-Wstawaj Rubinie!
Natychmiast poderwałam się do pozycji siedzącej. Lekko rozmytym jeszcze wzrokiem przebiegłam po pomieszczeniu i dostrzegłam Emeralda.
Natychmiast poderwałam się do pozycji siedzącej. Lekko rozmytym jeszcze wzrokiem przebiegłam po pomieszczeniu i dostrzegłam Emeralda.
-Nie nazywaj mnie tak więcej- powiedziałam tylko i wróciłam do przerwanej czynności, spania.
-Hej,
też bym sobie chętnie pospał, ale wypieprzają nas na arenę za dosłownie
kilka godzin- oznajmił ciepło Em i wyszedł trzaskając drzwiami.
Zerwałam się na równe nogi i spojrzałam w czarny ekran telewizora.
Miałam tyle do ogarnięcia, a przy tym stres po prostu pożerał mnie od
środka. Jak wypadnę? Czy od razu zginę? Czy w ogóle zginę? Może
wygram... A może nie. Polubią mnie? Będę mogła liczyć na jakąkolwiek
pomoc?
Czemu ja w ogóle zaprzątałam sobie tym głowę? Przecież idę tam jedynie dla ich rozrywki.
Kilkoma
szybkimi ruchami przeczesałam włosy, ubrałam się w żółty T-Shirt i
dżinsy, na stopy wsunęłam miłe w dotyku kapcie i wyszłam na śniadanie.
Wszyscy siedzieli już przy stole i wesoło zajadali chleb z truskawkowym
dżemem. Zachowywali się jakby nie pamiętali, co stanie się już za
chwilę. Ciężko klapnęłam na
ostatnie wolne krzesło, spojrzałam na suto zastawiony stół i
stwierdziłam, że wcale nie jestem głodna. Mimo tego był to jednak mój
ostatni tak bogaty posiłek i z trudem zmusiłam się do przełknięcia paru
kęsów pajdy świeżego chleba.
Mieszane uczucia znów wezbrały w moim sercu. Zawodowca na jakiego zostałam wychowana kłócił się z buntowniczką, jaką byłam od zawsze w podświadomości. Nie miałam ochoty być czyjąś marionetką, ani ginąć dla ogólnej uciechy, ale bardzo chciałam pokazać, że jestem dobrze wyszkolona i nie za nic dostałam tak dobre oceny, że potrafiłabym poradzić sobie z nimi wszystkimi, że mogłabym ich pozabijać... W głębi duszy dobrze jednak wiedziałam, że na arenie będą ze mną co najmniej trzy osoby, których nie potrafiłabym skrzywdzić.
W gabinecie Johanny siedziałam skulona, zagubiona z myślami i tylko przytakiwałam słowom stylistki, których nawet nie dosłyszałam. Byłam bardzo zadowolona, gdy w końcu kobieta przyniosła mój strój i pozwoliła mi się przebrać.
Ze zdziwieniem zauważyłam, że nie był to typowy kombinezon trybuta. Mój strój składał się raczej z krótkich spodenek, rozpinanej bluzy i dopinanych na zamki kolejnych części garderoby, które sprawiały, że top zamieniał się w bluzkę z długim rękawem, a krótkie spodenki w długie spodnie. Wszystko to było sprytnie połączone i nie utrudniało poruszania. Atutem tej kreacji było dopasowywanie do każdej pogody.
-Teraz jesteś gotowa- oznajmiła. Zerknęła na zegarek.- Późno. Za chwilę wyjdziesz na arenę- przez gardło przeszła mi wielka gula. Z trudem przełknęłam ślinę.- Pamiętaj o czym ci powiedziałam- nakazała i popchnęła mnie do windy.
-Czekaj- zawołałam. Szklane drzwi zamknęły mi się przed nosem.- Co mi mówiłaś?!- wrzasnęłam z całych sił, ale Johanna nie usłyszała. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i pomachała.
Winda zaczęła się wznosić powoli. Po chwili pokój stylistki całkowicie zniknął mi z oczu, a widok jaki ujrzałam nie zaskoczył mnie. Nie tego się spodziewałam po 75. Igrzyskach Głodowych.
Znajdowałam się w kręgu dwudziestu czterech trybutów. Przede mną wznosiła się majestatyczna wieża. Na jej czubku powiewała flaga Kapitolu. Róg Obfitości. Cała reszta to była zwykła skała przykryta mchem. Rozejrzałam się po twarzach trybutów stojących niedaleko mnie. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam tuż obok członków mojego sojuszu. Dowodzący Igrzyskami nie popełniają takich błędów, więc to musiało mieć jakiś cel.
-Wszyscy do rogu!- wrzasnął Em, a my pokiwaliśmy zgodnie głowami. Niech wszyscy wiedzą, niech się boją tam iść.
Uspokoiłam się i czekałam na odliczanie. Zamiast tego usłyszeliśmy głos dochodzący w zasadzie nie wiadomo skąd.
-START!- na ten znak wszyscy zeskoczyli z podestów i ruszyli biegiem w różne strony. Większość mimo poznania naszych zamiarów skierowała się w stronę wieży, bo nigdzie indziej w zasięgu wzroku nie widać było drzew, ani innych schronień.
Nagle ziemia zatrzęsła się. Mech dosłownie zsunął się pod ziemię ujawniając szczeliny pomiędzy skałami. W jednej sekundzie niektóre z kamiennych podestów poszybowały w górę i zatrzymały się na różnych wysokościach tworząc parkur. Róg obfitości wyniosło na najwyższy poziom, a reszta skalnych półek opadła o kilka metrów, lub zaczęła się kruszyć.
Zachwiałam się, gdy kamień na którym stałam poderwał się do góry. Utrzymałam równowagę, a gdy skała zatrzymała się, rozejrzałam sie dookoła w poszukiwaniu sojuszników. Wszyscy byli nadal w grze. Kątem oka dostrzegłam jedną z Trójki, spadającą w przepaść. Zdaje się, ze była to Korrie. Jej loki zniknęły mi z oczu. Usłyszałam jej krzyk i trzask złamanej kości. Livon pochyliła się nad przepaścią, zdaje się, że Korrie przeżyła.
Znalazłam najkrótszą drogę do Rogu Obfitości gestem zasugerowałam moim kompanom podążanie za mną. Arena, na jakiej się znaleźliśmy dała nam wiele potencjalnych kryjówek i sporo ruchu przy każdym wypadzie. Żeby dostać sie gdziekolwiek trzeba było pokonać trudną drogę będącą swego rodzaju torem przeszkód, jakie pokonywaliśmy na teście. Można powiedzieć, że była idealna.
Byłam w tym dość dobra, by już po chwili dotrzeć w pobliże Rogu. Odwróciłam się do towarzyszy, ale zamiast nich ujrzałam zbliżającą się Anarikę, dziewczynę z Dwójki. Ona i jej siostra były zawodowcami, jedynymi, w historii, które nie załapały się do sojuszu Zawodowców. To prawda, że najprawdopodobniej po raz pierwszy Dwójka i Jedynka nie trzymały się razem. Musiały to bardzo przeżyć.
Anarika wyszczerzyła się do mnie w uśmiechu, który mówił, że dobrze wie, o czym myślę, ale nie da mi na to dużo czasu. Widziałam urywki filmu z jej treningów. Nie zrobiły na mnie wrażenia. Dziewczyna zaatakowała pierwsza. Sparowałam jej cios i zadałam własny. Przez chwilę okrążałyśmy się zadając pojedyncze uderzenia. W końcu znudziło mi się to i pokazałam jej to, czego nie było na filmikach, które Kapitol udostępniał, a które przedstawiały oczywiście trybutów. Najlepsze zawsze chowałam dla siebie. Był to trik, którego uczyłam się bardzo długo. Pokazała mi go Anetta. Teraz umiałam go perfekcyjnie.
Wyskoczyłam w powietrze, zrobiłam obrót i kopnęłam dziewczynę w mostek. Zaskoczona Anarika zachwiała się niebezpiecznie. Gdy próbowała złapać równowagę zadałam lekki cios w klatkę piersiową i trybutka poleciała w przepaść. Zdążyła się obrócić w powietrzu i skontrolować upadek, co sprawiło, że wylądowała bez żadnych obrażeń.
Odwróciłam się znów w kierunku moich towarzyszy. Aaron stał na skale obok, a reszta znajdowała się w kolejnych dalszych punktach drogi.
-Prowadź- mruknął chłopak. Uśmiechnęłam się i ruszyłam do twierdzy zastanawiając się, co tam znajdziemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz