poniedziałek, 30 marca 2015

Nie wszystkie drogi prowadzą do celu. Niektóre wiodą w zupełnie inną stronę.

Adrian Ignacy 

 Gdy otworzyłem oczy znajdowałem się w pomieszczeniu z niebywale wysokim sufitem zdobionym freskami. Selene pochylała się nade mną. obok niej stał dostojnie wyglądający mężczyzna. Miał jasną cerę i czerwone oczy. Wampir. Spojrzał mi w oczy i prowokacyjnie przejechał językiem po ostrych kłach. Widząc to Selene uderzyła go lekko ręką w tył głowy. ten spojrzał na nią z rozbawieniem i oddalił się od sofy, na której leżałem. Dziewczyna natomiast odgarnęła włosy z mojego czoła podała szklankę z wodą. Wypiłem z wdzięcznością. Suchość paliła mnie w gardle. Mało pamiętałem z tego, co stało się wcześniej.
 Byłem w lesie... dziad mnie tam wysłał... Spotkałem ją... Piękna Selene i... jej siostry... To one spłoszyły konia... Selene jest demonem!
 Zachłysnąłem się pitą wodą. Widząc jej twarz tak blisko swojej, jej cudowne oczy... Odsunąłem się gwałtownie. W mojej głowie zbudził się obraz demona, jako paskudnego, morderczego stworzenia. Obraz dawnej Selene, która tyle razy była blisko mnie, odsunął się w dal. Odłożyłem szklankę, niestety, zrobiłem to dość niefortunnie. Naczynie przewróciło się, potoczyło po stoliku stojącym obok sofy oblewając swoją zawartością spódnicę klęczącej obok Selene. Zaraz, od kiedy ona nosi spódnice?
 Od kiedy pamiętałem, Selene zawsze była w spodniach. Nie ważne jakich, ale spodniach. Było jej wtedy najwygodniej, czuła się szczęśliwa nie musząc nosić spódnic, jak większość kobiet na zamku mojego dziada. Wtedy jeszcze myślałem, że ona też gdzieś obok mieszka, że jest Córką Światła. Ona, która zawsze była uśmiechnięta, pomocna. Ona, która teraz patrzyła na mnie dużymi oczyma, w których krył się lęk i trochę zdenerwowania. Może myślała, ze zna mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, jak na to zareaguję? Jednak, jak można przewidzieć reakcję osoby na informację, która kompletnie odmienia jego życie?
 Przypomniałem sobie jednak, że mogła ona zabić mnie tyle razy, a nie zrobiła tego. Może na prawdę nie chce tego zrobić. jedyne, co mogę, to zaufać jej.
-Przepraszam- bąknąłem wracając do wcześniejszej pozycji na sofie. Nie położyłem się jednak, lecz usiadłem przed nią.
 Po chwili i dziewczyna odetchnęła z ulgą. Nie zauważyła mokrej plamy na spódnicy, puki nie zapytałem o tą zmianę w ubierze.
-Bo tak przystoi damie- odparła. Tego trochę za dużo.
-Przecież nie jesteś damą. Zawsze mi to mówiłaś- zauważyłem.
-Tak, ale...- zacięła się na chwilę.- Teraz jestem na dworze mojego ojca. Tu wszystko jest tak, jak on chce. I... Teraz jesteś przymusowym gościem... Przeze mnie.


Marlena Adelajda

 Ze snu wybudził mnie krzyk. Dochodził on zza ściany i wydawał się być oznaką wielkiego przerażenia. Bez namysłu wybiegłam z pokoju i w krótkiej sukience pełniącej rolę koszuli nocnej zapukałam do drzwi pokoju Cassie. Najwyraźniej nie tylko ja  się przestraszyłam, bo korytarzem nadszedł młody chłopak. Zobaczywszy mnie zatrzymał się i spojrzał w tył, czy nikt więcej nie idzie.
-Słyszałaś?- spytał. Kiwnęłam głową. Trochę zapomniałam o tym, dlaczego tu przyszłam i zaczęłam się zastanawiać, co chłopak robi w damskich sypialniach.-Ona tak ma. Podobno śnią się jej koszmary od kiedy wyparła się dla mnie rodziny.
-Ty jesteś tym demonem?- spytałam patrząc się na niego głupio. No przecież, że on. Nikogo innego by to nie zainteresowało.
 Ale on tylko kiwnął wesoło głową i nacisnął klamkę. Wszedł do pokoju. Obciągnęłam w dół sukienkę i weszłam za nim. Cassie siedziała skulona w kącie łóżka. Równe zęby zagryzła na dolnej wardze tak mocno, ze krew spłynęła jej po brodzie. Wpatrywała się przy tym w jakiś punkt za ciemnej zasłonie. Demon podszedł do niej i usiadłszy za nią przytulił do swojej klatki piersiowej. Dziewczyna wtuliła się w niego, a potem podążyła wzrokiem po pokoju. W jej oczach czaił się lęk. Jakby bała się tego pomieszczenia. 
 Gdy mnie dostrzegła wymusiła na sobie uśmiech. Usiadłam naprzeciw nich, pod drugiej stronie łóżka.
-To nic- powiedziała Cassie tonem podobnym do mojej macochy, gdy lekceważąco i bez żadnych odczuć chwaliła moje dobre oceny. Kiedy starała się zachowywać jak każda matka, a jednocześnie stawała się coraz bardziej obca dla dziecka.- To nic- powtórzyła dziewczyna wpatrując sie we mnie.
 Miałam ochotę zapytać, co jest niczym. Dlaczego krzyczała, co takiego jej się śniło? Z każdym pytaniem, które zadawałam sobie w duchu jej spojrzenia na mnie umacniało się i po pewnym czasie zaczęło mi ciążyć na klatce piersiowej.
 Wzrok dziewczyny był nieugięty, a mnie zaczynała boleć głowa. Czułam się, jakby coś ciężkiego przycisnęło moje płuca. Gardło zaczęło palić, powietrze nie było błogosławieństwem, lecz pogarszało ból. Ręce zaczęły mi drżeć. Chciałam coś powiedzieć, kazać jej przestać. W myślach wręcz ją błagałam. Nic. Siedzący za nią chłopak patrzył na to z przerażeniem. W końcu poczułam moje serce, które wołało w niebogłosy, by dać mu odetchnąć, a tymczasem nadal w przyśpieszonym kilkanaście razy tempie pompowało krew, która za nic nie chciała płynąć w moich żyłach. Wytrzeszczyłam  oczy. Bolało niemiłosiernie.
 W końcu moje ciało odmówiło posłuszeństwa i osunęło się bezwładnie w tył, a gdy nie napotkało materaca spadło na podłogę wykonując przewrót w tył i uderzając głową w ramę łóżka. Świadomość nie opuściła mnie. Nadal czułam, widziałam i słyszałam. Nie mogłam się jednak ruszyć, a ból wykańczał mnie i nie ustępował, lecz nasilał się.
 Słyszałam, jak demon wyrywa się z wcześniejszego otępienia i krzyczy do Cassie. Ta przez chwilę nie reaguje. Słowa jego są tak donośne, że po minucie wybudzają ją z transu, w którym była, gdy prześlizgnęła się do mnie leżącej bezwładnie, by nadal zadawać mi ból samym patrzeniem. Krzyk demona zwraca dziewczynę ku niemu i lekko wytrąca z równowagi panującej w hipnozie, w jakiej się znajdowała. Ból wewnątrz mojego ciała osłabia się z każdą setną sekundy. Cassie upada, a do pokoju wbiega Madame i kilka dziewcząt, które zaalarmował donośny głos demona. Nikt nie zastanawia się, co on tu robi. Dziewczęta niczym doświadczone w takich sprawach lekarki wydają polecenia chłopakowi. Ten podźwiga się na nogi i bierze nieprzytomną ukochaną na ręce, wychodzą z pokoju. Część mojej duszy, jakby odrywa sie i biegnie za nimi. 
 W tym czasie Madame podbiega do mnie i macha ręką przed oczyma. Mrugam, lecz nadal nie potrafię ruszyć się. Czuję zaś dokładnie to, co biedna Cassie. Chłód powietrza smagającego jej skórę, gdy biegiem przenoszą ją do szpitala przecinając wskroś dziedziniec. Ciepłe powietrze i wilgoć panującą w szpitalnej salce.
 Moja dusza rozszczepiła się.
 Super.
 Jeśli ktoś jeszcze nie dostrzegł ww wcześniejszej informacji ogromu sarkazmu, to uprzejmie o tym informuję. Nie, rozszczepienie nie jest fajne. Przynajmniej tyle dowiedziałam się z lekcji, które zdążyłam już odbyć.
 Po pewnym czasie siły wróciły do mnie i odzyskałam władzę nad ciałem. Przynajmniej tyle miałam, bo już nawet własna dusze mnie nie chciała.
 Madame pomogła mi wstać i odprowadził do pokoju.
-Od czasu, gdy wyzbyła się więzi rodzinnych ściga ją klątwa nałożona przez jej własnego brata. Łączyła ich mocna więź, więc chłopak szybko dowiedział się o zdradzie dziewczyny i bardzo go ona zabolała. Bardziej niż kogokolwiek i nie mógł on jej tego wybaczyć. Kilka dni później nawiedził ją we śnie i rzucił klątwę, która jest prawem każdego Anioła. W obliczu zdrady bolesnej może on przekląć zdrajcę na nieokreślone cierpienie zgodne z męką, jaką poniósł zdradzony. Chodzi o to, że im bardziej on cierpiał tym bardziej ona będzie cierpiała, a razem z nią wszyscy, na których choć trochę się otworzy, by i ona mogła doznać uczucia odrzucenia, gdy odejdą od niej przyjaciele- mówiła Madame z żalem w oczach.- ja, Chris, i nieliczne jeszcze osoby... Przynajmniej raz doświadczyliśmy okropnych koszmarów, w których widzieliśmy z boku różne złe rzeczy. Nikt jednak nie spotkał sie z tak otwartym atakiem ze strony klątwy- dodała smutna dyrektorka.- Klątwa uczyniła z dziewczyny nieobliczalną osobę o dwóch twarzach. Jedna zrównoważona, spokojna, pomocna i wesoła, a druga mściwa, wredna, krwiożercza i okrutna, żywiąca się ludzkim bólem- z każdym słowem Madame strach napawał mnie jeszcze bardziej. Na pozór wesoła i słodka dziewczyna okazała się potworem. Świat Mroku odkrywał przede mną swoje najskrytsze tajemnice.
 Usiadłam na łóżku wyprostowana jak struna. Po chwili podciągnęłam nogi aż pod brodę, by znów jej wyprostować. Nie wiem dokładnie, jak wyglądała moja mina, ale nie mogła być miła, ani opanowana, bo Mdame prysunęła sie podładziłą mnie po głowie.
-Nie można jej teraz tak zostawić- powiedziała patrząc na mnie i obserwując moje reakcje. Ja starałam sie natomiast przypomnieć aurę i kolory otaczające wtedy dziewczynę. Nie było ich. 
-Czy każdy ma swoje kolory?- spytałam ni z tego, ni z owego.
-Tak, inne zależnie od nastroju, ale zawsze jakieś są- odparła ona.
-Cassie ich wtedy nie miała. Żadnego koloru.
-Pomóż jej- odparła jedynie dyrektorka.- Ona nie potrafi sama sobie z tym poradzić, bo wie, że każdy, kto tego doświadczy oddali się. Boi się przyjaźni. Nigdy do nikogo nie podeszła z własnej woli, bo niegdyś, gdy tak zrobiła, dziewczyna odwróciła się od niej po pierwszym koszmarze. Nieliczni potrafią wytrwać.
 Wtedy Cassie obudziła się w salce szpitalnej. Ujrzała swojego demona i wspomnienia do niej powróciły. Zaczęła bać sie, czy jej wybaczę. W głębi serca zadręczała się myślą, ze się odwrócę i znów straci kolejną osobę. 
 Madame spojrzała na mnie nie pewnie. Zrozumiałam, że zadała mi jakieś pytanie, ale nim zdążyłam poprosić o powtórzenie, w mojej głowie rozległ się głos Cassie.
- Odseparowałam się od każdego, aby nikt nie ucierpiał przeze mnie. Madame, Chris i kilka innych osób z własnej woli przyjęło cierpienie, które im narzuciłam razem ze swoją przyjaźnią. otworzyłam sie do ciebie pierwsza, bez słowa ostrzeżenia, to był mój duży błąd. Przepraszam. Wybacz mi, bo nawet jeśli się oddalisz, nie chcę żyć w świadomości, że mnie nienawidzisz, jak nie jedna już osoba.
-Czas, daj mi czasu, bym wszystko dobrze przemyślała. Nie mogę obiecać ci, że nie odejdę nigdy, ale wybaczenie moje otrzymałaś nim o nie poprosiłaś- odrzekłam.
 Czy powiedziałam to jedynie w myślach, nie wiem. Mimo to, Madame patrzała na mnie z nieukrywanym zainteresowaniem. Nagle oblicze jej twarzy rozjaśniło się.
-Połączenie- szepnęła.- Nawiązałyście połączenie. Wasze dusze wymieniły się kawałkami siebie. Rozszczepiły, a potem uzupełniły braki cząstkami od drugiej osoby- szeptała dalej. Z zafascynowaniem patrzała na moją twarz, jakby się na niej coś pojawiło i miała rację. Na prawej stronie czoła i tymże policzku zakwitł tatuaż w kształcie pnączy. Na środku czoła jaśniała gwiazda wyglądająca niczym betlejemska, a roślinność wcześniej wspomniana tworzyła jej ogon.- Przepiękne- wyszeptała dotykając delikatnie całej konstelacji.

Adrian Ignacy

 Przyodziałem sie w strój, który podsunęła mi Selene i obejrzałem się w lustrze. Wyglądałem gorzej niż gwardziści na zamku dziada. Mundur był opięty i zbyt mały. Miałem zdecydowanie szerszą klatkę piersiową i barki. Wyglądałem żenująco.
 Selene jednak zamiast wymienić mi strój podeszła i mamrocząc coś pod nosem dotknęła materiału. Ten dopasował się idealnie w jedną sekundę. Powinienem być zachwycony, ale ja w pierwszej kolejności odskoczyłem od niej niczym oparzony, apotem burknąwszy jakieś przepraszam, za to zachowanie podziękowałem za poprawienie znaczne mojego wyglądu. Nadal nie potrafiłem pogodzić sie z sytuacją w której sie znalazłem.
 Byłem więźniem, to jasne. Ale jakim więźniem. Traktowali mnie jak gościa, ale Selene wyraźnie mi uświadomiła, że nie puszczą mnie szybko, jeśli w ogóle puszczą. Dlaczego? Sam Bóg tylko wie.
-Pośpiesz się- mruknęła Selene, gdy po raz setny przeczesałem włosy przed lustrem. 
 Chwilę później złapała mnie za ramię i wyciągnęła z pokoju. Zbiegliśmy na parter po szerokich schodach. Budynek, w którym się znajdowałem był prawdziwym pałacem. Sufit znajdował sie wysoko, a z niego zwisały kryształowe żyrandole uzupełniające światłem przestronne pokoje i długie korytarze. Ciężkie aksamitne zasłony przesłaniały częściowo widok z okien. Te były wiecznie czyste, a złota rama wręcz błyszczała w świetle słońca. Cały pałac miał kształt litery u. Pomiędzy dwoma skrzydłami, na ograniczonej przestrzeni znajdował się dziedziniec wyłożony marmurowymi płytami, z basenem po środku i roślinami doniczkowymi na bokach.
 Szliśmy na kolacje z panem domu, jednym z przywódców buntu przeciwko Lucyferowi, ojcem Selene, Magnusem Romanović'em. To on nakazał przyodziać mnie w ten mundur. Kolacja ponoć miała być uroczysta, więc postanowiłem sie nie odzywać, by przypadkiem nie palnąć jakiegoś głupstwa. Wiedziałem i tak mało, mimo, ze przez ten cały dzień Selene zdążyła dużo mi opowiedzieć o drugiej stronie tego świata. Zawsze sądziłem, że demony... no cóż, zachowują się jak demony, ale najwidoczniej nie wszystkie. Niektóre zwyczaje ze strony Mroku, przedstawiają ich w dużo lepszym świetle niż nas, Światłych.
 Gdy weszliśmy do wielkiej jadalni stół był prawie zapełniony. tylko u jednego końca parę miejsc było wolnych. Na samym końcu siedzi pan, a obok jego rodzina i to tam Selene sie skierowała ciągnąc mnie za sobą. Usiadła tuż przy końcu stołu, a mnie posadziła obok siebie.
 Po chwili drzwi znów otwarły się i wmaszerował przez nie Magnus Romanović w towarzystwie siedmiu osób. trzech sióstr Selene, trzech braci i matki, pani Teresy Romanović. Wszyscy wstali poczekali, aż pan zajmie miejsce. Ten usiadł na krańcu stołu, Teresa naprzeciw Selene, jej siostry obok matki, a chłopcy obok mnie.
 Wszyscy siedli i zaczęli jeść. Rozpoczęła sie normalna kolacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz