środa, 6 maja 2015

Strata

 Przelałam wrzącą substancję do próbówki i odniosłam profesorowi. Skinął głową, co w jego języku oznaczało pochwałę. Już dawno zauważyłam, że przez tę całą sprawę z Lily ze Snapem trzeba rozmawiać w jego języku.
 Teraz podeszłam do Freda i uśmiechnęłam się zadowolona. Skończyłam mój przyśpieszony kurs chemii. Gdy bliźniacy i Luna dokończą swoje eliksiry, wszyscy wreszcie będziemy mieli to za sobą. Jedyny problem, jest taki, że teraz przed nami okropnie trudna misja, której miejscem będzie świat mugoli. Od Dumbledora dowiedziałam się, ze dawno już nie prowadzono takich działań i zwykle są one niebezpieczne. Nie poprawiło to mojego humoru.
-Tak!- zakrzyknął wesoło Fred i poderwał się z miejsca mało nie przewracając kociołka z wywarem, który właśnie przygotował. Profesor Snape przyjrzał mu się dokładnie. Chyba dobrze. mruknął coś i powrócił do pracy. Sprawdzał właśnie nasze sprawdziany z wiedzy teoretycznej ze wszystkich sześciu lat podczas których mugole uczą się chemii.
-Pansy, 4- oznajmił. Postanowił oceniać nas po mugolsku. W skali od 1 do 6. Czwórka była oceną dobrą.- Harry- 4 z małym plusem- mruknął profesor. Pochylił się nad pracą Luny.- Cztery. Neville -trzy. George- zamilkł na chwilę.- Mimo tego uroczego obrazka. cztery z dużym minusem. Fred pięć- skrzywił się, gdy to mówił. Natomiast Fred złapał mnie za rękę i ścisnął mocno.- Ginny, też pięć- my mieliśmy dobre oceny, a Snape nie miał humoru.- Naomi... chyba coś źle przeliczyłem- mruknął.- Sześć... minus.
 Wrzasnęłam z zachwytu. Fred zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, a Pansy pogratulowała z uśmiechem.

-Jesteś pewien, ze niczego nie zapomnieliśmy?- spytałam chyba po raz setny, a Fred po raz setny pokręcił głową przecząco.
-Daj spokój Naomi, sprawdzałaś to chyba dziesięć razy- dodała lekko zmęczona już moim gadaniem Pansy. Obruszyłam się. No, ale dziewczyna miała rację. Zostałam tak wychowana, że ktoś stojący z boku musiałby dobrze się przyjrzeć, by zrozumieć, dlaczego jestem Ślizgonką. Wszyscy zawsze uważali mnie za poukładaną, inteligentną i oczytaną dziewczynę, która wie czego chce i nie boi się ryzyka i odrobiny niepewności związanych z upartym dążeniem do określonego celu. Tak naprawdę byłam zwykłą nastolatką, co chwilę coś wypadało mi z głowy, o czymś zapominała. Byłam też strasznie zazdrosna i opryskliwa, nie ukrywam, że często zdarzało mi się obmyślać plan upokorzenia osoby, która mi dopiekła. Ostatnimi czasy była to głównie Hermiona.
 W końcu zamilkłam i wzięłam bagaże. Razem z całą paczką ruszyliśmy przed szkołę. Tam mieliśmy spotkać się z resztą drużyny. Nie mogłam doczekać się ponownego spotkania z Tonks i Remusem, ale obawiałam się trochę towarzystwa Dracona i Hermy.
 Gdy dotarliśmy na kamienny dziedziniec, większość osób już czekała.  Zauważyłam brak Zabiniego i Ginny. Natychmiast przywitałam się ze starszymi czarodziejami. Profesorowie Dumbledore, McGongall i Snape stali z boku i przyglądali się nam. Po chwili Minerwa zamieniwszy kilka słów z Severusem, podeszła do Harrego i zaczęli rozmowę. Standardowo, wskazówki i pomocne rady. Profesor McGongal była dla Gryfonów niczym druga matka.
 Fred szeptał o czymś z Georgem, Neville rozprawiał z Harrym, a Luna zajęta była pogaduszkami z Pansy. Draco, Hermiona i Ron trzymali się z dala.  Z nudów postanowiłam wyjąć książkę z torby podręcznej, ale nim to zrobiłam zdyszany Blaise wybiegł na dziedziniec. Dopiero po kilku chwilach zdałam sobie sprawę, ze po policzkach chłopaka spływają łzy. Zabini podbiegł do Dumbledora i pokrótce coś mu wyjaśnił. Natychmiast wszyscy profesorowie wraz z Tonks i Lupinem pobiegli z powrotem za Zabinim. Nie mogłam się powstrzymać i ruszyłam za nimi, zostawiając przyjaciół. Usłyszałam tylko, jak Fred woła mnie i wpadłam do szkoły. Podążyliśmy do lochów.
 Przeraziłam się, gdy zobaczyłam to, co oni. Ginny leżała na ziemi, cała we krwi. Na ścianie nad nią widniał krwawy napis: Trzymajcie się z dala od Alchemika! Albo ktoś jeszcze pożałuje!
 Zobaczyłam jak profesorowie spoglądają po sobie z przestrachem, a potem Snape zerknął na mnie. Osunęła się na ziemię, lecz przed bliskim spotkaniem z nią ochroniły mnie ręce Freda. Zemdlałam w jego ramionach. Kompletna ciemność przed oczyma zdała się trwać sekundę.
 Gdy się obudziłam, znajdowałam się w jakimś powozie. Obok mnie siedzieli bliźniacy, Pansy i Zabini. Przed nami, na koźle siedziała Tonks, w ręku trzymała wodze. Siedzieliśmy w powozie ciągniętym przez testrale. Więc nie zaniechali wyprawy przez ten incydent? Nie zdziwiło mnie to szczególnie. Dumbledore zawsze przejmował się tylko swoimi zamierzeniami i zadaniami. Nie winiłam go za to. Alchemik na pewno jest większym złem. Ale mógłby czasem mieć na względzie nasze uczucia. Ginny była naszą przyjaciółką, a teraz nie żyła.
 Zajechaliśmy pod nasz nowy dom i pod osłoną wieczora zanieśliśmy bagaże do mieszkań. Snape odleciał do Hogwartu razem z testralami, zaraz po tym, jak zostawił mi ostatnie wskazówki dotyczące chemii. Zaczął się nowy rozdział w moim życiu. Rozdział pod tytułem Misja.

Sorry, że krótkie. Mam nadzieję, ze się podobało. Komentować mi tu! No, a teraz czekajcie jeszcze na kolejną część igrzysk, buźki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz