piątek, 17 lutego 2017

New Story

Rozdział Piąty
Blaise

 Widziałam zdenerwowanie zagubione w kącikach jego ust, gdy dowiedział się, że będziemy musieli spędzić ze sobą kolejne pół godziny. Mnie to było nawet na rękę. Miałam więcej czasu na odświeżenie sobie jakichkolwiek reguł etyki, czy dobrego zachowania. Musiałam przecież coś pamiętać z czasów, gdy jeszcze próbowałam chodzić do szkoły. Szkoda, że skończyło się tylko na nauce pisania, czytania, matematyki, fizyki i chemii, jakbym jeszcze choć trochę uważała na lekcjach etyki, kursach dobrego zachowania i wychowaniu do życia w nowym społeczeństwie to może miałabym łatwiej.
 A tak pamiętałam jedynie, że posiłek należy spożywać przy użyciu sztućców. 
 Tak to jest, gdy się większość życia spędza w samotności, bądź wśród trupów. Ani w jednym, ani w drugim środowisku niczego przydatnego do normalnego życia się nie nauczysz.
 Podniosłam się z łóżka. Jasper siedział na jego krawędzi. Wcześniej nie był taki ostrożny.
 Nawet nie wiem, czemu o tym pomyślałam. 
 Obserwowałam go przez chwilę. Siedział spięty i wpatrywał się w swoje ręce. Ale nie denerwował się zbyt mocno. Był tylko... Czujny. Nie chciał zostać zaskoczony. A ja w sumie nie miałam ochoty go teraz zaskakiwać.
 Jego wyrok był odroczony. W końcu chciał pomóc, nie? 
 A może po prostu po ostatnich zdarzeniach nie mogłabym zabić go z czystym sumieniem? 
 Zakładając, że w ogóle mam sumienie. 
 Chyba mam i ostatnio jakoś coraz częściej je czuję...
 Tak, czy siak, moje stanie nad nim i obserwowanie robiło się powoli dziwne, więc podeszłam do biurka, usiadłam na krześle przed nim i zaczęłam przeglądać papiery, którymi było zawalone. Zdaje się, że od śmierci królowej nikt tego nie ruszał. 
-Co robisz?- spytał zapewne zirytowany moim zachowaniem. Wzruszyłam ramionami.
-Patrzę- odparłam.- Skoro mnie tu wpuścili, to raczej nie mają nic przeciwko.
 Stary, lekko już pożółkły papier zapisany był drobnym maczkiem. Pochyłe litery z zawijasami skutecznie utrudniały odczytanie zapisków. W dodatku ich wielkość. Ten tekst należałoby czytać z lupą w ręku. Przebrnęłam przez cały stos takich świstków zanim natknęłam się na coś, co zdolna byłam bez większego trudu odczytać. Czyjś akt urodzenia.
 01.12.2100
 Nawet nie zwróciłam uwagi, że i ja urodziłam się tego dnia. 
 Królewska córka. Wydało się po przeczytaniu reszty informacji. Tylko, że na zamku nigdy nie było księżniczki. 
 A przynajmniej ja o takowej nie słyszałam. A jeżeli ja kogoś ze szlachty nie znałam, to znaczy, że on nie istnieje. 
 Zostawiłam akt w spokoju i złapałam za notes. Ostatni wpis:

01.12.2102
Zniknęła.
Nie ma jej.
Gdy rano usłyszałam jej płacz, porządnie zmęczona wstałam i poszłam do sąsiedniej komnaty. Okno otwarte na oścież wpuszczało zimne powietrze. Zastanowiłam się nawet przez chwilę, czy to nie ja je tak zostawiłam. W końcu byłam tak zmęczona.
Podeszłam do łóżeczka i zamarłam. Myślę, że zemdlałam, bo następne co pamiętam, to wiele pochylających się nade mną twarzy.
Zniknęła.
Nie ma jej.
Moja córka została porwana.

 Przestałam dziwić się istnieniu królewskiej córki. Zniknęła, gdy miałam dwa lata, jak mogłabym o tym wiedzieć.
 Chyba zbyt długo pochylałam się nad tym wpisem, bo Jasper zauważył moje zainteresowanie i podszedł. 
-Księżniczka Aurelia- skinął głową, jakby mógł pamiętać tamte wydarzenia. A przecież on też miał wtedy ledwie kilka lat.
-Masz na drugie Aurelia- stwierdził.
 Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na zegar.
-Chodźmy już- rzekłam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Nie rwij tak- zastopował mnie.- Sama i tak nie trafisz.
 Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę z chytrym uśmieszkiem.
-Zdziwisz się- oznajmiłam i zniknęłam za drzwiami na tyle szybko na ile pozwalały mi wysokie buty.
 Jeszcze pamiętałam, gdzie była jadalnia. Ruszyłam długim korytarzem, a potem schodami w dół. Odnalazłam pomieszczenie bez większego trudu. Chłopak dotarł tam tuż po mnie.
 W pamięci wciąż miałam pochyłe pismo królowej, gdy zasiadałam do stołu. Wszyscy inni także zaczęli się schodzić.
 Mówiąc wszyscy, mam na myśli królewskich dostojników, doradców i ważniejszych dworzan. Na samym końcu wszedł Minister, którego już wcześniej widzieliśmy.
 Stanął on za królewskim miejscem i zaczął gadać. Już miałam się wyłączyć, gdy usłyszałam:
-... rada wybrała jednogłośnie, iż moja kandydatura jest niezgorszą na to stanowisko i z racji braku innych chętnych oraz przez zaistniałą sytuację koronacja odbędzie się już jutro w zamkowym klasztorze równo w południe...
 No nie. Serio? Czy tylko mi tu ewidentnie coś nie gra. A może jestem przewrażliwiona. Może ten jego chytry uśmieszek tylko mi się przywidział?
-Wznieśmy toast za przyszłego króla Drake'a!- zakrzyknął ktoś i wszyscy wznieśli kielichy.
 Zaczęłam jeść nie wiedząc, ze moje kłopoty dopiero się zaczynają.