Wieża nie była duża. Miła trzy poziomy o wymiarach około 4x4m. Tak mi sie przynajmniej zdawało, bo znajdujące sie dosłownie wszędzie półki i wieszaki z bronią utrudniały znacznie oszacowanie wielkości obiektu, który zdobyliśmy.
Szybko weszliśmy do środka. Aaron znalazł jakiś przełącznik i nacisnął go. Wieża rozbłysła światłem halogenów wiszących pod sufitem.
-Energooszczędne- mruknął Orick.
Hektor i Em zatrzasnęli za nami drzwi i znaleźliśmy sie w bezpiecznym miejscu. Erwin i lara oglądali po kolei broń. Wspięłam sie po schodach. Na drugim pięterku znajdowało się jedzenie i ekwipunek. Na trzecim mieliśmy idealny punkt obserwacyjny z kilkoma łóżkami polowymi.
-Idealne miejsce- szepnęła Fatia. Uśmiechnęłam się pod nosem, tak idealne. Mogliśmy zostać tu tak długo jak chcieliśmy, a jednocześnie prowadzić akcje typu Zabić wszystko, co się rusza. Tak, to zdecydowanie idealne miejsce.
Usiadłam na jednym z łóżek, a ból znów zaczął napływać. Zaczęłam ciężej i trudniej oddychać.
-Znalazłem to z jednym z plecaków- powiedział Aar siadając obok mnie.- To tabletki przeciwbólowe- dodał czytając nalepkę na opakowaniu. Podał mi trzy kapsułki. Połknęłam szybko.
Chwilę później ból zaczął się cofać ustępował nudzie.
-Co będziemy teraz robić?- spytałam zerkając przez okno. Inni trybuci jeszcze walczyli. Zawiązały sie nowe sojusze. Trzy wielkie sojusze i kilku samotników.- Dołączmy do walki. Mamy broń, mamy wszystko.
Korciło mnie, żeby wbrew temu, co mogą powiedzieć moi towarzysze, porwać jakąś broń i rzucić sie w wir walki.
-Czemu nie- poparł mnie Em.- Zostawmy Fatię na straży i idźmy sie zabawić- dodał.
Fatia spojrzała na niego spod zmrużonych oczu, ale nic nie odpowiedziała. Nie protestowała. Erwin poruszył sie niespokojnie i szepnął coś do Lary.
-Idźmy- powiedziała dziewczyna.
-Jestem za- oznajmił Orick, a Hektor kiwnął głową popierając kolegę. Uśmiechnęłam się i skierowałam do Aarona.
-Jak chcesz, to możesz z nią zostać- powiedziałam i ruszyłam do stojaka z bronią.
-Chyba żartujesz- mruknął Aar i poszedł za mną.
-To będzie ostra zabawa- powiedziałam i otworzyłam drzwi. Wyszliśmy na skalny podest przed drzwiami i natychmiast przeskoczyłam zwinnie na kolejną półkę. Rozproszyliśmy się zanim jeszcze usłyszeliśmy trzask zamykanych przez Fatię drzwi.
Przed nami w najlepsze trwała walka. Nie było już samotnych wojowników. Widać natomiast było wyraźny podział między sojuszami. Od razu dostrzegłam dwójkę martwych osób, których wcześniej zostawiliśmy żywych. Dwunastka odpadła z gry. Dwójka dzieciaków leżała bez życia na dwóch sąsiednich półkach skalnych. Zdaje się, że to była sprawka wściekłej Anariki, która razem ze swoją siostrą zawiązała sojusz z chłopakami z piątki. Drugi sojusz składał się z trójki i szóstki, a trzeci tworzyła siódemka z dziewiątką i jedenastką.
-Nie sądzisz, ze to trochę nie fair?- spytałam Erwina, który znajdował się najbliżej mnie. Chłopak nic nie odpowiedział. W ogóle był jakiś milczący.
Ruszyliśmy do ataku. Mieliśmy znaczną przewagę, więc wszyscy zaczęli po prostu uciekać. Przystanęłam w bezpiecznym miejscy i wyjęłam noże. Aaron zauważył moje działanie i także przystanął. Zaczęliśmy powoli eliminować cele. Miałam do dyspozycji siedem ostrzy, Aar trzy plus swoje shurikeny.
Rozejrzałam się i zobaczyłam Cole, na idealnej pozycji. Dziewczyna biegła przed siebie nie wiedząc, co się święci. Nie pilnowała tyłów. Uśmiechnęłam sie pod nosem. Zamachnęłam sie i wypuściłam nóż, a ten przeciął powietrze z zawrotną prędkością i wbił się w plecy Dwójki tuż po lewą łopatką. Na kombinezonie dziewczyny pojawiła się czerwona plama i zaczęła rosnąć. Ruff krzyknęła i upadła na kolana, a potem na twarz. Jej oddech zwolnił, a potem uciekł z podmuchem wiatru. Anarika ujrzała to i wrzasnęła wściekła. To może być zabawne. Zaczęłam myśleć o tym, jak ją unieruchomić, ale nie zabijać. Przypomniałam sobie o nabojach usypiających. Ile mogą działać? Kilka godzin?
Wyjęłam broń i wycelowałam. Strzeliłam i pędząca w moją stronę dziewczyna osunęła sie na ziemię.
-Przecież nie załatwimy wszystkiego pierwszego dnia- mruknęłam w odpowiedzi na pytające spojrzenie Em.
Wróciłam do rzucania nożami. Nie patrzałam na poczynania innych. Nie zwracałam uwagi na otaczające mnie dźwięki. Krzyki, piski i jęki. Rzeź pod rogiem obfitości. Zdecydowanie jedyna w swoim rodzaju. Nie fair.
Życie jest nie fair.
Rzuciłam kolejnym ostrzem i trafiłam Alastora w ramię. Chłopak wrzasnęła zaskoczony i wyrwał ostrze z ramienia. Potem rzucił nim na oślep i zaczął uciekać jeszcze szybciej. Po chwili trafił go shuriken Aarona i Piątka padła na ziemię. Connor nawet nie obejrzał się za partnerem. Został sam z całego sojuszu. Pozwoliłam mu uciec.
Rozejrzałam sie i znalazłam kolejny cel. Livon z trójeczki utykała już na lewą nogę, więc uciekanie niezbyt jej szło. Zamachnęłam sie i nie trafiłam, bo dziewczyna nagle upadła. Rzuciłam kolejnym ostrzem i Livon nie mogła już wstać. Spadła z półki skalnej w otchłań i po chwili jej ciało gruchnęło z hukiem o podłoże. Korrie pisnęła. Zostały mi trzy ostrza.
Nagle ktoś krzyknął do mnie ostrzegawczo. To Sam Konnor z dziewiątki zaatakował mnie od tyłu. Zamachnęłam sie ręką, w której trzymałam nóż gotowy do rzutu i wbiłam mu go w brzuch. Wokół ostrza powstała powiększająca sie plama z krwi. Nim zdążyłam wyjąć broń, Sam spadł w otchłań. Odbił się od jednej z półek, a potem walnął w podłoże.
W końcu rozejrzałam sie za moimi towarzyszami. Lara siedziała na jednej z wyższych skał i monitorowała otoczenie z kuszą przyłożoną do ramienia. Gotowa do strzału. Erwin walczył z Connorem, którego udało mu sie zatrzymać, zanim uciekł. A myślałam, ze biedakowi uda sie zbiec. Aaron stał w polu mojego wzroku i przymierzał sie do rzutu w Tanyę z dziewiątki. Hektor brał przykład z Lary i także obserwował. Oddał już dwa strzały, niestety pudło i pudło. Orick zmagał się z Avą, zdaje sie, że siostra przez czas przygotowań wyćwiczyła się w walce i była dla Oricka dość dobrą przeciwniczką, by zająć mu trochę czasu. Jej siostra leżała natomiast martwa na krawędzi półki skalnej, na której znajdowała się cała trójka.
Rozejrzałam sie dokładniej, ale nigdzie nie mogłam dostrzec Emeralda. Nagle moich uszu dobiegł słaby, cichy krzyk. Podążyłam w jego stronę. Głos wydawał mi się tak znajomy, ale to nie mogła być prawda. Zeskoczyłam na półkę niżej i dojrzałam go kilka metrów dalej. Leżał prawie nieruchomo na skale, w czerwonej kałuży krwi wokół jego barku. Nóż, którym rzucił Alastor wbił się w lewy bark Em tuż pod obojczykiem. Szybko przeskoczyłam dzielącą nas odległość i delikatnie wylądowałam tuż obok czerwonej kałuży. Krew dotarła do mojego buta i spłynęła po krzywej powierzchni kamienia tuz przy mojej podeszwie.
-Em- złapałam go za drugie ramię i podniosłam lekko.Rozejrzałam sie nerwowo w poszukiwaniu czegoś, co zatamowałoby rozlew krwi, ale jak na złość niczego nie znalazłam. Odłożyłam wiec przyjaciela z powrotem na skałę i odpięłam rękaw mojego kombinezonu. Zwinęłam go w kulkę i przycisnęłam do rany, z której chłopak sam wyjął sobie ostrze. Po chwili skała zatrzęsła sie pod ciężarem Oricka.
-Fatia coś znalazła, ale... nie wiem, czy pomoże- szepnął chłopak.- Zanieśmy go tam.
Kiwnęłam głową i pomogłam Orickowi podnieść mojego przyjaciela.
Nie wiem, czemu, ale miałam dziwne przeczucia, że to będą krótkie igrzyska. Zbyt krótkie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz