Chcieliście Fantastyczny
sensacyjny kryminał. Isza 00 wspomniała o tytule. Tajemnicze zniknięcie.
Nie wszyscy pewnie znacie tę książkę, ale opowiadanie będzie trochę wzorowane
na historii z powieści Jutro. Dzięki za udzielanie się i głosowanie, zapraszam do komentowania. Pozwoliłam sobie dodać coś do tytułu.
Jestem
pewna, że gdybym nie wyjechała na ten dzień wszystko potoczyłoby się
inaczej. Moja rodzina by żyła, a on być może nie polowałby teraz na
mnie. Ale może od początku.
Jestem
Angelina Dimitrie. Zwykła Elfka tropicielka. Mam rodzinę. Matkę i
siostrę. Ojciec już nie żyje. Mam ukochanego. Czasem się kłócimy. Mam
przyjaciół. Razem uczęszczamy do Akademii. Jesteśmy nierozłączni. Jeśli
ktoś o nas mówi, to zawsze Angelina, Demeter i Augustine. Zawsze razem.
To
lato było upalne, a w naszej krainie mało jest chłodnych miejsc.
Jedynie Piekło, jaskinia obok dużego i stromego urwiska skalnego, oraz
Kamienna Grota, tunel między Górą Przeznaczenia i Wzniesieniem Syzyfa.
Tam właśnie postanowiłyśmy się udać.
Wył
letni suchy wiatr, gdy przemierzałyśmy szczyty Greków, naszych
gór. Zatrzymałyśmy się na chwilę w ostatnim zajeździe, by pogawędzić z
kuzynką Augustiny i napić się czegoś ciepłego. Potem ruszyłyśmy dalej, w
świat kamieni, a temperatura zaczynała powoli spadać do 15 stopni
Celcjusza.
Lawirowałyśmy
między stromymi zboczami gór, aż dotarłyśmy do przesmyku, który był
wejściem do tunelu. Kamienna grota była podłużna, lecz także szeroka.
Miała około 2 metry wysokości, 4 szerokości i co najmniej 20 długości.
Byłam tam kiedyś z matką, lecz teraz miejsce to wydało mi się bardziej
mroczne i odosobnione.
Rozbiłyśmy
namioty przy ścianie, na przeciwko której ciągnął się wąski strumyk.
Zajęłam się rozwijaniem śpiworu, podczas gdy one zawieszały wzmocnienie
dachu na korzeniach jedynych tutaj drzew, które tworzyły strop tunelu.
Westchnęłam... Kilka dni, podczas których będziemy miały szansę poczuć
prawdziwą wolność.
Zbliżał
się już zmierzch, gdy skończyłyśmy ostatnie przygotowania. Z zebranego
drewna uformowałyśmy stosik i zapaliłyśmy go. Z piankami i elfimi
przysmakami na długich gałęziach siedziałyśmy wokół ognia i
rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.
Gdy zmęczenie zaczęło przejmować nade mną kontrolę pożegnałam je i odeszłam do śpiworów. Kładąc się i zasypiając myślałam o matce i niespokojnych rządach w naszej krainie. Sama nie wiem, dlaczego?
Gdy tylko zamknęłam oczy, zaczęło się. Śniło mi się, że nasza kraina stanęła u progu wojny, a ja miałam zadecydować, czy do niej dojdzie. Gdy podejmowałam tę właściwą decyzję zdarzyło się coś strasznego. Przeciwnicy zlekceważyli naszą odpowiedź na ich groźby i, i tak zaatakowali. Nemezis zniknęło ze świata nadnaturalnych stworzeń, za to na zawsze zapisało się w historii. Gdy przeglądałam nową księgę kronikarską zauważyłam opis tego zdarzenia. Kiedy zaczęłam czytać ogromna zjawa wyskoczyła ze stronic i pomknęła prosto na mnie. Zbudziłam się z krzykiem na sinych z przenikliwego chłodu, który wziął się nie wiadomo skąd, ustach. Augustine i Demeter otworzyły oczy, przetarły je i spojrzały na mnie mętnym, niewidzącym wzrokiem. Uspokoiłam je i na powrót zasnęły. Ja natomiast nie przyłożyłam już głowy do poduszki, zbytnio bałam się koszmarów.
Kilka godzin później dziewczyny zbudziły się. Razem rozpaliłyśmy nowe ognisko i przyrządziłyśmy sobie jedzenie. Siedziałyśmy dookoła ognia zajadając śniadanie. Potem Augustine zaproponowała, abyśmy zaśpiewały coś wesołego. Zaczęłyśmy z uśmiechem na ustach nucić elfickie piosenki.
Dni mijały nam szybko, choć dość rutynowo. Zlewały się ze sobą, więc nie wiem kiedy upłynął nam czas swobody i nadszedł koniec wycieczki, musiałyśmy wracać.
Z kiepskim humorem znów przemierzałyśmy Greki.
Gdy w końcu dotarłyśmy na skraj lasu obrastającego naszą krainę dobiegł nas swąd palonego drewna. Nie bacząc na koleżanki puściłam się sprintem w stronę wioski. Dobiegłam do ostatniej linii drzew i padłam na kolana zanosząc się szlochem. Wszystkie domy oprócz pałacu Mandragory stały w płomieniach. Zaniosłam się płaczem mimo, że bardzo tego nie chciałam. Demeter i Augustine pogrążone w rozmowie dotarły do mnie i gdy tylko spojrzały na ten przerażający widok i zbladły. Demeter zawsze była szczególnie wrażliwa. Teraz osunęła sie na ziemię i ukryła twarz w dłoniach. Z jej ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Augustine poklepała ja przyjacielsko i pocieszająco po ramieniu, choć sama ledwo trzymała się w ryzach. Widać było, że ma ochotę zrzucić z siebie ten ciężar i po prostu się rozpłakać. Momentalnie ogień znikł. Wzdrygnęłam się, ale dobrze wiedziałam, co powinnam zrobić. Poszukać kości jakichkolwiek elfów, żeby wiedzieć, czy ktoś zginął. Głośno wciągnęłam powietrze i podeszłam najpierw do ruin domku Demeter, lecz nie znalazłam tam nic. Kości elfów nie spalają się. Po kolei przeszukałam wszystkie domy, aż dotarłam do swojego. Ślina nie chciała mi się przecisnąć przez gardło, gdy wraz z nią przyjmowałam do wiadomości, że być może znajdę tam szczątki matki. Powoli weszłam do kwadratowego pomieszczenia, nachyliłam się i palcami rozgrzebałam prochy i popioły chcąc znaleźć choćby najmniejszą kosteczkę. Nic.
Gdy zmęczenie zaczęło przejmować nade mną kontrolę pożegnałam je i odeszłam do śpiworów. Kładąc się i zasypiając myślałam o matce i niespokojnych rządach w naszej krainie. Sama nie wiem, dlaczego?
Gdy tylko zamknęłam oczy, zaczęło się. Śniło mi się, że nasza kraina stanęła u progu wojny, a ja miałam zadecydować, czy do niej dojdzie. Gdy podejmowałam tę właściwą decyzję zdarzyło się coś strasznego. Przeciwnicy zlekceważyli naszą odpowiedź na ich groźby i, i tak zaatakowali. Nemezis zniknęło ze świata nadnaturalnych stworzeń, za to na zawsze zapisało się w historii. Gdy przeglądałam nową księgę kronikarską zauważyłam opis tego zdarzenia. Kiedy zaczęłam czytać ogromna zjawa wyskoczyła ze stronic i pomknęła prosto na mnie. Zbudziłam się z krzykiem na sinych z przenikliwego chłodu, który wziął się nie wiadomo skąd, ustach. Augustine i Demeter otworzyły oczy, przetarły je i spojrzały na mnie mętnym, niewidzącym wzrokiem. Uspokoiłam je i na powrót zasnęły. Ja natomiast nie przyłożyłam już głowy do poduszki, zbytnio bałam się koszmarów.
Kilka godzin później dziewczyny zbudziły się. Razem rozpaliłyśmy nowe ognisko i przyrządziłyśmy sobie jedzenie. Siedziałyśmy dookoła ognia zajadając śniadanie. Potem Augustine zaproponowała, abyśmy zaśpiewały coś wesołego. Zaczęłyśmy z uśmiechem na ustach nucić elfickie piosenki.
Dni mijały nam szybko, choć dość rutynowo. Zlewały się ze sobą, więc nie wiem kiedy upłynął nam czas swobody i nadszedł koniec wycieczki, musiałyśmy wracać.
Z kiepskim humorem znów przemierzałyśmy Greki.
Gdy w końcu dotarłyśmy na skraj lasu obrastającego naszą krainę dobiegł nas swąd palonego drewna. Nie bacząc na koleżanki puściłam się sprintem w stronę wioski. Dobiegłam do ostatniej linii drzew i padłam na kolana zanosząc się szlochem. Wszystkie domy oprócz pałacu Mandragory stały w płomieniach. Zaniosłam się płaczem mimo, że bardzo tego nie chciałam. Demeter i Augustine pogrążone w rozmowie dotarły do mnie i gdy tylko spojrzały na ten przerażający widok i zbladły. Demeter zawsze była szczególnie wrażliwa. Teraz osunęła sie na ziemię i ukryła twarz w dłoniach. Z jej ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Augustine poklepała ja przyjacielsko i pocieszająco po ramieniu, choć sama ledwo trzymała się w ryzach. Widać było, że ma ochotę zrzucić z siebie ten ciężar i po prostu się rozpłakać. Momentalnie ogień znikł. Wzdrygnęłam się, ale dobrze wiedziałam, co powinnam zrobić. Poszukać kości jakichkolwiek elfów, żeby wiedzieć, czy ktoś zginął. Głośno wciągnęłam powietrze i podeszłam najpierw do ruin domku Demeter, lecz nie znalazłam tam nic. Kości elfów nie spalają się. Po kolei przeszukałam wszystkie domy, aż dotarłam do swojego. Ślina nie chciała mi się przecisnąć przez gardło, gdy wraz z nią przyjmowałam do wiadomości, że być może znajdę tam szczątki matki. Powoli weszłam do kwadratowego pomieszczenia, nachyliłam się i palcami rozgrzebałam prochy i popioły chcąc znaleźć choćby najmniejszą kosteczkę. Nic.
Skoro
to nie był zamach, ani masowe morderstwo, czy jego próba, to co?
Dlaczego nigdy dotąd nie napadana przez istoty potrafiące posługiwać się
ogniem elfia wioska nagle spłonęła? Coś musiało w tym tkwić. I dlaczego
pałac królowej Mandragory nadal stoi niezmieniony? To zdecydowanie
jakaś nieznana dotąd magia.
Zdenerwowana
lekko powróciłam do miejsca gdzie zostawiłam przyjaciółki, by
powiedzieć, że musimy rozwiązać zagadkę tego tajemniczego spłonięcia.
Gdy
dotarłam do drzew ani Augustine, ani Demeter nie było. Leżała tam
natomiast opaska Demy i zwinięta w rulon kartka, a raczej pergamin.
Po ciebie też wrócimy. Nam nikt się nie wymyka. Wszyscy muszą zapłacić!
Słowa
nabazgrane kaligraficznym pismem na kolanie głosiły jasno. To nie było
zwykłe porwanie, lecz tajemnicze zniknięcie. Nikomu jeszcze nie udało
się bezgłośnie uprowadzić Augustine i właśnie to sprawiło, że dziewczyna
jest tak twarda. Ktoś musiał użyć do tego diabelskiej magii. I ja,
Angelina, musiałam się z tą osobą kiedyś zmierzyć i odebrać to, co moje.
Przyjaciół, rodzinę, sąsiadów. Nie będę uciekać.
Postanowiłam,
że nie mogę tak po prostu czekać na magów. Zaczęłam myśleć o naszych
sąsiadach, innych wioskach. Kto z nich pisał na pergaminie? Albowie,
Serubowie, Katończycy, Aldomici, prawie wszyscy. Wobec kogo mieliśmy
dług? Katończyków, Serubów i Anestozów. kto mógł znać tak skomplikowane
techniki magiczne? Nie mam pojęcia... Może Serubowie... Zawsze byli
skryci. Ale o Anestozach też prawie nic nie wiedzieliśmy. W końcu
zamiast siedzieć bezczynnie postanowiłam sprawdzić obie te wioski.
Zagwizdałam
przeciągle i Dorina, moja pegazica podleciała do mnie driftując między
drzewami. Była piękną klaczą o karym umaszczeniu i nietoperzych,
ogromnych skrzydłach.
Dosiadłam
jej i nie wznosząc się w powietrze popędziłam do galopu.
Przemierzałyśmy las w czarującym spokoju i odprężającej ciszy, którą
zagłuszały tylko trzaskające pod kopytami Doriny gałęzie. Klacz pędziła
przed siebie ciesząc się szybkością i rześkim powietrzem smagającym ją
lekko po nieużywanych skrzydłach.
Obie wioski, które zamierzałam odwiedzić znajdowały się w dość bliskim sąsiedztwie. Nie miałam jeszcze żadnego planu, nie wiedziałam, co robić, ale sądziłam, że lepsze to, niż nic.Gdy w końcu dotarłam do pierwszej z wiosek, Anestozyjskiej. W drewnianych chatach nie paliły się światła, po wąskich uliczkach nikt nie przemykał, na wieży świątynnej tykanie zegara ucichło. Nie było tam ani jednej żywej duszy, natomiast co najmniej dziesięć martwych. A gdzie reszta? Wojna trwa i giną ludzie. muszę jak najszybciej dostać się do wioski Serubów. Zaniechałam wszelkich środków ostrożności, co było bardzo kiepskim posunięciem i pozwoliłam Dorinie wznieść sie w powietrze. Po kilku przepojonych świeżym powietrzem chwilach trzy ogniste smoki rozpoczęły pościg za moją klaczą. Lekko już zdyszana pegazica ledwo unikała ognistych pocisków, które wystrzeliwały z paszcz skrzydlatych stworów.
Gdy już straciłam nadzieję na ratunek dostrzegłam już zamykające się wrota fortecy Serubów. To wewnątrz niej znajdowały się domy mieszkańców wioski, która była nietypowa. Zamknięta w pięciu ścianach, chroniona jednym wielkim dachem przypominała jeden wielki dom. Wydobyłam z Doriny ostatki sił i zdążyłyśmy schronić się w środku Serubii, nim wrota zatrzasnęły się.
Popełniłam wiele błędów, ale ten był chyba najgorszy.
Rozejrzałam się dookoła i przeraziłam nie na żarty. Cała forteca od środka płonęła. Jedyne skrzydlate elfy na całym świecie konały na schodach swoich już prawie doszczętnie spalonych domków. Główną aleją, ku mnie, kroczyły dostojnie dwa odziały wrogich wojsk. Nie miałam dokąd uciec. Dopiero teraz zrozumiałam, że to była pułapka. Specjalnie mnie tu zwabili. Teraz nie miałam dokąd uciec. Zeszłam z klaczy i trzymając ją za cugle wyprostowałam sie dumnie. Nie pokażę im, że czuję się poddana, czy zwyciężona, o nie! Jeszcze wygram...
Najdostojniej ubrany wojak wyciągnął w moją stronę swoją laskę, a niebieskie światło, które znajdowało się na jej końcu wystrzeliło w moje serce. Poczułam, jak moje ciało robi się bezwaładne, a świadomość zanika.
**********
Leżałam na czymś twardym, tylko pod głowa czułam miękką poduchę. Otworzyłam oczy i dostrzegłam słabe światło w dużej odległości. Obejrzałam się dookoła w rozległym pomieszczeniu przypominającym szpital polowy partyzantów, czy rebeliantów, znajdowało się dużo stołów i twardych blatów, na których leżały ranne, czasem nawet umierające elfy. Więc co ja tu robiłam? poczułam się trochę, jak w jakiejś książce kryminalnej.
Wtedy poczułam okropny ból w okolicach klatki piersiowej. Byłam ubrana w długą suknię z wycięciem na brzuchu i plecach, która nie wiem jakim cudem znalazła sie na moim ciele. Przebierali mnie? Co jeszcze mogli zrobić gdy byłam nieprzytomna? Wolałam o tym nie myśleć.
Chwilę później do mojej leżanki podeszła kobieta w tym samym mundurze, co napastnicy, których spotkałam w Serubii.
-Jestem Anafilee- przedstawiła się.- A ty?
-Gdzie jestem?- kompletnie zignorowałam jej pytanie. miałam tysiąc swoich.
- W szpitalu polowym, na obrzeżach lasu Ceryjskiego. Jak się nazywasz?- ponowiła pytanie.
-Angelina- odparłam.- Dlaczego znajdujemy się tak blisko ludzi?- spytałam zastanawiając sie nad tym głęboko.
- Ludzie dotarli do wioski Katończyków, dowiedzieli się o elfach i polują na nas. Spaliliśmy wszystkie wioski...
-Zabiliście Serubów!- wykrzyknęłam.
-Każdemu daliśmy prawo wyboru, odejść, albo spłonąć z dowodami naszego istnienia.- na te jej słowa pokręciłam głową ze smutkiem.- Wy odeszliście.
-Gdzie oni teraz są?- zapytałam, a w kąciku mojego oka zakręciła się łza.
Nim Analilee odezwała się rozległ się wybuch i echo huku wraz z masą powietrza wstrząsnęło całym szpitalem.
-LUDZIE! LUDZIE!- rozległy się krzyki.
-Nie obronimy się, chowajcie się!- wrzasnęła do tych, co jeszcze mogli chodzić.
Do szpitala wtargnęły umundurowane i uzbrojone w metal niewysokie osoby. Chciałam uciekać, ale nogi nie chciały mnie słuchać. Podbiegł do mnie jakiś człowiek, mężczyzna. Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę z której nadbiegł. Dotarło do mnie, że jeśli mnie pojmają będę ich eksperymentem. Nie chcę tego!
Obejrzałam się do tyłu i szybko chwyciłam sztylet. Napastnik odsunął sie, bo myślał, że to jego zamierzam zabić. Racjonalne myślenie zupełnie mnie opuściło i wbiłam chłodne ostrze w swoje serce. Osunęłam się na ziemię, a mężczyzna patrzył to na mnie, to na plamę krwi tworzącą sie wokół rany, jakby nie wierzył w to, co zrobiłam. Anafilee spojrzała na mnie podbiegła do człowieka stojącego nade mną i szybkim ruchem poderżnęła mu gardło. Sądziła, że to on mnie zabił.
-Ja.. sama, to ... zabiłam się...- wyjąkałam, a ona kiwnęła tylko głową.
Zamknęłam oczy i życie uszło ze mnie całkowicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz