-Jak to możliwe?- to zasadnicze pytanie
nie dawało mi spokoju już od dwóch dni, a dokładnie od kiedy nagle
obudziłam się w Obozie Pół-krwi.
-Znalazłaś
się 211 lat temu, a odnalazł cię sam Nico, gdy Persefona wyjawiła mu w
końcu, że ma jeszcze jedną siostrę, ukrywaną. Szukał, szukał i znalazł
cię. Byłaś niezła. Udałaś się z nim na kilka misji. Ale potem znów w
niewyjaśnionych okolicznościach nagle zniknęłaś. pamiętam jaki Nico był
wtedy załamany...- powiedział w końcu Chejron. Już kilka razy próbowałam
zacząć ten temat, ale dopiero teraz centaur raczył mi odpowiedzieć.
-Nico
może i był silnym herosem, ale nie bogiem... Starzał się dużo wolniej
ale cały czas był śmiertelny. Zmarł pięć lat temu, podczas swojej
ostatniej walki z Hydrą.
-Więc jak
to możliwe, ze ja żyję? I w dodatku mam się świetnie?- miałam coraz
więcej pytań i z niecierpliwością czekałam na odpowiedź.- Czy byłam od
niego dużo młodsza?
-Młodsza?- powtórzył cicho Chejron i zamyślił się.
Rozejrzałam
się dookoła. Znajdowałam się nad brzegiem jeziora. Nie stałam na plaży,
lecz na skraju lasu, w którym znajdował się obóz. Za moimi plecami
trenowali młodzi herosi.
-Byłaś młodsza- przerwał milczenie centaur.- O trzy lata... Miałaś inną matkę, lecz Nico uparcie nazywał cię di Angelo.
-Więc jak naprawdę się nazywam?- spytałam, a on wzruszył ramionami.
-Hej,
Chester!- odwróciłam się i zobaczyłam Helenę Cejrowską z domku Aresa
machającą do mnie mieczem.- Jeśli na serio jesteś taka dobra, to chodź i
się zmierz!- zawołała wesoło wymachując ostrzem we wszystkie strony.
Uśmiechnęłam się pod nosem i wyjęłam swój miecz z pochwy. Znalazłam go,
gdy przeglądałam rzeczy z domku Hadesa.
Nie
było tam zbyt dużo ekwipunku. Znalazłam sporo pamiątek po Nico, ale
mało broni, czy jakichś rzeczy wskazujących na moją przeszłość. Odkryłam
to ostrze i Chejron powiedział, że od zawsze należało tylko do mnie.
Było świetnie wyważone i dopasowane do mojej ręki.
Odmachałam
mieczem do Heleny i podbiegłam do niej. Stanęłyśmy naprzeciw siebie, a
dookoła zgromadziło sie sporo herosów z jej domku, a także domku Ateny,
Afrodyty i Hekate. Otoczyli nas kołem. Zmierzyłam przeciwniczkę
wzrokiem.
-Teraz jest ten czas, kiedy możesz się wycofać- uśmiechnęłam się do niej. Prychnęła.
Helena
była bardzo pewna siebie i działała spontanicznie, bez strategii. Jej
zaletą była waleczność, a wadą roztargnienie i kiepska koncentracja.
Mimo to była najlepsza w całym swoim domku i przywodziła dzieciom Aresa.
Skupiłam
się na jej ostrzu, a także na jej rękach i nogach. W słońcu ledwo
zauważalnie błysnął sztylet schowany w rękawie. Amatorka.
Gdy
rozpoczął się pojedynek cały czas uważałam na wszystkie niekontrolowane
ruchy i próby zaatakowania tajną bronią. Skupiłam sie bardziej na
parowaniu jej ciosów, niż zadawaniu własnych. Wolałam ją zmęczyć, ale
już po kilkunastu minutach równej walki zauważyłam, ze nie ma to
najmniejszego sensu i zaczęłam wyprowadzać agresywne i nieoczekiwane
pchnięcia. Helena broniła się dzielnie, ale nie obyło się bez krwi po
obu stronach. Dziewczyna z gracją rozcięła mi odsłonięty nadgarstek, a
ja uderzyłam bliżej i zraniłam ją płytko w prawy bok. Po chwili
zwycięstwo było moje.
Helena upadła
pod naciskiem mojego kopnięcia i miecz wyleciał jej z dłoni. Szybko
przycisnęłam butem nadgarstek z mieczem i zmusiłam ja do poddania.
Spojrzała na mnie z urazą. Cóż, zdarza się. Pomogłam jej wstać i
spojrzałam na innych zebranych.
-Ktoś
jeszcze?- spytałam z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Wszyscy powoli
się wycofali. Rozległ sie gong i wszyscy ruszyli do Wielkiego Domu na
obiad. Zostałam w tyle i poczekałam na Jaesemine. Córka Afrodyty z
uśmiechem na twarzy podbiegła do mnie.
-Gratulację,
Chess!- wykrzyknęła radośnie. A potem zaczęła mówić. Nawet nie
wysiliłam się, by posłuchać. Zwykle mówiła o kosmetykach lub ciuchach.
Wolałabym porozmawiać o książkach lub pojedynkach, ale Jaesemine miała
wyjątkowo mało do powiedzenia w tym temacie.
Dowlokłam
się do pełnego już Wielkiego domu i zajęłam swoje miejsce przy stoliku
Hadesa. Siedziałam tam sama, ale jak zwykle odpowiadało mi to. Nie
musiałam się ściskać przy stoliku Hermesa, czy Afrodyty. Mogłam w
spokoju zjeść.
Nałożyłam sobie na
talerz nóżkę kurczaka i łyżkę ziemniaków. Potem sięgnęłam po mizerię.
Sięgnęłam i wrzasnęłam. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Po chwili
jednak powrócono do swoich zajęć, a ja siedziałam z otwartą buzią.
Przede mą stała rozmyta postać o bujnych brązowych włosach i bystrym,
ale jakby nieobecnym spojrzeniu. Postać tak bardzo przypominała Hadesa.
Miała na sobie za dużą koszulkę obozową z napisem na ramieniu. Wytężyłam
wzrok i odczytałam go. Nico. Tak tam pisało. Teraz rozumiałam, dlaczego
był tak podobny do Hadesa, choć podobno bogowie nie przekazują genów. A
może po prostu był mimo wszystko podobny do mnie? Miał trochę
jaśniejsze włosy. Moje z łatwością podchodziły pod czerń, a jego były po
prostu ciemne. Patrzał w dal, jakby przeze mnie. Czułam się, jak gdyby
ktoś prześwietlał moją duszę.
-Zniknęłaś-
wyszeptał nagle i usiadł na ławce, naprzeciw mnie. Usiadł, a nie
zniknął, jak się spodziewałam.- Jedz- powiedział.- Są bardzo smaczne.
Patrząc
na niego uważnie nałożyłam sobie mizerii i zaczęłam powoli jeść.
Siedział spokojnie za rękoma na kolanach. Patrzał w jeden punkt i czasem
mówił coś swoim smetnym, jakby zmęczonym głosem.
-Czemu tu jesteś?- spytałam, gdy przełknęłam ostatni kęs mięsa. Przesunął wzrok na mnie. Spojrzał mi w oczy i zamyślił się.
-Ojciec wysłał mnie, bym pomógł rozwikłać tajemnicę- oznajmił po chwili. Zainteresowałam się.
-Jaką tajemnicę?
Wzruszył powoli ramionami. Westchnęłam.
-Czy
ty musisz wszystko robić tak wolno? To denerwujące- mruknęłam. Znów
wzruszył ramionami, lecz teraz zrobił to zdecydowanie szybciej i
pewniej. - Jesteś duchem?
-Jestem żywy- powiedział i dotknął delikatnie mojej dłoni. Nagle przeszył mnie dreszcz.
Przed
oczyma przemknęły mi obrazy z czasów, gdy znalazłam sie w obozie
pierwszy raz, przy Nico. Widziałam dokładnie, jak się razem droczyliśmy,
jak płataliśmy kawały Percy'emu Jacksonowi, jak razem byliśmy na misji.
Zobaczyłam nasze wspólne posiłki i to, jak uczył mnie walczyć, a potem
okazało się, że robię to lepiej od niego.
-Och- wyrwało mi się.
-Właśnie. A teraz chodźmy do Chejrona- oznajmił.
Wstałam i ruszyłam w stronę stołu dla nauczycieli i opiekunów, ale nim tam dotarłam zatrzymałam się nagle.
-A oni cię widzą?- spytałam, a on pokiwał głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz