sobota, 16 maja 2015

Spotkanie po latach- Bogini Hadesu

-Jak to możliwe?- to zasadnicze pytanie nie dawało mi spokoju już od dwóch dni, a dokładnie od kiedy nagle obudziłam się w Obozie Pół-krwi. 
-Znalazłaś się 211 lat temu, a odnalazł cię sam Nico, gdy Persefona wyjawiła mu w końcu, że ma jeszcze jedną siostrę, ukrywaną. Szukał, szukał i znalazł cię. Byłaś niezła. Udałaś się z nim na kilka misji. Ale potem znów w niewyjaśnionych okolicznościach nagle zniknęłaś. pamiętam jaki Nico był wtedy załamany...- powiedział w końcu Chejron. Już kilka razy próbowałam zacząć ten temat, ale dopiero teraz centaur raczył mi odpowiedzieć.
-A teraz?- spytałam zamyślona.
-Nico może i był silnym herosem, ale nie bogiem... Starzał się dużo wolniej ale cały czas był śmiertelny. Zmarł pięć lat temu, podczas swojej ostatniej walki z Hydrą. 
-Więc jak to możliwe, ze ja żyję? I w dodatku mam się świetnie?- miałam coraz więcej pytań i z niecierpliwością czekałam na odpowiedź.- Czy byłam od niego dużo młodsza?
-Młodsza?- powtórzył cicho Chejron i zamyślił się.
 Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się nad brzegiem jeziora. Nie stałam na plaży, lecz na skraju lasu, w którym znajdował się obóz. Za moimi plecami trenowali młodzi herosi.
-Byłaś młodsza- przerwał milczenie centaur.- O trzy lata... Miałaś inną matkę, lecz Nico uparcie nazywał cię di Angelo.
-Więc jak naprawdę się nazywam?- spytałam, a on wzruszył ramionami.
-Hej, Chester!- odwróciłam się i zobaczyłam Helenę Cejrowską z domku Aresa machającą do mnie mieczem.- Jeśli na serio jesteś taka dobra, to chodź i się zmierz!- zawołała wesoło wymachując ostrzem we wszystkie strony. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyjęłam swój miecz z pochwy. Znalazłam go, gdy przeglądałam rzeczy z domku Hadesa.
 Nie było tam zbyt dużo ekwipunku. Znalazłam sporo pamiątek po Nico, ale mało broni, czy jakichś rzeczy wskazujących na moją przeszłość. Odkryłam to ostrze i Chejron powiedział, że od zawsze należało tylko do mnie. Było świetnie wyważone i dopasowane do mojej ręki.
 Odmachałam mieczem do Heleny i podbiegłam do niej. Stanęłyśmy naprzeciw siebie, a dookoła zgromadziło sie sporo herosów z jej domku, a także domku Ateny, Afrodyty i Hekate. Otoczyli nas kołem. Zmierzyłam przeciwniczkę wzrokiem.
-Teraz jest ten czas, kiedy możesz się wycofać- uśmiechnęłam się do niej. Prychnęła.
 Helena była bardzo pewna siebie i działała spontanicznie, bez strategii. Jej zaletą była waleczność, a wadą roztargnienie i kiepska koncentracja. Mimo to była najlepsza w całym swoim domku i przywodziła dzieciom Aresa.
 Skupiłam się na jej ostrzu, a także na jej rękach i nogach. W słońcu ledwo zauważalnie błysnął sztylet schowany w rękawie. Amatorka.
 Gdy rozpoczął się pojedynek cały czas uważałam na wszystkie niekontrolowane ruchy i próby zaatakowania tajną bronią. Skupiłam sie bardziej na parowaniu jej ciosów, niż zadawaniu własnych. Wolałam ją zmęczyć, ale już po kilkunastu minutach równej walki zauważyłam, ze nie ma to najmniejszego sensu i zaczęłam wyprowadzać agresywne i nieoczekiwane pchnięcia. Helena broniła się dzielnie, ale nie obyło się bez krwi po obu stronach. Dziewczyna z gracją rozcięła mi odsłonięty nadgarstek, a ja uderzyłam bliżej i zraniłam ją płytko w prawy bok. Po chwili zwycięstwo było moje.
 Helena upadła pod naciskiem mojego kopnięcia i miecz wyleciał jej z dłoni. Szybko przycisnęłam butem nadgarstek z mieczem i zmusiłam ja do poddania. Spojrzała na mnie z urazą. Cóż, zdarza się. Pomogłam jej wstać i spojrzałam na innych zebranych. 
-Ktoś jeszcze?- spytałam z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Wszyscy powoli się wycofali. Rozległ sie gong i wszyscy ruszyli do Wielkiego Domu na obiad. Zostałam w tyle i poczekałam na Jaesemine. Córka Afrodyty z uśmiechem na twarzy podbiegła do mnie.
-Gratulację, Chess!- wykrzyknęła radośnie. A potem zaczęła mówić. Nawet nie wysiliłam się, by posłuchać. Zwykle mówiła o kosmetykach lub ciuchach. Wolałabym porozmawiać o książkach lub pojedynkach, ale Jaesemine miała wyjątkowo mało do powiedzenia w tym temacie.
 Dowlokłam się do pełnego już Wielkiego domu i zajęłam swoje miejsce przy stoliku Hadesa. Siedziałam tam sama, ale jak zwykle odpowiadało mi to. Nie musiałam się ściskać przy stoliku Hermesa, czy Afrodyty. Mogłam w spokoju zjeść.
 Nałożyłam sobie na talerz nóżkę kurczaka i łyżkę ziemniaków. Potem sięgnęłam po mizerię. Sięgnęłam i wrzasnęłam. Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Po chwili jednak powrócono do swoich zajęć, a ja siedziałam z otwartą buzią. Przede mą stała rozmyta postać o bujnych brązowych włosach i bystrym, ale jakby nieobecnym spojrzeniu. Postać tak bardzo przypominała Hadesa. Miała na sobie za dużą koszulkę obozową z napisem na ramieniu. Wytężyłam wzrok i odczytałam go. Nico. Tak tam pisało. Teraz rozumiałam, dlaczego był tak podobny do Hadesa, choć podobno bogowie nie przekazują genów. A może po prostu był mimo wszystko podobny do mnie? Miał trochę jaśniejsze włosy. Moje z łatwością podchodziły pod czerń, a jego były po prostu ciemne. Patrzał w dal, jakby przeze mnie. Czułam się, jak gdyby ktoś prześwietlał moją duszę.
-Zniknęłaś- wyszeptał nagle i usiadł na ławce, naprzeciw mnie. Usiadł, a nie zniknął, jak się spodziewałam.- Jedz- powiedział.- Są bardzo smaczne.
 Patrząc na niego uważnie nałożyłam sobie mizerii i zaczęłam powoli jeść. Siedział spokojnie za rękoma na kolanach. Patrzał w jeden punkt i czasem mówił coś swoim smetnym, jakby zmęczonym głosem.
-Czemu tu jesteś?- spytałam, gdy przełknęłam ostatni kęs mięsa. Przesunął wzrok na mnie. Spojrzał mi w oczy i zamyślił się.
-Ojciec wysłał mnie, bym pomógł rozwikłać tajemnicę- oznajmił po chwili. Zainteresowałam się.
-Jaką tajemnicę?
 Wzruszył powoli ramionami. Westchnęłam.
-Czy ty musisz wszystko robić tak wolno? To denerwujące- mruknęłam. Znów wzruszył ramionami, lecz teraz zrobił to zdecydowanie szybciej i pewniej. - Jesteś duchem?
-Jestem żywy- powiedział i dotknął delikatnie mojej dłoni. Nagle przeszył mnie dreszcz.
 Przed oczyma przemknęły mi obrazy z czasów, gdy znalazłam sie w obozie pierwszy raz, przy Nico. Widziałam dokładnie, jak się razem droczyliśmy, jak płataliśmy kawały Percy'emu Jacksonowi, jak razem byliśmy na misji. Zobaczyłam nasze wspólne posiłki i to, jak uczył mnie walczyć, a potem okazało się, że robię to lepiej od niego.
-Och- wyrwało mi się.
-Właśnie. A teraz chodźmy do Chejrona- oznajmił.
 Wstałam i ruszyłam w stronę stołu dla nauczycieli i opiekunów, ale nim tam dotarłam zatrzymałam się nagle.
-A oni cię widzą?- spytałam, a on pokiwał głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz