Zaprowadził mnie do stajni. Serio?
-Chowasz dowody w stogach siana?- szepnęłam prosto do jego ucha. Zaśmiał się.
-Na pewno nie ukryłem ich w pałacu- odparł.- Musimy się wybrać na małą przejażdżkę- dodał.
-Nie szkodzi, uwielbiam konie.
-Wiem- skwitował jedynie i zaprowadził mnie pod boks karego ogiera.
-Widzę,że na prawdę sporo o mnie wiesz- mruknęłam. Fryzy były moimi ulubionymi końmi od zarania dziejów. Czyli długo.
Chłopak uśmiechnął się tylko pod nosem.
Osprzęt znalazłam naprzeciw boksu. Osiodłałam i okiełznałam konia szybszymi i bardziej wyćwiczonymi ruchami niż książę. Wyprowadziłam konia na zewnątrz, przed stajnię i wskoczyłam na niego. Chwilę później i Jasper wyszedł na dwór. Siedział już na swej siwej klaczy.
Chłopak ruszył galopem w momencie gdy zobaczył na drugim końcu ogrodu królową i księcia Henrego. Pognałam za nim.
Gdy znaleźliśmy się za bramą, przez którą przelecieliśmy jak strzała, w gęstym lesie, Jasper zwolnił trochę.
-Słuchaj- zrównał się ze mną i pozwolił klaczy iść na wolnej wodzy.- Powiedziałaś, że potrzebujesz dowodu, by nam zaufać, więc ci go pokażę, ale jest jeszcze coś. Kłamstwa.
Zmierzyłam go wzrokiem.
-Jeśli chcesz się z czegoś zwierzyć, to zapraszam- powiedziałam ironicznie.
-Wiem o tobie dużo więcej iż myślisz. Wiele więcej niż komukolwiek powiedziałem. Zbierałem informację od czasu misji Warszawa.
-Więc pewnie sporo ich masz- podsumowałam siląc się na znudzony ton.
-Chcesz wiedzieć?- spytał przypatrując mi się uważnie.
-Czemu nie- stwierdziłam.- Choć raczej mnie nie zaskoczysz.
Zaśmiał się.
-Zaskakuje mnie twoje znudzenie całą sytuacją. Nie boisz się, mimo że wiem, że jesteś morderczynią?- wzruszyłam ramionami.- Własnego ojca?
Tym razem spojrzałam mu prosto w oczy. Muszę przyznać, że lekko się spięłam.
-Ile osób musiałeś zabić za tą informację?- wysiliłam się na żart.
-Wystarczyło pogrzebać w pamiętnikach matki- oznajmił spokojnie.- Wyjawię ci pewną tajemnicę- dodał już poważniejszym tonem.- Wiem, kto był zleceniodawcą.
Zapadła śmiertelna cisza. Przełknęłam ślinę. W sumie, to od miesięcy podejrzewałam, kto za tym wszystkim stał.
-Jak to możliwe, że choć mieszkałam na zamku, nigdy wcześniej cię nie widziałam?- spytałam wymijająco.
-Kiepsko zmieniasz temat. A mały książę od zawsze ma ogrom obowiązków- odparł.- Możliwe, że minęliśmy się parę razy, ale muszę przyznać, ze wyprzystojniałem, przez te parę lat- oznajmił dumnie.
-Zabawne- stwierdziłam oschle.- Jakąś jeszcze tajemnicą chciałbyś się podzielić?
-Mam wrażenie, że to raczej ty powinnaś się teraz otworzyć.
-Chcesz wiedzieć ile dokładnie osób zabiłam, czy ile biorę za zlecenie?- spytałam sarkastycznie.- Bo oprócz tego nie mam żadnych tajemnic. Przynajmniej przed tobą, bo jak już oboje zauważyliśmy, wiesz o mnie o wiele za dużo- zrobiłam krótką pauzę.- Wiesz, że będę cię musiała za to zlikwidować?
Parsknął śmiechem.
-Mogłabyś próbować- oznajmił.- Szczególnie w tej kiecce.
Tym razem to ja się zaśmiałam.
Nim się obejrzałam dojechaliśmy do wysokiego żywopłotu. Jasper zeskoczył z konia, więc zrobiłam to samo. Zwierzęta zaczęły się paść. Chłopak ruszył wzdłuż zielonego ogrodzenia z ręką przy liściach. Szukał wejścia?
I chwilę potem je znalazł. Uchylił drewniane drzwi, złapał mnie za rękę i wprowadził do środka. Po schodach zeszliśmy do wielkiego bunkru pełnego regałów. W zasadzie wyglądało to jak stare muzeum. Jasper pociągnął za sznureczek i rozbłysło światło.
-To jest twój dowód?- spytałam lekko sceptycznie.
-To są moje sekrety. Nikt nie wie, że się tu znajdują. Jest wśród nich i dowód. myślę, ze sama go znajdziesz- stwierdził i przysiadł na schodach, a mnie nie zostało nic innego jak się tam rozejrzeć.
Sorki za tak długą przerwę. Naszła mnie wena, więc piszę! Mam nadzieję, że się podoba!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz