Rude włosy zsunęły jej sie na twarz. Odgarnęła je i szybko wsadziła pod czapkę. Odchrząknęła cicho.
-Harry był... był najlepszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć i wiem, ze każda chwila spędzona w jego towarzystwie nigdy nie będzie straconą. Był zabawny, przyjacielski, pomocny... Świat bez niego nie będzie już taki sam- nabrała głęboko powietrza i rozpłakała się.
Minęły dwa tygodnie od dnia, który zapadł na zawsze w pamięci nie tylko Gryfonom, ale chyba wszystkim czarodziejom. Dnia, w którym Wielka Bitwa o Hogwart zakończyła się wygraną, ale także śmiercią Voldemorta i Harrego. Ginny i Hermiona opłakiwały także śmierć innego kolegi. Rona. Cały Gryffindor stracił podczas tej bitwy dużo ważnych, lubianych osób. Był przecież Remus, Neville, Fred...
Hermiona wstała od stołu i podeszła do swojej przyjaciółki. Złapała ją za rękę i zaprowadziła do stołu, gdzie pozwoliła jej wypłakać się. Tymczasem do mównicy podeszła pani Molly Weasley. Minister wybrał ją tymczasową opiekunką Hogwartu, z racji tego, że prof. Snape i prof. MacGongall zginęli, a nikt inny po tym, co się wydarzyło nie miał ochoty zająć uczniami i odnowieniem szkoły. Tak więc kobieta, która jednego dnia straciła dwie ważne osoby stanęła na podium i przemówiła. Nie było to nic oficjalnego. podziękowała wszystkim za pozostanie na miejscu i ofiarowaną pomoc. Wyraziła dosadnie swój ból po stracie, z którym do końca jeszcze nie uporała. Zaprosiła do jedzenia. Była to swego rodzaju stypa. Dnia wcześniejszego wszyscy polegli spoczęli na cmentarzu w Dolinie Godryka, a dziś nastąpiło uroczyste pożegnanie zasłużonych w Hogwarcie, szkole, która dla wielu nadal jest jedynym domem.
Molly wróciła do stołu dla nauczycieli, przy którym siedział Hagrid, prof. Spourt, prof. Zabini i Artur Weasley.
Draco skrzywił sie na swoim siedzeniu. przy stole Ślizgonów oprócz niego nie było prawie nikogo. Blaise, Pansy, Crabbe i Goyle. Oni wszyscy go opuścili. Teraz siedział koło jakiejś szóstoklasistki. Ta miała minę jakby wysłali ją na ścięcie i siedziała ze spojrzeniem ponurym, wbitym w talerz. Jej duże zazwyczaj radosne oczy wydawały się martwe. Draco niechętnie zauważył także, że dziewczyna wyglądała arystokratycznie pięknie. Zaczął się zastanawiać kim ona może być.
Luna, która dotychczas sie mu przyglądała, teraz spuściła wzrok. Stół Ravenclawu jak i Hufflepuffu był przepełniony. Ludzie, którzy cenili sobie mądrość i chęć niesienia innym pomocy, nie opuścili Hogwartu w słusznej sprawie. Nie tak jak Ślizgoni, którzy zniknęli w większości.
Gdy na stole pojawiły się potrawy dziewczyna nie zareagowała. Jakaś koleżanka podsunęła jej budyń. Nie chciała. W końcu skusiła sie na trochę puddingu.
Przy stole Gryfonów panowała niecodzienna cisza. Wszyscy wiedzieli, że z czasem wszystko wróci do normy, ale jeszcze nie teraz. To był czas powagi. Wszyscy mieli ponure nastroje. Ginny płakała. Herma siedziała wpatrzona w pusty talerz. Zachowanie godne reakcji na wieść o końcu świata. Nie dziwota, jeżeli niektórzy z poległych byli dla uczniów całym światem.
Dla Eleny Muzotti było to zbyt krępujące, by długo tak wytrzymać. W końcu szóstoklasistka wstała i udała się do pokoju wspólnego Ślizgonów zostawiając Dracona samego z Lily i Shonem, drugoklasistami.
Droga do lochów wydawała się dziewczynie całą wiecznością. Zwykle pokonywała ja z Lilka, a jeśli tylko miała taką możliwość, w ogóle nie ruszała sie ze swojego dormitorium. Teraz wzięła z pułki ledwo zaczętą wczoraj książkę "Kiedy dwa plus dwa wychodzi trzy..." Była to oczywiście książka autorstwa jakiegoś mniej znanego czarodzieja, niedostępna w mugolskich księgarniach. Mimo to, lektura była nudna i mozolna. Po kilku kolejnych stronach Elena zbuntowała się przeciw sobie i wyrzuciła książkę na szafę. Sięgnęła po list od matki. Te kilka linijek na powrót obudziło w niej gniew.
Droga Eleno Konstancjo Muzotti!
Wiedz, że ja i twój ojciec bardzo cie kochamy i szanujemy twoje decyzje. Jeżeli jednak postanowisz zostać w tej nic nie wartej szkole, zamiast wrócić do rodziny, musisz liczyć się z naszą kategoryczną dezaprobatą. Nie jest w progach naszego domu mile widziany zdrajca. Wszystko zależy od ciebie, ale wiedz, że nie musisz wracać.
Z poważaniem
Twoja czcigodna matka
Andromeda Muzotti
Wydziedziczyła ją. Tak po prostu matka ja odrzuciła. Już nie ma domu. Nie ma nawet dokąd iść. Położyła sie na łóżku, na plecach i zapatrzyła w sufit.Nie zauważyła, kiedy ktoś wszedł. To był Draco.
- Chodź- powiedział chłopak wyciągając do niej rękę. Popatrzyła na niego zdezorientowana, ale po chwili chwyciła wyciągniętą w jej stronę dłoń. Draco prowadził ją korytarzami Hogwartu. W końcu znaleźli się przed pokojem życzeń. Pojawiły sie przed nimi te tajemnicze drzwi prowadzące do miejsc tym różniejszych jak różne są marzenia czarodziejów.
Draco uchylił drzwi przed Eleną i pozwolił jej przejść pierwszej. Widok zaparł jej dech w piersiach. To nie był zwykły pokój. Dziewczyna znajdowała się w pięknym salonie, którego ściany zdobiły najpiękniejsze obrazy, podłogi wyścielone były najbardziej miękkimi dywanami, a z sufitu niczym promienie słońca spływały kryształowe żyrandole. Naprzeciw drzwi znajdował się kominek z marmuru, a w środku wesoło trzaskał ogień. Przed nim stał stoliczek i dwa fotele. Na podstawce, na blacie stolika stały dwie filiżanki z gorącą zawartością.
Elena z rozanieleniem opadła lekko na jeden z foteli wzięła do ręki filiżankę i wciągnęła parę unoszącą się nad czekoladą. Zerknęła na Draco, który wyglądał przed duże balkonowe okno na wyimaginowany obraz pięknego ogrodu. Odwróciła wzrok.
Nagle poczuła ucisk w klatce piersiowej. Potem potworny ból rozszedł sie po jej ciele poczynając od opuszków palców stóp i dłoni, a kończąc na sercu. Dziewczyna odpłynęła, a gorąca czekolada wylała się na jej czarną sukienkę i oparzyła rękę, ale Elena nie czuła. Jej podświadomość przeniosła się bowiem gdzieś indziej.
Elena
Poczułam niewyobrażalnie silny ból w okolicach klatki piersiowej, a wcześniej w całym ciele. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam nie widziałam już Draco, ani tego przepięknego salonu. Znajdowałam sie w lesie, w samym środku bitwy. Nie była ona jednak podobna do tej o Hogwart, w której brałam udział. To była bardziej bójka. Tylko, że jej uczestnicy odbierali sobie życie.
Jedni mieli arystokratyczne rysy twarzy, niczym ja, a drudzy surowe oblicza. Ci pierwsi wyglądali na zwykłych, a tych drugich wyróżniały nieludzko długie kły.
-Ten las należy do Elfów!- wrzasnął jeden z pierwszych.
-Wampiry nie pozwolą wam na to!- odezwali się drudzy i walka rozgorzała na nowo.
Wtedy zrozumiałam kogo widzę. Choć te stworzenia widziałam jedynie w książkach, od razu uwierzyłam, że to coś więcej niż sen.
Walka Elfów z Wampirami przeniosła się w inne miejsce. Na obrzeża lasu. Gdy z niego wyszłam zobaczyłam mury Hogwartu, a raczej jego pokaźne ruiny.
W jednym z okien zobaczyłam Ginny, a winnym Lilkę. Natychmiast powróciłam do rzeczywistości. Nie było to tak bolesne, jak przyjście tutaj. Po prostu zamknęłam oczy i znalazłam sie z powrotem przy Draco. Gdy rozchyliłam powieki ujrzałam jego przestraszoną minę i jeszcze jedną osobę. Hermę.
Draco
Przystawiła filiżankę do ust, a gdy ją odstawiła nagle osunęła się na ziemię. Filiżanka z brzdękiem rozbiła się na podłodze. Nie miałem pojęcia, co robić, więc zrobiłem to, co pierwsze przyszło mi do głowy. Wziąłem jej różdżkę i wysłałem patronusa do Hermiony. Ta najwyraźniej nie robiła nic ważnego, bo przybyła już chwilkę później. gdy mnie zobaczyła najpierw się zdziwiła i zdenerwowała, a potem, gdy zobaczyła Elenę, zmiękła i podeszła do niej.
-Co ty tu robisz?- spytała, gdy przyłożyła dziewczynie różdżkę do czoła.
Wzruszyłem ramionami.
-Przyszedłem z nią- powiedziałem po chwili.- Żeby przestała się zadręczać listem od matki...
Skinęła tylko głową i robiła swoje. Byłą urodzoną magomedyczką. Sprawdzała właśnie... w zasadzie nie potrafię powiedzieć, co, ale wtedy Elena nagle się obudziła. Podniosła się i chyba chciała coś powiedzieć, ale zawiesiła się, gdy zobaczyła Hermę.
-Są tutaj- powiedziała patrząc uważnie w jakiś punkt za nami. Hermiona pokręciła głową w zdumieniu i pomogła jej wstać.
-Zaprowadzę cię do pani Weasley- powiedziała, ale gdy zrobiła krok, Elena zachwiała się.
-Może ja to zrobię- zaproponowałem i podałem dziewczynie ramię.
-Nie potrzebuję pomocy, ja...- nie dokończyła tylko ponownie omdlała. Przytrzymałem ją, by nie upadła.
Herma przykazała mi, bym wziął ją na ręce i szedł za nią. Zaprowadziła mnie do szpitala. Nadal leżało tam kilka osób, ale znalazło się miejsce dla Eleny. Położyłem ją obok pani Trelawney, na ostatnim łóżku. Od razu podeszła pani Pomfrey. Byłem zbyt przejęty widokiem tylu rannych w jednym miejscu i to Hermiona opowiedziała pielęgniarce, co się wydarzyło.
Znów nie minęło dużo czasu, gdy dziewczyna się obudziła. Tym razem powiedziała trochę więcej.
-Gdzie Ginny i Lilka?- zapytała. Herma i pani Pomfrey spojrzały po sobie zdziwione.
-W bibliotece- odparła Herma.
-Za kilka minut... ekhe!ekhe!- rozkaszlała się.- Elfy i wampiry Ekhe!- znów poczęła kaszleć.- bitwa o las... będzie widać z okna biblioteki...- nie wiem, czy chciała coś jeszcze powiedzieć, bo znów odpłynęła w inny świat.
-Wariatka- mruknąłem i wyszedłem.
Nie wiedziałem, co właściwie mam teraz zrobić. Słowa Eleny brzmiały w mojej głowie. Kusiło mnie żeby wyjść do lasu i sprawdzić ich prawdziwość. W końcu postanowiłem przejść sie po prostu do biblioteki. Nawet jak nic nie zobaczę, to przynajmniej znajdę jakąś książkę dla zabicia czasu.
Podążyłem korytarzami Hogwartu i nagle poczułem się jak kiedyś, gdy byłem zwykłym uczniem. Teraz jestem bohaterem, jednym z wielu. Wszyscy, którzy przeżyli bitwę są bohaterami. Każdy zrobił cos, przez co zasłużył na to miano, ale ja... Nie wiem, czy powinienem się tak nazywać. Mój ojciec był jednym z gorszych śmierciożerców. Nie zrobiłem nic. Prawie stanąłem po stronie zła. To w zasadzie przez jedną osobę, której spojrzenie było silniejsze niż krzyk ojca, bo dawało nadzieję, nie strach, nie zginąłem razem z Voldemortem. Przez Elenę.
Tamtego dnia, gdy stałem na środku pomiędzy Voldemortem, a panią MacGongall, ona spojrzała na mnie swoimi dużymi szarymi oczami i dała mi odwagę i nadzieję. Ona się zbuntowała, więc czemu ja nie mogłem? rodzice zawsze mi rozkazywali, a przecież to moje życie! I zostałem. Nie żałuję.
Dotarłem do biblioteki kilka minut później. Znalazłem Lilkę i wyminąłem ją bez słowa. Zacząłem wpatrywać się w okno. Nie wiedziałem, co dokładnie chcę ujrzeć, ale już po chwili z lasu wybiegły dwie walczące ze sobą grupy. Elfy i wampiry. Elena miała rację.
Czym prędzej wysłałem Ginny po Hermionę i panią Weasley.
Ta ostatnia czym prędzej wybiegła z zamku. Przez okno przyglądałem się, jak swoimi "matczynymi" czarami rozdziela dwie ekipy i żąda wytłumaczenia. Nie ciągnęło mnie do wychodzenia. Stwierdziłem raczej, ze będę wygodny i poczekam na wiarygodne wieści od Hermiony. Sam udałem sie z powrotem na salę szpitalną. Gdy wszedłem uderzyła mnie jedna rzecz. Wszyscy pacjenci spali, jedno z okien było wybite, a Elena zniknęła.
Elena
Gdy się znów obudziłam leżałam na łóżku szpitalnym. Draco i Hermiona gdzieś zniknęli. Pani Pomfrey także nigdzie nie widziałam. leżąca obok mnie Trelawney spała. Obejrzałam się dookoła i znów przyłożyłam głowę do poduszki. Ciekawe jak zareagowali na moje słowa. Nie było przecież normalne, że dziewczyna, która dopiero co zemdlała zaczyna mówić o Elfach i wampirach.
Nagle rozległ się brzdęk tłuczonego szkła i przez rozbite okno wpadła zakapturzona postać w towarzystwie dementorów. Stworzone z cienia postaci rozpłynęły sie po całej sali. Zakapturzona postać podeszłą do mnie. Sięgnęłam ręką po różdżkę, ale jej nie znalazłam. Usiadłam na łóżku i cofnęłam się pod samą ścianę. Nic nie przychodziło mi do głowy. Postać złapała mnie za rękę i teleportowała się. Nie sądziłam że w Hogwarcie teraz tak można.
Znaleźliśmy się na opuszczonej posesji. Trawa byłą tam wysoka do kolan, ścieżki zarośnięte, a dom stojący na środku przypominał ruderę. Ściany były poobdzierane z farby, dachu w zasadzie w połowie nie było, tak jak i części okien.
Rozejrzałam się po okolicy i powróciły wspomnienia. Rodzina, rodzeństwo, wspólne obiady, huśtawka za domem, teraz zardzewiała i przewrócona. To był mój dom.
-Poznajesz, Ell?- spytała postać zdejmując kaptur.
-Kaspar?!- krzyknęłam zdziwiona. Co on robił?
-Witaj, kocie- mruknął on.
-Co ty wyprawiasz, myślałam, że ci z ministerstwa już cię zamknęli w Azkabanie- warknęłam i rzuciłam mu się na szyję.- Nie widziałam cię od... dawna! Czemu nie pisałeś?
-Rodzice mi zabronili, jak się dowiedzieli, że cię wydziedziczyli, wredne su...
-Przestań, było minęło. Siedzą, nie?- spytałam z ciekawości.
-Nie żyją Ell, moi też. Miałem szczęście, uciekłem, zanim wpadli tu aurorzy- westchnął.
Weszliśmy do domu. W środku wyglądał gorzej niż na zewnątrz. Usiedliśmy na deskach.
-Po co mnie tu ściągnąłeś?- spytałam po chwili.
-Nie podoba ci się, że znów mnie widzisz.
-Pieprzysz Kaspar, ty we wszystkim masz jakiś interes- syknęłam.
Na jego twarz wstąpił grymas.
-Jesteś coraz bardziej niegrzeczna- zauważył.- Co ta szkoła z tobą zrobiła?- wystawił rękę, by pogładzić mnie po policzku, ale odtrąciłam go.
-Ta szkoła nauczyła mnie, co to przyjaźń, miłość i poświęcenie. Zostałam tam, by bronić swoich przekonań i sprawiedliwości, a ty... stchórzyłeś!- krzyknęłam. Zdenerwował się. Wstał i uderzył mnie w twarz. Splunęłam mu krwią pod nogi.
-Nie będziesz mnie obrażać... dziwko!- krzyknął.- To ty i Malfoy jesteście tchórzami! Voldemort się o was troszczył,a wy się przyczyniliście do jego śmierci!
Wstałam i odsunęłam się od niego. Oszalał. Zapomniałam, ze wcześniej był śmierciożercą i łatwo nie wyzbył się swoich przekonań. On zawsze uważał, ze poglądy Riddle'a są słuszne. Cofnęłam się jeszcze kilka kroków, a on zbliżył sie. W końcu natknęłam sie na ścianę i jęknęłam. Kaspar wyjął różdżkę i krzyknął:
-Crucio!- zaczęłam zwijać się z bólu. Każdy kawałek ciała palił mnie niemiłosiernie. Skurcze trawiły moje mięśnie. Serce burzyło się i nie chciało już pompować krwi. Miałam wrażenie, jakbym stanęła w środku płomieni, lub ktoś obdzierał mnie żywcem ze skóry.
Wrażenie ustało. Leżałam na podłodze. Kaspar kopnął mnie w brzuch. Rozkaszlałam się. Wyplułam sporo krwi. W końcu straciłam przytomność.
Draco
-Co?- nie wierzyłem jej.
-Powiedzieli, że jakiś Śmierciożerca powiedział, żę jedni z nich będą mogli zająć zamek. Nie kłamię!- warknęła jeszcze raz Herma.- Teraz lepiej ty wytłumacz, co tu się stało.
-Kiedy nie wiem jak- jęknąłem.- Wszedłem, a jej nie było, przysięgam.
Hermiona zdenerwowała się. Zaczęła nerwowo przechadzać się po pokoju. Mruczała coś pod nosem. Co chwilę zatrzymywała się wpół kroku.
-Gdzie mieszkała?- spytała w końcu.
-Co?- zapytałem. Zastanowiłem się, po co jej to potrzebne i gdzie w ogóle mieszkała Elena.- Obok mnie chyba...- stwierdziłem po chwili. Przypomniałem sobie przytulny domek Muzottich.
-Super- Herma złapała mnie za rękę i wyjęła różdżkę. Teleportowaliśmy się na moją posiadłość.
Elena
Gdy się ocknęłam leżałam przywiązana za nadgarstki do starego łóżka.
-Chcesz pewnie wiedzieć, o co chodzi z tą wizją- Kaspar uśmiechnął się szelmowsko, a ja skrzywiłam.- Nic. Podesłałem do twojego umysłu obraz. To cię osłabiło i odwróciło uwagę tych idiotów- chłopak roześmiał się w głos.
-Ty bezduszny...- odezwał się głos. Wytężyłam wzrok i rozejrzałam sie po pokoju. Kaspar zerwał sie na równe nogi i sięgnął po różdżkę. Z mroku wyłoniła sie Hermiona razem z Draconem. Różdżkę skierowana miała prosto na Kaspara.
-Ani kroku- warknął Malfoy. On także miał wyciągniętą różdżkę.- Crucio- syknął. Kaspar zwinął się z bólu na brudnej podłodze.
Hermiona podbiegła do mnie i rozwiązała. Podała mi moją rózdżkę.
-Pozwól mi- powiedziałam do Draco, a ten odsunął się od chłopaka.
Używałam zaklęć niewybaczalnych tylko kilka razy w życiu. teraz byłam w pełni przygotowana by popełnić to wykroczenie raz jeszcze. Kaspar spojrzał na mnie błagalnie. Nie, teraz nie będzie litości. Wszyscy śmierciożercy muszą zginąć.
-Avada Kedavra!- wrzasnęłam, a moja różdżka wystrzeliła zielonym światłem.
Hermiona
Spojrzałam na Elenę, gdy ta wymawiała zaklęcie bez krzty litości, skruchy, czy przebaczenia. Wzięłam różdżkę i wystrzeliłam sygnał do Rity Skeeter. Będzie zadowolona z materiału. Potem złapałam Draco i Eleną za ręce i teleportowałam się na błonia Hogwartu. Po drodze wytłumaczyłam Elenie, co dokładnie zaszło podczas rozmowy z Elfami i wampirami. Pradawne istoty zostały zbudzone przez Śmierciożercę i napuszczone na siebie pod pretekstem zajęcia tych terenów. Trzeba przyznać, że Kaspar dobrze to obmyślił. I Elfy i wampiry od zawsze miały słabość do walk o terytoria.
Przekroczyliśmy mury szkoły i wszystko wróciło do normy. Rozpoczął się powolny czas odbudowy Hogwartu i serc ludzi, którzy chroniąc go stracili nie jedną ważną rzecz, a z nią kawałek siebie.