-Dlaczego nie miałabyś tego zrobić?- spytała Aśka, gdy limuzyną jechałyśmy w stronę jedynego na rejonie Popolskim lotniska. Wiedziałam to z dwóch powodów. Po pierwsze: Rejon Stliczny znajdował się na terenach dawnej Francji, a tak długa droga kusiła przestępców i wrogów polityki i króla. Drugi powód był oczywisty. Zostałyśmy z Aśką, Esmeraldą i Maggie dobrze poinformowane na temat tego, co się w najbliższym czasie wydarzy i jak powinnyśmy się zachowywać. W podróży towarzyszyła nam cały czas uśmiechnięta kobieta z siwymi włosami i wieloma zmarszczkami na twarzy. Raczyła nas wieloma opowieściami, ale teraz umilkła i pozwoliła nam swobodnie porozmawiać.
-Nie wiem- odparłam.- Chyba nie potrafiłabym pozbyć się tego dziwnego wrażenia, że to wszystko jest z czyjejś woli. Że to nie moja decyzja.
-Nawet, gdybyś go kochała?- spytała Esmeralda. Była smukłą, wysoką blondynką o dużych niebieskich oczach i pełnych ustach, z których prawie w ogóle nie schodził uśmiech. Przedziałek na boku sprawiał, ze włosy opadały jej falami na twarz. Były ładnie wycieniowane, z przodu krótsze, do ramion, a z tyłu sięgały krzyża.
-No...- zastanowiłam się chwilę.- To chyba by wszystko zmieniało, choć świadomość jakiegoś przymusu pozostałaby na zawsze- stwierdziłam po chwili.
Maggie uśmiechnęła się. Miała na zębach kolorowy aparat. Termin jego zdjęcia przypadał na następne dni, ciekawe, co zrobią z nim w pałacu. Ciekawe też, czy i tamtejsi styliści pomyślą, ze włosy dziewczyny powinny wrócić do dawnego koloru. Teraz jasny, wręcz biały blond widać było tylko tuż przy głowie. Reszta jej pięknych prostych włosów była koloru niebieskiego.
-Ja chciałabym wygrać. Myśl, że mogłabym zacząć tak wiele znaczyć i zapewnić rodzinie lepsze życie. To...
Aśka spuściła głowę i zagryzła wargi. Nie chciałam, żeby kończyła. To nie skończyłoby się dobrze. A ja musiałam przecież zachować zimną krew. Najdłużej jak się będzie dało. Na zamku w końcu zorientują się, że robię, to co robię i będzie po mnie.
Tymczasem dotarliśmy na lotnisko. Lot był przyjemny, znane mi już wcześniej uczucie tym razem nie zachwycało mnie tak bardzo, jak wcześniej. Cieszyłam się, gdy w końcu wylądowaliśmy w Stolicznym. Gdy wyszłyśmy z samoloty zorientowałam się, ze reszta uczestniczek też już jest. Guwernantka wydała kilka ostatnich poleceń, udzieliła rad i ruszyłyśmy na spotkanie z rodziną królewską. Inne kandydatki musiały powściągnąć radość i ekscytację, ja próbowałam zapanować nad strachem i złością.
Wmaszerowałyśmy równo do wielkiej sali, której piękna nie jestem w stanie wyrazić. Kryształowe żyrandole, ogromny stół, malowidła na suficie i ścianach, to wszystko, co już wcześniej widziałam, a i tak robiła na mnie ogromne wrażenie. Za każdym razem zapierało dech w piersi. A minęło już tyle czasu...
Każda z nas starała się wyglądać dumnie i pięknie. Nawet ja. Choć w przeciwieństwie do innych nie uległam pokusie uśmiechnięcia się choćby na chwilę. Dlatego tak łątwo mnie dostrzegli. Bo byłam inna. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.