów na jednej Komendzie. Jak cię ktoś zawoła i przyjdę ja?
-Serio Jackie?- spytała patrząc na niego karcąco. Wzruszył ramionami z uśmiechem. 
-Co teraz?- spytał w końcu patrząc na ekran. Był teraz cały czarny. Tekst zniknął.
 Natalia wzruszyła ramionami. 
-Trzeba czekać.
-To może mi powiesz jak naprawdę się nazywasz?
 Uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła w jego stronę.
-Już prawie zapomniałam jak to brzmi. Tyle razy je zmieniałam...Nathalie Virginia Reacher- opuściła głowę. Jej prawdziwe imię było dla niej niczym zaklęcie. Odczarowywało wszystkie kłamstwa. Oznaczało powrót do samej siebie. Nie wymawiała go głośno od jakichś czterech lat.
-Więc chyba to ty jesteś tu prawdziwą Reacher- oznajmił Jackie, ale jego uśmiech jakby zbladł.
-No co ty. Myślałam, że jak usłyszysz moje drugie imię, to od razu zaczną się docinki w stylu panny Potts- zaśmiali się.
 Zamilkli. Chłopak wpatrywał się w nią spod okularów.
-Oprócz twoich czerwonych włosów, wyglądasz nawet podobnie. No i nie masz grzywki- zastanowił się chwilę lustrując ją wzrokiem. Zaczerwieniła się lekko czując na sobie jego uważne spojrzenie.- Ale rysy twarzy masz podobne- oznajmił w końcu.
-W Ameryce twierdzili, ze wyglądam bardziej jak Wdowa- stwierdziła. Zastanowił się.
-Może to przez włosy. Natashy były bardziej czerwone niż te Pepper.
-Jej były rude- wtrąciła Nathalie.
-Tak- zaśmiał się.
-Słuchaj, nie musimy tu siedzieć- oznajmiła w końcu.- Oni tylko chcieli się dowiedzieć, czy to na pewno ja. Teraz pewnie zaczną na mnie polować, więc nie ma sensu czekać, aż...- wtedy na ekranie pojawiły się cyfry. odliczanie.
-Nie mogą wysadzić komputera nawet go wcześniej nie dotykając- stwierdził Jackie. Do wybuchu zostało 20 minut.
-To odliczanie do kolejnego wybuchu. Musimy jak najszybciej ustalić cel!
 Dziewczyna zabrała laptopa i wybiegła z pracowni informatycznej. Chłopak pobiegł za nią. 
 Komendanta zastali w sali odpraw z paroma innymi gliniarzami. Nathalie podłączyła laptopa do gniazdka pod biurkiem, a Jacek wyjaśnił po krótce  całą historię. Komendant Poniewierski był wyraźnie niezadowolony, ale nie powiedział w tym kierunku żadnego słowa. Był natomiast żywo zainteresowany odliczaniem.
 18 minut.
-Znasz ich... Gdzie chcieliby uderzyć?- twarde spojrzenie gliniarzy bez odprawy i pozbawiona wyrazu twarz zwierzchnika niekoniecznie sprawiły, że Natalia zaczęła się denerwować. Nie, zrobiło to miękkie i pełne nadziei spojrzenie Jacka, który najwyraźniej uważał ją za inteligentniejszą, niż rzeczywiście była.
 Cóż, chyba w końcu po raz pierwszy kogoś zawiedzie, bo tym razem nie miała zielonego pojęcia, co zamierzają jej dawni koledzy. Mogą jej potrzebować, mogą chcieć się zemścić, mogą po prostu chcieć ją zabić. Tyle opcji, każda wyjątkowo niesympatyczna. Spojrzała na mapę wiszącą na ścianie. Przedstawiała całe miasto. Pokręciła głową.
 Wskazała kilka miejsc. Każde było równie dobre i równie złe. Jednym z nich myła Komenda. 
 10 minut później czas minął.
 Wszyscy ze zniecierpliwieniem oczekiwali wieści o kolejnym wybuchu. I się doczekali. Przedsionek Komendy Miejskiej Policji poszedł z dymem. 
 Siła wybuchu rozniosła się po budynku stopniowo zatrzymywana przez kolejne ściany. Osoby znajdujące się w sali odpraw zostały bezdusznie rzucone o ścianę. Fizyka jest bezwzględna. 
 Natalia uderzyła w beton tuż obok Jacka, ale w przeciwieństwie do niego nie upadła na podłogę, lecz jakimś cudem zdołała zachować jako taką równowagę, którą całkowicie odzyskała lądując prawie na kolanach. Podniosła się w porę, by przyjąć cios w twarz. Jej głowę odrzuciło gwałtownie do tyłu, a nasada nosa bolała koszmarnie. Następnie czyjaś pięść wylądowała na jej brzuchu. Dziewczyna zgięła się gwałtownie z bólu i zaskoczenia. Jeszcze dwa uderzenia, a potem nagle wszystko ustało. To znaczy, toczyło się dalej, ale już nie wokół niej. Lekko otumaniona bólem rozejrzała się dookoła i dojrzała osobę, której nie chciała widzieć. Nie żeby w ogóle kogoś ze swojego dawnego życia chciałaby spotkać, ale on... To już przesada.
 A teraz walczył z Jackiem. Ta walka nie była wyrównana. Reacher był jednak bardziej informatykiem, niż bokserem. 
 Dziewczyna rozejrzała się w panice. Komendant nieprzytomny. Wszyscy inni chyba martwi. Stali bliżej szyb i kawałki szkła mocno ich pokaleczyły.
 Musiała wziąć sprawy w swoje ręce.
 Wciągnęła głęboko powietrze, wypuściła je i ruszyła z odsieczą. Kopnęła przeciwnika. Celowała w głowę. Wyskoczyła z półobrotu i dosięgnęła celu. To nie mogło go zbyt mocno naruszyć. Ale na dobry początek było... dobre. W końcu nie raz się z nim pojedynkowała. To mocne rozpoczęcie zwycięskiego pojedynku.
 Potem musiała uchylić się przed kilkoma ciosami. Kiedy w końcu dostrzegła lukę, zaatakowała. Trafiła pięścią w podbródek i kość trzasnęła. Złamana szczęka go nie zatrzyma.
 Potem zaatakował go Jackie. Trafił w brzuch, a wtedy zrobiła to, co zawsze chciała zrobić. Wzięła rozbieg, odbiła się od ściany i zakleszczyła się nogami wokół jego szyi. Dusząc się był jednak powolniejszy. Jacek uderzył go kilka razy w brzuch, kiedy on nie wiedział, czy najpierw uwolnić się od niej, czy atakować chłopaka. 
 Dziewczyna zeskoczyła na ziemię, gdy Reacher podciął mu nogi. Mężczyzna upadł na ziemię. Gdy chciał się podnieść kopnęła do w twarz trzy razy. 
 Odwróciła się i chciała odejść, gdy usłyszała szelest, którego nigdy nie pomyliłaby z żadnym innym. Wyjmowana broń. 
 Ale ona nie byłą bez szans. Dopiero teraz przypomniała sobie, że też ma przy sobie służbowy pistolet.
 Wyciągnęła go odwracając się w stronę, z której dochodził dźwięk. Mierzył do niej z pistoletu. Odbezpieczał go, gdy ona wystrzeliła. Automat. Jego głowa z powrotem opadła na podłogę.
 Zbiła piątkę z Jackiem i sprawdziła, czy Komendant żyje. Nie żył. 
 Markotni ruszyli w stronę drzwi na poszukiwanie żywych. Glin i przeciwników.
 Wtedy wybuchł drugi ładunek.
 Nie spodziewali się tego. Poczuli niesamowite, narastające wciąż ciepło,a  potem zapadła ciemność.
 Będzie dobrze, może nas znajdą, odratują, może nie było aż tak blisko- myślała Natalia, gdy przed oczami jej ciemniało.
 Gdy znów otworzyła oczy wszędzie widziała biel. Udało się. Żyła. 
 Ale potem zobaczyła znajomą twarz i wielką strzykawkę.
 Zasnęła i już więcej się nie obudziła.