Razem z Orickiem zaniosłam Em do rogu, naszej bazy. Reszta trybutów, z tych którzy przeżyli, uciekła jak najdalej. Na horyzoncie dostrzec można było początki lasu otaczającego nasz tor przeszkód. Można było spokojnie założyć, że ci, którzy go dostrzegli, właśnie tam zwiali. Zakładałam także, ze już założyli drugi sojusz i trzymają się razem.
Ułożyliśmy Emeralda na jednym z łóżek polowych. Fatia natychmiast założyłam mu opatrunek i podała tabletki przeciwbólowe. Lara przyniosła butelkę z wodą. podziękowałam jej skinieniem głowy i wzięłam ja od niej. Odkręciłam i przystawiłam Em do ust, a on zaczął pić.
-Powinien się przespać- powiedziała Fatia. Aaron od razu jej przytaknął. Kiwnęłam głową niezdecydowana.
Lara zeszła na dół, gdzie Erwin i Orick rozmawiali o czymś głośno. Uciszyła ich. Fatia Pociągnęła Aarona za rękę w stronę schodów, ale on wyrwał się i usiadł na łóżku leżącym obok posłania Em. Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie. Nie zainteresowało mnie to tak bardzo, by się nad tym zastanowić. Hektor złapał ją za rękę i zaprowadził do innych.
Westchnęłam cicho przypatrując się śpiącemu koledze. Przez myśl zaczęły mi przepływać wspomnienia dotyczące naszych wspólnie spędzonych chwil. Te wieczory przy ognisku, w lesie. Popołudnia nad jeziorem, upływające na łowieniu ryb i urządzaniu wyścigów w pływaniu. Te poranki na treningach, gdy razem śmialiśmy się z nieudolnych początkujących i krytykowaliśmy nauczycieli. Te wszystkie mile spędzone momenty, których nie zapomnę sprawiły, że po policzku spłynęły mi łzy. Aaron przypatrywał mi się bez słowa. Szybko otarłam je i głośno wciągnęłam powietrze.
-W porządku?- spytał dwuznacznie Aar. Sama nie wiedziałam, czy to było bardziej stwierdzenie, czy pytanie?
Wstałam i otrzepałam spodnie. Aar uśmiechnął się do mnie lekko. Szybko, lecz niezbyt szczerze odwzajemniłam ten miły gest i zbiegłam po schodach.
-Zostało ich niewiele- powiedział Orick. Spojrzał na mnie, zatrzymał wzrk na szklanych jeszcze oczach, a potem kontynuował.- Ile? 10 osób?
-Błąd- przerwałam mu.- Zostało ich siedmioro. Anarika, Korrie, Connor, Felix, Katherine, Luissane i Cornel. Im udało się zbiec do lasu.
-Ich siedmioro i nas ośmioro. Nierówne szanse- stwierdziła Lara.
-To niczego nie zmieni, ale nie sądzę, by było warto liczyć Emeralda...- stwierdziłam cicho. Zapadła martwa cisza.
Wszyscy wiedzieli, ze mam rację, ale mało kto miał odwagę się do tego przyznać. Minęło mało czasu, ale Em da sie bardzo szybko polubić. Zbyt szybko i teraz wszystkim było strasznie ciężko. Nie byłam gotowa na stratę przyjaciela, a przecież to na tym polegały igrzyska. Tutaj każdy coś tracił. Niektórzy przyjaciół, znajomych, rodzinę, a inni życie.
-Racja- powiedział w końcu Orick.- Racja, ale nie możemy się poddawać. Przecież jeszcze nie wszystko stracone, nie?- spojrzał na nas.- No weźcie! Zbyt szybko tracicie nadzieję! Przecież on jeszcze nie odszedł. Wciąż z nami jest!
-Tak, Orick. Wciąż jest- powiedziałam.- Dzięki za miłą przemowę, ale chyba czas coś do niej dodać. Nawet jeśli on zginie, to nie pozwólmy mu zginąć na marne! Przecież wiedzieliśmy, z czym to wszystko się wiąże! Każdy z nas dostał zasady i tam było jak byk napisane: Jeśli przeżyjesz, znaczy, ze wszyscy inni zginęli. I czas to sobie uświadomić. Może wygrać tylko jedna osoba.
Nikt się nie odzywał. Wszyscy zgodnie na mnie patrzeli.
-Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak nakaz oddania za kogoś życia. Bo to może być każdy z nas! Każdy może wygrać! To wyjdzie później. Ale każdy bez wyjątku musi sie pogodzić z tym, że to także może nie być on. To może nie być ta osoba, która chcielibyśmy, aby wygrała! Nic nie jest z góry przesądzone i jeśli los chce nam zesłać jeszcze więcej śmierci, a z pewnością wkrótce to zrobi, to musimy być na nią przygotowani! Nie możemy się poddać tylko dlatego, ze jedna osoba nie zobaczy efektu naszej pracy! Właśnie dlatego powinniśmy pracować jeszcze lepiej, żeby na końcu móc powiedzieć, szkoda, ze cię tu nie było, ale byłbyś zadowolony!
Fatia zaczęła bić brawo, a po chwili dołączyli do niej inni. Schowałam twarz w dłoniach.
-Znów wszystko pomieszaliście- mruknęłam na tyle cicho, by nikt mnie nie usłyszał.
Wstałam szybko i skierowałam się do schodów.
-Czekaj!- zawołał za mną Orick. Podszedł do mnie i uśmiechnął się.- To było niesamowite, nie wiem skąd to wzięłaś, ale... Myślę, że większości tego właśnie brakowało. I... pocieszyłaś mnie- powiedział i podrapał się po karku patrząc w podłogę.
Spojrzałam za okno. Tak. Być może ich pocieszyłam, ale jutro też jest dzień i trzeba go przeżyć bez względu na wszystko. A niewyspani na pewno nic nie wskóramy.
-Chodźmy spać- powiedziałam.- Ściemnia się.
Wszyscy sie zgodzili. Na górze było sześć łóżek. jedno już zajęte.
-Ja i Erwin przejmiemy pierwszą wartę- oznajmiła Lara.
-Jasne- odparłam.- Później cię zmienię, razem z...
Chciałam powiedzieć, z Emeraldem, ale w porę się powstrzymałam. przełknęlam ślinę i rozejrzałam się po ludziach.
-Ze mną- powiedział za mnie Aar.- A potem Orick z Hektorem- zadecydował. Chłopcy zgodnie kiwnęli głowami.
Erwin stanął przy oknie, a Lara zbiegła po schodach. po chwili wróciła z lornetką i stanęła koło swojego dystryktowego partnera, a cała reszta położyła się spać. Zamknęłam oczy i starałam się zasnąć. Ale sen długo nie przychodził, mimo że wszyscy byli cicho. Gdy w końcu nadszedł porwał mnie w mglisty wir koszmarów.
Nagle znalazłam się w białym pomieszczeniu. Wszystko, dosłownie wszystko tam było białe lub jasno szare. Meble zdawały się należeć do kogoś zamożnego. Ktoś z Kapitolu. Zauważyłam duże biurko, idealnie wysprzątane i białe krzesło odwrócone z stronę ogromnego okna. Po chwili krzesło zaczęło się wolno odwracać w moją stronę. Drzwi otworzyły się z hukiem więc odwróciłam się w ich stronę. Dwóch strażników pokoju wprowadziło przez nie jakąś osobę z workiem na głowie. Puścili ją i upadła na kolana tuż przede mną.
-Sir?- odezwał się jeden ze strażników. Odwróciłam się w stronę, w którą skierował swoje słowa.
Na fotelu za biurkiem siedział ubrany w biały garnitur Prezydent Snow. Głośno przełknęłam ślinę. Czy on mnie widzi?
Snow ruchem ręki nakazał zdjąć worek z głowy pojmanej osoby. Odwróciłam się znów w tamtą stronę i zachłysnęłam powietrzem. Zakryłam usta rękoma by nie zacząć krzyczeć. Na kolanach przed Snowem, ledwo żywa klęczała Anetta Sneak. Moja przyjaciółka, moja nauczycielka, moja druga matka.
-Piękną mamy pogodę, prawda?- spytał Snow. Anetta spojrzała na niego z nienawiścią. Skąd w niej takie emocje? Przecież zawsze podziwiała Snowa.- Odkryliśmy cię Anetto. Częściowo przez twoją wychowankę, częściowo przez twoich niedoszłych przyjaciół. Wszystko jej powiedziałaś, prawda? Nastawiłaś ją przeciwko igrzyskom. Pierwsza taka zawodowczyni, hm?
Snow wstał zza biurka, minął mnie i stanął przed Anettą. Ta splunęła mu na buty. Prezydent skrzywił się lekko, lecz nic nie powiedział. Natomiast strażnik uderzył Anettę pięścią prosto w twarz. Kobieta warknęła, a potem parsknęła krwią.
-To nic nie da kochana- powiedział Snow.- Możesz się burzyć, ale ani ty, ani twoja wychowanka, ani twoi przyjaciele nie macie szans na przeżycie- spojrzał na mnie, tak, jakby mnie widział. Ale nie widział, bo po chwili przeszedł przeze mnie jak przez ducha.- Równie dobrze możesz więc powiedzieć, co wiesz... A wiesz dużo, tego jestem pewien.
-Nigdy w życiu ci nic nie powiem!- krzyknęła Anetta.- Jesteś tchórzem! Tyranem, mającym gdzieś potrzeby innych! Stworzyłeś grę i myślisz, ze to wszystko załatwi. Mylisz się. Nie zdołasz nas powstrzymać!
Podczas, gdy kobieta mówiła, Snow odwrócił się po coś. Po chwili znów zwrócił się w jej stronę. W jednej ręce trzymał garść jagód łykołaku, a w drugiej sztylet ociekający dziwną substancją.
-Każdy ma swoje metody likwidowania wrogów, moja droga- powiedział.- Pozwolę ci wybrać.
Anetta zmierzyła go wzrokiem. Milczała. Grobowa cisza zawisła niebezpiecznie w powietrzu.
-Nie chcesz?- spytał Snow ze sztucznym niedowierzaniem.
Odwrócił się do biurka i odłożył jagody. Potem wykonał szybki ruch ręką i wbił zatrute ostrze prosto w serce mojej przyjaciółki.
-Nie!!!- wrzasnęłam.
Otworzyłam oczy i zerwałam się do pozycji siedzącej. Zaczęłam głęboko i szybko oddychać. Aaron natychmiast znalazł się tuż przy mnie. Położył rękę na moim ramieniu i przytulił. Miałam na głowie lepsze rzeczy niż myślenie o tym, co on wyprawia, więc nie zwróciłam na to uwagi. W przeciwieństwie do innych.
-Co się stało?- spytała Lara.- Sen?
-Koszmar- warknęłam.- To Snow. Snow zabił moją opiekunkę...
-Anettę?- spytał Aaron. Kiwnęłam głową.
-Ale to był tylko sen, prawda?- zainteresował się nagle Orick. Wzruszyłam ramionami.
-Nie jestem wróżką, więc chyba tak- zauważyłam markotnie.
-Oby- mruknął pod nosem Hektor.
-Co?-spytałam szybko i niewyraźnie. Zignorowali mnie.
Wyrwałam się z uścisku Aarona i wstałam gwałtownie. Zachwiałam się na nogach i prawie upadłam. Lara przytrzymała mnie za ramiona.
-Dzięki- mruknęłam.- Zmiana warty?- spytałam błagalnie. Lara uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Oddała mi lornetkę i zajęła moje łóżko. Erwin takze sie położył i po chwili wszyscy wrócili do spania.
Przez pierwsze minuty w ogóle sie nie odzywaliśmy. Milcząco wpatrywaliśmy się w horyzont. Potem Aarowi się to znudziło i zaczął się przechadzać pomiędzy łóżkami. Zajrzał do Emeralda, ale nic nie powiedział. Cisza zaczynała ciążyć. Wychyliłam się z okna. Las na horyzoncie zdawał się przybliżyć od czasu, gdy mu się przyglądałam popołudniu. Dziwne. Chwilę później idealną ciszę zakłócił dźwięk spadającego pudełka. Spojrzałam w górę i ujrzałam małą skrzyknę zaplątaną w bluszczu.
Obejrzałam się, by sprawdzić, gdzie jest Aar. Zszedł na dół. Nie mam pojęcia po co.
Sięgnęłam po pudełko. Paczka od sponsora.
Otworzyłam i zajrzałam do środka. Spodziewałam się jakichś leków, czy czegoś. Nic. Nic kompletnie. Tylko zwinięta kartka. Wyjęłam ją.
Nikomu nie pokazuj! To nie był zwykły sen, ale o tym się nie mówi. Anetta nie żyje. Nikomu o tym nie mów. Potrzebujemy cię, ale Snow już czai się an twoje życie! Twoja przemowa dała mu do myślenia. Zbierz wszystkich i idźcie do północnej części lasu. Spójrz przez okno widzisz tę górę? Tam będziemy na was czekać. Acha, w wieży są kamery, ale tylko na pierwszym i trzecim piętrze. Nieruchome, ale dobrze słyszą. Drugie piętro czyste. Powodzenia! Nikomu nie pokazuj!
Zastanowiłam się chwilę nad tymi słowami, a potem raz jeszcze je przeczytałam. Nikomu nie pokazuj. Nie pokażę. Anetta nie żyje. A jednak... Proroczy sen. Czyli jednak jestem wróżką? Ta góra?
Wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście. Wcześniej jej nie zauważyłam, ale na horyzoncie rzeczywiście majaczyła jakaś góra. Będą tam czekać? Kiedy? Chyba, gdy dotrzemy... Można wiązać z tym jakieś nadzieje... Ale to może być pułapka. Nikomu nie pokazuj! Nie pokażę.
Kamery! O, i to się przyda. Drugie piętro czyste. Ważna informacja, ale czy prawdziwa? Trzeba już teraz podjąć decyzję. Decyzji, od której może zależeć całe moje życie. Czy zaufać tej karteczce?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz