-Jakim cudem udało ci się opierać takiemu zaklęciu?- spytałam z niedowierzaniem.- Nawet czarodziejom czystej krwi przychodzi to z ogromnym trudem. Jest zaledwie kilka osób, które potrafią się temu oprzeć przez kilka pierwszych chwil. A później...
-Ty też potrafisz- odparł on ignorując kompletnie moje pytanie.
-Taaak, ale ja jestem czarownicą, a ty...
-Tia, najlepszą z najlepszych, nie?- spytał z ironią.
-Inaczej by mnie tu nie było- mruknęłam z sarkazmem.
-Weź, bo się przestraszę- mruknął on.
-Zaczynasz mi działać na nerwy- warknęłam.- Jakby nie było uratowałam cię i całą tą szkołę!
W tym momencie do klasy wpadła reszta mojej ekipy. Fred zatrzymał się jak zamurowany kilka kroków przede mną i Alchemikiem.
-No nieźle- mruknęła Hermiona.
-Zamknij się!- krzyknęłam do niej. Draco zrobił skwaszoną minę.
Odwróciłam się tyłem do Thomasa.
-Trzeba coś z tym zrobić.
-To proste, Oblivate i po sprawie- zasugerował Harry.
-Co? A, tak... Ja mówiłam o niej- ruchem głowy wskazałam na sparaliżowaną nauczycielkę.- Śmierciożerczyni. Dość zaciekła.
-Ale sobie poradziłaś- wtrącił Thomas.
Fred i George w tym samym momencie zagwizdali z uznaniem.
-Zamknij się- poprosiła go Pansy.- Tobą też się zajmiemy- obiecała mu. Westchnęłam ciężko.
-Jemu dajcie spokój- powiedziałam, a wszyscy zamarli i spojrzeli na mnie wielkimi oczami.- Był pod wpływem Imperiusa, jak wszyscy tutaj. Najprawdopodobniej nic nie robił z własnej woli,a le to sie jeszcze sprawdzi ze Snapem.
-Więc co?- spytała Hermiona.
-Wzywamy ministerstwo, czy Dumbledora?- spytał Harry.
-Dumbledora- zadecydowałam szybko.- Ministerstwu nie można ufać.
Szybko wezwaliśmy dyrektora i nie musieliśmy długo na niego czekać. Pojawił się w klasie kilka minut później razem ze Snapem i profesor McGongall.
Szybko i pokrótce wyjaśniłam im wszystkie aspekty zaistniałej sytuacji.
Dumbledore pogładził się po brodzie.
-Zabierzemy pana Zimmermanna do Hogwartu i tam przesłuchamy, a Śmierciożerczynię odeślemy do ministerstwa- oznajmił po chwili.- Dobrze się spisałaś Naomi.
Uśmiechnął się do mnie, a potem odwrócił do reszty.
-Wam także gratuluję udanej misji.
Profesor McGongall rzuciła Oblivate i wszyscy razem teleportowaliśmy się do Hogsmeade, skąd udaliśmy się pieszo do Hogwartu. Thomas szedł obok mnie bez słowa, lecz widać było, że to wszystko robi na nim ogromne wrażenie. Z zapartym tchem podziwiał nie tylko mury szkoły, ale także wioskę i przechadzających sie po niej ludzi. Wszystko przyciągało jego uwagę.
Prowadzeni przez Snape'a przez różne skróty i korytarze dotarliśmy do gabinetu dyrektora.
-Za niedługo przybędzie tu poselstwo z Ministerstwa, dlatego trzeba zabrać stąd Thomasa- dyrektor rozejrzał się dookoła.- Severusie, zabierz naszego gościa do swojej klasy. Razem z Naomi i Pansy zadacie mu kilka pytań.
Dumbledore odprawił nas, a sam z innymi uczniami przygotował historię na przyjazd tych z ministerstwa.
Profesor szedł przodem, a za nim Alchemik. Ja i Pansy zamykałyśmy pochód, gdy zmierzaliśmy do lochów, by zająć się przesłuchaniem naszego towarzysza.
W gabinecie było dość ciemno. Thomas zajął miejsce w pierwszej ławce. Pansy stanęła przed biurkiem opierając się o nie. Snape zerknął na zaplecze w poszukiwaniu odpowiedniej mikstury. Gdy już ją znalazł, wrócił i podał ją Alchemikowi. ten wypił nawet się nie krzywiąc. Profesor wzruszył ramionami i odwrócił się. Usiadł za biurkiem. Stanęłam koło ławki Thomasa, zeby dodać mu odwagi, choć nie sądzę, by jej potrzebował.
-No dobrze... Zaczynajmy. Jak się nazywasz?
-Thomas Zimmermann.
-Ile masz lat?
-17 lat i 3 miesiące- wyliczył dokładnie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Skąd pochodzisz?
-Z Niemiec, z okolic Stuttgartu.
-Zajmujesz się alchemią?
-Tak.
-Z własnej woli?
-Też, ale z własnej woli nie wykorzystuję jej do niczego. Jestem po prostu zainteresowany działaniem niektórych substancji.
-A nie z własnej woli?- spytała Pansy. Profesor posłał jej mordercze spojrzenie.
-A nie z własnej woli... Hmm... Niewiele pamiętam z czasu, gdy byłem pod wpływem tego zaklęcia...
-Imperiusa- wtrąciłam.
-Tak. Niewiele pamiętam, ale chyba coś komuś podawałem. Komuś zapewne niewinnemu.
-Tia- wycedził profesor przez zęby.
-Na pewno nie z własnej woli?- zapytała raz jeszcze Pansy, a on pokiwał głową pewny siebie.
Profesor wstał i obszedł biurko dookoła.
-Przesłuchanie zakończone. Dziewczyny zabiorą cię do salonu Ślizgonów.
Po tym komunikacie Snape wyszedł z gabinetu. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do drzwi.
-Chodźmy- powiedziałam i zaczekałam na nich chwilę, a potem ruszyłam w stronę dormitoriów Slytherinu.
-Kto to są Ślizgoni?- spytał Thomas.
-To powszechna nazwa uczniów, którzy zostali przydzieleni do domu Salazara Slytherina, czyli Slytherinu.
-W Hogwarcie są cztery domy- wtrąciła Pansy.- Slytherin, Gryffindor, Ravenclow i Hufflepuff.
Thomas kiwnął krótko głową.
-Gdzież się wybieracie?- spytał ktoś. Podniosłam głowę i ujrzałam ministra magii.
-Nigdzie- skłamałam.- Chyba możemy wrócić do swoich pokoi?- spytałam.
-Kim jest wasz przyjaciel?
-To Thomas Anderson- odezwała się Pansy.
-Dzień Dobry- dodał Thomas.- Miło pana poznać.
Minister przyjrzał się nam uważnie. Przyjęłam znudzoną minę.
-Jak wasza misja?
-Nadal w toku, wróciliśmy dosłownie na chwilę po potrzebne materiały. Ujęliśmy Śmierciożerczynię, ale nadal nie wiadomo, co z alchemikiem...- rozgadała się Pansy
-Tak- przerwał Minister.- Wiem- dodał i odszedł szybkim krokiem.
Gdy tylko zniknął nam z oczu. Wybuchnęłam śmiechem. Pansy uśmiechnęła się do mnie, a Thomas nie przestał obserwować miejsce, w którym zniknął Minister.
-Nieźle go spławiłaś- powiedziałam.
-Idziemy?- spytał Thomas i natychmiast spoważniałam.
-Jasne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz