środa, 27 maja 2015

Ręce pełne roboty...

 Pierwszy dzień w szkole. Nigdy nie lubiłam tego uczucia. Podjechaliśmy pod budynek szkoły nowym mercedesem. Ja, Fred, George, Pansy i Zabini. Na czas misji każdy z nas przybrał nowe nazwiska. Przekazali nam je razem z naszymi historiami, dopiero przed wyjazdem. Ja byłam na ten czas Natalią Kraśnicką. Fred i George to tym razem Maciek i Tomek Słupscy. Pansy jest od dziś Moniką Hersińską, a Blaise Nathanem Dębickim. Wszystko się pozmieniało i teraz często myli mi się, co powinnam powiedzieć ciekawskim osobom.
 Pod szkołą czekali już na nas Harry, Ron, Draco i Hermiona. Harry na kilka dni stał się Jakubem Wolskim, Ron Damianem Gońcem, Draco Michałem Smolińskim, a Hermiona Hanką Jasińską. Wszyscy pochodziliśmy z tego samego miasta, Krakowa. Łączyło nas wspólne mieszkanie u rodziców Hermy, teraźniejszej Hanki. Wyprowadziliśmy się tu z racji szkoły. Mieszkamy w dwóch dużych mieszkaniach na pierwszym piętrze kamienicy przy ulicy Sosnowieckiej 3. Nic więcej nie musicie wiedzieć. I my nic nie wiemy.

sobota, 16 maja 2015

Spotkanie po latach- Bogini Hadesu

-Jak to możliwe?- to zasadnicze pytanie nie dawało mi spokoju już od dwóch dni, a dokładnie od kiedy nagle obudziłam się w Obozie Pół-krwi. 
-Znalazłaś się 211 lat temu, a odnalazł cię sam Nico, gdy Persefona wyjawiła mu w końcu, że ma jeszcze jedną siostrę, ukrywaną. Szukał, szukał i znalazł cię. Byłaś niezła. Udałaś się z nim na kilka misji. Ale potem znów w niewyjaśnionych okolicznościach nagle zniknęłaś. pamiętam jaki Nico był wtedy załamany...- powiedział w końcu Chejron. Już kilka razy próbowałam zacząć ten temat, ale dopiero teraz centaur raczył mi odpowiedzieć.
-A teraz?- spytałam zamyślona.

sobota, 9 maja 2015

Dwunastka dla Jedynki!

 Ostatnie dnie, te dwa mega długie dni po pokazie przed sponsorami wyglądały dość podobnie. Pierwszego siedzieliśmy razem z mojej sypialni. Na stoliku leżały w nieładzie opakowania po chipsach i butelki po napojach. Szklanki walały się dosłownie wszędzie, a na dywanie pełno było okruchów. Ja, Emerald, Orick, Hektor, Fatia i Aaron siedzieliśmy w rzędzie na krawędzie mojego łóżka i patrzeliśmy w telewizor jak zahipnotyzowani. Mimo dobrego nastroju i trwającej cały czas zabawy przerwaliśmy by obejrzeć wyniki wczorajszych konkurencji.
-Robimy zakłady?- spytał z łobuzerskim uśmiechem Hektor. 
-Dobra- odezwał się Orick.- Zakład...- zamyślił się.- Zakład, że Rose zdobędzie dwunastkę!
-Nazywam się Ruby- mruknęłam cicho, ale wszyscy mnie zignorowali.
-Według mnie będzie miała 11- odezwał się Aaron. Fatia uśmiechnęła się.
-Dołączam się- oznajmiła.
-Ja stawiam na 10.
-Dzięki, Em, że we mnie wierzysz!- wyszczerzyłam się do niego. 
-A ty, Hek?- spytał Orick używając przezwiska, które ostatnio nadałam Hektorowi.
 Chłopak wzruszył ramionami.
-11?- odpowiedział pytająco.
-O co się zakładacie?- wtrąciłam.
-O ciebie- palnął Orick, a reszta wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
 Spojrzałam w telewizor. Prowadzący skończył gadać. Dopiero teraz zauważyłam, że to nie Caesar. Gdzie się podział Flickerman?
-A teraz przechodzimy do wyczekiwanych wyników wczorajszych starć. Zaczniemy jednak niezbyt tradycyjnie, bo od końca- powiedział młody mężczyzna z zielonymi włosami postawionymi na żel.- Dystrykt 12- Luxuria Otton, 3 punkty, Sten Ailes, 2 punkty. Dystrykt 11- panny Innocence, Ava- 6, Ana- 5. Dystrykt 10-  Fatia Andera- 7, Aaron Dorus- 10 punktów!- Aaron uśmiechnął sie pod nosem.- Dystrykt 9- Tanya Olsen- 5, Sam Konnor- 7. Dystrykt 8- Hektor Anders- 9, Orick Marvel- 9. Dystrykt 7- Luissane Midnight- 4, Cornel Digger- 3 punkty. Dystrykt 6- Katherine Aladus- 4, Felix Made- 5. Dystrykt 5- Connor Moody- 7, Alastor Brave- 6. Dystrykt 4- Lara Alter- 8 punktów! Erwin Mike- 9 punktów! Dystrykt 3- Livon Tetriss- 6, Korrie McCulghy- 5. Dystrykt 2- Panny Ruff!- po 8 punktów! I dystrykt 1- Emerald Votary- 10 punktów! Oraz prześliczna Ruby Rebel- 12 Punktów, czyli najwyższy wynik!
 W pierwszej chwili im nie uwierzyłam, potem odczułam panujące w pokoju zaskoczenie. Jedynie Orick uśmiechał się łobuzersko, pewny siebie.
-Wygrałem!- wykrzyknął i wskoczył mi na plecy. Zgięłam się lekko pod jego ciężarem.
-Hej!- krzyknęłam i zrzuciłam go z siebie.- To, że wygrałeś, nie znaczy, że możesz sobie pozwalać- wysiliłam się na jak najbardziej chłodny ton głosu, ale tak naprawdę miałam ochotę sie roześmiać. Chłopacy byli tacy infantylni. -Em, Aaron, gratulacje- powiedziałam.- Dziesięć punktów, łał.
-Taa..- skomentował moje gratulacje Aaron. Fatia uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że taka będzie reakcja jej dystryktowego partnera. Prawda, która znana jest wszem i wobec, jest taka, że Aar lubi być zawsze pierwszy.
 Miła atmosfera gdzieś wyparowała i do końca dnia mieliśmy się tak omijać. Mieliśmy, ale tak się nie stało, bo wpadła Cashmere i oznajmiła, że osoby z ocenami powyżej dziesięć włącznie są proszone na wywiad z nowym prowadzącym, Gordonem Greenem. Zerwałam sie z miejsca i podbiegłam do szafy. Wyjęłam z niej pierwszą lepszą sukienkę i ubrałam się w nią. Miałam serdecznie gdzieś, że w pokoju nadal siedzi czwórka chłopaków. Obejrzałam w lustrze swoją kreację i stwierdziłam, że ciemnozielona sukienka z rozcięciem po prawej stronie sięgającym pępka, jest dobrym wyborem, choć może posiada trochę za duży dekolt. Mimo tego podjęłam już decyzję i zabrałam się za makijaż. Choć nie był on moją mocną stroną, dziś musiałam się z nim uporać i muszę przyznać, że efekt końcowy pochwaliła nawet moja stylistka. Była też trochę naburmuszona, że nie wzięłam jej do pomocy, ale w końcu jej przeszło.

 Gdy Em i Aar przygotowywali się do wystąpienia, ja czekałam już przy wyjściu. Sama nie wiem, jak zdążyłam uwinąć się przed nimi.
Wszyscy razem weszliśmy do studia i zajęliśmy miejsca naprzeciw prowadzącego. Gordon Green był niewysoki, rysy jego twarzy były ostre i chłodne. Nie uśmiechał się do nas tak jak Caesar. ten wesoły był nawet poza kamerami. Tym większe było nasze zdziwienie, że usunęli go z anteny w trakcie igrzysk.
 Kamerzyści dali nam znak i weszliśmy na wizję. Green okręcił sie na fotelu w stronę jednej z kamer i zaczął program.
-Dzień dobry! Czas na wyczekiwaną rozmowę ze zwycięzcami rozgrywek przed igrzyskowych!- uśmiechnął się szeroko i sztucznie. Boże, jaka tandeta.- Oto nasze złote trio. Przed wami Ruby Rebel, Emerald Votary i Aaron Dorus!
 Rozejrzałam się spokojnie po studiu. Zgromadziła się w nim spora grupa mieszkańców Kapitolu i teraz wszyscy bili brawo. Uśmiechnęłam się pod nosem modląc za razem, by żadna kamera tego nie uchwyciła.
-Ruby, jak się czujesz uzyskawszy tyle punktów?- spytał Gordon. Odwróciłam się do niego łaskawie.
-Jak wszyscy- odparłam.- Nie jestem przecież lepsza. Po prostu zrobiłam lepsze wrażenie. Może się jeszcze zaskoczycie- dodałam.
 Em spojrzał na mnie krzywo, a potem odpowiedział lakonicznie na kolejne pytanie Greena. Zignorowałam jego reakcję. Z całej siły pragnęłam pokazać ludziom, że igrzyska są nie są jedynie rozrywką. Przypadkowi ludzie, którzy znajdą się na arenie też mieli rodzinę, znajomych i pasje. A teraz zostali oderwani od rzeczywistości by zginąć dla uciechy ludzi, którzy nie mają zielonego pojęcia, co to jest poświęcenie, wysiłek i praca dla innych, bardziej potrzebujących. Fakt. Nasz dystrykt jest jednym z bogatszych i nie zmagamy się tam z taką biedą jak w dwunastce, a daleko nam do wygód Kapitolu.
 Aaron spojrzał na mnie wyczekująco.
-Pytałem, czy jesteś zadowolona ze swej popularności?- powtórzył niecierpliwie Gordon. Miałam ochotę się roześmiać. Zadowolona z popularności? To tak, jakby zapytał się świnię, czy cieszy się, że idzie na rzeź.
 W odpowiedzi wzruszyłam jedynie ramionami.
-Nic mi po popularności, jeśli zginę. Wolałabym coś bardziej pomocnego- odparłam z uśmiechem. Em i Aar pokręcili głową załamani. Natomiast reakcja publiczności była zupełnie odmienna. Wszyscy zaczęli klaskać, jakbym właśnie powiedziała, że zamierzam wygrać. Może i tak było, w końcu jeśli potrzebuję pomocy, znaczy, że jednak chcę przeżyć.
 Rozparłam się w fotelu i zaczęłam nudne odliczanie do końca wywiadu. Ten jednak zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Gdy w końcu skończyliśmy czułam się wyczerpana. Powłócząc nogami wróciłam do pokoju, gdzie czekali sojusznicy. Nie zwracając uwagi na ich pytania rzuciłam się na łóżko tuż obok Oricka i przykryłam twarz poduszką. Słyszałam jak przez mgłę, jak Aaron i Emerald opowiadają o wywiadzie. Gdy w końcu ktoś zapytał mnie o zdanie odsunęłam poduszkę i powiedziałam:
-Żenada. Gdzie sie podział Caesar? On był przynajmniej znośny.
 Rozpoczęła się dyskusja o tym, gdzie i dlaczego może być nasz stary dobry prowadzący. Trwała do wieczora, aż do kolacji, którą zjedliśmy wszyscy razem w salonie naszego apartamentu.
 Zapadła spokojna noc, a potem zaczął się kolejny, jeszcze gorszy dzień. Dzień ostatniej z parad. Jak powiedziała Cashmere, podczas parady publiczność oceni poparcie dla poszczególnych osób poprzez wiwaty i oklaski. Słaby sposób, ale przynajmniej dowiem się na jak dużą pomoc mogę liczyć.
-Czyj to był pomysł?- spytałam, gdy mentorka wyjawiła mi tę nowinkę.
-Na pewno nie mój- odparła ona.- Okropny.
 Ale mino wszystko od razu po śniadaniu moja stylistka porwała mnie do swojego małego królestwa i pokazała nowe suknie. Wybrałam granatowo- fioletową z częściowo odsłoniętym brzuchem i przebrałam się w nią. Byłą uszyta ze sztywnego materiału. Potem Johanna zrobiła mi makijaż i uczesała włosy. Przejrzałam się w lustrze podziwiając jej dzieło.
 Następnie Cashmere zabrała mnie i Emeralda do miejsca, w którym odbywała sie pierwsza parada. Znów mieliśmy wsiąść do rydwanów. Nim zajęłam swoje miejsce przyjrzałam się Emeraldowi. Wydawał się spięty. Jego granatowy garnitur opinał się lekko na umięśnionych ramionach. Chłopak patrzał przed siebie. Miał zaciśniętą szczękę i pięści. Mrugał nerwowo co chwilę. Dziwne, zawsze wydawało mi się, ze był spokojny.
 Wspięłam się na rydwan i stanęłam obok niego. Wyjechaliśmy. Duża arena i trybuny pełne ludzi nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak pierwszym razem. Uśmiechnęłam sie jak najbardziej naturalnie i zaczęłam machać do publiczności. Potem wzięłam Em za rękę i unieśliśmy splecione dłonie do góry. Wiwatujący tłum szalał. Zatrzymaliśmy sie i czekaliśmy na resztę rydwanów, które pon chwili dołączyły. Snow znów wygłosił nudne przemówienie, w którym oznajmił ważność dzisiejszej parady. Potem mikrofon przejął Gordon Green i mimowolnie się skrzywiłam. Wciąż ani słowa o zniknięciu Caesara.
-Droga publiczności! Znamy już zasady dzisiejszej konkurencji! Proszę o oklaski, Dystrykt Pierwszy Ruby Rebel!- gdy po błogiej ciszy znów rozległy się wiwaty mimowolnie się skrzywiłam, a uszy zapiekły mnie przeraźliwie. Zaraz jednak zreflektowałam się i ignorując ból zaczęłam się uśmiechać i machać.- Dziękuję, dziękuję, a teraz jej towarzysz z dystryktu, Emerald Votary!- i znów zaczęło się klaskanie i gwizdanie, choć tym razem słabsze, co nie uszło niczyjej uwagi, a już na pewno nie mojej, czy Snowa.
 Padały kolejne nazwiska  oklaski słabły, aż doszliśmy do Dystryktu Ósmego i zawiwatowano dla Oricka, a potem dla Hektora. Równie duże oklaski mieli też Aaron i Fatia. Wszyscy wiedzieli już o naszym sojuszu i chyba bardzo nam sprzyjano. Nie powiem, żebym się nie cieszyła, ale nieustannie dołowało mnie to, ze ci ludzie za nic mają naszą śmierć, więcej, będą się nią emocjonowali.

środa, 6 maja 2015

Strata

 Przelałam wrzącą substancję do próbówki i odniosłam profesorowi. Skinął głową, co w jego języku oznaczało pochwałę. Już dawno zauważyłam, że przez tę całą sprawę z Lily ze Snapem trzeba rozmawiać w jego języku.
 Teraz podeszłam do Freda i uśmiechnęłam się zadowolona. Skończyłam mój przyśpieszony kurs chemii. Gdy bliźniacy i Luna dokończą swoje eliksiry, wszyscy wreszcie będziemy mieli to za sobą. Jedyny problem, jest taki, że teraz przed nami okropnie trudna misja, której miejscem będzie świat mugoli. Od Dumbledora dowiedziałam się, ze dawno już nie prowadzono takich działań i zwykle są one niebezpieczne. Nie poprawiło to mojego humoru.
-Tak!- zakrzyknął wesoło Fred i poderwał się z miejsca mało nie przewracając kociołka z wywarem, który właśnie przygotował. Profesor Snape przyjrzał mu się dokładnie. Chyba dobrze. mruknął coś i powrócił do pracy. Sprawdzał właśnie nasze sprawdziany z wiedzy teoretycznej ze wszystkich sześciu lat podczas których mugole uczą się chemii.
-Pansy, 4- oznajmił. Postanowił oceniać nas po mugolsku. W skali od 1 do 6. Czwórka była oceną dobrą.- Harry- 4 z małym plusem- mruknął profesor. Pochylił się nad pracą Luny.- Cztery. Neville -trzy. George- zamilkł na chwilę.- Mimo tego uroczego obrazka. cztery z dużym minusem. Fred pięć- skrzywił się, gdy to mówił. Natomiast Fred złapał mnie za rękę i ścisnął mocno.- Ginny, też pięć- my mieliśmy dobre oceny, a Snape nie miał humoru.- Naomi... chyba coś źle przeliczyłem- mruknął.- Sześć... minus.
 Wrzasnęłam z zachwytu. Fred zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, a Pansy pogratulowała z uśmiechem.

-Jesteś pewien, ze niczego nie zapomnieliśmy?- spytałam chyba po raz setny, a Fred po raz setny pokręcił głową przecząco.
-Daj spokój Naomi, sprawdzałaś to chyba dziesięć razy- dodała lekko zmęczona już moim gadaniem Pansy. Obruszyłam się. No, ale dziewczyna miała rację. Zostałam tak wychowana, że ktoś stojący z boku musiałby dobrze się przyjrzeć, by zrozumieć, dlaczego jestem Ślizgonką. Wszyscy zawsze uważali mnie za poukładaną, inteligentną i oczytaną dziewczynę, która wie czego chce i nie boi się ryzyka i odrobiny niepewności związanych z upartym dążeniem do określonego celu. Tak naprawdę byłam zwykłą nastolatką, co chwilę coś wypadało mi z głowy, o czymś zapominała. Byłam też strasznie zazdrosna i opryskliwa, nie ukrywam, że często zdarzało mi się obmyślać plan upokorzenia osoby, która mi dopiekła. Ostatnimi czasy była to głównie Hermiona.
 W końcu zamilkłam i wzięłam bagaże. Razem z całą paczką ruszyliśmy przed szkołę. Tam mieliśmy spotkać się z resztą drużyny. Nie mogłam doczekać się ponownego spotkania z Tonks i Remusem, ale obawiałam się trochę towarzystwa Dracona i Hermy.
 Gdy dotarliśmy na kamienny dziedziniec, większość osób już czekała.  Zauważyłam brak Zabiniego i Ginny. Natychmiast przywitałam się ze starszymi czarodziejami. Profesorowie Dumbledore, McGongall i Snape stali z boku i przyglądali się nam. Po chwili Minerwa zamieniwszy kilka słów z Severusem, podeszła do Harrego i zaczęli rozmowę. Standardowo, wskazówki i pomocne rady. Profesor McGongal była dla Gryfonów niczym druga matka.
 Fred szeptał o czymś z Georgem, Neville rozprawiał z Harrym, a Luna zajęta była pogaduszkami z Pansy. Draco, Hermiona i Ron trzymali się z dala.  Z nudów postanowiłam wyjąć książkę z torby podręcznej, ale nim to zrobiłam zdyszany Blaise wybiegł na dziedziniec. Dopiero po kilku chwilach zdałam sobie sprawę, ze po policzkach chłopaka spływają łzy. Zabini podbiegł do Dumbledora i pokrótce coś mu wyjaśnił. Natychmiast wszyscy profesorowie wraz z Tonks i Lupinem pobiegli z powrotem za Zabinim. Nie mogłam się powstrzymać i ruszyłam za nimi, zostawiając przyjaciół. Usłyszałam tylko, jak Fred woła mnie i wpadłam do szkoły. Podążyliśmy do lochów.
 Przeraziłam się, gdy zobaczyłam to, co oni. Ginny leżała na ziemi, cała we krwi. Na ścianie nad nią widniał krwawy napis: Trzymajcie się z dala od Alchemika! Albo ktoś jeszcze pożałuje!
 Zobaczyłam jak profesorowie spoglądają po sobie z przestrachem, a potem Snape zerknął na mnie. Osunęła się na ziemię, lecz przed bliskim spotkaniem z nią ochroniły mnie ręce Freda. Zemdlałam w jego ramionach. Kompletna ciemność przed oczyma zdała się trwać sekundę.
 Gdy się obudziłam, znajdowałam się w jakimś powozie. Obok mnie siedzieli bliźniacy, Pansy i Zabini. Przed nami, na koźle siedziała Tonks, w ręku trzymała wodze. Siedzieliśmy w powozie ciągniętym przez testrale. Więc nie zaniechali wyprawy przez ten incydent? Nie zdziwiło mnie to szczególnie. Dumbledore zawsze przejmował się tylko swoimi zamierzeniami i zadaniami. Nie winiłam go za to. Alchemik na pewno jest większym złem. Ale mógłby czasem mieć na względzie nasze uczucia. Ginny była naszą przyjaciółką, a teraz nie żyła.
 Zajechaliśmy pod nasz nowy dom i pod osłoną wieczora zanieśliśmy bagaże do mieszkań. Snape odleciał do Hogwartu razem z testralami, zaraz po tym, jak zostawił mi ostatnie wskazówki dotyczące chemii. Zaczął się nowy rozdział w moim życiu. Rozdział pod tytułem Misja.

Sorry, że krótkie. Mam nadzieję, ze się podobało. Komentować mi tu! No, a teraz czekajcie jeszcze na kolejną część igrzysk, buźki!

wtorek, 5 maja 2015

Zagubiona ze wspomnieniami- Bogini Hadesu

 Otworzyła oczy i od razu spostrzegła, że nie poznaje tego miejsca. Przecież powinna teraz... właśnie, co powinna? Rozgląda się dookoła i z przerażeniem uświadamia sobie, że nie tylko nie wie, gdzie jest, kim są ci ludzie, którzy siedzą obok niej, ale też nie ma pojęcia, im ona jest? Jak się nazywa, ile ma lat? 
 Spogląda z niepokojem na twarze siedzących wokół mnie dziewczyn. Wszystkie są przepiękne, mają jasną cerę, zero pryszczy i cudowny makijaż podkreślający oczy. Wszystkie w jednym kolorze, niebieskie. Dziewczęta rozmawiają ze sobą przyciszonym głosem, nie są tu same. Zgromadziły się na jednej z ławek ustawionych wokół ogniska. Dalej dziewczyna dostrzega też inne osoby. Każda czymś zajęta i nikt nie zwraca na nią uwagi.
-Hej, Chester!- jakaś blondynka o delikatnych rysach twarzy w kształcie serca pomachała jej ręką przed oczyma.- Ziemia do Chester, usnęłaś?
 Dziewczyna w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Dalej przyglądała się lasowi roztaczającemu się po jednej stronie ogniska i skupisku domków mieszczącemu sie po drugiej stronie.
 Więc nazywa się Chester, ładnie. nie wiedzieć czemu to imię skojarzyło jej się z ryzykiem. Ciekawe kto je wymyślił, kto je jej nadał, matka, czy ojciec?
 Dziewczyna, która wcześniej odezwała się do Chester, teraz wstała i pociągnęła ją za ramię. Odeszły kilka kroków w stronę lasu. 
-Wszystko w porządku, Chess?- spytała.
-Ja... ja po prostu nie wiem- powiedziała Chester.- Nie wiem, co tu robię, nie wiem kim jestem, nie mam pojęcia co to za miejsce i kim są ci wszyscy ludzie. Nie wiem, kim ty jesteś?
-Czy to żart, Chess?- spytała dziewczyna.- Przecież jesteś tu odkąd ja tu przyjechałam. Pamiętam, jak jedyna ze mną gadałaś, gdy przeżywałam swój pierwszy dzień.
-Przepraszam- westchnęła Chester.- Ja naprawdę nic nie wiem. gdyby nie ty, nie miałabym pojęcia, jak się nazywam.
 Dziewczyna spojrzała na nią przestraszona.
-I nie żartujesz sobie ze mnie?- upewniła się, ale Chess pokręciła ze smutkiem głową.- Chejron będzie wiedział, co robić- zawyrokowała w końcu dziewczyna.
 Złapała Chester za rękę i pociągnęła w stronę domków. Kilka osób obejrzało się za nimi, gdy znikały pomiędzy drewnianymi budynkami. Ich wygląd stwarzał niesamowity klimat i Chester czuła się tu jak w domu. Może naprawdę to był jej dom?
 Klucząc pomiędzy mniejszymi i trochę większymi chatami dziewczyny dotarły do największego, murowanego domu, który otoczony był wysokimi tujami tworzącymi coś w rodzaju płotu oddzielającego go od reszty tego magicznego miejsca.
-Chejronie!- zawołała blondynka. Chess odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki kruczoczarnych falowanych włosów.
 Westchnęła gdy zza domu wybiegł przepiękny centaur. Mimo braku pamięci Chess intuicyjnie nazwała ten cud natury. Zdaje się, że niektóre rzeczy pamiętała aż za dobrze.
-Witaj Jeasemine- odezwał się centaur o imieniu Chejron. - Kim jest ta dziewczyna, którą przyprowadziłaś?- spytał z zainteresowaniem.
 Jaesemine zrzedła mina. Czy tylko jej zdawało się, że zna Chester.
-Przecież to Chester, przyjaźni się ze mną od początku mojego pobytu- zauważyła zmieszana. Chejron zmarszczył brwi i potruchtał w miejscu. Zdaje się, że zamruczał coś pod nosem.
-Cóż, Jaesemine, tak się składa, że chciałbym porozmawiać z Chester. Możesz już wracać na przyjęcie- powiedział po chwili. Blondynka zawiedziona odbiegła do ogniska.
 Chejron ruchem głowy nakazał jej podążać za nim. Ruszyła posłusznie, lecz długie kroki centaura były dla niej zbyt szybkie. Po chwili centaur zauważył to i znacznie zwolnił.
-I pewnie nic nie pamiętasz, Chester?- spytał. Dziewczyna tylko pokiwała głową.
-Dlaczego?- zainteresowała się.
-Cóż. Mam pewne podejrzenia, ale nie sądzę, by Hera nabrała się na to już trzecie raz.
-Ale Jaesemine twierdzi, że dobrze mnie zna- zauważyła Chester.
-Tak działa Mgła, jeśli się nie mylę, to wiesz, co to jest- odparł centaur. W zadumie spoglądał w horyzont i kroczył wolno przed siebie.
-Złudzenie- powiedziała instynktownie.- Aż tak silne?- spytała.
-Jaesemine jest córką Afrodyty...- zatrzymała się nagle. Bardziej niż sama świadomość, że mówią o półbogach, zdziwiło ją to, że jeszcze sie nie domyśliła. Wszystko przecież podane było jak na tacy. Te symbole na domkach, sama obecność satyrów przy ognisku i centaura przed nią. Tak jakby to wszystko nagle wyparowało z jej pamięci i ktoś musiał opowiedzieć o tym na głos, by sobie przypomniała.- Dzieci tej bogini zawsze tworzą dużo więcej wspomnień niż potrzeba- mruknął Chejron.
-Więc jesteśmy w Ameryce?- spytała Chess. Chejron pokręcił głową. Dziwne. Czemu wydawało sie jej, że ostatnim razem źródła mocy znajdowały się nad Ameryką i dlatego Olimp znajdował się na Empire State Building.
-Moc znów zmieniła miejsce swojego skupienia. Znów jesteśmy w Europie- odparł Chejron.- W chyba najmniej oczekiwanym miejscu...
-W Grecji?
-...w Polsce- dziewczyna westchnęła mimo woli. Jedyne jej wspomnienia związane z tym krajem nie były zbyt dobre. Kiepska polityka, korupcja w rządzie. Nic miłego. Nie chciałaby tam wracać.- Trzeba przyznać, że przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat ten kraj przeszedł wielkie zmiany- dodał centaur.
-I nie ma już wysokich podatków?
-Nie.
-A wiek emerytalny?
-Zmniejszony?
-Korupcja w rządzie?
-Wygnana razem z rządem- oznajmił Chejron.
-Jak to?- zdziwiła się. Polska była przecież państwem demokratycznym.
-Korona Królestwa Polskiego jest znów świetnie rządzona przez królów.
 To zmusiło dziewczynę do zastanowienia. Pamiętała Polskę. Niezbyt dobrze, ale jednak. Pamiętała dno, na którym ten kraj się znalazł. Który teraz musi być rok, że aż tyle poszło w górę?
 Spojrzała na Chejrona, ale ten nie zwracał na nią uwagi. Patrzył cały czas w niebo. Ona też chciałaby znaleźć tam parę odpowiedzi.
-Więc, który jest dzisiaj?- spytała Chester po chwili milczenia.
-2 września 2225 roku- odparł cicho centaur.
 Tego już za wiele. Wokół jej głowy zaczęły nagle bez ładu i składu latać jakieś daty. Przy każdej z nich znajdowały się urywki jakichś filmów, jak wspomnienia.
 31 lipca 2015 roku. Jakaś zabawa. Wszędzie pełno było balonów. Może czyjeś urodziny.
 1 września 2015 roku. Pełno ubranych na galowo osób. Początek roku szkolnego.
 24 września 2015 roku. Surowo wyglądająca i sztywno ubrana osoba wydzierająca sie na nią. Wyleją ją ze szkoły, znowu. Przypomniała sobie coś jeszcze. Każda szkoła, każda jej próba uczenia się z innymi kończyła się fiaskiem, bo Chester zachowywała się niedorzecznie. Była opryskliwa i wyczulona na punkcie obrażania innych. Zawsze kończyło się awanturą, bo ona zrobiła coś nie tak. Skrzywdziła kogoś, bo on skrzywdził jakąś osobę. Chess tego nienawidziła. Nienawidziła, jak jej rówieśnicy nabijają się ze słabszych i gorzej ubranych. Serce i instynkt mówiły jej, wołały, a często wręcz wrzeszczały, obroń go! Nie pozwól na to! To twój obowiązek! I zawsze wychodziło tak jak wychodziło. Tak już było, bo Chess miała po prostu ADHD. I dysleksję. Słowa zamazywały się jej przed oczyma.
 25 września 2015 roku. Coś jej zaświtało. Czy to nie wtedy uciekła od matki? Tak, to na pewno ten czas. Uciekła i ktoś ją znalazł. Tylko kto? Wspomnienia zdawały się uciekać jej przez palce, gdy próbowała je przy sobie zatrzymać. przeciekały jak piasek. Pamiętała takiego ciemnoskórego chłopaka. Mocno opalonego. Miał kędzierzawe włosy i łobuzerski uśmiech. Chodził chyba o kulach, albo tak dziwnie kuśtykał? Powiedział, że zaprowadzi ją do domu, a dy się sprzeciwiła, odparł, że do innego domu, do tego prawdziwego... i wtedy z nim poszła. Co było potem? To wspomnienie już uciekło i nie pojawiło się żadne inne.
 Chester otworzyła oczy i nagle uświadomiła sobie, że leży na trawie. Wilgotne od rosy źdźbła kuły ja delikatnie w policzek. Powoli podniosła się i usiadła. Chejron stał przed nią z rękoma założonymi na piersi przykrytej starą zbroją.
-I co?- spytał, jakby dokładnie wiedział, co przed chwilą się stało.
-Ja... ja byłam tu, ale 210 lat temu- jęknęła.
 Dwieście dziesięć lat to strasznie dużo, ale gdzie one się podziały? Czy zniknęły razem z jej pamięcią?
-Tak mi się wydawało- orzekł smętnym głosem centaur.
-Co to znaczy?
-Nazywasz się Chester di Angelo i jesteś zaginioną siostrą Nico do Angelo, córką Hadesa.

Witam ponownie! Powinnam sie na Was obrazić. Oglądacie, a nie komentujecie, mimo moich próśb!! No ale cóż. Jestem z powrotem. Nie zdecydowaliście się jeszcze co do rywalek, ale ja zdecydowałam się co do historii związanej z greckimi bogami i obozem Percy'ego Jacksona.  Pewnie większość fanów wie, że siostra Nico di Angelo była łowczynią i zginęła na jednej z wypraw, ale BUM! Nico ma jeszcze jedną siostrę. Czekajcie na wyjaśnienie i komentujcie!!!!!!!!!!!!!!!!