piątek, 6 lutego 2015

007 i 008- Zaczniemy od...

-Straciła przytomność już po raz nie wiem który!- słyszałam jak ktoś krzyknął. To, chyba..tak, to z pewnością Bond. Otworzyłam oczy i mrugnęłam kilka razy. Znów byłam na tej samej sali. Nade mną znów pochylały się jakieś osoby. tym razem tylko dwie. Nie miałam nic wbitego w żyły. Spróbowałam rozpoznać twarze, ale przed moimi oczyma nadal były tylko jasne plamy. W końcu dostrzegłam niefrasobliwą minę Jamesa i pokerową twarz Stevie.
-Już się obudziła, widzisz?- powiedziała dziewczyna.
-Cześć- szepnęłam. Oni uśmiechnęli się.- Co za cholera znów zwaliła mnie z nóg?- spytałam.
-To- oznajmił James pokazując mi ptaka Origami z żółtego papieru.

Życie ulotne jak każda z chwil
Zabić cię może każdy fałszywy trik/by my





" Tylko płotki dają się tak wykiwać, złapać. O.R.I.G.A.M.I. czuwa!"
-Że co?- spytała Stevie, gdy rozłożyliśmy papierową zabawkę.
-To, co widać- powiedział James.
-Potrzebujemy nagrań z kamer parkingowych i niech ktoś zaniesie to do laboratorium kryminalistycznego, bo trzeba zdjąć odciski. I... niech ktoś jeszcze przyniesie mi kawy- oznajmiłam.
-Ja mogę pójść po nagrania- zaoferowała.- Wezmę ze sobą Kalego.
 Skinęłam głową.
-Ja pójdę po kawę- powiedział James i zniknął.
 Prychnęłam i włożyłam kartkę do foliowej torebki. Wcześniej była ona dotykana jedynie przez rękawiczki, o które oczywiście zadbałam, więc sądziłam, że łatwo będzie znaleźć osobę, która skleciła coś takiego.
 Laboratoria Kryminalistyczne mieściły się na sąsiedniej ulicy, w podziemiach biura Służb Specjalnych, które dość niedawno przywędrowały do nas z Ameryki. Świat się zmienia, Anglia też. CSI zagościło w państwie jej Królewskiej Mości chyba na stałe.
 Na dworze było mroźno i chłodne powietrze przenikało mnie do szpiku gdy rozglądając się po ulicy szłam do Laboratorium. Był to dość duży budynek nie większy jednak od naszej agencji. Dość szybko dotarłam do celu. Gdy weszłam do przedsionka budynku ciepłe powietrze uderzyło we mnie z całą mocą. W wejściu natknęłam się na Sarah Kinghtley , ekspertkę kryminalistyczną z Las Vegas pracującą w terenie na nocnej zmianie, to też zdziwiła mnie jej obecność tutaj.
-Sarah, miło cię widzieć- powiedziałam.
-Cześć Janette, cholerne nadgodziny- uśmiechnęła się i pomknęła w kierunku z którego przyszłam. Kącikiem oka dostrzegłam kiepsko zamaskowane wory pod jej niebieskimi oczyma.
 Weszłam do środka laboratorium. Oszklone ściany pozwalały na oglądanie pracy naukowców. Dostrzegłam Catherine Stokes w jej gabinecie. Zajrzałam tam. Na biurku przy którym siedziała znajdowało się wiele nieuporządkowanych książek. Kobieta czytała jedną z nich.
-Cześć- przywitałam się. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie zza starych okularów.
-Cześć, Jan. Co cię do nas sprowadza?- spytała.
-Jest Greg?- odpowiedziałam pytaniem.
-Tak. Zdaje się, że właśnie ściga się z Marią o pierwszeństwo w identyfikowaniu dowodó z naszej sprawy.
 Uśmiechnęłam się wesoło. Ta dwójka była znana z takiego urozmaicania czasu jak na przykład zakłady w pracy.
-Nad czym pracujecie?- spytałam na odchodnym.
-Znaleźliśmy trzy zwłoki w trzech różnych miejscach. Każda z nich nie ma trzech palców u lewej ręki- powiedziała Catherine i wróciła do czytania.-Miały też one we krwi jad nie występującego tutaj pająka, o nazwie, której nie wymówię.
 Poszłam do laboratorium. Już z daleka zauważyłam Grega Hideltona i Marię Amony przy mikroskopach.
-Cześć!- przywitałam sie po raz kolejny. Greg natychmiast odskoczył od mikroskopu. Nie mam pewności, ale to raczej nie miało związku z moim przybyciem, bo wykrzyknął przy tym:
-Wygrałem!
 Mina Marii wyrażała w tym momencie wszystko. Mimo to wtrąciłam swoje trzy grosze.
-Ja tż się cieszę, że cię widzę, Greg.
-O, Janette, właśnie wygrałem zakład.
-Fascynujące. Nie da się nie zauważyć- w moim głosie nie dało się nie wyczuć sarkazmu, któym był przesiąknięty.
-Mogę coś dla ciebie zrobić?- spytał on. Kiwnęłam głową.
-Mam dla ciebie dowody, kartkę papieru, na której należy poszukać jakichkolwiek odcisków palców, czy śladów... Możesz to dla mnie zrobić?
-Jasne- skinął głową.- Przyjdź jutro, a będziesz miała do odbioru zidentyfikowanych podejrzanych- uśmiechnęliśmy się do siebie. Pożegnałam  się i wyszłam.
 Gdy wróciłam do biura James siedział uśmiechnięty przy trzech kubkach z kawą. Nie było jeszcze Stevie. Usiadłam przy stoliku i zakręciłam się na obrotowym krześle, był już prawie wieczór. Sięgnęłam po kawę i drewnianym patyczkiem sprawdziłam najpierw, czy nie jest przypadkiem zatruta. Zaczynałam mieć już na tym punkcie jakiegoś fioła. Co chwilę sprawdzałam wszystko, co brałam do ust. Po chwili pociągnęłam małego łyka kawy i rozkoszowałam się moim ulubionym smakiem kofeiny. Po kilku minutach zupełnej ciszy do gabinetu wpadła Stevie z głośnym okrzykiem:
-Mam!
 Wyłożyła na stolik kilka kaset. Dziwne, myślałam, że teraz ludzie używają płyt? Podłączyliśmy odpowiedni sprzęt i przez następną sporą ilość czasu sprawdzaliśmy nagrania.

 Mężczyzna w czarnych okularach siedział na białym fotelu, na poddaszy swojego biurowca, gdzie znajdowała się siedziba jednego z największych światowych gangów. Jego członkowie pochodzili z różnych stron świata i większość z nich była władzom znana. Jednym z najważniejszych powodów tego, że członkowie O.R.I.G.A.M.I. byli jeszcze na wolności, była dyskrecja i brak dowodów, ale proszę, jeden z lepszych, ale nie najważniejszych, ludzi- zabity. Milan Sunnyday był jednym z lepszych podwójnych agentów. Przekazywał radzie bardzo ważne informacje. Podwójnie bolała też zdrada Stevie, jego dziewczyny i pomocniczki. Kobieta wykonywała większość roboty, także tej brudnej. Najgorsze było to, że młoda miała dużo informacji. trzeba było szybkiego podjęcia decyzji.
 Mężczyzna odwrócił się na krześle w stronę długiego stołu przy któym siedzieli członkowie rady.
-Dziewczynę trzeba zabić!

-Podsumowując- powiedziałam po dokładnym przejrzeniu wszystkich nagrań, które przyniosła Stevie.- Mamy jedną osobę, a dokładniej rozmazaną lekko twarz. Zaniosę do L, sprawdzi w bazie danych policji. Zobaczymy co z tego wyniknie, a tymczasem...- spojrzałam na zegarek. Była wpół do dziesiątej wieczorem.- Właśnie otworzyli "STUDIO"- powiedziałam. Nie potrzeba było dalszych uwag.
 Wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do domów. Umówiliśmy się za pięć dziesiąta pod klubem. Otworzyłam szafę i zastanowiłam się nad strojem.Postawiłam na czerń i koronkę. Wyprostowałam na szybko włosy i dobrałam do tego czarne botki. Prawie w ogóle się nie pomalowałam, co trochę przeczyło moim zasadom.
 Wsiadłam z powrotem do Astona i pojechałam do klubu. Gdy dotarłam na miejsce Czekała już na mnie Stevie. Miała na sobie niebieską sukienkę przepasaną beżowym pasem.

 Razem stanęłyśmy przed wejściem i pogrążone w rozmowie o wszystkim i niczym czekałyśmy na Bonda, który tym razem potrzebował dużo więcej czasu niż my. Po chwili jednak na strzeżony parking przy klubie wjechał jego Aston Martin. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn w takich samych garniturach. To nie byli Bond i Kali.
 Złapałam Stevie za rękę i weszłam do klubu. Zauważyłam, że mężczyźni ruszyli za nami. W środku był już niezły tłumek. Kobiety i faceci tańczyli w rytmie różnych najnowszych przebojów. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, co leci. Przeciskałam się między ludźmi ciągnąc za sobą Stevie.
-Ej!-zawołała ona.-Co jest?
-Widziałaś tych dwóch gości? Nieprzyjemne typki.
 Nic więcej nie mówiąc udałyśmy się w stronę tylnego wyjścia. Co chwilę odwracałam się by sprawdzić położenie przeciwników. Byłyśmy już prawie u celu, gdy odwróciłam sie raz jeszcze. Nigdzie ich nie było. Dopadłam drzwi i zatrzymałam się gwałtownie. Po dwóch jego stronach stali ci goście. Kurde, a myślałam, że nie trzeba będzie nikogo zabijać. Stevie wpadła na mnie nagle, ale nawet się nie zachwiałam. Dziewczyna pisnęła, gdy zobaczyła, dlaczego nie idę dalej.
-Chyba musimy się przewietrzyć- powiedziałam głośno. Któryś z nich otworzył nam drzwi.
 Wyszłyśmy, a oni za nami. Zdjęłam z ręki gumkę schowaną pod rękawem sukienki i zawiązałam włosy na czubku głowy. Stevie dziwnie na mnie spojrzała. Dobrze wiedziałam, że włosy będą tylko przeszkadzać w walce, ale ona chyba tego nie zrozumiała. Przygotowałam się do zablokowania ciosu, ale nic podobnego nie nastąpiło. Zauważyłam natomiast szybki ruch jednego z facetów i uprzedziłam gościa wyjmując spluwę z torebki przewieszonej przez ramię. Mężczyźni cofnęli się z podniesionymi dłońmi, ale nadal nic nie powiedzieli.
-Czego chcecie?-spytałam, a może raczej warknęłam. Stevie schowała się za moimi plecami.
-Mamy Bonda- powiedział jeden z nich po chwili.- Oddajcie dziewczynę, a nic mu się nie stanie- skinął głową  w stronę Stevie. Ta jeszcze bardziej się za mną skuliła.
-Skąd mam mieć pewność, że nie blefujecie?- Spytałam.
 Jeden z mężczyzn sięgnął ręką do kieszeni i wyjął z niej kluczyki od samochodu Jamesa z charakterystycznym breloczkiem. powiem tak- On się z nim nie rozstawał. Mimo to, nie chciałam oddawać im Stevie. Bond sobie poradzi, jest 00 nie od dziś.
-Macie kumpli?- spytałam zastanawiając sie, czy zrozumieją. Ale oni skinęli twierdząco głową.- Super, to każcie im przywieźć to Jamesa, albo Was zastrzelę- uśmiechnęłam się. Oni się nawet nie ruszyli. jakby nie dotarło do nich, co mi powiedziałam.-Potrzebujecie zachęty?- spytałam i wymierzyłam w nogę jednego z nich. Drugi natychmiast wyjął komórkę i wybrał numer. Kiedy ktoś odebrał zaczął mówić w obcym języku, który i tak rozumiałam. Mimo to warknęłam:
-Angielski!- powiedziałam bawiąc sie palcem przy spuście mojej broni. Mężczyzna posłusznie przeszedł na angielski.
-Przyjedźcie tu z Bondem- powiedział, a wcześniej po włosku wyjaśnił, gdzie jest.-Teraz czekamy- powiedział do mnie chowając komórkę.
-Ilu? Ilu przyjedzie?- spytałam.
-Trzech- powiedział.
 Zamyśliłam sie cały czas obserwując naszych gości. Zabić ich teraz, czy potem razem ze wszystkimi? Co ryzykować? Nie ryzykować wcale. Podniosłam lufę i zastrzeliłam jednego z mężczyzn. Drugiego wzięłam na muszke.
-Stevie, mogłabyś?- kiwnęłam głową w stronę śmietników znajdujących sie pod ścianą klubu. Dziewczyna wzięła zwłoki zataszczyła je tam.
 Spojrzałam na trzęsącego sie ze strachu kolegę.
-Długo jeszcze?- spytałam.- Bo nie lubię czekać- Uśmiechnęłam się przekonująco.
 Po chwili na pusty parking dla pracowników klubu wjechał jeep grand cherokee. Z niego wysiadło trzech zamaskowanych typków. jeden z nich trzymał związanego i9 szamoczącego sie bez przerwy Bonda.
-Puśćcie go- nakazałam. Kolesie spojrzeli na gościa, którego trzymałam na muszce. ten pokiwał słabo głową. Puścili 007, a ten podbiegł do mnie. Szybkim ruchem głowy pokazałam mu nóż ukryty w cholewce buta. Stevie sięgnęła po niego.
-Co z dziewczyną- zapytał jeden z przybyłych.
-A co ma być?- sptałam i zastrzeliłam mężczyznę, którego wcześniej straszyłam. Zanim któryś z jego kolegów wyjął broń strzeliłam jednemu w głowę, a drugiemu w obydwie nogi.-Mamy zakładnika- powiedziałam do Jamesa.- Może jeszcze coś wyśpiewa- mruknęłam.
-Pójdę po auto- zaofiarowała sie Stevie i pobiegła na parking dla gości. Dochodziła dwudziesta trzecia.
 Odwróciłam sie do Bonda. ten rozmasowywał sobie nadgarstki. Wcześniej związali mu je grubą liną. Teraz były na nich czerwone ślady i trochę krwi. Wyjęłam chusteczki z torebki i podałam mu.
-Wszystko tam masz?- spytał nie patrząc na mnie. Wiedziałam jak mógł się czuć. Złapali go na jego własnym terytorium. Człowiek się starzeje.
-Jak każda kobieta- odparłam.- Jak to się stało, co?
-Nie wiem- wzruszył ramionami patrząc w beton.- Zaskoczyli mnie.
-We własnym domu? To ci się nigdy nie zdarzało, James- spojrzałam na niego troskliwie. Wreszcie podniósł wzrok i nasze spojrzenia spotkały się. Niemal poczułam wstyd, jaki krył sie w jego oczach.
 Stevie z piskiem opon zahamowała obok nas. Spojrzałam na Astona czujnym okiem. Żadnej rysy. jej szeczęście.
-Nigdy więcej nie prowadzę- powiedziała dziewczyna i zajęła miejsce z tyłu. Usiadłam za kierownicą, a James obok mnie. -Odwieźcie mnie do domu- powiedziała i podała adres.

-Mieli się sprawdzić! To tylko durna wymiana!- wrzeszczał mężczyzna w czarnych okularach. Przed nim stała wysoka blondynka o krótkich włosach i sylwetce anorektyczki.- To było proste zadanie O. Naprawdę proste, inaczej zająłbym się nim osobiście- wyjaśnił dobitnie. Policzki kobiety zapłonęły rumieńcem, a w oczach pojawił się strach.- Gdyby, nie to, że jesteś mi jeszcze potrzebna, zabiłbym cie już teraz- warknął.

 Otworzyłam oczy i rozpoznałam sufit sypialni w mieszkaniu Bonda. Przewróciłam się na brzuch i narzuciłam kołdrę na nagie plecy. Rozejrzałam sie po pokoju. Jeden z moich butów leżał pod oknem, drugi w progu. Sukienka leżała zmięta na podłodze. Dwa pistolety walały się pod biurkiem. Zauważyłam też garnitur Bonda, marynarkę przewieszoną przez krzesło, spodnie koło drzwi i koszulę koło łóżka. Ehhh... wspomnienia tej nocy raczej nie wypada przywoływać.
 Gdzie więc był James? Sięgnęłam po sukienkę i wciągnęłam ją szybko. Miała dość długie rozdarcie w miejscu dekoltu, co go makabrycznie powiększyło. Mimo to wyszłam z pokoju. James siedział w kuchni, przy stole. Czytał gazetę jedząc jajecznicę. Przed nim, przy miejscu, które zajęłam, leżał jeszcze jeden talerz ze śniadaniem. Nie pytając o nic zajęłam się jedzeniem.
-Byłem już u Grega- oznajmił Bond.- Mam naszych podejrzanych.
 007 odłożył gazetę i podał mi akta, które trzymał na szafce obok.
-Olivia Kascetova, O., Robert Sienicki R., Irina Chenkov I., Gill Botes G., Andrew Highrose A., Muressa Ailenovic M., Isaac Doom I. To cały gang? Oni wszyscy tego dotykali?
-To członkowie rady gangu, z którym mamy przyjemność. Ich inicjały tworzą nazwę. Brakuje też szefa.
-Skąd wiesz?- spytałam.
-Bo nikt nie jest na tyle głupi, by na tak wysokim stanowisku pozostawiać po sobie jakieś ślady.
-To od czego zaczniemy?
-Komisarz Alex Gordon wyjawił, że już przesłuchali naszego zakładnika, to człowiek od Olivii. Nie wiemy nic więcej, bo i on wie tylko tyle. Zamknęli go w celi.
 Skinęłam wolno głową analizując fakty.
-Więc od czego zaczniemy?- spytałam po raz drugi.
-Od Olivii- powiedział on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz