Gdyby ktoś mnie spytał, co o tym wszystkim sądzę, to zamiast odpowiadać, chyba przywaliłabym mu w twarz i właśnie to miałam ochotę zrobić, gdy takie pytanie padło z ust Chejrona. Tak, czy siak, Chejron pozostanie zawsze Chejronem, czyli starym, szanowanym centaurem, a do takich nawet ja mam szacunek. Powiedziałam więc mu grzecznie, że sądzę o tym tyle, co o zeszłorocznym śniegu i zaczęłam się gapić w płatki topiące się w zimnym mleku. Była, jak można słusznie wywnioskować, pora kolacji. Kiedy chwilę wcześniej powiedziałam zaskoczonemu Nico, że idę spać, nie żartowałam i na prawdę miałam na to ochotę, ale w drodze do domu usłyszałam gong zapraszający mnie na ostatni poza ogniskiem nocnym, posiłek za dnia.
Chcąc nie chcąc, udałam się do jadalni. Teraz siedziałam przy stole naprzeciw brata i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nico siedział zgarbiony w rozpiętej dżinsowej koszuli nałożonej na biały bawełniany podkoszulek i ciemnozielone szorty odsłaniające umięśnione łydki, czym wywoływał ochy i achy wśród córek Afrodyty i nie tylko. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc rozanieloną minę Jaesemine. Nico zauważył to i jeszcze bardziej pochylił się nad miską z płatkami.
-To nie sprawi, że staniesz się mniej atrakcyjny w ich oczach- rzuciłam z wymuszonym uśmiechem.
-W ogóle się nie zmieniłaś, wiesz?- mruknął pod nosem. Nagle stał się taki cichy, jakby już sie nie cieszył, że mnie widzi, że znów jest w obozie, że jest bogiem... Sama nie wiem, z czego miałby sie tak martwić?
Ja na przykład miałam bardzo dobry powód. Właśnie dowiedziałam się, że jestem pieprzoną boginią i muszę na własną rękę szukać Mojr, które najprawdopodobniej spowodowały moje jeszcze bardziej pieprzone zniknięcie i są sto razy silniejsze od bogów, cholernie groźne i najprawdopodobniej wrogo nastawione do mojej skromnej osoby. Szlag by to!
-Uznam to za komplement- stwierdziłam i wstałam. Wierzchem dłoni trąciłam miskę i rozlałam mleko. Bezsilnie patrzyłam jak moja nowa bluzka brudzi się białą cieczą. Powstrzymałam się od wyrzucenia z siebie kolorowej wiązanki godnej Hadesa i spytałam jak najbardziej spokojnym głosem.- Powiedz, czy to, ze jestem boginią, sprawia, że mogę na przykład stwarzać różne rzeczy?
Nico spojrzał na mnie z nagłym zainteresowaniem. Spojrzał na plamę na stole i mleko kapiące powoli na ziemię. Nagle tuż obok pojawiła się góra chusteczek higienicznych ze wzorem w słoniki. Nie żartuję, słoniki...
-Tak- odparł wyraźnie zadowolony.
-Wiem o czym myślisz- powiedział Nico przyglądając mi się.- Podoba mi się ten pomysł, może w końcu ktoś skupi się na kimś innym niż na mnie- dodał.
Normalnie bym się zdziwiła, ale przeszłam już przez tyle śmiesznie dziwnych rzeczy, że się nawet nie skrzywiłam. To chyba dobrze, że rozumiemy się bez słó. Zacznę się martwić, jak on zacznie przeglądać moje myśli.
-Znudziło co się już bycie w centrum uwagi?- spytałam z sarkazmem.
-Tak- odparł lakonicznie.- I chyba nawet wiem, jak ci pomóc- mrugnął do mnie porozumiewawczo. Potem strzelił palcami i wylane mleko zniknęło. Skrzywiłam się. Że też wcześniej na to nie wpadłam.
Dotarliśmy do domku Hadesa nim ktokolwiek skończył kolację. Ludzie zwykle zbierali się w Wielkiej Sali, by nie tylko zjeść, ale także poplotkować, pogawędzić bez celu. W ciągu dnia, w czasie wszystkich ważnych zajęć, jakimi były treningi, nauka i praca, nie było na to zbyt dużo miejsca. plan był napięty, ale właśnie dzięki temu panowała tu dyscyplina przekładająca się na spokój i porządek.
Stanęłam przed lustrem.
-Na dobry początek kolor- powiedział Nico.- To musi być czerwony.
Uśmiechnęłam się do siebie. On i ja, uwielbialiśmy ten kolor. Jak to Nico zawsze mawiał? Zaraz po czerni Hadesu.
Zamieniłam krótkie spodenki i bluzkę na prostą czerwoną sukienkę. Brat przypatrzył się jej uważnie. Wydłużył ją aż do ziemi i rozciął od połowy lewego uda. Krawędzie przyozdobił bordowym brokatem i pojedynczymi różami. Z uśmiechem na twarzy odsunął się ode mnie na metr.
-Rękawy- mruknął.
I już chciał coś zrobić, gdy sama wydłużyłam je do łokci i zakończyłam wiązanką różyczek. Potem pogłębiłam lekko dekolt i usztywniłam go gorsetem. Nico zamyślił się na chwilę po czym zmienił kształt dekoltu z serca na kwadrat i tam też zamieścił kilka kwiatów. Na koniec przewiązałam się szerokim kawałkiem materiału tworząc na plecach dużą kokardę.
Okręciłam się dookoła własnej osi zadowolona z siebie, z brata i z tego, że na chwilę zapomniałam o wszystkim.
-Szpilki- wtrącił Nico. Mało się nie przewróciłam, gdy moje kremowe baleriny zamieniły się w dziesięciocentymetrowe szpile.
-O nie!- zaprzeczyłam szybko i zamieniłam je w niskie sandałki na koturnie.
-Łał- odezwał się ktoś cicho.
Odwróciłam się migiem i zobaczyłam Jaesemine. przypatrywała mi się z uwagą.
-Chyba pobijesz nas wszystkie na głowę- powiedziała pewnie. Spojrzałam na zegarek na ścianie. Za chwilę ognisko.
Córka Afrodyty była już gotowa. Tren zwiewnej, długiej, niebieskiej sukienki trzymała w dłoniach, by nie potknąć się o kilka warstw tiulu czy z czego to było zrobione. Z tyły sukienka ciągnęła się za nią. Góra była jeszcze bardziej zachwycająca. Szafirowy gorset wysadzany kamieniami połyskiwał w świetle lampy zawieszonej u sufitu. Ramiona dziewczyny były odsłonięte, a rękawy łączyły się z resztą stroju za pomocą spinek z niebieskimi chryzantemami i rozszerzały ku dołowi. Jaesemine wyglądała przepięknie.
Przyjrzała mi się z zaciekawieniem, po czym pstryknęła palcami i wzbogaciła lekko mój strój.
-Nie zapominaj, że jestem córką afrodyty- mrugnęła do mnie porozumiewawczo.- Będę czekać przed domkiem- dodała i wyszła.
Odwróciłam się do Nico i szybko zastanowiłam nad jego strojem. Nie wiem skąd, bo wcześniej tego nie było, ale teraz ognisko było czymś w rodzaju gali. Wszyscy ubierali się jak chcieli, czy w rzeczywistości po prostu stroili, siedzieliśmy wokół ognia lub trochę dalej i słuchaliśmy sprawozdań Chejrona, wśród których nie brakowało wychwalania osiągnięć jego ulubieńców, czyli dwóch córek Aresa i syna Hefajstosa, których imion nie starałam się nawet zapamiętać. Codziennie ktoś wracał z misji, codziennie ktoś zrobił coś fajnego i trzeba było się tym pochwalić a potem według zwyczajów dzieci Afrodyty, Apolla i Dionizosa, obgadać przy dobrym winie. Czasy troszkę się zmieniły. Było więcej imprez, można powiedzieć, odkąd wydało się, że pan D. ma tyle dzieci.
Jednak to dziewczyny zazwyczaj się stroiły, a chłopacy pozostawali przy swoich codziennych strojach. mimo wszystko strój jaki narzuciłam Nico miał w sobie trochę inności. Dresowe spodnie w odcieniu czerni, szara bluzka z napisem Make a Wish i szara bluza z kapturem przewiązana w pasie. Inność stanowił tu głównie materiał. Mało osób stąd nosi dresy, a to przecież wygodne.
Widać więc, że każdy inaczej postrzegał ognisko, ale na pewno wszyscy dobrze się przy nim bawili.
Kiedy wyszłam z domku Jaesemine stała koło ścieżki. Razem udaliśmy się w stronę płonącego już ognia.Nico na powrót zgarbił się, a córka Afrodyty robiła dosłownie wszystko, żeby ją zauważył. Nim doszliśmy do jednego ze stołów, które zawsze zajmowaliśmy, cicho uświadomiłam jej, że to nie ma sensu. Zamilkła zawiedziona.
Mimo tego ogniskowa atmosfera szybko udzieliła się nam wszystkim i nawet mój brat odzyskał trochę humoru. Tymczasem gdziekolwiek pojawiałam się ja lub moja przyjaciółka słuchać było ochy i achy.
Chyba dobrze zrobił mi taki jeden wieczór pełen dumy i zachwytów. Chyba...
-Weź- poprosiła mnie słodkim głosem Jaesamine. Wypiła już dwa kieliszki, a ja uparcie nie tknęłam ani jednego.- No błagam cię. Jak szaleć to na całego.
-Taaa- zaczęłam i już miałam przypomnieć jej kilka opowieści, które sama mi opowiedziała, gdy zobaczyłam minę Nico mówiącą: Widzę, że ci tego brakuje. Jeden raz nie zaszkodzi. To takie słodkie, że aż dałam się nabrać. Sięgnęłam po szklane naczynie wypełnione czerwonawym płynem.
Gdy przełknęłam pierwszy łyk wina zauważyłam, że nie jest ono zwykłe i, że na pewno nie jest rozcieńczone jak powinno. Za mało w nim wody, jeżeli w ogóle ktoś jej tam dodał. Niedobrze. Nagle zdałam sobie sprawę, co się stanie jeżeli oni wszyscy wypili już tyle soku z winogron. Kiepska sprawa.
-Jaesemine, ile wypiła Helena?- spytałam ignorując pytające spojrzenie Nico. Córka Afrodyty wzruszyła ramionami.
-Trzy, może cztery...- zaczęła.
-Kieliszki?- spytałam. Pokręciła głową.
-Szklanki? Pełne? O mój Boże...- zachwiałam się niebezpiecznie na nogach. Nico natychmiast doskoczył do mnie i złapał za ramię.- Tu nie ma wody, Nico. Wino nie jest dobrze rozcieńczone... Same procenty...
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, co teraz może się wydarzyć. Pijani herosi nie są groźni. Nie ci tutaj. Ile potworów ma nas teraz jak na tacy.
Nagle znów zachwiałam się i poleciałam do przodu. Co się ze mą dzieje...
To miała być zwykła zabawa. Mój czas, takie szaleństwo nastolatek, którego od dawna potrzebowałam. A teraz co? Skończyło się ognisko gwiazd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz